poniedziałek, 11 kwietnia 2016

11. "Skutki picia" – Ignis aurum probat

  Nie mam kiedy opisać takiego zakończenia ''Chorej miłości'' jakie sobie założyłam. Dlatego jeśli mi pozwolicie to dodam coś czego nie było tu . Wieki. ROZDZIAŁ OPOWIADANIA. Miało być w weekend, ale niestety nie miałam kiedy, nie mam też internetu w domu :/. Jeśli ktoś nie pamięta o czym był ostatni rozdział to od razu mówię : był on ostatnim dziełem Vipery na tym blogu, zajrzyjcie sobie na rozdział 10 :). Zacznę od fragmentu, w którym skończyła się akcja. Pod postem reklama :). Przypominam zasadę : 1 KOMENTARZ U MNIE = 2 U CIEBIE. Miłej lektury!
  PS Dopisuję to praktycznie kiedy cały rozdział mam już skończony, reklama będzie tak jak obiecałam przy zakończeniu miniaturki. Teraz dopiero mam czas iść gdzieś gdzie mam internet, miało być tydzień temu, przepraszam, sprawa niezależna. Rozdział, mam nadzieję, w momencie dodania będzie zbetowany. Dam o sobie znać w przyszły czwartek lub piątek, do tego czasu będę skupiona na nauce. Jak wrócę to ogarnę jeszcze tego dnia LBA, a potem w odstępie kilku kolejnych dni zakładkę Spis Treści. Już nie męczę, czytajcie sobie spokojnie! I oczywiście dziękuję becie, Arcanum :).
  Draco nie miał ochoty chodzić wszędzie za siostrą swojej dziewczyny. Dziewczyny? – prychnął, krzywiąc się przy tym. Ona nie jest jego dziewczyną i na pewno doskonale zajmie się swoją rodziną. Niech Blaise i Fen robią sobie co tam chcą, on nie ma z tym nic wspólnego. Jutro poniedziałek i ku jemu wielkiemu zdumieniu, cieszył się z tego, bo będzie mógł się pouczyć. Nauka była dla niego bardzo ważna. Niechętnie wstał ze swojego miejsca, zostawiając na stole niedojedzoną zupę dyniową i skierował się w stronę plotkujących małolat. Wczoraj, to znaczy w sobotę, ta lafirynda usiadła obok niego. Dzisiaj zadecydowała, że zje kolację w towarzystwie swoich pustych koleżaneczek. Podszedł do nich, oczekując szalonego chichotu. Ich znakami szczególnymi były: tapir na głowie, mocny makijaż i neonowe tipsy. Skrzywił się. Odrzucało go na sam ich widok, ale musiał się przemóc, bo przecież przyszedł porozmawiać.

– Ej, twoja siostra zalała się w trupa i śpi przy tamtym stole. – Wskazał palcem w określonym kierunku. Nie silił się na czułość i uprzejmości. Nie obchodziła go ta chora sytuacja. Chciał wrócić do swojego dormitorium i płakać albo gryźć do krwi kostki dłoni. Byleby nie stać tu jak idiota i patrzeć na tą szopkę.

– Witaj, kotku. – wymruczała drapieżnie, zupełnie nie przejmując się siostrą. – Poradzi sobie sama. Skoro usiadła obok tych pieprzonych Gryfonów, chyba wiedziała co robi, prawda? Nie muszę jej na siłę pomagać. – Pokręciła głową z dezaprobatą, po czym wróciła do rozmowy z dziewczynami. Młody Malfoy poczuł mdłości. Jak ta dziewucha może wystawiać na ośmieszenie własną siostrę? Niby dlaczego? Bo po pijanemu usiadła z koleżanką? Czego teraz oczekuje? Że on jej pomoże? Niby dlaczego? Bo ją pocałował? Wiadomo, że jest łatwa. Każdy to wie. Ale to miał być powód do obściskiwania się z nią? Nie mógł uwierzyć, że jego moralne zasady i bycie dżentelmenem poszły się pieprzyć na rzecz pseudo związku z tą łatwą i głupią gąską. Poczuł się jeszcze gorzej. Ile by dał za normalne życie... Na ołowianych nogach skierował się ku Granger. Była najbardziej trzeźwa z całego towarzystwa. Próbowała podnieść swoją towarzyszkę z ławy, ale jej starania na nic się zdały. Siląc się na delikatność by nie wypalić czegoś głupiego, zapytał: – Pomóc ci? - sam nie wiedział dlaczego ostatnio odnosi wrażenie bycia odpowiedzialnym za wszystkich i wszystkich, ale to zmuszało go do wielu dziwnych decyzji. Jak ta.
Stał w pewnej odległości. Czuł, że jest obserwowany, chociaż większość uczniów wróciło do swoich rozmów. Tylko ci siedzący najbliżej obserwowali heroiczną walkę Hermiony z bezwładnym ciałem Ślizgonki. Nikt nie był zdziwiony faktem, że dziewczyna domu Salazara jest pijana, ani tym, że pomaga jej Gryfonka. Granger pomagała każdemu, zawsze i wszędzie. Przypięli jej taką łatkę i musiała się do tego dostosować aby uniknąć oceniania. Oczywiście było wiadomo, że za ciągłe pomaganie nie będzie wywyższana pod niebiosa, ale lubiła pomagać i zawsze to robiła. Zawsze słyszała słowo „Dziękuję”, a po wojnie stała się obiektem zainteresowania i każdy śledził jej zachowanie, a nieustanna ''działalność charytatywna'', jak w duchu nazywał to Malfoy, działała na jej korzyść, chociaż nie pomagało uchronić się od ciągłych spojrzeń, artykułów i plotek.

– No proszę, kogo moje oczy widzą? Dziedzic fortuny chce mi pomóc? – Szarpnęła Greengrass mocniej za ramię, ale nic to nie dało.

– Będziesz ja tarmosić jak wielkiego misia czy skorzystasz z mojej pomocy? – Podszedł bliżej, bo przestał bać się złych spojrzeń i ostrych słów. Chciał po prostu pomóc.

– Weź ją, Malfoy. Proszę, droga wolna. Ja się poddaję. – Gniew w jej głosie osłabł. Puściła leżącą dziewczynę.

– Ależ dziękuję! – Westchnął teatralnie. – Nie łap jej, okay? – zapytał. Kiwnęła głową w odpowiedzi. Większość uczniów obecnych przy stole nadal nie była zdziwiona. Kiedyś Malfoy pomagający Gryfonom byłby sensacją. Dracon zazwyczaj pomagał komuś ze swojego domu. W ostatnim czasie znacznie schudł, niewiele jadł, bo nie czuł głodu. Dziewczyna wydała mu się trochę cięższa niż się spodziewał, ale mimo wszystko podniósł ją bez problemu.

– Chodź ze mną. – wyszeptał do szatynki, patrząc jej prosto w oczy. Dreptała kilka kroków za nim, dopóki nie wyszli z Wielkiej Sali.

– Odstawisz ją do was? – dopytywała.

– Nie, porzucę w Zakazanym Lesie. Czy ty zawsze musisz myśleć o mnie źle? Do twojej wiadomości — mam serce. - Poprawił dziewczynę, wiszącą na jego ramieniu. Hermiona przewróciła oczami i podeszła bliżej żeby mu pomóc.
– Co ty tak szybko wytrzeźwiałaś? – zagadał.

– Nie wypiłam dużo. Poza tym jestem odpowiedzialna i chciałam spokojnie zjeść kolację. Kiedy ona usnęła całkiem mi przeszło. Zabini mógł zabrać ją ze sobą, a nie tylko Fen.

– Wziął jedną, a mnie zostawił dwie. Wspaniały przyjaciel, nieprawdaż?- Jedna myśl nie mogła mu dać spokoju : Dlaczego nawet sztywna Granger świetnie się bawiła, a on spędził całą niedzielę nad książkami i to z własnej woli? Dlaczego oddycha z trudem, a ona piła? Świat oszalał.
– Jesteś żałosnym szowinistą – odpowiedziała jakby nie zrozumiejąc żartu.

– Dobra, nie musimy gadać, męcząca mnie cholero. – Chociaż go denerwowała na jego twarzy wciąż gościł irytujący, sarkastyczny uśmieszek.

– Co jest takie zabawne? – zapytała.

– Potem ci powiem – zbył ja. Droga do lochów nie była długa, ale kiedy dwoje niedawnych wrogów dzieli tylko ciało pijanej siedemnastolatki, sytuacja była nie do zniesienia. Gdy znaleźli się przed wejściem do pokoju wspólnego, Malfoy powiedział: – Poczekaj na mnie parę minut.
Spełniła jego polecenie, nie widząc innego wyjścia. Musiała być pewna, że osoba za którą była odpowiedzialna, jest bezpieczna. Czuła się jak idiotka, stercząc tam samotnie i oczekując na Draco. Pojawił się po dziesięciu minutach.

– Co tak szybko? – Podejrzliwie uniosła brwi.

– Przekazałem ją jej koleżance z dormitorium. Siedziała w pokoju wspólnym. Nie patrz na mnie jak na gwałciciela. Nie wykorzystałbym pijanej dziewczyny. - Jego żołądek zawirował. Zawsze uważał siebie za faceta z zasadami, a sytuacja z Astorią wszystko zepsuła.
– Dobrze, już nic nie mówię. Wiem, że jest bezpieczna, więc mogę wracać. – Marzyła o swoim łóżku i morzu łez.

–  Nie tak szybko, wracamy razem. Ile wypiłaś? – zapytał.

– Nie zgrywaj dżentelmena. Trafię sama. Wypiłam pół drinka.

– Masz mocny łeb jak na dziewczynę. – zakpił.

– Niewyparzona gęba pseudo podrywacza. Odprowadzasz mnie czy nie? Nie chcę tu sterczeć. - Chciała żeby ten weekend się już skończył, ale wiedziała, że to nic nie da. Nie odnalazła rodziców, bliscy nie żyli, Harry się nie odzywał, Ron był zimny i nieobecny, na Ginny była obrażona. Sprawa z Pansy nadal nie dawała jej spokoju. Młody Malfoy ciągle zachowywał się przyzwoicie, co powodowało, że nie miała powodu żeby go nienawidzić. Starszy Malfoy ciągle coś od niej chciał. Koniec weekendu nie zwiastował końca problemów i zmartwień. Był początkiem tak samo beznadziejnego tygodnia.
– Odprowadzam. – prychnął. Ruszyli. Dłuższą chwilę szli ramię w ramię w milczeniu. Wreszcie dziewczyna się odezwała.
– Po co to robisz? Po co udajesz bohatera? Nie mogłam wrócić sama? - Jego bezinteresowna pomoc połączona z mieszanką ironii i sarkazmu wydawała się jej dziwniejsza niż prawdopodobny podryw Asha.
– Granger, w sumie to pogodziliśmy się, a ja nie jestem świnią. Czujesz się dobrze, jesteś trzeźwa, bardzo mnie to cieszy. Ale za parę minut może ci się zakręcić w głowie, upadniesz gdzieś i stanie ci się krzywda. Jakbym się czuł? To w jakimś stopniu byłaby moja wina. Nie myśl, że chodzi o ciebie. Ja po prostu mam głośne sumienie. – Zakończył wywód wzruszeniem ramionami.

– Więc oto chodzi... – zauważyła. – ... masz wyrzuty sumienia! - Miał wrażenie, że ta irytująca dziewucha, idąca obok niego odkryła wszystkie rozgrzebane rany i żale. Widzi wszelkie koszmary i problemy, z którymi się zmaga. Poczuł, ze zaschło mu w ustach. Bał się, że odkryła prawdę. Ale na szczęście się mylił. Nie o to jej chodziło.
– Ty też uważasz, że sytuacja z Pansy mogłaby zakończyć się inaczej? Lepiej? – zapytała.

– Jeszcze się nie zakończyła. – Sprytnie uniknął odpowiedzi. Czyli rozsądna Granger też miała dziwne wrażenie, że chociaż nie mogli nic zrobić to wydawało im się, że mogli?

– A ma szansę na szczęśliwe zakończenie? Cokolwiek ma taką szansę? - Kiedy uchwycił jej smutne spojrzenie, poczuł się nieswojo. Sam codziennie rozpadał się na miliony kawałków, nie umiejąc sobie pomóc. W jaki sposób mógł pomóc jej?
– Nie mam nastroju na filozofię. – powiedział ostro, chociaż sam zadawał sobie takie pytania każdego dnia.

– Widzę, że wrócił prawdziwy Malfoy. - rzuciła lekko rozczarowana. Ale czego niby po nim oczekiwała? 

– Prawdziwy Malfoy właśnie martwi się o twoją bohaterską dupę i odprowadza cię, więc doceń to. – wysyczał poirytowany. Zamilkli. Draco nie mógł uwierzyć, że powiedział słowo „martwi”, a Hermiona nie wierzyła, że to usłyszała. Kiedy stanęli przed portretem Grubej Damy nie mieli pojęcia co powiedzieć lub zrobić.
– Cóż, zdaje mi się, że dziękuję. – Podała mu nieśmiało dłoń.

– Zdaje mi się, że nie ma za co. Ty rano będziesz trzeźwa, a twoje kumpelki będzie męczył ostry kac. – starał się żartować, chociaż miał świadomość, że to niepotrzebne.

– Czyli jeślibym wymiotowała, przytrzymasz mi włosy? – zapytała żartobliwym tonem. W jego obecności czuła się bardzo swobodnie, jak przy bliskim koledze. Oboje to wyczuli, ale nie chcieli tego. Nadal czuli się dziwnie, a co się stanie, jeśli zaczną się kolegować? Kolegować? Nie ma nawet takiej opcji! To, że się pogodzili było nienormalne. Reszta mogłaby zniszczyć te gnijące resztki normalności, którymi się otaczali.
– Jasne, jeśli będzie trzeba zrobię ci płukanie żołądka. Zawsze o tym marzyłem. – odparł, czując że chce stąd jak najszybciej zniknąć. Co za szalony tydzień!

– Masz bardzo szalone marzenia ale nie martw się, bo pewnie dadzą radę cię wyleczyć. – Uśmiechnęła się zadziornie i uciekła do Pokoju Wspólnego, zostawiając go z kompletną pustką w głowie.

     Fen obudziła się z koszmarnym bólem głowy w ramionach Zabiniego. Miała szczęście, że pamiętała wszystko z poprzedniego wieczoru wliczając swoje upokarzające zaśnięcie przy wszystkich. Myśląc o tym, walnęła się mocno w czoło. Dobrze, że Hermiona wyszła z twarzą z tej sytuacji, bo ona i Dafne skompromitowały się całkowicie. Chciała iść zobaczyć jak miewają się koleżanki, ale zauważyła Blaisa. Pomysł, żeby u niej został był idiotyczny. Nie miała pojęcia co powiedzieć, dlatego szturchnęła go lekko.
– Co? – jęknął, otwierając powieki.

– Dzięki za wczoraj. Ale dzisiaj poniedziałek i zbieramy się na lekcje. – Nie mogła uwierzyć w swoje słowa ale była świadoma tego, że wzbudza sensację. Jej narzeczony spojrzał na zegarek.

– Jest po dziewiątej i jesteśmy spóźnieni. Musimy się umyć, przebrać i naszykować. To bez sensu. Może zrobimy sobie wolne? – zapytał ze słodką minką.

– Ten jeden jedyny raz – odparła, opadając na poduszki, po czy dodała, brzmiąc jak Hermiona: – Ale to co robimy jest niewłaściwe.

– A co takiego robimy? – Zaśmiał się serdecznie.

– Leżymy w łóżku, jakbyśmy byli parą. Ale przecież między nami nic nie ma – powiedziała dobitnie.

– Dobrze o tym wiem. – Obrócił się tyłem, ziewając głośno. – Nie chcę się z tobą pieprzyć, dobra? Chcę spać.

– A skąd pewność, że coś od ciebie chcę? – prychnęła.

– Bo masz brudne myśli. Jakbyś ich nie miała, to nie robiłabyś problemów, że tu śpię. Sama o to prosiłaś, maleńka. – Sprawiał wrażenie jakby nie miał zamiaru stąd iść.

– Musimy coś zjeść. Może pójdziemy chociaż na obiad? – zapytała z nadzieją.

– Mam u siebie zapas łakoci, potem po nie pójdę. Możemy iść na kolację, ale tym razem postaraj się być trzeźwa. – zażartował.

– Ale z ciebie żartowniś. – odparowała, udając, że jej to nie bawi. Oczywiście czuła się upokorzona, ale to nie było tak bardzo istotne jak jej nocne koszmary, strata brata i przymusowy ślub z obcym chłopakiem. W obliczu tych problemów pokazanie się całej szkole nie było wielkim wyczynem. Założy maskę obojętności i będzie emanować pewnością siebie. Nawet z bliska nie zauważą jej całkowitego załamania.

– Przestań gadać, tylko śpij. Musisz odespać te nieprzespane noce. Pamiętaj, że tu jestem. – dodał o wiele poważniej. Nie widział, że uśmiechnęła się z wdzięcznością i po chwili usnęła. Poczuł się odpowiedzialny. Nigdy nie chciał się tak czuć. Zawsze wyobrażał sobie siebie jako wiecznego Piotrusia Pana. Jego Wendy potrzebowała go na tyle, że zasypiała przy nim, nie obawiając się koszmarów. Pokręcił głową. Chciał mieć wiele Dzwoneczków i walczyć z piratami. Tymczasem jego kompan zachowywał się jakby był na granicy samobójstwo, honor powstrzymywał przed szukaniem chętnych ''wróżek'', po śmierci ''Haka'' jakiś zwyrodnialec zgwałcił Pansy a pośrodku tego wszystkiego był on. Bycie Piotrusiem przynosiło mnóstwo korzyści, ale miało jedną ogromną wadę: w obliczu dorosłych spraw stał właśnie jak bohater bajki, młodziutki chłopiec, bez doświadczenia w dorosłych relacjach, z traumą, przed którą chciał uciec, bez ochoty stawienia czoła lękom i bez siły na dorastanie, ale za to w zielonych, obcisłych spodenkach. Magiczny proszek, którego używał ten dzieciak pomagał latać. Zabini traktował poczucie humoru jak swój magiczny proszek na całe zło. Kiedy jednak trzeba dorosnąć nie wystarczą tylko żarciki a strach sprawiał, że jego emocjonalna Nibylandia zaczynała wysychać i zamieniać się w trociny beztroski. Jako bohater bajki i przy okazji swoich marzeń, nie radził sobie z dorosłymi problemami. Wiedział, że chcąc dorosnąć nie można wiecznie żartować. Ale co miał robić jeśli dorosłość nie była obecnie niczym dobrym?
  Draco i Hermiona siedzieli na drugiej lekcji. Nie patrzyli na siebie. Kilka śmiałych osób pytało ją co zrobiła z pijaną Ślizgonką. Nie odpowiedziała, bo miała tego serdecznie dość. Rano nie czuła bólu głowy i mdłości ale była wykończona psychicznie. Doskonale wiedziała, że mogłaby przespać cały dzień. Wczoraj, kiedy wróciła do siebie, od razu usnęła, nie zdejmując ubrań. Obudziły ją promienie słońca. Unikała swojego odbicia w lustrze, tak jak uczniowie Hogwartu unikali jej spojrzenia. Patrząc w lustro, widziała smutne oczy pełne bólu i cierpienia. Wszystkie czynności wykonała machinalnie. Chodziła, jadła i uczyła się tak, jakby była do tego zaprogramowana. Choć nie, jedynie nauka była czystą przyjemnością. Dzięki niej mogła oderwać się od codziennych problemów. Na zajęciach obok niej siedziała Ginny. Czuła się skrępowana, bo od rzekomego pogodzenia się nie zamieniły nawet słowa. Nagle ruda podsunęła jej liścik: „Pogadajmy dziś po obiedzie. Proszę. Twoja Gin.”. Szatynka przewróciła oczami. Weasley w obliczu dramatu z Parkinson nie okazała się żadnym wsparciem.
  Draco siedział sam. Celowo wybrał miejsce w rogu sali. Oparty o ścianę nie miał wrażenia, że uczniowie rzucają w jego kierunku docinki. Nie czuł się bezpiecznie ale przynajmniej nie był prześladowany. Blaise nie wrócił na noc. Może razem z Fen zwiali gdzieś daleko? Nikt nie wiedział do czego ta dwójka była zdolna. Pewnie są na jakiejś imprezie i śmieją się w niebogłosy. A on siedzi na nudnej lekcji i martwi się o ich rozrywkowe tyłki. Chciałby wiedzieć co dzieje się z jego przyjacielem. Jedyną osobą z jaką mógł porozmawiać była dziewczyna bliska Litwince, czyli… Granger. Westchnął zirytowany i odruchowo napisał na małej karteczce: „Coś za coś. Zostań po lekcji, chcę porozmawiać”. Spojrzał na nauczyciela. Stał tyłem do klasy i pisał na tablicy długi przepis na eliksir. Blondyn szybko rzucił skrawkiem papieru prosto w głowę Hermiony. Dokładnie w tym momencie staruszek obrócił się i powiedział z chytrym uśmieszkiem: 
– Gołąbeczki, nie powinno się pisać listów miłosnych na zajęciach. Zostańcie po lekcji. Może porozmawiamy trochę o przepisie na eliksir miłosny? – Puścił oczko, ciągle się uśmiechając.
 Jeeeest! Napisane i zbetowane :)! Komentujcie, będę wdzięczna :). Pozdrawiam, Eleonora :).