wtorek, 19 stycznia 2016

Miniaturka 3. Blanda "Warto było czekać" + dramione. Cz.2

Witajcie, kochani! Dedykacja dla nowej, ale wiernej czytelniczki : Arcanum Felis. I dla zamawiającej, czyli Amandy! Przepraszam za spóźnienie z postem, jak zwykle, pewnie zdążyliście się przyzwyczaić. Powiem tyle : w sobotę był u mnie dobry kolega, mam w tym tygodniu 8 sprawdzianów (4 za mną, jeden został odwołany dzisiaj a wstęp pisałam wczoraj ;) ), przygotowuję się na konkurs i na wieczorek literacki, mam zajęcia dodatkowe. Miała być ''Chora miłość'', ale planuję coś specjalnego na zakończenie tej miniaturki, więc teraz Blanda, na którą po prostu mam wenę. Dodam, że zapał mojej dawnej przyjaciółki, obecnej dobrej koleżanki, Natalki, która zaczyna przygodę z różnymi parami z HP, kanonicznymi i nie, sprawił, że po ostatniej części ''Chorej miłości'', jeszcze jednym zamówieniu i długo wyczekiwanym rozdziale zrealizuję jej zamówienie, spokojnie, przyszły tydzień może będzie mniej szalony i mi się uda jakoś to ogarnąć :). Mam wenę i ogromną ochotę ''pomęczyć'' Was swoją twórczością! No i zaplanowałam dla Was małą niespodziankę, mam nadzieję, że będziecie cierpliwi a ja nie zawiodę. Proszę stałych czytelników : nie opuszczajcie mnie. Jutro mam 3 sprawdziany i powinnam już spać a piszę dla Was, żeby spóźnienie było jak najmniejsze. Zależy mi na tym blogu, mam też dwa inne, ale tylko tutaj publikuję kawałek mojego dzieciństwa, czyli opowieści o HP. Koniec zanudzania, dodam tylko : 1 komentarz u nas=2 u Ciebie! Tylko dawajcie linki, proszę! Oferta wymiany reklam blogów nadal aktualna. A przy okazji szukam bety tylko takiej, która mogłaby ze mną wymieniać maile. Bloguję od czerwca i jeszcze się jej nie dorobiłam. Polecajcie się w komentarzach! A teraz zapraszam, miłej lektury : 
  Blaise wrócił do pokoju z szumem w głowie. Oszołomiony usiadł na łóżku ciężko wzdychając. Jego najlepszy przyjaciel wyszedł z łazienki w czarnych dresach i szarej koszulce.
-Dostałeś w twarz?- zapytał z uśmiechem.
-Jeśli już przestałeś próbować być zabawnym to dziękuję.- przymknął powieki. Jeszcze nie docierało do niego to co się stało. O co jej chodziło, do cholery? Dlaczego już nie będą się przyjaźnić? Nic jej nie obiecywał! To normalne, że nie gadają codziennie kiedy ma dziewczynę. I to normalne, że musi się komuś wyżalić. A poza tym, jak można mieć pretensje, że kupuje jej prezenty? Albo, że się troszczy?! Tak się robi kiedy się kogoś... nie. Stop. Nie tym torem płyną dzisiaj jego myśli. Amanda uważa, że ma prawo całować kogo chce. Nieprawda! Nie Teo, to nieodpowiednia ciapa! Zacisnął pięści ze złości.
-Nie znalazłeś jej czy jak?- zapytał Malfoy kładąc się do łóżka.
-Znalazłem, ale wolałbym nie.
-A co? Widziałeś ją nago?- zaśmiał się Smok.
-Wiesz co? Zamknij mordę.-jego przyjaciel osłupiał. Zabini nigdy nie był tak chamski w stosunku do bliskich.- Nago pewnie jest piękna! I nie tylko nago. A to jak ją zastałem to sprawa osobista.
-Jak masz mi dać w pysk to spasuję. Tylko nie pij po nocach.- mruknął i zabrał się za czytanie mugolskiej powieści jaką dostał od Hermiony.
-Sam sobie nie pij.- rzucił wstając z łóżka i kierując się do barku.
-Alkoholik.
-Stary, nie mam ochoty się użerać. Sklej po prostu.- wszedł do łazienki z dwiema butelkami alkoholu ku ogromnemu zdziwieniu blondyna. Blaise usiadł na zimnej posadzce i zdecydował się upić. Dlaczego tak cholernie bolało go serce? Dlaczego tak strasznie zranił go pocałunek Amandy i jej słowa? Jak to ''koniec''? Nigdy nie będą przyjaciółmi? Nie pocałuje jej w policzek, nie przytuli do siebie, nie pośmieje się z nią i nie pomoże jej? Fakt, nigdy nie lubił żadnego z jej chłopaków, ale to co dziś zobaczył przeszło wszelkie pojęcie. Chciał ją przeprosić, pogadać a ona... całuje Teo? A może miała rację? Spóźnił się i nie ma szans? Przepuścił swoją szansę. Świetnie. Oczywiście, chciał jej szczęścia, ale wiedział, że żaden z jej dotychczasowych chłopaków nie był dla niej dobrym kandydatem! A kto był? No jak to kto? On, Blaise Zabini! Właśnie. Po raz : ''był'', istotny szczegół. Po dwa : on by jej tego szczęścia nie dał. Kochał ją i zdał sobie z tego sprawę dokładnie dziś widząc najlepszego kumpla z Granger. Ale po tym co zastał i usłyszał był pewien, że Amanda nie kocha jego. Świetnie, samotność da jej szczęście to proszę bardzo, niech ma. Niech sobie ułoży życie z kim chce a on spróbuje je ułożyć z Ginny. Nie umywa się do Am, ale trudno. Nie będzie na siłę próbował zdobyć jej uczuć. Da jej wolność. A emocji się pozbędzie co już, przecież, próbował zrobić zadając sobie te kretyńskie pytania ''Dlaczego zabolało?'' udając przy tym, że nie zna odpowiedzi! Upił potężny łyk, potem kolejny. Nim się zorientował pusta butelka leżała na podłodze. Oparty o wannę przestał czuć chłód kafelek i armatury. Zakręciło mu się w głowie, ale nie przejął się tym. Chciał przestać myśleć, przestać czuć. Druga butelka była tylko formalnością, smak alkoholu już nie palił w usta. Czuł coraz mniej jednak daleko temu było do całkowitej znieczulicy. To musiał zmienić. Wstał z trudem, chwiał się lekko, nie zwrócił nawet na to uwagi. Chwila zapomnienia jest zbyt cenna by tracić przegapić szansę na nią. Kiedy ponownie tego dnia pojawił się w pokoju czuł się lepiej. No i na tyle silny by móc ruszyć na dalsze poszukiwania trunków. Kotary łóżka Malfoya były zasłonięte. Może już spał a może po prostu był obrażony na to jak potraktował go czarnoskóry? Tego Zabini nie wiedział. Wiedział za to, że zawartość barku nie jest aktualnie dość satysfakcjonująca jak na jego potrzeby. Nie mylił się. Dwa mugolskie, niskoprocentowe napoje, które Hermiona nazywa ''piwami'', a które smakują cytrynami i są za słabe, żeby się nimi upić. Jeden słoik syropu miętowego pomieszanego z mugolską wódką i trochę ulubionego likieru Hermiony, smak karmelowy. Resztka likieru, mieszanka, w której przeważał syrop i dwie ''lemoniadki'' na jego obecny stan ducha wydawały się niczym. Nie zamykając barku wyszedł z pokoju na dalsze poszukiwania. Kręciło mu się w głowie kiedy za bardzo przyspieszył kroku, Ognista zaczynała działać. Nie zważając na to zastukał do pierwszych lepszych drzwi, ponieważ uszedł już spory kawałek i wiedział, że zaraz będzie musiał usiąść. Gdyby sobie jeszcze dawkował pewnie teraz mógłby iść nie podpierając się ściany. Nawet to pukanie bardziej przypominało dzikie uderzenie. Cóż, nie sądził, że jego ruchy są tak ciężkie i powolne. Drzwi niestety otworzył nie kto inny jak Nott. Głośna muzyka aż huknęła. Najwyraźniej rzucili zaklęcie wyciszające, ale wystarczyło uchylić drzwi lub okno by dźwięki jednak się wydostawały. Ślizgoni, mistrzowie tajnego, dzikiego balangowania.
-Czego... cze... czego chcesz od Amandy?- mówienie okazało się jeszcze trudniejszą czynnością niż poruszanie. Język chyba chciał zacząć prowadzić własne życie. Był zbyt pijany i zdziwiony by dać w twarz Nottowi. Miał niesamowitą ochotę go obić albo chociaż mu wygarnąć. Co nie zmieniało faktu, że jego obecne możliwości mocno go ograniczały, więc chciał z tym poczekać do jutra.
-Stary, jesteś pijany?- Teodor uniósł brwi.
-Sam jesteśśśś piyany! Samm!- gestykulował mocno przez co stracił równowagę, na szczęście szybko ją odzyskał.
-Ja pieprzę... Nie. Dobra. Inaczej : chcesz coś?
-Yest tam Ka... Kat... Kate?- wyjąkał próbując nadawać swoim słowom sens.
-Teo, chodź w końcu! Ktoś chętny na zabawę?- usłyszał znajomy damski głos.
-O wilku mowa.- mruknął Teodor odsuwając się lekko by zrobić miejsce podchodzącej do drzwi Ślizgonce.
-Co jest? O, Blaise, wszystko w porządku? Znalazłeś Amandę?- zapytała widząc w jakim stanie jest chłopak.
-Ani słowa!- wykrzyknął.- Jest ok, ale ya, ya, chciał... bym, ya! Ognistom, jednom butelkem.- niewyraźna wymowa i pognieciona granatowa koszula na jego ciele wcale nie wskazywały, że powinien to dostać.
-Teodor, zostaw nas samych.- zarządziła widząc złośliwy uśmieszek kolegi. Ten jednak w końcu odszedł.- Nie mogę ci dać alkoholu. Zobacz jak ty wyglądasz! Ile już wypiłeś?- poza Hermioną to ona w towarzystwie była głosem rozsądku.- Odprowadzę cię do pokoju.- westchnęła ciężko. Sama wypiła jednego drinka i ledwie łyk Ognistej. Nie czuła się nawet słabo a co dopiero pijana.
-Nie!- tak gwałtownie zamachał rękami, że niemal się przewrócił.
-Spokojnie!- wyciągnęła ręce, gdyby musiała go łapać.
-Nie! Dwje butelkj.- wybełkotał.
-Blaise, czy ty jesteś normalny?! Pewnie jeszcze wypiłeś to na raz! Kretyn! Wracamy!- pociągnęła go mocno za ramię zanim muzyka wkurzy kogoś na tyle by wezwać nauczycieli a Zabini będzie na tyle niezdolny do chodzenia, że będzie go musiała wlec.
-Nje! Iedna butelka, ozdatnja, błagann.- spojrzał na nią wzorkiem zbitego psiaka.
-Nie ma mowy!- wtedy ponownie pojawił się były adorator Amandy.
-Masz i stąd spieprzaj. Żebym cię więcej nie widział!- rzucił po czym pociągnął Kate znowu do pokoju zatrzaskując drzwi.
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł.-skrzywiła się. W jednym dormitorium aktualnie bawiło się około 30 osób, doszło, do tego, że trzeba było czarami pozbyć się szaf, biurek i łóżek.
-A co niby było lepsze? Nie jesteś niańką, jest piątek, chodź się po ludzku zabawić!-porwał ją do tańca.
 Uszczęśliwiony wrócił chwiejnym krokiem do sypialni uważając tylko na dwie rzeczy : żeby nie rozbić szkła i, żeby trzymać się ściany. Draco chrapał, nie było ryzyka, że ktoś zabroni mu pić lub go przyłapie. Zadowolony z sytuacji zamknął pokój najdelikatniej jak potrafił a na nocnej szafce postawił butelkę. Najlepsze na koniec. Najpierw się orzeźwi. Cytrynowe piwa wypił niemal natychmiast, jedno po drugim. Nie poczuł żadnej różnicy, był już zbyt pijany, żeby zrobiło to na nim wrażenie. W następnej kolejności zabrał się za opróżnienie zawartości słoika. Polał się przy tym, ale nawet nie zauważył. Czuł coraz mniej, Amanda stawała się tylko mglistym wspomnieniem, było mu coraz bardziej wesoło, zapominał nawet o tym jak beznadziejne czuł się ponad godzinę temu. Picie ze słoika okazało się o wiele mniej wygodne niż myślał. Trudno, pora na likier. Ten jednak, bardziej lepki i gęściejszy niż syrop, działał podobnie jak piwo : nie robił różnicy. Przyszła pora na trzecią butelkę Ognistej. Położył się na łóżku nadal mając na sobie buty i poplamioną koszulę. Wypił duszkiem całą zawartość. Poczuł jak ogarnia go senność. Zadowolony, nie czując już zupełnie nic poza wszechogarniającą radością zasnął.
 Bach! Bach!
-Co jest do...- otworzył oczy. Szybko je zamknął. Światło raziło, głowa pękała, suchość w gardle utrudniała mowę.
-No właśnie, co? Opowiesz mi?- Draco już ubrany w granatowy sweter i czarne spodnie tupał głośno koło łóżka przyjaciela.
-Auć... Daj mi wody.- jęknął. Po chwili wypił łapczywie zawartość szklanki.- Aspiryna, cokolwiek, ratunku.- marudził. Wtedy do ich dormitorium weszła Hermiona.
-Co się tu stało? Czemu wyglądasz jak najgorsza fleja?- obrzuciła go spojrzeniem pełnym wstrętu.
-Zabalował.-podsumował Malfoy.
-Aspiryna albo nic nie powiem.
-Chwila.- parę razy machnęła różdżką. Ból głowy niemal minął. Z ulgą otworzył oczy na całą szerokość, ale kiedy tylko zobaczył swoje ubrania rzucił paroma przekleństwami.
-Opowiadaj.-zachęciła go Granger siedząca aktualnie na łóżku swojego chłopaka. Streścił im cały swój pijacki wieczór.
-Nie mogłeś mnie powstrzymać?- mruknął z wyrzutem.
-Proszę cię, najpierw mnie zjechałeś, a potem po prostu zasnąłem. Powinieneś iść się umyć. A potem rób co chcesz.
-Nie powiedziałem najważniejszego.-dodał. Kiedy skończył opowieść o Amandzie poczuł jak niechciane łzy cisną mu się do oczu. Nie tak to miało wyglądać. Nie tak!- Wiecie już wszystko.- gula w gardle urosła, stała się do tego jeszcze większa z powodu wstydu jaki czuł po wczorajszych wydarzeniach.
-Kochasz ją?- padło pytanie.
-Granger, musisz być tak cholernie bezpośrednia? Nie ma o czym gadać.
-Ale...- zaczęła.
-Nie. Idę się umyć. Nie poruszajcie tego tematu. Miała rację. Każde z nas musi zacząć żyć od nowa, swoim życiem.
-Daj spokój, kochanie. Pozwól mu niszczyć sobie życie. Kiedyś sam zrozumie.-pocałował ją Malfoy junior.
-Nie ma mowy! Poczekaj tu, idę coś załatwić!- i zanim zdążył ją zatrzymać wybiegła z pokoju.

  Wybaczcie, zawaliłam. Oczy mi się kleją. Druga część, będzie jeszcze trzecia. Wstyd mi za to niesamowicie, miały być dwie, wyszło jak wyszło. Wenę mam ogromną, ale non stop mam wrażenie, że pisanie, choć daje mi radość, to nie przynosi jej Wam. Napiszcie mi co o tym myślicie. Tylko bez rozczulania, nie cierpię rozckliwiać się nad sobą! Fe!
+szykuję dla Was małą niespodziankę i jak dobrze pójdzie to dodam to jeszcze dzisiaj :). Mam to na kartce na brudno, więc wiecie, zawsze to lżej ;). A jak nie będzie w ciągu dwóch godzin ani jednego komentarza to niespodzianka pojawi się jutro :). Dobranoc :).

niedziela, 10 stycznia 2016

Miniaturka 3. Blanda "Warto było czekać" + dramione. Cz.1

Witajcie. Przepraszam, spóźniłam się z zamówieniami. Przyznaję się. ALE TYM RAZEM TO NIE  JEŚLI JUŻ MIAŁAM INTERNET TO TYLKO W KOMÓRCE. A MÓJ LAPTOP DO TEGO SIĘ ZEPSUŁ. PRZEPRASZAM. Już zabieram się do pracy! Zaczynam od... Blandy! Moja pierwsza miniaturka inna do dramione, mam nadzieję, że się spodoba i spełni oczekiwania. Wstyd mi, ale na brak internetu nic nie poradzę. Przypominam o zasadzie z komentarzami, 1 u nas= 2 u Ciebie!  Zaczynamy, a ja ogromnie liczę, że mi się uda!+ Ale nieważne, jest miniaturka :
 JESZCZE MAŁE OGŁOSZENIE. Umówiliśmy się na zasadę z komentarzami, odpowiadam na wszystkie, a co do oddawania : jeśli nie dajecie linków i nie ma ich na Waszych profilach google to ja nie będę na siłę szukać. Nie mnie powinno zależeć, żebym oddała dwa razy tyle komentarzy, prawda? Jeśli nie skomentowałam z jakichkolwiek przyczyn Twojego bloga zostaw link w komentarzu pod tym postem, na pewno odkomentuję :).  Zostałam sama i z ogarnięciem spamu (na każdy ten blog jeśli jest link to zaglądam i komentuję) i komentarzami (zdarza się, że zamiast 2 komentarzy zostawiam 8 czy 10, więc staram się). Więc nie oceniajcie mnie tak surowo. DLA AMANDY : miniaturkę zrobię w ramach przeprosin w 2 częściach, więc bardziej rozbudowaną i zrealizuję też Twoje drugie zamówienie :). Wybacz.:c. Zapraszam : 
 Uczeń ostatniej klasy Hogwartu, Blaise Zabini, który przeżył wojnę, oczyścił się z zarzutów i z całych sił próbował żyć normalnie, właśnie szedł na randkę ze swoją dziewczyną, Ginny Weasley. Mijał kolejne okna oraz drzwi od klas, sprawnie manewrował na zakrętach unikając zderzenia z jakimkolwiek innym uczniem. Niemal się udało. Prawie był u celu, prawie dotarł do głównych drzwi. Wtedy właśnie usłyszał :
-Blaise!- odwrócił się. Blondynka z ciemnymi oczami ubrana w barwach ślizgonów machała mu z drugiego końca korytarza.
-Amanda!- odmachał. Ruszył w jej kierunku. Szybko przekalkulował w głowie ile ma czasu do spotkania z Ginny. Zdąży. Ślizgonka zrobiła kilka kroków w jego kierunku.
-Gdzie ci tak spieszno, co?- uśmiechnęła się ukazując idealnie białe zęby.
-Randka. Wiesz jak jest, kobiety mnie uwielbiają.- wzruszył teatralnie ramionami. Wybuchnęła śmiechem.
-Dlatego umawiasz się z tą lisicą.- zrobiła kwaśną minę. Jej nastrój tak szybko się zmieniał kiedy chodziło o Ginewrę.
-Ej, Am, ustalaliśmy coś..- spojrzał na nią ze złością.
-Skoro się przyjaźnimy sądzę, że mam prawo powiedzieć co myślę.- jej usta starannie pomalowane czerwonym błyszczykiem stały się kreską. Faktycznie, odkąd jako jedenastolatka po przydziale Tiarą usiadła koło dwunastoletniego wówczas Zabiniego od razu złapali dobry kontakt. Chłopak niemal zawsze traktował ją jak przyjaciółkę, młodszą siostrę. Do niej przychodził z problemami, ona wybierała mu ubrania na randki, jej zawsze kupował prezenty na różne okazje i jej ufał na tym poziomie co Draco.
-Masz. Ale nie o Ginny, ok? Ja się nie czepiałem twojego ostatniego chłopaka.- fakt, John może i był przystojny, ale to palant. Bycie rozgrywającym Slytherinu wpłynęło na jego mózg. Prychnęła na tą myśl.
-To cię bawi?- uniósł brew jednak sam miał radosne iskierki w oczach.
-Ty mnie bawisz. Bo jesteś tak ślepo zakochany, że to aż za słodkie. Ty, naczelny podrywacz! Zakochany.- podniosła głos. Szybko się zreflektowała.-Ok, jestem w stanie uwierzyć, dobra. Ale nigdy nie uwierzę w ten cały cyrk w bronienie jej. Pamiętasz co niej ostatnio powiedziałeś przy kłótni? Bo potem zwierzałeś mi się z tego w moim dormitorium.- wyczuł, że ją wkurzył. Nienawidził tego robić. Jej duma była przyczyną wielu cichych dni między nimi. Nie znosił czasu milczenia, tej pustki kiedy nie było jej obok. Stała się mu tak bliska, że bez niej tracił cząstkę siebie. Jednak tym razem był mocno zirytowany. Czas do spotkania z rudą niebezpiecznie szybko się skracał a fochy Amandy ostatnio stawały się coraz częstsze.
-Nie po to się z tobą upiłem, żebyś mi to wypominała. Zwijam się. Co ci jest, do cholery? Jak się trochę ogarniesz to nie przychodź tylko pisz, nigdy nie wiadomo co zastaniesz w mojej komnacie.- warknął na pożegnanie. Odszedł zostawiając ją z pięściami zaciśniętymi ze złości. Wiedział, że użył chwytu poniżej pasa. Obrócił się. Nie dostrzegł jej. Chwilę się wahał, przeprosić czy poczekać do wieczora? Wybrał jednak drugie, bo o ile Amanda była w miarę ugodowa o tyle Gin musiałby przepraszać całymi tygodniami. Potrafiła być cholernie męcząca. Westchnął. Dwie minuty przed czasem zaszedł ją od tyłu stojącą przy drzwiach i zakrył jej oczy dłońmi. Liczył, że się ucieszy.
-Blaise, nie mam trzech lat.- wyrwała się z jego objęć.- Ile można czekać, co? Idziemy?- nie czekając na odpowiedź złapała go za rękę i zaczęła niemal ciągnąć za sobą w kierunku Hogsmead.
-Chcesz coś powiedzieć? Cokolwiek co u ciebie?- próbował zagaić.
-Chyba dobrze. Masz kasę? Zapomniałam swojej.- obróciła się na kilka sekund robiąc słodkie oczka. Znał to. Nieważne, że po wojnie ich majątek się powiększył. I tak zawsze ''zapominała'' by Blaise płacił za nią. Nie widziałby w tym problemu, gdyby nie to, że robiła to celowo i do tego zawsze miała wyrzuty kiedy z jakikolwiek przyczyn brał tyko drobne.
-Mam. Zapłacę.- wymamrotał ciągnięty do jednej z tych babskich kawiarni.
  Amanda poczuła się jakby dostała w twarz. Zacisnęła dłonie w pięści. Kiedy tylko brunet się oddalił niemal pobiegła do pokoju wspólnego. Wpadła tam jak burza po czym od razu udała się do swojego dormitorium. Nie chciała teraz widzieć nikogo. Rzuciła się na łóżko i po raz pierwszy od nie wiadomo jak dawna zaczęła płakać. W połowie z wściekłości, w połowie ze smutku. Przez tyle lat nie czuła do niego nic poza czysto przyjacielskimi relacjami. Dopiero kiedy nadeszła wojna zdała sobie sprawę jak bardzo się o niego martwi, jak bardzo jej zależy. Na początku wmawiała sobie, że to nadal tylko zwykła troska, typowy strach o przyjaciela. Zaraz po powrocie do szkoły związała się z Johnem by zagłuszyć niechciane uczucie do czarnoskórego. Kiedy jednak on zaczął być z tą rudą pokraką zabolało. Wmawiała sobie, że to przelotne, zaraz minie, tydzień i po sprawie. To było we wrześniu, w połowie. Kończył się listopad a jemu coraz mocniej zależało na tej małpie... Zerwała z Johnem, olewał ją, średnio całował no i... nie był Zabinim. Miała ochotę go rozszarpać. Wiedziała jednak, że jeśli tylko stanąłby w progu z tym swoim rozbrajającym uśmiechem zaraz by mu wybaczyła. Tym razem poczuła złość też na siebie. Otarła łzy, przykryła się kołdrą. Zasnęła.
 Siedział wśród różu, cekinów, koronek i puszków. Zamawiała już czwartą gorącą czekoladę. Zemdliło go. Nie wiedział jedynie czy to od tego cukierkowego wystroju czy od nadmiaru bitej śmietany.
-Gin, tobie aż tak chciało się pić?- uniósł brew obserwując puste filiżanki.
-Jasne, że nie.- prychnęła.- Ale nie mogę tak tutaj tylko siedzieć i nic nie robić.- wzruszyła ramionami.- Ludzie patrzą.- dodała.- A ja nie chcę wyjść na biedaczkę, która przychodzi do kawiarni posiedzieć.- rozejrzała się czy do pomieszczenia nie wchodzi nikt znany. Oho, Romilda. Ruda niemal natychmiast przysunęła się do swojego chłopaka i namiętnie pocałowała go w usta. Kiedy skończyli zapytał :
-Ej, mała, mogę wiedzieć, do jasnej cholery, co tu się wyprawia?- uniósł się.
-Uspokój się, narobisz mi wstydu. Nie bądź żałosny, dobrze? Chcę się tobą pochwalić.- zamrugała wymalowanymi rzęsami. Fakt, w to akurat nie wątpił. Chwalenie się nim, jego uczuciem i majątkiem należało do jej ulubionych zajęć.
-Doceniam.- uznał, że lepiej jej nie drażnić.- Możemy się zbierać? Chciałem spędzić męski wieczór z Draco...- dodał chcąc się wytłumaczyć.
-Chyba śnisz!- prychnęła.- Ja już nam zaplanowałam wieczór.- dodała radośnie.
-Dobra. Twoja wola.- uniósł ręce w geście poddania się. Posiedzieli tam jeszcze chwilkę by w końcu wstać. Chłopak jeszcze nie zdążył do końca podnieść się z krzesła kiedy piegowata postać znacząca chrząkała pokazując przy tym co należy zrobić z nią i jej płaszczem.- Już, powoli.- przewrócił oczami. Miał inne plany na ten wieczór, chciał pogadać z Malfoyem o nieprzyjemnej wymianie zdań z Amandą. Coraz bardziej go to gryzło. Zachował się jak ostatni cham i prostak, fakt. Ale czy wieczne pretensje o Ginny miały sens? Nie lepiej by im było żyć w zgodzie? Może nawet polubiłaby się z Gin?
-Blaise, masz jutro wolny pokój?- zamarł. Hola, hola, czy ona właśnie chce wskoczyć mu do łóżka?
-A co?
-Nie mam gdzie zrobić balangi z dziewczynami.- zrobiła dzióbek.- No proszę...- wysyczała po chwili nie widząc reakcji z jego strony.
-Gin, ja nie wiem, naprawdę, mieszkam z Draco i...
-Dobra. Zamknij się. Nie to nie, widać jak ci zależy.- fuknęła a kiedy tylko chciał pogłaskać jej dłoń szybko ją cofnęła.- Nie dotykaj jeśli nie masz zamiaru mnie uszczęśliwiać.- chlipnęła na zawołanie.
-Zobaczę co da się zrobić, ale kameralna impreza, ok? Nie chcę mieć znowu kłopotów przez to jakie urządzam dzikie melanże.- natychmiast jej smutna mina zmieniła się w radosny uśmiech a od ścian kawiarni odbił się pisk radości.
-Zbieramy się.- oznajmiła w końcu ku jego uldze.- I tak już powoli ludzie wychodzą, teraz więcej będzie ich na dworze, chodź.- ubrani opuścili lokal. Odprowadził ją pod sam portret Grubej Damy, ale to nie wystarczyło. Namiętnym pocałunkiem zakończyła ich randkę a na koniec teatralnie głośno dodała :
-Jak zawsze jesteś CUDOWNY!- by dopiec stojącym nieopodal dziewczynom z 5 roku, które z nikim się nie spotykały. Blais poczuł się koszmarnie zażenowany całą sytuacją i marzył, żeby jak najszybciej się ulotnić. Kiedy już czwarty raz klepnęła go w tyłek w końcu zniknęła za obrazem, aktualnie zgorszonej, kobiety a on wrócił do lochów. W Pokoju Wspólnym siedziało jeszcze dużo osób, jedni się śmiali, inni wcale nie wyglądali na wesołych, raczej na takich oddających się teraz zwierzeniom. Sam należał niestety do tej drugiej kategorii, która chętnie by się wygadała każdemu chętnemu posłuchać. Rozejrzał się za Amandą. Nie było jej. Powlókł się z trudem do swojego dormitorium, ale to co tam zastał całkowicie go ... zaskoczyło. Wiedział, że jego kumpel kocha Granger i są razem od Bitwy o Hogwart, wiedział, że Malfoy uratował ją od tortur w Malfoy Manor a po ich wspólnej ucieczce ona dała się zaprosić na randkę a nie zgadzała się nawet kiedy przyjaźnili się całą szóstą klasę. Wiedział, że Draco ją kocha i bardzo mu na niej zależy, widział jak jego przyjaciel się stara. To jak patrzył na Hermionę przy innych pokazywało jego miłość. Ale dopiero teraz, gdy widział spojrzenie kumpla wlepione w Gryfonkę w momencie, gdy byli sami zrozumiał jakim uczuciem blondyn darzy pyskatą Granger. Najpotężniejszym z jakim się spotkał.
-Hej.- powiedział zawstydzony. Wstyd nie wynikał z sytuacji, ale z wątpliwości, które nieproszone wkradły się do serca. ''Czy ja też patrzę tak na Ginny? Czy często udaje nam się być sam na sam skoro niemal wszystkie randki rudowłosa planuje w miejscach publicznych a ja nie mam nic co gadania?''. Urwał niechciany potok pytań własnej podświadomości.
-Cześć, stary.- Draco był rozanielony, uśmiechnął się. Przed chwilą skończył całować się z Hermioną, wiele razy już dzisiaj przerywali wspólne przeglądanie katalogów z wystrojami wnętrz. Przyczyną przerwy były pocałunki lub łaskotki. Nie mogli w swoim towarzystwie wytrzymać dłużej niż paru minut bez ani jednego słowa do siebie, bez ani jednego spojrzenia albo nawet przelotnego dotyku. Planowali razem zamieszkać a Draco chciał by to Hermiona udekorowała dom, który dla nich kupił (była wtedy tak szczęśliwa, że płakała nie mogąc uwierzyć. Chciała mu się odwdzięczyć, więc wytłumaczył jej, że to on odwdzięcza się za miłość, którą od niej otrzymał.).
-Hej.- szatynka zachichotała. Przy Draco była po prostu szczęśliwa, nie musiała udowadniać każdemu, że nadal jest bohaterką ratującą czarodziejski świat, była sobą.
-Co robicie?- spytał smętnie rzucając się plecami na swoje łóżko.
-Wybieramy meble do NASZEGO- podkreślił ostatnie słowo, ponieważ jego dziewczyna nadal uważała, że to jego dom skoro nie zapłaciła za niego ani jednego galeona.- domu. Wiesz, że wolę kiedy Granger się wszystkim zajmuje, ma zdecydowanie lepszy gust.- rzucił skromnie zupełnie zapominając o swoim zamiłowaniu do luksusu.
-Jesteście do porzygu słodcy.- z trudem podniósł się. Próbował znaleźć w szafie Ognistą.
-Masz w szafie alkohol?- uniosła brwi. Podniosła się do pozycji siedzącej, jeszcze chwilę wcześniej leżała z głową na kolanach Draco.
-On tam trzyma jeszcze gorsze rzeczy, słońce.- Ślizgon wstał kiedy tylko dziewczyna się podniosła.- Blaise, masz okres?- podszedł do kumpla.
-Nie. O co wam chodzi? Nie masz swojego pokoju, Granger?- otworzyła oczy ze zdziwieniem. Zawsze był dla niej miły, akceptował jej związek.
-O co nam chodzi? To ty się zachowujesz jakbyśmy zabili ci ulubione zwierzątko i połamali miotłę. Stało się coś?
-Nie mam pojęcia.- odstawił szklankę po czym pociągnął spory łyk prosto z butelki.- Chcecie trochę?- zapytał niespodziewanie tak jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie powinien pić sam.
-Dzięki, ale przystopowałem picie.- dziedzic Malfoyów wskazał głową na siedzącą
-Co mu zrobiłaś, okrutna istoto?- tym razem się zaśmiał. Wrócił szelmowski uśmiech.
-Nic, czysta miłość.- blondyn teatralnie westchnął co wywołało chichot jego dziewczyny.

-No i ja właśnie w tej sprawie.- usiadł na łóżku nadal trzymając w dłoni butelkę.
-Coś nie tak z Ginny?- zaciekawiła się Hermiona.
-Nie wiem. Jak to jest ''tak''?
-Zabini, odstaw butelkę, tobie dzisiaj starczy...- jego przyjaciel powoli próbował zabrać mu trunek.
-Hermiona, właściwie to czemu ty się pokłóciłaś z Gin?
-Nie akceptowała Draco.-wzruszyła ramionami.- Nie mogła mi wybaczyć, że wybrałam jego zamiast Rona.
-Nie zna się na facetach.-odparł nieakceptowany przez rudą chłopak.
-Dzięki, umiecie pocieszać jak nikt inny. Eh... nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że była inna. Nie w tej dziewczynie się zakochałem. Wojna zmienia, ale aż tak? Nie zginął nikt z jej rodziny! Fakt, Fred był ranny, ale wyleczyli go przecież! No to co jej jest?!- wybuchnął.
-Kasa zmienia ludzi. Sodówa uderzyła jej do głowy, może mieć to na co wcześniej nie mogłaby sobie pozwolić, w tym ciebie. Chce bardzo pokazać, że ma, że ją stać. To pewnie dlatego.- wyjaśniła Hermiona.- Dobra, chłopaki, zbieram się.
-Odprowadzę cię, nie ma mowy, że o tej porze pójdziesz sama! Możesz dostać szlaban a tak to dostaniemy go razem.- puścił jej oczko.- Nie zapij się na śmierć, zaraz wracam.- rzucił do swojego współlokatora. Zakochani wyszli z dormitorium, obydwoje pewni, że czarnoskóry zaraz zaśnie upojony alkoholem. Ale mylili się. Blaise siedział i czekał na swojego przyjaciela. Gdy ten przekroczył próg od razu padło pytanie :
-Po czym wiedziałeś, że kochasz Granger?
-O matko! Stary, wystraszyłeś mnie! Siedzisz sam po ciemku? Całkiem oszalałeś?- Draco aż podskoczył.
-Zadałem pytanie.- ignorował przytyki.
-Po tym kiedy bardziej zależało mi na jej szczęściu niż na moim, po tym jak byłem w stanie oddać za nią życie. Po tym jak odpuściłem ciągłe nękanie ją o randkę skoro chciała tylko przyjaźni. Po tym jak dałem się torturować, żeby była bezpieczna i po tym, że ból był mniejszy kiedy wiedziałem, że nikt jej nie skrzywdził. Nie mam ochoty mówić o moich uczuciach. Musimy? Mam wrażenie, że Weasley rzuciła na ciebie zaklęcie. Zachowujesz się jak sentymentalna staruszka!
-A motylki w brzuchu? Inne takie?
-Mam, ale mniejsze. Tu chodzi o siłę uczucia a nie te pierdoły, które pojawią się kiedy się zauroczysz.
-Dzięki, stary.
-Nie ma sprawy. Idę pod prysznic.
-A ja do Amandy.
-Będziesz upijał się z nią?
-Idę przeprosić.
-Powodzenia.- rzucił zatrzaskując drzwi od łazienki. Zabini zdecydowanym krokiem opuścił pokój. Zdziwił się, ale główna siedziba Ślizgonów nadal była pełna ludzi, spać poszło tylko kilka osób. A, racja, piątek! Przybił piątkę swoim myślom, Amanda zawsze w piątki siedzi w Pokoju Wspólnym. No, przynajmniej o tej porze. Ruszył w kierunku zbiorowiska. Najmłodsi i ci dojrzalsi, lekko podpici i całkiem trzeźwi, palący ukradkiem papierosy albo tacy grzejący się przy kominku. Ogromna grupa różnych osobowości. Ale brakło akurat tej osoby, której szukał. Amandy. Rozejrzał się po raz kolejny, znowu bardzo dokładnie. Zobaczył jednak tylko jej przyjaciółkę, Kate.
-Kate, cześć.- wyciągnął ku niej dłoń. Uścisnęła.- Nie wiesz gdzie jest Amanda?
-Witaj. W dormitorium. Ale nie radzę ci tam wchodzić. Jak byłam tam ostatnio to drzemała a po obudzeniu się była zła jak osa. Nie wiem o co mogło chodzić.- wzruszyła ramiona.
-Ale ja wiem. Dobra, dzięki.- zbył ją krótko. Już wiedział co robić.
   Amanda tym czasem siedziała z Nottem na dywanie. Obydwoje opierali się o ramę jej łóżka. Pili. Teodor potrafił być irytujący, ale od dawna miał się ku niej. Wysyłał jej zabawne liściki na lekcjach, przepuszczał w drzwiach a na wszystkich imprezach robionych w tajemnicy przed nauczycielami aż płaszczył się by tylko zgodziła się z nim zatańczyć. Dzisiaj kiedy Kate obudziła ją z drzemki wcale nie miała ochoty na to by wyjść z łóżka. Na nic nie miała ochoty. Była wściekła i rozgoryczona. Kate opuściła pokój zrezygnowana bezowocnym przekonywaniem przyjaciółki do wyjścia do ludzi. Kiedy kilka minut później usłyszała pukanie do drzwi krzyknęła :
-Czego?!- otwierając je tak mocno, że aż odbiły się od ściany.
-To... ja nie... nie będę przeszkadzał. Pój... pój... pójdę już.- wyjąkał zestresowany.
-Teo, zostań. Co chciałeś?- zrobiło jej się głupio z powodu tego wybuchu. Nie był winny temu co zrobił Blaise. Poza tym Teodor to całkiem przystojny chłopak. Brązowe oczy, podobne do oczu Zabiniego. Blond włosy i blada cera, całkiem inne niż u jej przyjaciela. Ale... on miał prawo spotykać się z tą zwichrowaną Weasley a ona nie ma prawa do chwili zabawy? Może robić co chce. Zabawi się, oderwie od rzeczywistości. On już wybrał. Nie będzie po nim płakać, teraz pora na jej wybór. Kto tu mówi o miłości? Teodor może się podobać dziewczynom i jej właśnie teraz też się spodobał!
-Szykuje się picie.- nadal wyglądał na lekko skrępowanego.
-Gdzie?- przeczesała ręką rozczochrane włosy.
-Pokój Życzeń.- powoli się ośmielał.
-Wejdziesz i poczekasz parę minut?
-Robi się.- wparował do pomieszczenia. Rozejrzał się wewnątrz niedyskretnie. Kiedy stanęła przed łazienkowym lustrem nie dziwiła się jego konsternacji. Jej włosy były w nieładzie a smugi z tuszu pokrywały jej policzki. Zachichotała. Skoro jeszcze nie uciekł to dzisiaj da mu trochę nadziei. Nie fair jest wykorzystywanie go w celu wzbudzeniu zazdrości w czarnoskórym. Ale w tym momencie to nie wzbudzanie czegokolwiek się liczyło a pozbycie się nieproszonego uczucia. Nott wydawał się idealnym obiektem na moment, takim lekiem na inne uczucie. A z resztą, kto wie jak im się potoczy dalej? Rozpuściła rozczesane włosy, poprawiła makijaż, użyła nawet perfum. Kiedy z powrotem pojawiła się w pokoju chłopak siedział na brzegu łóżka.
-Wiesz co? Nie wiem czy mam siłę gdzieś wychodzić.- dodała zrezygnowana zgodnie z prawdą.
-W sumie nie wiadomo nawet czy to do końca wypali. Jak nie to będziemy pewnie po tajniaku pili w Pokoju Wspólnym w jakimś kącie.-wzruszył ramionami podnosząc się z miejsca. W rękach trzymał aż dwie butelki Ognistej.
-Trzeba przynieść swój alkohol? To mam jeszcze jedną butelkę.-wyjęła ją z barku.
-Może poczekamy chwilę zanim się rozkręci balanga i posiedzimy trochę u ciebie?- zasugerował, ale kiedy się uśmiechnął jego ostre zęby spowodowały u Amandy skojarzenie z rekinem.
-Zgoda.- było jej aktualnie obojętne gdzie musi udawać szczęśliwą. Chce siedzieć tu? Dobra, posiedzą.- Wyjmę szklanki.- puściła mu oczko.- Tak na dobry początek imprezy.-dodała.
-Zgadzam się!- nalał alkohol do naczyń.- Toast, Am, za cudowną imprezę i jeszcze lepszą noc!- wypili po czym z tylko sobie znanych przyczyn zaczęli się śmiać. Usiadła na dywanie, oparła się o ramę łóżka, zrobił to samo.
-Teo, ma sens już iść? Nalej jeszcze po szklaneczce.- spełnił jej prośbę. Znali się odkąd przyszła do Hogwartu, ale nigdy nie byli przyjaciółmi, nawet z Zabinim tylko dobrze się kolegował, wolał Harrixona i Browna. Ale teraz, kiedy dawni Śmierciożercy, ich dzieci lub ci, którzy z jakichkolwiek przyczyn nie skończyli albo nawet nie zaczęli siódmego roku nauki teraz mieli na to szansę, ale z ludźmi o rok od siebie młodszymi. I tym sposobem uszczęśliwiony Nott mógł wysyłać Amandzie liściki praktycznie codziennie. Często ją to irytowało, ale nie dziś. Dzisiejszego wieczoru ma prawo zacząć nowy etap życia. Taki bez uczuć do Zabiniego.
-Nawet dwie!- wypili kolejne dwa toasty. W tym czasie, rozmawiali, śmiali się, żartowali.
-Może po prostu dokończymy tą butelkę, co?- spytała w końcu kiedy byli w połowie.- Nie ma sensu iść na imprezę z butelką w połowie opróżnioną.- stwierdziła. Tak też zrobili. Jednak kiedy skończyli dopijać ostatnie krople blondyn otworzył kolejną butelkę a ona nie protestowała. Nic wielkiego, butelka na dwie osoby, trudno, najwyżej rano będzie ją lekko boleć głowa, da radę.
-Polej odrobinę.
-Mądrze mówisz. Bez sensu teraz kończyć? A może już dzisiaj nie pójdziemy? Taka własna impreza chyba jest fajniejsza.
-Jeszcze nie.- machnęła różdżką. Usłyszeli całkiem fajny, wolny kawałek.
-Nastrojowo.-mruknął.
-Wiem.- wypili kolejną szklaneczkę. Zanim się spostrzegli już druga butelka leżała pusta. Obydwoje czuli coraz większą wesołość. Teodor nagle stał się znacznie przystojniejszy i bardziej pociągający. Kolejna wolna piosenka poleciała z głośników.
-Zmysłowa jesteś.-pochylił się ku niej. Zawahała się. I wtedy dotarła do niej smutna prawda : ma szansę albo na związek z fajnym chłopakiem albo na samotną egzystencję pełną użalania się nad sobą. Bo szans na życie z czarnoskórym przyjacielem nawet nie było wśród opcji. Da się ponieść i zobaczymy co z tego wyniknie.
-Daj spokój.-przysunęła się do niego.
-Chcesz, żebym cię pocałował?- drażnił się z nią. Stykali się czołami.
-Chcę, żebyś się zamknął.- pocałował ją. Kiedy jego wargi dotknęły jej ust nie miała wrażenia niekończących się fajerwerków. Nawet zimnych ogni. Nic. Po prostu pocałował, przyjęła ten do wiadomości. Postanowił pogłębić pocałunek i delikatnie ugryzł ją w dolną wargę. Kiedy już chciała oddać pocałunek drzwi otworzyły się z hukiem. Oderwali się od siebie niemal natychmiast. Dziewczyna obróciła się w stronę gościa.
-Blaise…- bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tak, to ja. Chciałem pogadać i przeprosić, ale skoro jesteś zajęta to wpadnę później. Brawo, Teo. Królowa Ślizgonów twoja!- ostatnie zdanie wykrzyknął teatralnie dodając do tego oklaski, ale zanim zdążyli zareagować wyszedł z pokoju.
-Poczekaj! Proszę, poczekaj!- biegła za nim. Zatrzymał się w ciemnym korytarzu między dormitoriami dziewczyn.
-Co chcesz?- wysyczał odwracając się do niej.
-Chciałeś przeprosić i pogadać, więc proszę.- o ile wcześniej jej głos drżał teraz była odważna niczym rasowa Gryfonka. Nie pokaże wstydu i strachu. Nie po tym co się stało.
-Już nieaktualne.
-A to niby czemu?- sama nie wiedziała czy odwagi dodaje jej wrodzona bezczelność czy raczej wypity alkohol.
-Skoro już znalazłaś sobie pocieszenie to spędź miły wieczór, nie przejmuj się.
-Pocieszenie?! Mam nadzieję, że żartujesz! Też mi coś! Kiedy ty zajmowałeś się figlami z tą wiewiórą ja miałam siedzieć sama i płakać, tak?
-Nie zajmowałem się żadnymi figlami!- podniósł głos.
-Szkoda, że dzisiaj mówiłeś o swoich planach coś zupełnie innego! Przyszedłeś przeprosić to to zrób!
-Nie mam zamiaru!- fuknął obrażony.
-Niby czemu nie? Bo pękło ci wyobrażenie? Liczyłeś, że możesz się gździć z kim chcesz a ja wiecznie będę czekać na ciebie tak jakbyś mnie zamknął w wieży?!
-Nie wiem o czym mówisz!- wykrzyczał, choć zdawał sobie sprawę, że jego relacje z Ginny ranią blondynkę.
-Nie udawaj, palancie! Nie będziesz się bawił moim uczuciami! Dawanie mi prezentów, zwierzanie się mi, picie ze mną są ok, tak?! Wtedy jest dobrze! Ale pojawiła się ta ruda menda i co?! Nie ma cię przy mnie chyba, że masz cholerny problem! Przylatujesz się zwierzać, dzielić emocjami tak jakbyś nie widział, że mnie tym ranisz! Że mnie to boli! Czego oczekiwałeś? Że będę na ciebie czekać wiecznie?! Że cokolwiek byś nie zrobił to moje ramiona i drzwi będą otwarte?! To się grubo pomyliłeś, kochany! Nie tylko ty masz prawo robić co chcesz, ja też mam wolną rękę! Nie będziesz obracał dziewczyn a do mnie wracał jak jesteś sam! Skończyło się! Też mam prawo do miłości czy do związku i właśnie z tego prawa korzystam! A ty masz wielkie pretensje! Pogódź się z tym! I twoja szansa i twoje czasy minęły! Nie waż się włazić z kopytami w moje życie! Sam wybrałeś a ostatecznie zapieczętowałeś to dzisiaj, na korytarzu!- skończyła wylewać żale i emocje. Alkohol zrobił swoje, wszystkie duszone myśli wypłynęły obnażając jej uczucia. Zdała sobie sprawę, że właśnie opowiedziała mu, choć nie wprost, co do niego czuje. Przerażona uciekła. Wpadła do pokoju jak burza. Teodor siedział na łóżku zdezorientowany.- Lepiej będzie jak pójdziesz.- kiwnęła głową w stronę drzwi.
-Wszystko ok?
-Tak, ale… nie zrozum mnie źle. Po prostu to było jednorazowe i nie sądzę, żeby miało przyszłość.- dopiero po kłótni z Zabinim zrozumiała jak bardzo bez sensu jest próba ulokowania swoich uczuć w kimś innym na siłę. Niestety, ale miłość do Blaisa zostanie z nią jeszcze na długo, o ile nie na zawsze.
-Dobra. Przepraszam. Przegięliśmy. Kumple?- wyciągnął ku niej rękę, ale wzrok miał zrezygnowany.
-Kumple.- uścisnęła ją mocno.- Mogę dostać sama? Pełno wrażeń, powinnam iść spać.
-Całkowita racja. Do jutra, Am.
-Do jutra, Teo.

 I jak Wam się podobało? :)! Włożyłam w to masę pracy, mam nadzieję, że nie zawaliłam :/. Następna część ''Chorej miłości'' będzie na blogu do soboty a następna część Blandy kilka dni po niej :)! Czekajcie i komentujcie :).

niedziela, 3 stycznia 2016

Miniaturka 2. "Chora miłość". Cz.4

Wybaczcie. Zepsuty komputer. Brak internetu. Ponowna awaria. Ponowny brak internetu. Wirus, który pożarł wszystkie moje zdjęcia z komputera. Ratowanie ich. Brak internetu. I dlatego jestem tu ponownie dopiero teraz. Wstydzę się, bo nie życzyłam Wam Wesołych Świąt! Teraz życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku! Pełnego dramione, oczywiście :)! Przez tak długą przerwę w pisaniu w mojej głowie powstała masa pomysłów, oczywiście mam zamiar je tu wszystkie zrealizować najszybciej jak się da, więc oczekujcie :). Chciałam życzyć też Viperze wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dużo weny i sił do pisania, pełno pomysłów i czasu na ich realizację, miłości, radości, prawdziwych przyjaciół, samych super ocen i pełno, pełno szczęścia oraz zdrówka! Przepraszam, że spóźnione, tak wyszło, przykro mi. Proszę Viperę o kontakt :). Wszystkie zaległe zamówienia się marynują, są prawie gotowe. Blanda zostanie dwuczęściowa w ramach rekompensaty, przepraszam zamawiającą. A teraz, przed Wami 4 część ''Chorej miłości''. Mam nadzieję, że się spodoba, zapraszam oraz życzę miłej lektury :)! :
  Po wyjściu z supermarketu i kupieniu Coli udała się natychmiast do szpitala. Drżącą ręką otworzyła swój kantorek metalowymi kluczami. Rzuciła na tapczan czarną, skórzaną torebkę i długimi palcami z paznokciami w kolorze śliwek spróbowała otworzyć puszkę. Poczuła się całkowicie żałosna, zażenowana. Okłamuje osobę, którą kocha nad życie. Draco traktuje ją jak królewnę a ona naleje mu napój, którym w dzieciństwie czyściła akwarium i co? Wmówi mu cud uzdrowienia? Wyrzuty sumienia przygniotły tak, że aż ją zemdliło. Usiadła chowając twarz w dłoniach. Hermiona Granger, bohaterka magicznego świata właśnie upadła z hukiem na samo dno uczciwości. Staczała się tam powoli każdego dnia. Jednak dziś nastąpiło apogeum. Mogłaby przecież powiedzieć mu prawdę, wyznać wszystko i liczyć na wybaczenie. I właśnie w tym momencie zadzwonił stacjonarny telefon stojący w jej gabinecie. Wstała.
-Tak?- głos jej drżał. Chciała zaszyć się pod kocem i już nigdy nie musieć wychodzić.
-To ja, mała. Wychodzę już do szpitala. Wszystko gotowe?- ten głos taki bezbronny, pełen miłości, nadziei, ufności. O nie! Nie powie mu prawdy. To go zniszczy. Nie może się przyznać. Nie może.
-Tak, czekam.- zacisnęła powieki by się nie rozpłakać.
-Super, nawet nie wiesz jak się stresuję. Ale ufam ci i wiem, że wszystko zrobiłaś najlepiej. Kocham cię. Będę zaraz, teleportuję się.- rozłączył się. Nie wytrzymała. Łzy leciały strumieniami. Czuła się jak najgorsza szmata, jakby straciła całą wartość. Pospiesznie wlała do jednej z fiolek z szafki całą zawartość puszki a ją zgniotła po czym wyrzuciła do kosza. Usłyszała kroki na korytarzu. Szybki jest. Zapukał.
-Proszę.- stłumiła płacz. Nieśmiało otworzył drzwi, ale jak tylko zobaczył Granger natychmiast zamknął je na klucz i rzucił się przytulić ukochaną.
-Ej, maleńka, co jest? Proszę, powiedz mi.
-Nic, naprawdę.- stała tam spokojna i tylko czarne strużki tuszu cieknące po jej policzkach zdradzały prawdziwe uczucia.- To ze szczęścia, że w końcu będziesz zdrowy.
-Na pewno?-uniósł brwi nie dowierzając.
-Na sto procent.- pocałowała go w usta.
-Poczekaj.-wyjął z kieszeni jeansów paczkę chusteczek i zaczął wycierać jej policzki ze śladów po porannym makijażu.
-Jesteś kochany.-powiedziała już uspokojona.
-Bo ktoś tutaj mnie nauczył co to znaczy miłość.-ścisnęło ją za serce. Kiedy tylko doprowadził twarz Hermiony do porządku natychmiast podała mu fiolkę.- Tylko wypić?- upewnił się.
-Tylko wypić.-kiwnęła głową. Wzruszył ramionami po czym za jednym łykiem przelał sobie do gardła całą zawartość.- A fe.- skrzywił się odsuwając fiolkę od ust.- Za słodkie.- uśmiechnęła się do niego czule. Choć był już dorosłym mężczyzną nadal miał w sobie wiele uroku.
-Już po wszystkim, kochanie.- pogłaskała go po policzku, gdy odstawiał na miejsce szklane naczynie.- Teraz sprawdzimy czy jesteś zdrowy.- wykonała znany już ''rytuał'' pobrania krwi po czym zaniosła ją do badań. Wynik był taki sam jak poprzednim razem, pół roku wcześniej : Dracon był zdrowy. Zadowolona pobiegła pokazać Malfoyowi wyniki. Czekał na nią na korytarzu. Kiedy tylko zobaczył ''ZDROWY'' na kartce natychmiast zaczął krzyczeć z radości a ukochaną porwał w ramiona.
-Moja kochana! W końcu! W końcu zacznę normalne życie!- zaczął wirować z Hermioną w ramionach. Postawił ją po chwili i zapytał- Masz dziś dyżur?
-Nie, przyszłam tylko cię uratować.- pocałowała go w policzek.
-Ubieraj się, muszę zrealizować coś o czym marzę od nowa.- pozbierała swoje rzeczy z ulgą przyjmując reakcję Draco. Jest szczęśliwy. Może wcale nie postąpiła tak źle? Teraz bardziej docenia życie. Uspokojona, że jej kłamstwo już nie wyjdzie na jaw wyszła z nim ze szpitala, spod którego się teleportowali. Wrócili do apartamentu młodego Malfoya.
-Co chcesz robić, kochanie?- spytała.
-Muszę gdzieś pilnie wyjść.
-Słucham?- uderzyło w nią to jak unikał jej wzroku. Ale przecież jej tu nie porzuci... prawda?
-Mała, wychodzę, ale czekaj tu na mnie o 19 pięknie ubrana. Proszę. Masz kasę.- wyjął na blat sporo pieniędzy.- Na nową sukienkę i fryzjera.
-Nie bardzo rozumiem.-wymamrotała.                                                                                          
-Nie musisz. Mamy zamówiony stolik w restauracji, a ja na dziś zaplanowałam coś specjalnego.- pocałował ją jeszcze mocno na pożegnanie i teleportował się w tylko sobie znane miejsce. Wyszła z domu kompletne nie rozumiejąc co planuje jej chłopak. Po godzinie chodzenia po sklepach znalazła piękną, białą sukienkę dopasowaną do chudego ciała dawnej Gryfonki. Wybrała do niej jeszcze czerwone szpilki a potem udała się do domu. Wolała sama zrobić sobie fryzurę i makijaż. Wzięła prysznic, wysuszyła fale sięgające jej do biustu, nie związywała ich. Wytuszowała rzęsy a po chwili była już gotowa. Tym razem jej chłopak zadzwonił do drzwi. Otworzyła. Przebrał się w czarny garnitur a w ręku trzymał ogromny bukiet herbacianych róż.
-Wiem jak nienawidzisz czerwonych.- pocałował ją namiętnie. Pospiesznie włożyła kwiaty do wazonu.
-Dziękuję. Ale, skarbie, co to za okazja? Świętujemy to, że wyzdrowiałeś?-uśmiechnęła się.
-Powiedzmy. Pozwolisz, że teleportujemy się do fajnej knajpki?- kiwnęła głową podając mu dłoń. Spletli palce. Z przyzwyczajenia zawsze zamykała oczy podczas teleportacji. Kiedy je otworzyła znajdowała się pod najdroższą restauracją w Londynie.
-Możesz mi powiedzieć co tu robimy?
-Jak to co? Świętujemy!
-Twoje wyzdrowienie?- zdawała się nie rozumieć.
-Nie do końca. Raczej spełniam dziś swoje największe marzenie. A dokładniej dążę do jego realizacji, to pierwszy etap.
-Draco, sens twoich słów rozumiem, ale nie wiem jakie to marzenie. Zawsze chciałeś tu zjeść czy co?- poczuła się jak idiotka. Czemu jest taki tajemniczy? Roześmiał się.
-Kocham cię, głuptasie. Nie. Marzyłem o czymś innym. Dowiesz się z czasem. Chodź, mamy rezerwację.
-Od kiedy? Od dziś?-dopytywała. To było niemożliwe zarezerwować tu stolik w ciągu jednego dnia, nawet jeśli było się Malfoyem!
-Nie, głuptasie. Dzień przed naszym spotkaniem, pół roku temu. Chciałem wysłać list następnego dnia i jeśli wszystko by nam się ułożyło, co właśnie się stało, zaprosić cię tu. Wchodzimy, piękna?
-Tak.- nadal czuła się oszołomiona. Otworzył przed nią drzwi, weszli do środka. Przepiękne wnętrze, kryształowe żyrandole, marmurowa podłoga. Zaniemówiła. To musiało kosztować majątek.- Draco, chodź stąd.- wyjąkała. Zapłacił krocie za kolację tu dla niej. Dla kłamczuchy i oszustki.
-Co jest? Nie podoba się?- bardzo się zmartwił.
-Podoba. Jest idealnie, ale tu jest za drogo...- wbiła oczy w podłogę.
-No nie żartuj, kochanie, to dla mnie grosze, możesz zamówić co chcesz, nie wygłupiaj się.- złapał dłoń Granger. Podszedł do nich wykwintnie ubrany kelner.
-Państwo...?-zlustrował ich wzorkiem.
-Malfoy.-dokończył młody dziedzic.
-Zapraszam.- zaprowadził ich do idealnie przygotowanego stolika. Draco odsunął swojej dziewczynie krzesło, za moment usiadł naprzeciwko niej.
-Nie krępuj się, Herm, zamawiaj co tylko zechcesz. Czekaliśmy tak długo, że mam ochotę zasilić ich budżet.- zaśmiali się.- Odkąd jestem zdrowy wiem, że mogę spokojnie zrealizować swój plan nie bojąc się, że cię to zrani. I wiesz co? Podziwiam cię, że podjęłaś się życia z chorym, choć wisiało nad nami widmo mojej śmierci. Za wszystko cię podziwiam. Podobno to ja jestem twoim bohaterem, ale moim zdaniem to tobie należy się order i pomnik. Bo wytrzymałaś ze mną, Hermi.- popłakała się. Ponownie tego dnia. Łzy szczęścia zmieszały się z tymi wstydu. Ma ją za takiego anioła kiedy tak naprawdę jest po prostu oszukującą go desperatką.- Hermi, cieszysz się?- upewnił się.
-Nawet nie wiesz jak.- tym razem nie kłamała. Cieszyła się. Pominęła przy tym jednak fragment o tym, że jest jej również niesamowicie głupio.
-Zamówmy coś, maleńka, bo zgłodniałem z tej ulgi, że moja kobieta uratowała mi życie.- Zakryła twarz kartą. ''Czy on robi to celowo? Dowiedział się i teraz on chce mnie pogrążyć, upokorzyć?''. Spojrzała na twarz Malfoya. Zachęcił ją czułym, ufnym uśmiechem do szukania wymarzonych dań. To spojrzenie było zbyt szczere. On nie mógłby jej zranić. Tym bardziej bolało to jak ona raniła jego. Wybrała zupę z serów pleśniowych oraz sałatkę z krewetkami. Dracon zamówił zupę z ośmiorniczek oraz ślimaki. Pili drogie wino, jedli, śmiali się, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Byli ze sobą szczęśliwi. Najszczęśliwsi. Hermiona wyzbyła się strachu, że jej ukochany się dowie. Blondyn próbował opanować stres przed tym co za chwilę miał uczynić. Kiedy skończyli jeść poszli jeszcze na spacer po parku. Obejmowali się, żartowali, wyglądali jak typowa mugolska para. W pewnym momencie stanęli.
-Co jest? Nie chcesz iść dalej?- spytała.
-Chcę, ale za moment. Właściwie to zabawne, że ubrałaś dziś białą sukienkę.
-Tak? Dlaczego?-uśmiechnęła się dobrotliwie. Cudowny wieczór. Pierwszy wolny od nieprawdy. Pierwszy w pełni szczery.
-Bo o to, żebyś włożyła kieckę w tym kolorze chciałem cię prosić. Tylko na inną uroczystość.- wyjął piękne obite materiałem pudełeczko z kieszeni. Klęknął.- Te wszystkie gwiazdy nad nami są jak inni ludzie.  Nic mnie nie obchodzą, bo ja już mam swoją gwiazdkę, ciebie. Czuwaj nade mną całe życie, jak czuwasz teraz. Kocham cię i nigdy nie opuszczę. Wyjdziesz za mnie? Będziesz ze mną zawsze? Marzę o byciu twoim mężem, kochanie. Tylko mi pozwól a będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.- tym razem słowa ciecz z oczu brunetki była ''konsekwencją'' jedynie szczęścia.
-O matko, Draco, tak, kocham cię! Już jestem z tobą najszczęśliwsza!- powtórzył scenę z korytarza szpitalnego. Wirowali namiętnie się całując.- Ty jesteś moją gwiazdką. Nigdy cię nie opuszczę, kochany.- po wieczorem pełnym wrażeń teleportowali się do domu gdzie kilka godzin spędzili ciesząc się sobą w sypialni.
 Minął miesiąc pełen szczęścia, ulgi i co najważniejsze ... prawdy. On nie chciał wracać do tematu choroby, żeby nie rozdrapywać ran, ona nie chciała znowu fałszować rzeczywistości. Bała się, że oświadczyny nic nie wniosą ani nie zmienią. Wniosły i zmieniły. Już dzień później chciał zacząć przygotowania do ślubu. ''Spokojnie, powoli, kochany.'' uspokajała go. Chcieli tego, ale najpierw trzeba poinformować rodziców. Umówili się na wspólną kolację z państwem Granger oraz Narcyzą, teraz już znowu, Black. Dziewczyna chciała wszystko ugotować sama, chłopak nakrył do stołu, wcześniej posprzątali czarami. Postanowił zrobić swojej ukochanej małą niespodziankę i wyszedł do sklepu do po mugolskie napoje gazowane, wiedział jak bardzo je uwielbiała. Najbliższy supermarket był niedaleko, po drodze na Pokątną i do św. Munga. Wszedł, uderzyło go zimne powietrzne i głośna muzyka. Cholera, co jego kruszynka widziała w takich miejscach... Powoli przemierzał kolejne półki, czuł się lekko zagubiony, nie lubił mugolskich marketów. Zamiast iść na napoje trafił do sekcji lodówek i schowanych w nich mrożonek. Jogurty wybierał znany nam już doktor Azjata ubrany w swoje nieśmiertelne spodnie typu ''hawajki''.
-Dzień dobry, doktorze.- przywitał się z nim.
-Witam pana! Słyszałem o zaręczynach, gratuluję.- wymienili uścisk dłoni.- Musiało panu nieźle ulżyć jak się okazało, że to tylko pomyłka, co? Nie miałem okazji wcześniej zapytać.- starannie wybierał między kefirem a maślanką.
-Jaka pomyłka?- zrobił się sztywny jak kij od miotły, na której tak lubił latać.
-Jak to jaka? No około siedem miesięcy temu, przecież się okazało, że pańskie badania to fikcja, jest pan zupełnie zdrowy! Cały czas pan był! Niesamowite, prawda? Dzień po pańskiej wizycie spytałem o to szanownej narzeczonej pana i tak mi powiedziała. Potwierdziło się. Błąd stażystki. Rzuciła robotę i zdecydowała się założyć sklep. Chyba idzie jej lepiej niż badania krwi. Szok to musiał być dla pana, prawda? Dzień po gruchnięciu takiej informacji, co ja gadam, nie dzień a godzinka nawet, i co? I zdrowy! Niesamowite, prawda?- blondynowi zrobiło się gorąco, mimo że stał koło ogromnych chłodziarek. Okłamała go... Oszukała... Dobrze, że chociaż nie pochwaliła się innym jak łatwo dał się podejść.
-Tak. Dokładnie. Przepraszam, muszę iść.- odwrócił się na pięcie. ''Co powiedziałem nie tak, że tak szybko poszedł? No nieważne, arystokrata, oni tak mają...'' pomyślał doktor po czym wybrał jednak maślankę. Malfoy skierował się na dział alkoholi. Musi się napić. Musi. Zmienił jednak zdanie. Chce być trzeźwy i trzeźwo z nią porozmawiać o jej motywach. Przy kasie wziął puszkę jakiegoś gazowanego napoju i wyszedł. Wracał do domu, zdecydował się napić. Wziął potężnego łyka i... zamarł. To smakowało jak rzekomy eliksir. No niemożliwe, zrobiła z niego debila. Oszukała go. Wzięła za kretyna i jeszcze wcisnęła Colę wmawiając, że pracowała nad tym pół roku, że go kocha, że to eliksir. Wściekły ruszył do domu. Jeszcze nikt go tak nie zranił, nie zawiódł. Wszedł bez pukania, nie zamknęła drzwi, trzasnął nimi. Pojawiła się w holu z takim uśmiechem jakby była dobra i niewinna.
-Są już rodzice. Gdzie byłeś, kochanie?- rzucił kurtkę w kąt holu. Spojrzał na nią morderczym wzrokiem.- Coś się stało?- zmartwiła się.
-Nie twój interes. A teraz pora skończyć to przedstawienie?
-Słucham?- zbladła. Wystraszyła się. Co takiego miało miejsce, że się tak zachowuje?
-Wyluzuj, wezmę winę na siebie. Ominął ją w drzwiach. Wszedł do salonu. Nieśmiało wsunęła się za nim.
-Witaj, synku!
-Dzień dobry, Draco.- wszyscy oni byli tacy szczęśliwi. Gdyby tylko wiedzieli. Wziął głębszy oddech.
-Dzień dobry. Słuchajcie... Przepraszam, chciałem wam o czymś powiedzieć. Nie będzie dzisiaj obiadu zaręczynowego. Wcale nie będzie zaręczyn. Przynajmniej nie naszych, nie moich z Granger.- ostatnie słowo wysyczał lodowatym tonem.- To moja wina, ja po prostu do tego nie dojrzałem. Przepraszam was wszystkich, narobiłem za dużo nadziei i szumu swoją pochopną decyzją. Wybaczcie mi. Macie prawo mnie znienawidzić i ja zrozumiem, ale teraz, proszę, zostawcie nas samych.- zakończył smutnym tonem. Żal oraz rozpacz paliły jego serce. Mimo wszystko... kochał ją. Tak jak kocha się tylko raz. Szkoda jedynie, że bez wzajemności. Co do tego miał pewność. Gdyby go kochała nie odwaliłaby takiej farsy. Ale mimo zadanych mu ran nie chciał jej upokarzać tak jak ona jego. Nie chciał też mówić wszystkim jak się z nim zabawiła. Weźmie winę na siebie. Dobrze, niech ma.
Narcyza widziała, że nie to było powodem, ale nie chciała drążyć. Hermiona też poprosiła by zostawili ich samych. Black przeprosiła rozgoryczonych państwo Granger. Cała trójka opuściła apartament.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, co?- opadł ciężko na krzesło.
-Co?- głos jej drżał. Tak bardzo chciał do niej podejść i ją przytulić. Nie mógł, nie powinien. Został na swoim miejscu.
-No zgadnij, super genialna pani doktor, kobieto, której ufałem. Po co odwaliłaś tej szajs z chorobą? Poszedłem kupić do marketu mugolskie napoje. Wiem jak je lubisz. I wiesz co? Zgadnij kogo spotkałem?! Doktora, który radośnie zapytał jak to jest kiedy w dniu śmiertelnej diagnozy okazuje się, że jesteś zdrowy. Zabawne, prawda? Powiedz mi dlaczego się nie pochwaliłaś całemu szpitalowi jak mnie nabrałaś? Jak spełniam twoje zachcianki zakochany w tobie do granic kiedy ty się ze mnie nabijasz, co? Nie chciałaś pokazać sprytu koleżankom?
-Nie pochwaliłam się, bo nie chciałam cię upokorzyć. Miałam inny cel.
-Jaki, pochwal się!- podniósł głos. Serce łamało mu się z każdą chwilą mocniej. Hermiona czuła to samo. Ogrom zła jakie wyrządziła uderzył w nią głosem zduszonych wyrzutów sumienia.
-Kocham cię i kochałam. Najpierw bałam się, że tylko tak cię zatrzymam. Potem, że gdy powiem prawdę to cię stracę.
-Mogłaś powiedzieć wcześniej o swoich obawach, ale skoro wolałaś skłamać to znaczy, że mi nie ufałaś. To po pierwsze. Po drugie byłem z tobą z miłości, kochałem cię.
-Kochałeś?
-Jeszcze nikt mnie tak nie zranił i nie oszukał! Zrobiłaś ze mnie idiotę, zabawiłaś się mną!
-Bo nie chciałam cię stracić!
-I właśnie tracisz! Poprzedni argument po drugie. A po trzecie kłamałaś... Wystarczyło w dowolnym momencie tej cholernej gry powiedzieć prawdę, przyznać się, przestać. Ale nie! Ty wolałaś mnie oszukiwać całe życie, tak? Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? To jest po trzy. Do trzech razy sztuka. Wyprowadzam się. To jest koniec.
-Draco...- z całych sił, tak jak on, powstrzymywała łzy. Chciała rzucić mu się na szyję, przepraszać. A on chciał zapomnieć, wolałby żyć z nią w kłamstwie niż czuć tą rozrywającą okrutną prawdę.- Kocham cię. Proszę. Zostań.
-Nie mogę. Nie można być z kimś kto cię tak zranił, rozumiesz? Wyznawałaś mi miłość, kochałaś się ze mną, żyłaś ze mną. Chciałem się z tobą ożenić. Byłaś centrum mojego wszechświata, miłością mojego życia, tą jedyną i co? Spaprałaś to, Granger.- gula rozpaczy w jego gardle rosła.
-Nie mów tak do mnie.
-A jak mam mówić, dziewczyno? Malfoy już nie będziesz. Chciałem, rozumiesz, chciałem cię uczynić najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Dać ci wszystko. Nie przyjęłaś. Trudno, Granger. Nie będę się cackał. Wybaczyłbym ci jedno lub dwa. Ale nie trzy na raz. Gdybyś jeszcze sama się przyznała. Wziąłem winę na siebie, nie musisz się wstydzić, spłaciłem dług wobec ciebie.- prawie płakał. Jaki dług? Zastanowiła się szybko w głowie.
-Niby co masz spłacać?- warknęła, żeby nie błagać go na kolanach o zostanie.
-To, że przez ponad pół roku byłem najszczęśliwszym facetem jaki kiedykolwiek istniał. Byłem kochany, miałem przy sobie właściwą kobietę. Szkoda, że to była iluzja. Za błędy się płaci. I każde z nas zapłaci za swój.- wstał, podszedł do okna. Stał do niej tyłem tak by nie widziała łez, które w końcu musiały znaleźć ujście. Nigdy nie czuł potrzeby oddania wszystkiego jakiejkolwiek osobie. Przy niej poczuł. Oddał siebie, swoje serce, czas, pieniądze, miłość, ufność i... wszystko zostanie z nią teraz kiedy odchodzi. Nie odzyska z tych rzeczy nic. Tak samo jak nie odzyska jej.
-Wiedziałam.- złością chciała zagłuszyć smutek.- Wiedziałam, że jesteś ze mną tylko dlatego, żeby wyzdrowieć! Fajnie, nie? A jak wyzdrowiałeś to poleciałeś się oświadczyć z wdzięczności, co? Wiesz co Malfoy? Jesteś żałosny! Żałosny!- nim się zorientowała był tuż przy niej.
-Nie waż się tak mówić. Oświadczyć ci się chciałem od tej cholernej nocy w Hogwardzie, która zaczęła fałszywą relację. No, fałszywą z Twojej strony. Od tamtej pory niczego tak nie pragnąłem jak uczynić cię moją na zawsze. Moją żoną, moją kobietą, moją. Ale dokonałem złego wyboru, ty też. Ja wybrałem nieodpowiednią osobę, ty drogę. Nie tłumacz mi się z niczego, proszę, nie chcę tego. Wiesz czemu z tobą byłem? Z miłości, Granger. Wyprowadzam się. Im szybciej przestaniemy dla siebie nawzajem istnieć tym mniej nas zaboli.- teraz on kłamał. Nigdy nie przestanie myśleć o Granger jak o kimś kogo kocha. Nigdy nie przestanie chcieć jej przytulać i całować. Ale to co zrobiła to za dużo. Tego się nie wybacza. Każdy ma swoją cierpliwość i swoją dumę. Jedno dostało przekroczone, drugie ktoś próbował mu zabrać. Nie pozwoli na to.
 Jego słowa parzyły jak ogień. Czyli to tak? Tak mało dla niego znaczyła, że natychmiast przestanie dla niego istnieć? Rozumiała doskonale jak bardzo miał prawo jej nienawidzić, ale nie miał przecież prawa jej teraz ranić. A może miał? Czy ona nie zraniła jego? Zastanowiło ją jeszcze jedno. Konkretnie słowo ''Wyprowadzam.''.
-Dokąd?- powiedziała najbardziej lodowatym tonem na jaki mogła się zdobyć.
-Co dokąd?- zaczął czarami pakować swoje rzeczy.
-Się wyprowadzasz.- łza popłynęła po jej policzku. Starła ją pospiesznie.
-Nie wiem.
-A ja co?
-Nie płacz, daj spokój. Bądźmy dorośli i odpowiedzialni. Proszę.- próbował udawać, że jedyne czego chce to nie jej miłość a święty spokój.- Możesz tu zostać tak długo aż nie kupisz mieszkania. Albo je sprzedać i za nie kupić coś nowego albo nie wiem. Jest twoje. Ja go nie chcę ani jednego grosza z tego co ci zostanie jeśli ktoś to kupi. Niech to będzie ostatni prezent dla ciebie.- poczuła jak żal jeszcze mocniej ściska jej żołądek. Ona go tak skrzywdziła a on... nie tylko wziął winę na siebie, ale jeszcze oddaje jej mieszkanie. Chciała go przytulić i jedynie świadomość, że on by tego nie chciał ją powstrzymała.- Poza tym tu jest pełno wspomnień o tobie, o tej złudnej miłości.
-Nie była taka!- krzyknęła pocierając swoje ramiona. Czuła się zimna, pusta, opuszczona.
-Była, bo opierała się na kłamstwie.- dodał spokojnie. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie będzie spokojny to wybuchnie przed nią płaczem. Jak widać ich rozstanie jest takie jak ich miłość : sztuczne.- Zrozumiem jeśli też nie będziesz chciała tu mieszkać, sprzedaj i zrób co chcesz z tą kasą.- spakowane, pomniejszone walizki mieściły mu się w kieszeni czarnych jeansów.
-A meble?- dodała ignorując to, że miłość jej życia właśnie od niej odchodzi.
-Cokolwiek. Są twoje. Tak jak moje serce było twoje.- otworzył drzwi.- Granger, dziękuję za wszystko. Nigdy cię nie zapomnę.
-Ja ciebie też nie. Dziękuję i przepraszam.
-Ok.- chciał ją pocałować na pożegnanie jednak obróciła się tyłem do niego. ''Pewnie się cieszy, domyślam się. Bądź szczęśliwa, Granger. Ja już nigdy nie będę.''. pomyślał. Teleportował się do domu Narcyzy. Nie chciał rozmawiać, górę walizek, które wróciły do swojego naturalnego rozmiaru zostawił w holu a sam poszedł na górę do gościnnego pokoju. Rzucił się na łóżko a kompletnie osłupiała Narcyza słuchała już tylko jego rozpaczliwego szlochu, płaczu i wycia. Kiedy zapukała do drzwi usłyszała tylko :
-Zostaw mnie, tak jak ona mnie po prostu zostaw. Chcę być sam.- poszła zrobić sobie mocnej herbaty.
  Dawna Gryfonka po zamknięciu zamka od wejścia zwinęła się w kłębek na łóżku przyjmując zupełnie nieświadomie taką postawę jak Draco. Przypomniała sobie jak właśnie tu, nie dalej jak wczoraj jęczała jego imię by potem zasnąć w jego ramionach.
  To NIE jest ostatnia część, jedynie przedostatnia :). Jak Wam się podoba? Jeszcze nigdy nie opisywałam zerwania, nie zawaliłam? Oczekujcie Blandy w jak najkrótszym czasie, jestem tu dla Was :). PRZYPOMINAM O ZASADZIE 1 KOMENTARZ U NAS=2 NA TWOIM BLOGU. Wszystkie zaległości komentarze zostaną nadrobione w ciągu dwóch najbliższych dni :). Zostawcie ślad po sobie, Kochani! Papa :*!