sobota, 14 maja 2016

Miniaturka 6. Historia Fenixy. "W sercu płomieni". Miniaturka jednoczęściowa.

Jak to pisała tajemnicza "A" w Pretty Little Liars - I'm still here and I know everythinhg xD 
Przepraszam, że zawaliłam i tak długo mnie nie było, ale sprawy prywatne pochłonęły mnie do ostatka. Mam nadzieję, że wybaczcie. Na przeprosiny łapcie miniaturkę o Fenixie. Prawdę mówiąc nie jestem z niej zadowolona, ale nie mogłam nic innego wymyślić xD Tak więc: ENJOY
Skruszona (pierwszy raz w życiu) Vipera 
PS Kolaż mojej roboty i przedstawia Fen ^^



Na pytanie "z czym ci się kojarzy Fenixa Romanow", każdy uczeń Durmstargu odpowiadał jednakowo: "Siła, ogień i arogancja". Dziewczyna nie ukrywała swojego zdania, a Voldemorta otwarcie nazywała Czarnym Kretynem czy Beznosym palantem. Często zastanawiałam się czy to głupota, czy odwaga. Do dzisiejszego dnia nie uzyskałam na to pytanie odpowiedzi. Teraz, zastanawiając się nad tym, skłaniam się do tej drugiej opcji. 
Nazywam się Arina Natasza Romanow i jestem starszą siostrą Fenixy, alchemiczki familii Romanow. Chciałabym wam opowiedzieć jej historię, bo... jest ona tego warta. Dziewczyna, którą wszyscy w rodzinie uznawali za czarną owcę, przez jej arogancję i zamiłowanie do łamania zasad, uratowała nam życie. Skazując się na sto razy gorszy los. Na sługę Voldemorta nie czekało nic przyjemnego. Jednakże, zacznijmy od początku. Czyli od 15 września.

      Tamtego dnia wszyscy zebraliśmy się w posiadłości babci Saszy, w celu odczytaniu testamentu zmarłej. Leon, Sergiej, Ivan i ja pojawiliśmy się tam u boku rodziców, w przeciwieństwie do najmłodszej latorośli naszych rodziców. Fenixa spóźniła się aż o piętnaście minut, a na dodatek przyszła w mundurku. Cuchnęło od niej dymem papierosowym. Skrzywiłam się, gdy z rozmachem rozsiadła się na fotelu obok mnie, a na jej usta wpłynął arogancki uśmieszek. Uwielbiała z siebie robić przedstawienie.

 — Przepraszam za spóźnienie, ale Karkarow miał wąty - powiedziała. Sergiej parsknął pod nosem, ale natychmiast zamilkł, zgromiony wzrokiem przez Ivana.
—Jak to Karkarow – rzucił najmłodszy z czworaczków. –Nigdy go nie lubiłem. Jest starsznie staroświecki.
— I na dodatek Butoliz.– rudowłosa przyjrzała się swoim paznokciom, po czym wyszczerzyła się do mnie w głupawym uśmieszkiem.– Cześć, siostrzyczko.
Przewróciłam oczami tak mocno, że rozbolała mnie głowa. Nie wychowana smarkula- pomyślałam, ale skinęłam jej głową.
— Witaj, Fenixo — odparłam. Dziewczyna posłała Ivanowi uśmieszek, na który on parsknął śmiechem. On również był "buntownikiem", ale nie tak... Zagorzałym jak Fenixa. Ta dwójka miała swój specyficzny język i czasami zdawała się czytać sobie nawzajem w myślach. Bywały momenty, że zazdrościłam im tego kontaktu, jak wtedy gdy jakiś chłopak założył się o rudowłosą i Ivan dotkliwie go pobił (jakby Fenixa niewystarczająco się zemściła). Każda dziewczyna chciała mieć takiego obrońcę.
— Wszyscy obecni? — spytał adwokat. Był to starszawy mężczyzna z kozią bródką i paciorkowatymi oczami.
— Owszem. Możemy zaczynać – potwierdził ojciec.
– Prawdę mówiąc za wiele nie ma do mówienia, na temat testamentu Saszy Romanow. Wszystko co posiadała zapisała obecnej tu Fenixie Katarinie Romanow, swojej ukochanej wnuczce, która- i tu cytuję - jako jedyna posiada wolę i dumę naszej szlachetnej familii. Koniec cytatu. Na jej pełnomocnika wyznaczono Ivana Nikołaja Romanowa. 
Wybuchł ogromny gwar. Wszyscy byli oburzeni ostatnią wolą babki Saszy. Jak ona mogła zapisać cały (swoją drogą ogromny) majątek tej nieodpowiedzialnej i bezwartościowej smarkuli!? Byłam wstrząśnięta.
— Może babcia była nie poczytalna, podczas tworzenia swej ostatniej woli? — zasugerował Sergiej.
— Co insynuujesz, Sergiej? — ciszę jaką zapadła, przeciął lodowaty głos Fenixy. Była śmiertelnie poważna, co zdarzało się jej niezwykle rzadko. Wiedziałam, że ten spokój nie wróży niczego dobrego.
— Fenny, Sergiej na pewno nie twierdził nic złego, prawda? — wtrącił Ivan. Zawsze starał się być rozjemcą.
— Ivan, kto normalny zapisałby CAŁY majątek nieodpowiedzialnej smarkuli? — warknął pierworodny rodziców. Pokręciłam głową. Co innego myśleć to samo i mówić to na łonie najbliższej rodziny, niż mówić to w towarzystwie.
—Lepiej zapisać go nieodpowiedzialnej smarkuli niż zadufanemu w sobie dupkowi — odparowała Fenixa, zrywając się na równe nogi. Jej oczy podjęły (nieudaną) próbę morderstwa, ale Siergiej e dalszym ciągu siedział na kanapie obok mnie. Otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz cała przeszklona ściana niespodziewanie obróciła się w pył. Kątem oka zobaczyłam, jak Ivan osłania Fenixę całym ciałem, ale swój wzrok skupiłam na osobach, stojących pośród odłamków szkła.

          Było ich około dziesięciu, z czego dwoje z nich miało długie włosy. Wszyscy mieli na sobie czarne prochowce, ciężkie buty z wysokimi cholewkami, a także srebrne maski na twarzach. W dłoniach ściskali różdżki. Rozpoznałam ich od razu i wpadłam w panikę.
Śmierciożercy.
Mężczyzna, który prawdopodobnie był ich przywódcą, wysunął się trochę na przód i zlustrował nas wzrokiem, który zawiesił na schowanej za plecami Ivana Fenixie.
— Przepraszamy za tą szybę – odezwał się. –Przeszliśmy tylko po pannę Romanow. Fenixę, jak mniemam. Alchemiczkę.
— Prędzej szczeznę — syknęła jak szykująca się do ataku żmija i stanęła na przeciw niechcianym gościom. Stojący u jej boku Ivan, wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę.- Będziecie mi płacić za nową szybę, idioci.
Do dziś podziwiam fakt, że nie spanikowała. Stała przed nimi dumna i wygadana. Fenixa Katarina Romanow w całej swej buntowniczej okazałości.
— Wybacz, panno Romanow. Przejdźmy do konkretów. Mój pan, kazał mi cie sprowadzić do siebie.– Fenixa uniosła podbródek wojowniczo.
— Prędzej zginę, niż zdradzę swoją rodzinę i przyjaciół. Tracicie czas – oświadczyła. Śmierciożerca westchnął.
– No cóż. Proszę mi wybaczyć, moje zachowanie.
Rudowłosa zmarszczyła brwi.
– Koleś, co ty brałeś? Albo zmienisz dilera lub zmniejszysz dawkę, albo się ze mną po…
Zaklęcie świsnęło tuż obok jej ucha. Zarówno Ivan jak i Fenixa nie musieli czekać na zaproszenie. Dobyli różdżek i jednocześnie rzucili zaklęcie obezwładniające. Reszta stała jak skamieniała. Nie wiedzieliśmy co robić. Mieliśmy nadzieję, że Śmierciożercy dadzą nam spokój, nie upomną się o nas. Rodzice nie byli sługusami Voldemorta, podczas jego pierwszej próby przejęcia kontroli nad całym światem magicznym, więc szansa na to, że teraz będzie chciał wcielić do swojej "armii" którekolwiek z naszej familii była naprawdę nikła. Nie przewidzieliśmy jednak jednego. A mianowicie, że członkiem rodu Romanow jest Fenixa.
— Stop! Rusz różdżką, a poderżnę mu gardło.— Wszyscy zamarli. Śmierciożerca trzymał srebrny sztylet przy gardle Ivana i wpatrywał się w bladą jak ściana Fenixę. Spojrzałam na resztę rodziny. Mama zaciskała palce na swoim magicznym patyku. Tata, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, zaciskał dłoń na jej ramieniu. Natomiast moi bracia, wyglądali jakby chcieli rzucić się do walki, ale jakieś zaklęcie im na to nie pozwala.
— Fen…
—Czego chcecie? — Tata wysunął się na przód i stanął przed Fenixą. Dał nam wszystkim do zrozumienia, że to on przejmuje kontrolę nad sytuacją.
— Już powiedziałem, Romanow. Czarny Pan chce mieć pannę Romanow. Nie przejmuj się. Będziemy ją dobrze traktować. – uśmiechnął się w sposób, który w innych okolicznościach określiłabym jako "sympatyczny".
— Na pewno nie — wtrąciła się mama, a w tym czasie odezwała się rudowłosa dziewczyna.
— Puścicie Ivana i przysięgnijce, że nic nie zrobicie mojej rodzinie, a pójdę.

Po tych słowach zapadło milczenie. Mama była przerażona, a tata zaledwie zdziwiony. Natomiast ja nie wiem co czułam. Z jednej strony podziwiałam za to Fenixę. Nie wiele osób zdobyłoby się na takie coś, ale z drugiej to była pewna śmierć. Prędzej czy później, karma by powróciła do mojej siostry i ukarała ją za bycie Śmierciożerczynią. Rudowłosa wielokrotnie namawiała nas do wstąpienia do Zakonu Fenixa. Mówiła z niezachwianą pewnością, że Dumbledore wygra.
A teraz proszę - sama miała grać po drugiej stronie barykady.
— Fenixa, w żadnym wypadku! Wasilij! — Natasza Romanow była zrozpaczona.
— Mamo to moja decyzja — oświadczyła Fenixa, podchodząc do przywódcy grupy Śmierciożerców. Stanęła obok niego i przytuliła się do Ivana, który jako jedyny chyba zrozumiał jej decyzję. Mimo to, całe jego ciało było napięte, a wzrok unikał oczu młodszej siostry.- Kiedyś wrócę. Nie sprzedawać mi fortepianu i moich ciuchów. A jak Arina zajmie mi pokój, to chyba zabije.
To były jej ostatnie słowa. Śmierciożerca chwycił ją za łokieć i aportował się z cichym trzaskiem.

Fenixę zobaczyłam dopiero rok później. Byłam sama w domu z Leonem i siedzieliśmy w salonie. Obydwoje czytaliśmy książki, gdy drzwi frontowe otworzyły się z hukiem, a do środka dostało się lodowate, zimowe powietrze. Uniosłam głowę słysząc stukot obcasów. Odłożyłam książkę na szklany blat stolika, gdy w progu zobaczyłam młodszą siostrę. Czarny płaszcz kończył się jej przed kostką i falował przed każdym jej ruchu. Twarz dziewczyny była ściągnięta, mimo że usta wyginały się w szerokim uśmiechu. Najgorsze jednak były oczy. Kiedyś mogłam porównać Fenixę do pieśni, która stale odkrywa przed słuchaczem nowe wariacje, bądź ukryte wcześniej subtelności. Każdy musiał przyznać, że była jak symfonia pełna nieskończonych wariacji na znane tematy i melodii, które zmieniają się w rytm jej kaprysów i nastrojów. Tyle, że teraz ta symfonia zniknęła. Oczy w kolorze błękitnego płomienia, były zbyt dojrzałe i nie przenikanione.
Najwyraźniej wiedziała.
— Hej — przywitała się. Głos jej drżał. Wstałam z kanapy i podeszłym do niej. Nie bardzo wiedziałam, jak mam się zachowywać. Położyłam dłoń na jej ramieniu i przeraziłam się. Z bliska wyglądała jeszcze gorzej.
— Usiądź.– Zaprowadziłam ją do kanapy i dosłownie zmusiłam do siedzenia.– Leon, zrób herbatę i przynieś coś do jedzenia.

Objęłam siostrę ramieniem, w niespodziewanym przepływie uczucia. Delikatnie chwyciłam ją za lewą rękę i odsunęłam rękaw czarnego płaszcza. Jej przegub "zdobił" znak Śmierciożerców. 
— Przepraszam.— Spojrzałam na nią z autentycznym przerażeniem.
— Nie bądź głupia. To nie twoja wina — zaprzeczyłam ze ściśniętym gardłem.

— Moja. To przeze mnie Ivan nie żyje.— zamknęłam oczy, by ukryć łzy. Doskonale wiedziałam, że wcale tak nie jest. Fenixa  nigdy nie kazała Ivanowi iść do Voldemorta i żądać jej powrotu. To nie przez nią Ivan nie żył, ale mimo to nie zaprzeczyłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego też pozwoliłam jej płakać. W krótce dołączyłam do tego padołu. Nasze serca - pełne płomieni nienawiści do Śmierciożerców - krwawiły. Roniłyśmy łzy w milczeniu i niepisanemu porozumieniu, że ta chwila słabości jest pierwszą i ostatnią. Właśnie to nas łączyło. Byłyśmy zbyt dumne, by płakać. Dusiłyśmy w sobie uczucia takie jak smutek czy żal. Byłyśmy jak tykające bomby, które podczas swojego wybuchu mogły zniszczyć wszystko i wszystkich na swojej drodze.