sobota, 27 czerwca 2015

2. "Pierwszy dzień Hogwartu" – Ignis aurum probat

     Przed Wami rozdział drugi. Serdecznie zapraszam! Miłej lektury.
- Do Ceremonii Przydziału  przystąpi również przeniesiona z Durmstragu uczennica. Powitajmy proszę Fenixę Katarinę Romanow! - zawołała profesor McGonagall, zwijając lekko pożółkły pergamin. Hermiona zamarła. Fenixa? Czyżby chodziło o młodsza siostrę Ariny? Jej najlepszej przyjaciółki? Gryfonka odwróciła głowę, gdy w tym samym czasie w progu stanęła smukła dziewczyna o włosach w kolorze krwi i oczach w odcieniu granatu. Fen wyglądała dobrze nawet w szkolnym mundurku. Spódniczka idealnie podkreślała jej nogi, bluzka opinała delikatnie biust. Wcale nie była wyzywająca jak Parkinson czy inne, jej podobne dziewczyny. Nie rozejrzała się po całej Wielkiej Sali, tak jak to robił każdy. Uśmiechnęła się lekko, uniosła podbródek i spokojnie podeszła do stołka. Hermiona wiedziała, że Fenixa jest arystokratką z krwi i kości. Mimo jej porywczego, wybuchowego charakterku była dobrze wychowana. Choć czasami nie wytrzymywała i pokazywała światu, co może odparować, gdy ktoś sprowokuje jej cięty język. Cięty język? - pomyślała Hermiona z rozbawieniem, wspominając jak w wakacje dwa lata wcześniej Fen uprosiła ją i swoją starszą siostrę, żeby poszły z nią do baru. Spławiła tam jakiegoś chłopaka, który się do niej przystawiał. Mówił, że był straszy od nich o 4 lata, więc tym bardziej groteskowo wyglądało, gdy odchodził ze łzami w oczach. - Raczej ostrze noża w buzi. Gryfonka obejrzała się i zobaczyła, że wiele osób z zaciekawieniem wpatrywało się w nową uczennicą. Gdyby tylko wiedzieli jakie informacje alchemiczne ona posiada, to było po prostu zadziwiające... Litwinka usiadła zgrabnie na stołku i nałożyła sobie na głowę Tiarę. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem widząc niezadowoloną minę Fenixy.
 - Romanow, tak? - spytało nakrycie głowy. - Cięty język Ślizgonów, odwaga Gryfonów, mądrość krukonów, bezinteresowność Puchonów, no, w razie wielkiej potrzeby. Jednak ta mściwość... Kochanieńka, ciężko z tobą, oj bardzo ciężko. Jednakże... SLYTHERIN! - stół Ślizgonów podniósł ogromną wrzawę. Po raz pierwszy od dawna ktoś dołączył do jednego z domów, nie mając jedenastu lat. Hermiona zobaczyła jak Zabini wstał i przywitał pannę Romanow jak najlepszą przyjaciółkę, pocałunkiem w policzek. Malfoy po prostu podał dłoń, gratulując. Od kiedy oni się znają? Z tego co pamiętała, najmłodsza latorośl Romanowów uwielbiała drani, a nie- upadłe gwiazdy i casanovy. Dyskretnie wysłała wiadomość na serwetce do świeżo upieczonej Ślizgonki, z prośbą o spotkanie. Gdy ta odczytała, ledwo dostrzegalnie skinęła głową. Hermiona uśmiechnęła się. Już ona się do wie dlaczego ta złośnica przeniosła się do Hogwartu.
     Panna Granger szybkim krokiem przemierzała korytarze. Musiała dopaść Litwinkę, za nim ta dotrze do lochów pod eskortą dwóch nieaktualnych "książąt" domu Salazara. Nie było się jednak czym martwić. Zobaczyła ją przed wejściem, nonszalancko opartą o ścianę. Bawiła się delikatną, plecioną bransoletką.
- Fenixa! - zawołała prefekt naczelna. Siostra jej najlepszej przyjaciółki, no prawie najlepszej, tuż po Ginny, uniosła swoje niebieskie oczy i wygięła delikatnie usta w uśmiechu.
- Witaj, Herm! - ucieszyła się dziewczyna.
- Cieszę się, że cię widzę. - uściskały się serdecznie. Nie widziały się od rozpoczęcia wojny. Nagle Hermiona dostrzegła czarny napis na przegubie koleżanki.
- Ditto, Gryfonko. - zaśmiała się i widząc jej spojrzenie podwinęła rękaw szaty, ukazując cały tatuaż.
- Życie to iluzja. Nie daj się jej uwieść*. - Granger bezwiednie przetłumaczyła na głos. - Kiedy go zrobiłaś? - spytała.
- Jak wujek Voldziu przegrał. - wzruszyła obojętnie ramionami i spojrzała na swą rozmówczynie taksująco. - Dalej chodzisz z Łasicą? - zmieniła temat. Wojna nie była czymś, o czym chcą rozmawiać młodzi ludzie, zwłaszcza kiedy niedawno się zakończyła i zabrała wielu bliskich im ludzi.
- Tak dalej z nim jestem. - podkreśliła. Chodzenie z kimś uważała za dziecinne, infantylne. Ona z Ronem była. Chodzić to mogę na spacery -  A ty co? Kogo ostatnio usidliłaś? - nie miała ochoty znowu się tłumaczyć ze swoich decyzji. Romanow machnęła lekceważąco ręką.
- Kiedy indziej. Chciałabyś pewnie wiedzieć co mnie sprowadza do tej szkoły, nie? - Gryfonka uśmiechnęła się, Fen zawsze była bezpośrednia.
- Chodziłaś do Durmstragu. - przypomniała.
- Przyjechałam by poznać narzeczonego. - oznajmiła, tonem sugerującym, że tematem rozmowy była pogoda.
- NARZECZONEGO?! - wykrzyknęła. Fenixa wybuchnęła śmiechem, widząc minę przyjaciółki swojej starszej siostry.
- Planowane małżeństwo. Nie miałam nic do gadania. - wydusiła między atakami śmiechu.
- Współczuję ci. - oznajmiła Gryfonka zgodnie z prawdą. - I nie widzę tu powodów do radości. - uniosła lewą brew.
- Nie ma czego współczuć. - zbyła ją rudowłosa. - Mój narzeczony przynajmniej nie ma lordozy a ni podkręcanego wąsika i jest w moim wieku. Poza tym, wiesz, zawsze jest jakiś plus. - wzruszyła ramionami.
- Kto jest? - padło pytanie.
- Ja. - obydwie spojrzały w stronę z której dochodził głos. Hermiona zobaczyła Blaise'a Zabiniego, przyjaciela Malfoya.
- Nie uczyła cię mama, że się nie podsłuchuje rozmów? Zwłaszcza damskich? - prychnęła Fenixa. Chłopak podszedł do niej i cmoknął w czoło, w odpowiedzi Ślizgonka przewróciła oczami.
- Nie.- odparł krótko, uśmiechając się zadziornie.
- Idiota.- skomentowała Litwinka. - Cholera, zimno tu czy mi się wydaje? - rozejrzała się na boki. Chciała oszczędzić sobie dalszych, fałszywych czułości, które mógłby jej ufundować.
- GDY CI ZIMNO, GDY CI ŹLE CHODŹ DO MNIE,  PRZYTULĘ CIE!!!!!!!! - krzyknął Zabini. Hermiona parsknęła śmiechem, a Fenixa wzniosła oczy ku niebu, żałując, że nie może uciec gdzieś z dala od tego kretyna,
- Zabini, znam cię od kilku godzin, a już jesteś moim problemem. - westchnęła. Czarnoskóry objął ją ramieniem i szepnął do ucha, sugestywnym szeptem.
- Skarbie, z problemem najlepiej się przespać. - Fenixa odskoczyła od niego jak oparzona.
- Zabini, bo powiem Malfoyowi, że go zdradzasz. - zagroziła żartobliwie Hermiona, celując w niego palcem. Chłopak spojrzał na nią z miną zbitego szczeniaczka.
- Znają się od kilku godzin i już przeciwko mnie spiskują! - powiedział do siebie. Odwrócił się na pięcie i zniknął w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Panna Romanow przewróciła oczami.
- Idę uspokoić jego zdeptane ego. Do zobaczenia, Herm! - musnęła wargami powietrze wokół jej policzków i poszła za Zabinim, zostawiając Gryfonkę samą.
     Draco po całej tej uroczystości w Wielkiej Sali miał wrażenie, jakby ktoś spuścił z niego resztki sił, które mu pozostały. Wypompowany i pełen złości rozejrzał się wokół. Jego najlepszy przyjaciel przynajmniej kogoś miał, w razie czego mógł liczyć na minimum wsparcia, odrobinę zrozumienia. A on? Nie dość, że musiał użerać się z bratem, to jeszcze Astoria mogła się całkowicie obrazić. Westchnął zrezygnowany. Życie waliło mu się na głowę i nie było nawet kogoś, kto pomógłby mu zbierać gruz. Zadurzona w nim idiotka siedziała całkiem blisko niego uśmiechając się do swoich przyjaciółek, poprawiając przy tym włosy co kilka sekund. Pogrzebał jeszcze trochę w talerzu, mając nadzieję, że nikt nie zobaczy jego wyjścia z formy. Nie musiał się martwić, każdy był zajęty swoimi sprawami, mało kogo z ich stołu obchodził Zdrajca Czarnego Pana - Malfoy. Kiedy wszyscy zaczęli powoli wychodzić, podjął spontaniczną decyzję, po czym podbiegł do Astorii.
- Ast...-sam nie wierzył w swoją czułość. - Wiesz...ja...sorry...- bał się czy to wystarczy, ale najwyraźniej tak było, bo rozpromieniła się cała. - Wiesz... wynagrodzę ci to. Wiem co lubią takie kociaki. Spotkajmy się za godzinę w Pokoju Wspólnym a potem cię gdzieś zabiorę. - uśmiechnął się. Ta propozycja złagodziła jego wyrzuty sumienia.
- Ale super! - zaczęła piszczeć i skakać a po chwili jak szalona poleciała szukać przyjaciółek, by powiedzieć im o wszystkim. Wrócił do Sali, żeby zabrać kilka pączków owiniętych w serwetki. Niech już ma. Ich relacja jeszcze mu się przyda.
      Starszy Malfoy po usłyszeniu swojego imienia i nazwiska wstał i ukłonił się. Nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią. Po nudnej Ceremonii Przydziału w końcu zabrał się do jedzenia. Jego brat wyglądał marnie, chudo. Chyba się czymś martwił. Ale co go to obchodziło? Znalazł tu pracę, żeby ocieplić swój wizerunek, a potem wrócić w wielkim stylu na salony. Nie przyjechał niańczyć Draco. Młody przecież ma jakąś dupę i niech radzi sobie sam. Chciało mu się rzygać. Tak pełno szlam... Cholernych, brudnych szlam... Dlaczego nie mogli wygrać? Dlaczego musiał udawać dobrego? I dlaczego ma uczyć obrony przed przedmiotem, z którego jest najlepszy?! Świat zwariował. I ten jego brat... Zdrajca. Miał ochotę się go pozbyć... ale nie mógł. Zabicie własnego brata? Akurat teraz kiedy dostał szansę na ponowne brylowanie? Musi teraz znaleźć sposób na wywindowanie się na szczyt, a nie na zabijanie brata. Ciekawe tylko jaki to sposób? Nie był cudotwórcą! I nagle! Jest! Przyszło mu to do głowy w ciągu kilku sekund. Reszta planu powoli znalazła swoje miejsca w mózgu. Idealnie! Granger, Granger... Gdzie ona jest? O! Siedzi! Blada, smutna, chudziutka. Świetnie! Osamotniona i w depresyjnym nastroju była łatwym celem. Da się łatwo zmanipulować, bo potrzebuje męskiego ramienia, uścisku, pomocy... Wyciągnę do niej rękę i już ją mam! Jasne, że dla niego była  ohydna, ale co może lepiej zadziałać na opinię o nim jak nie związek z cudowną szlamą, przyjaciółką Pottera, naczelną kujonicą i ulubienicą czarodziejskiego świata? On, odnowiony, nawrócony Śmierciożerca ''zakochuje'' się i jest dobrym chłopakiem... A potem można upozorować tragiczne samobójstwo. O, świetnie! Uda rozpacz, smutek...A to przyciągnie do niego te kobiety, które odrzucił związek z Granger. I pięknie. Postanowił jak najszybciej zacząć realizację planu. Dał sobie rok na poderwanie jej. Potem kolejny rok-dwa związku, następnie podczas jego wyjazdu jej stanie się krzywda. Rok na dramat i udawaną depresję. A potem całe życie odcinania kuponów od tej farsy. Warto? No jak nie jak tak! Zadowolony z siebie spokojnie dokończył jedzenie obmyślając szczegóły planu.
     Malfoy junior w tym czasie zdążył zejść do lochów i z pomocą czarów rozpakować walizki. Szybki prysznic, ładna, czarna koszulka, ciemne jeansy, kilkudniowy zarost... Po raz pierwszy tego się uśmiechnął bez przymusu. Wyglądał nawet fajnie... Mięśnie jeszcze nie całkiem mu zmizerniały... Mniej więcej zadowolony z siebie spakował pączki do papierowej torebki, jednej z tych, które Blaise trzymał w górnej, prawej szufladzie biurka, sam nie wiedząc po co. Blondyn wyszedł z komnaty idąc prosto do Pokoju Wspólnego. Cel tego wieczoru stał przy drzwiach wyjściowych nerwowo rozglądając się na boki. Miała srebrną spódniczkę obszytą błyszczącymi cekinami w tym samym kolorze. Do tego czarną bokserkę z niesamowicie głębokim dekoltem. Nie umiała ustać na zbyt wysokich, czarnych szpilkach. Mocny makijaż czynił ją podobną do klauna a okropny tapir straszył. Wzdrygnął się. Oczekiwał dziewczyny z klasą. Mimo obrzydzenia podszedł do niej spokojnie i klepnął ją w tyłek ledwo przykryty skrawkiem materiału o hucznej nazwie spódniczki. Pisnęła radośnie. Tak, ku jego lekkiemu, ukrywanemu nawet przed samym sobą, zgorszeniu, lubiła być witana.
- Co będziemy robić? - mrugała zawzięcie długimi rzęsami.
- Zobaczysz, chodź... - przeszedł przez drzwi pierwszy, nie czuł potrzeby bycia dżentelmenem. Ona zresztą też nigdy tego nie chciała, kiedyś, gdy odsunął jej krzesło, powiedziała, żeby tak nie robił, bo tak nie zachowuje się prawdziwy macho. Dostosował się, kpiąc z niej w duchu. Przemierzali kolejne korytarze, aż w końcu dotarli do całkiem pustej sali.

*cytat Martyny Janowskiej, który pozwoliła mi udostępnić.
No i jest! W końcu przyszła wena, wyjątkowo kapryśne stworzenie. Już niedługo akcja rozpocznie się tak NAPRAWDĘ. Mam nadzieję, że Wam się podobało. Jest jeszcze pytanie- co myślicie o tym by publikować nasze opowiadanie na wattpadzie?
PS Takie momenty jak opisy uczuć kogoś pobocznego typu Ash będą bardzo rzadko, pojawiło się to, żeby przybliżyć Wam jego plan i cel intrygi.

Wasza Eleonora.

sobota, 6 czerwca 2015

1. "Koniec jednego, początek drugiego" – Ignis aurum probat

     Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że Wam się spodoba :). Bądźcie jednak dla mnie wyrozumiali, sami wiecie, to dopiero początki. Miłej lektury!
     
Krople deszczu powoli uderzały w szybę. Patrzyła w dal, nie zdając sobie sprawy, że po jej twarzy też lecą krople wody. Inne niż te na zewnątrz, bardziej osobiste. Skomplikowane. Wracała na siódmy rok do Hogwartu, wbrew Ronowi i Harry'emu. Czasem zastanawiała się nawet czy nie wbrew samej sobie. W końcu powinna szukać rodziców, przywrócić im pamięć. Ale gdzieś w głębi siebie czuła, że oni chcieliby dokończenia jej edukacji. Teraz byli bezpieczni. Jeszcze ich znajdzie... na pewno... W tym samym momencie drzwi przedziału otworzyły się i do środka weszła rudowłosa postać.
- Byłam zaprosić Lunę i Nevilla. Nie obrazisz się? - spytała Ginny, siadając na przeciwko.
- Co? Nie, oczywiście, że nie. - odpowiedziała z fałszywym uśmiechem. Luna weszła spokojnie niczym nimfa. Jej chłopak wniósł torby i opadł obok panny Lovegood. Milczeli.
- Wiecie, że ostatnio widziałam gumochodzika? Są niesamowite! - odezwała się Krukonka. No nie! Tylko tego brakowało! Gumochodziki? Luna w ogóle się nie zmieniła. Hermiona poruszyła się niespokojnie. - Hermi, dręczą cię dupkogryzy? - Ginny omal nie parsknęła śmiechem a Neville wyglądał jakby powstrzymywanie się od okazania radości miało wpłynąć na to, że się udusi.
- Nie, Luno. - wycedziła panna Granger. - Muszę iść do profesor McGonagall. - i nie zważając na to, że dyrektorka była już w Hogwarcie, wyszła.
     Młody Malfoy nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził po przedziale i wiercił się na fotelu. Zajmował różne miejsca, przybierał rozmaite pozycje. Czytał po 10 razy jedno zdanie. Bawił się różdżką. Podwijał i odwijał rękawy koszuli. Zabini oglądał to przedstawienie z rosnącym zaniepokojeniem, lecz nie reagował. Po co? Jeśli Dracon chciałby mu coś powiedzieć, to dawno by to zrobił. Skoro milczał i zachowywał się tak, jakby chciał coś ukryć, niech ma. Jego wola. Zabini mógł udawać idiotę i sprawiać wrażenie, że nie widział tej szopki. Proszę bardzo. Wojna z Czarnym Panem się skończyła. Obydwu nie czekało sielskie życie. Co prawda ich rodziny przeszły na dobrą stronę w czasie bitwy, a oni już wcześniej działali dla Zakonu, ale mimo tego i uniewinnienia ich podczas wakacyjnego procesu lekkie, przyjemne życie pozostawało tylko marzeniem. O dziwo, zupelnie jak nie oni, najmniej ubolewali, że interesują się nimi teraz już tylko Ślizgonki, w dodatku takie nie bojące się o swoją reputację... Czemu Draco to nie ruszało - nie wiedział, bo Astoria nie nadawała się na dłużej, więc, zdaniem Zabiniego oczywiście, zbliżał się czas poszukania sobie kogoś nowego. On, natomiast, ku swojej rozpaczy,miał już wybraną żonę przez matkę i jej nowego fagasa, zatem na razie szukał rozwiązania tej patowej sytuacji, a nie nowej koleżanki. Spojrzał na przyjaciela, ciekawy czego dotyczą jego rozterki.
     Draco myślał jednak o czym o wiele poważniejszym. Choćby o tym, że jego brat dostał praktyki w Hogwarcie. Asthon nigdy się nie dogadywał ze Smokiem. Ulubieniec i charakterologiczna kopia ojca. Tchórz, manipulator, słabeusz i zatwardziały Śmierciożerca przeszedł na dobrą stronę z przymusu i strachu, a teraz perfidnie udawał wielkie zmiany. Blondyn nieświadomie pokręcił głową. Zza drzwi przedziału dochodziły chichoty, wskazujące na podniecenie i radość. Po chwili dotarło do nich ciche pukanie do drzwi połączone z kolejnym chichotem. Blaise nie zdążył zapytać kogo niesie, gdyż ubiegł go przyjaciel.
- Czego? - spytał ostro. Drzwi uchyliły się lekko.
- Mogę? - w szparze zalśniła ciemna czupryna Astorii. Nagle po dawnym wyrazie twarzy Dracona ślad zaginął, ustępując miejscu uwodzicielskiemu uśmiechowi. Z ofiary stał się drapieżcą, a jego rysy nabrały ostrości.
- Chodź do tatusia. - zaprosił ją wystudiowanym gestem. Zabini westchnął ciężko i wstał.
- Nie mam zamiaru być świadkiem tych niewysłowionych rzeczy, które będziecie tu robić. Spadam, stary. - rzucił przez ramię i wyszedł na korytarz, zostawiając Smoka na pastwę losu tej idiotki Greengass.
Najwyraźniej nie potrzebnie się martwiłem. - pomyślał, siadając na maleńkim balkoniku w ostatnim przedziale. W domu Salazara zawsze znajdą się takie chętne do związku idiotki. Ku jego ubolewaniu, to już nie dla niego. On miał wybraną narzeczoną. Fenixa Katarina Romanow z litewskiej arystokracji oficjalnie została jego narzeczoną w lipcu tego roku, z decyzji Beatrice Zabini i Wasylijia Romanowa z żoną Natashą. Podobno była piękna, ale też miała mieć trudny charakter. A on nawet nie miał zielonego pojęcia, kiedy będą mogli się spotkać. To wszystko było pokręcone, nawet jak na plany jego matki! Z zamyślenia wyrwał go irytujący stukot obcasów. Zobaczył bladą, piękną dziewczynę, na oko, w jego wieku. Miała długie włosy w kolorze krwi i oczy jak nocne niebo. Blaise zauważył, że jej przedramię zdobi cytat w jakimś obcym języku. Widział ją pierwszy raz w życiu i zastanawiał się czy tak wygląda jego narzeczona. Bo jeśli tak, to nie będzie miał żadnych przeciwwskazań do ożenku z nią.
- Można? - miała całkiem przyjemny głos.
- Jasne. Ta myślicielnia jest zawsze otwarta dla takich pięknych dam jak ty. - powiedział, szczerząc się w uśmiechu. Dziewczyna w odpowiedzi przewróciła oczami.
- Zapomnij, mam narzeczonego. - uśmiechnęła się krzywo, siadając na ziemi.
- Planowane małżeństwo? - domyślił się chłopak.
- Skąd wiedziałeś? - podsunęła kolana pod brodę.
- Bo ja też mam ten fart. No, opowiadaj. - zachęcił.
- Ustalili je w lipcu a ja dowiedziałam się w sierpniu. Myślałam, że ich wszystkich pozabijam.- wyznała.
- Wiem co czujesz. - westchnął Blaise.
- A wiesz kiedy przynajmniej się spotkasz ze swoją narzeczoną? Bo mi moi rodzice oznajmili, że BYĆ MOŻE go zobaczę go w Hogwarcie. Żałosne. No dobra, nie mam nic do tego Zabiniego czy jak mu tam, ale nie mam też pojęcia jaki on jest? A co jeśli wygląda jak dawny Longbootom? Albo jak któryś z Wesley'ów? Co prawda wolałabym takiego niż drugiego Snape'a... - snuła dalej.
- Powiedziałaś Zabini? Chodzi ci o Blaise'a Zabiniego?- przerwał jej bezceremonialnie.
- Tak. A co? Znasz go? - spojrzała na niego zaciekawiona, a on nie mógł się powstrzymać.
- Największy przystojniak w Hogwarcie według nielegalnych wyborów szkolnych. Dom Salazara. Siedzi tu przed tobą... - oznajmił, a dziewczyna się zachłysnęła.
- O cholera! - zawołała.
- Złociutka jestem Blaise, nie cholera. - poprawił ją z krzywym uśmiechem. Fenixa zlustrowała go badawczym spojrzeniem.
- Mogło być gorzej. - stwierdziła po chwili. Spiorunował ją wzrokiem, ale dźwignął się na nogi, pomógł jej wstać i objął ramieniem w talii.
- Chodź, kochanie. Przedstawię ci Smoka i niewiastę, którą prawdopodobnie zżera. - oznajmił podniosłym tonem. Fenixa, chcąc, nie chcą musiała przyznać, że mogła gorzej trafić, Blaise przynajmniej nie miał lordozy, brody na Dumbledora i twarzy niczym Slughorn. Poza tym, ciekawiło ją kim jest owy Smok. Dała mu się, więc prowadzić do przedziału zajmowanego przez tajemniczego gada, czując na sobie nieprzyjazne spojrzenia sporej części mijach dziewczyn. Zadziwienie, podziw, nienawiść, zazdrość. Nawet żądza mordu. Wszystkie te uczucia i pragnienia były skierowane na arystokratkę.
- Obawiam się, że nie dożyję ślubu. Zabiją mnie przed nim twoje groupies. - mruknęła tak, żeby tylko on ją słyszał.
- Skarbie, nie martw się! - krzyknął na całe płuca, ignorując fakt, że próbowała nie wzbudzać sensacji, przynajmniej na razie. - Twój ukochany cię obroni! - Fenixa ścisnęła nasadę nosa, zamykając oczy. Zastanawiała się czy jej matka do reszty postradała zmysły pakując ją w to.
     Dziewczyna z kolejnym drażniącym śmieszkiem opadła na kolana swojego obiektu westchnień. Chłopak ścisnął jej pośladek i ugryzł ją w szyję. Ona tego właśnie oczekiwała, on to właśnie zapewniał - związek bez planów na przyszłość, obecność drugiej osoby.
- Co tam, maleńka? - zapytał chrapliwie. Czuł się głupio, jednak kompletnie nie wiedział jak się zachować, zwłaszcza, że to był jego pierwszy dłuższy... związek?
- Nic,Draconku... - zaszczebiotała. Tym razem ugryzienie było mocniejsze i celowo miało sprawić ból. - Au!
- Nie mów tak. - syknął. - A kiedy pytam to w celu uzyskania odpowiedzi. - to zdanie brzmiało jakby wypowiedział je jego ojciec lub brat. Nie taki był zamysł. Skrzywił się.
- Hę? - poprawiła grzywkę lecącą do oczu. Najwyraźniej słabo kodowała. Po chwili milczenia z jej strony, które Malfoy słusznie zinterpretował jako zgodę na te warunki, spróbowała poruszyć interesującą ją kwestię. - Draco...podobno...no wiesz... słyszałam od Pansy... - plątała się.
- No co? - nudziła go.
- To prawda, że Twój brat będzie nas uczył? - nie czekając na odpowiedź wypaliła - Ale fajowo! -ucieszona  zaczęła się histerycznie śmiech. Przestała, dopiero wtedy kiedy wylądowała na podłodze zrzucona z kolan.
- Zamknij się i wynoś. Powiedz komuś a pożałujesz...I ty i ta idiotka, Pansy jesteście siebie warte i nie chcę na was patrzeć! - zbył ją ruchem dłoni. Kipiał ze złości.
- Draco! - tupnęła nogą jak dziecko.
- Wynocha! - ponaglił. Wściekła opuściła dumnie przedział. Arystokracie zrobiło się gorąco. Nawet jego zabawka przeciwko niemu! Tylko tego mu brakowało. Wszystko się waliło, a  próba rozładowania napięcia na łatwiutkiej idiotce nie przyniosła pożądanego ukojenia. Musiał się przejść,żeby nie oszaleć.
     Hermiona szła korytarzem szybko, mijała kolejne przedziały szukając jakiegoś pustego miejsca tylko dla niej. Patrzyła w mijane szybki, czując coraz większe zrezygnowanie. A wtedy tak po prostu na kogoś wpadła.
- Uważaj jak łazisz! - rzuciła zirytowana.
- Granger,Granger... - zacmokał blondyn, z którym właśnie miała zderzenie. - To ty uważaj...
- Sam na mnie wlazłeś farbowana imitacjo mężczyzny! - fuknęła.
- Jestem prawdziwym mężczyzną- warknął. Hermiona przywołała na twarz złośliwy uśmieszek.
- Gdybyś nim był to byś mnie o tym nie musiał zapewniać. - oznajmiła. Z satysfakcją zobaczyła, jak Draco zaciska pięści z wściekłości. Machnęła włosami, odwracając się na pięcie i odeszła. Nie ma co, zapowiadał się niesamowity rok szkolny.
     Okay pierwszy rozdział za nami! Mam nadzieję, że Wam się spodoba :). Pamiętajcie o pozostawieniu po sobie śladu w postaci komentarza!
PS Zdania pisane pochyłą czcionką oznaczają w 99% cytat wyciągnięty z myśli bohaterów, służy to jako zastępstwo opisów uczuć w niektórych sytuacjach.

piątek, 5 czerwca 2015

Prolog – Ignis aurum probat

Czym jest miłość?
Według matematyki- problemem.
Według historii-wojną.
Według chemii- reakcją.
Według sztuki- sercem.
Według magii- siłą.
Według mnie-... tobą.
Zabawna historia, pełna intryg, problemów typowo nastoletnich i tych poważniejszych, ogromnej wagi. Uczucia, emocje bohaterów mają uzasadnione motywy. Ich decyzje powodują konsekwencje, z którymi każdy musiał się kiedyś zmierzyć. Zagadki, odkrywanie siebie, pierwsze miłości, drogi, których wybór przynosi skutki rzucające cień na wszystko. Granica między byciem dzieckiem a dorosłym jest niezwykle cienka. Czasami ktoś popycha nas, by ją przekroczyć. Po tym, jednak nie ma już odwrotu. Zostali popchnięci ku dorosłości a teraz muszą zmierzyć się z kartami, jakie dało im życie.
------------------------------------
Hej wszystkim!
Nazywam się Eleonora, to mój główny pseudonim i nim podpisuję wszystkie prace, ale na tym blogu i w sieci jestem znana również jako Córką Merlina. To dramione w czasach szkolnych, powojennych. Skupiam się przede wszystkim na uczuciach oraz przygodach głównej pary, Draco i Hermiony, ale pojawiać się też będą takie opisy dotyczące Blaisa i Fenixy. Jeśli lubicie historie o miłości Draco i Hermiony, a przy okazji tajemnice i niezwykłe intrygi to trafiliście doskonale! Zapraszam na Ignis aurum probat- Próbą złota jest ogień
Pozdrawiam, Eleonora.