niedziela, 3 stycznia 2016

Miniaturka 2. "Chora miłość". Cz.4

Wybaczcie. Zepsuty komputer. Brak internetu. Ponowna awaria. Ponowny brak internetu. Wirus, który pożarł wszystkie moje zdjęcia z komputera. Ratowanie ich. Brak internetu. I dlatego jestem tu ponownie dopiero teraz. Wstydzę się, bo nie życzyłam Wam Wesołych Świąt! Teraz życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku! Pełnego dramione, oczywiście :)! Przez tak długą przerwę w pisaniu w mojej głowie powstała masa pomysłów, oczywiście mam zamiar je tu wszystkie zrealizować najszybciej jak się da, więc oczekujcie :). Chciałam życzyć też Viperze wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, dużo weny i sił do pisania, pełno pomysłów i czasu na ich realizację, miłości, radości, prawdziwych przyjaciół, samych super ocen i pełno, pełno szczęścia oraz zdrówka! Przepraszam, że spóźnione, tak wyszło, przykro mi. Proszę Viperę o kontakt :). Wszystkie zaległe zamówienia się marynują, są prawie gotowe. Blanda zostanie dwuczęściowa w ramach rekompensaty, przepraszam zamawiającą. A teraz, przed Wami 4 część ''Chorej miłości''. Mam nadzieję, że się spodoba, zapraszam oraz życzę miłej lektury :)! :
  Po wyjściu z supermarketu i kupieniu Coli udała się natychmiast do szpitala. Drżącą ręką otworzyła swój kantorek metalowymi kluczami. Rzuciła na tapczan czarną, skórzaną torebkę i długimi palcami z paznokciami w kolorze śliwek spróbowała otworzyć puszkę. Poczuła się całkowicie żałosna, zażenowana. Okłamuje osobę, którą kocha nad życie. Draco traktuje ją jak królewnę a ona naleje mu napój, którym w dzieciństwie czyściła akwarium i co? Wmówi mu cud uzdrowienia? Wyrzuty sumienia przygniotły tak, że aż ją zemdliło. Usiadła chowając twarz w dłoniach. Hermiona Granger, bohaterka magicznego świata właśnie upadła z hukiem na samo dno uczciwości. Staczała się tam powoli każdego dnia. Jednak dziś nastąpiło apogeum. Mogłaby przecież powiedzieć mu prawdę, wyznać wszystko i liczyć na wybaczenie. I właśnie w tym momencie zadzwonił stacjonarny telefon stojący w jej gabinecie. Wstała.
-Tak?- głos jej drżał. Chciała zaszyć się pod kocem i już nigdy nie musieć wychodzić.
-To ja, mała. Wychodzę już do szpitala. Wszystko gotowe?- ten głos taki bezbronny, pełen miłości, nadziei, ufności. O nie! Nie powie mu prawdy. To go zniszczy. Nie może się przyznać. Nie może.
-Tak, czekam.- zacisnęła powieki by się nie rozpłakać.
-Super, nawet nie wiesz jak się stresuję. Ale ufam ci i wiem, że wszystko zrobiłaś najlepiej. Kocham cię. Będę zaraz, teleportuję się.- rozłączył się. Nie wytrzymała. Łzy leciały strumieniami. Czuła się jak najgorsza szmata, jakby straciła całą wartość. Pospiesznie wlała do jednej z fiolek z szafki całą zawartość puszki a ją zgniotła po czym wyrzuciła do kosza. Usłyszała kroki na korytarzu. Szybki jest. Zapukał.
-Proszę.- stłumiła płacz. Nieśmiało otworzył drzwi, ale jak tylko zobaczył Granger natychmiast zamknął je na klucz i rzucił się przytulić ukochaną.
-Ej, maleńka, co jest? Proszę, powiedz mi.
-Nic, naprawdę.- stała tam spokojna i tylko czarne strużki tuszu cieknące po jej policzkach zdradzały prawdziwe uczucia.- To ze szczęścia, że w końcu będziesz zdrowy.
-Na pewno?-uniósł brwi nie dowierzając.
-Na sto procent.- pocałowała go w usta.
-Poczekaj.-wyjął z kieszeni jeansów paczkę chusteczek i zaczął wycierać jej policzki ze śladów po porannym makijażu.
-Jesteś kochany.-powiedziała już uspokojona.
-Bo ktoś tutaj mnie nauczył co to znaczy miłość.-ścisnęło ją za serce. Kiedy tylko doprowadził twarz Hermiony do porządku natychmiast podała mu fiolkę.- Tylko wypić?- upewnił się.
-Tylko wypić.-kiwnęła głową. Wzruszył ramionami po czym za jednym łykiem przelał sobie do gardła całą zawartość.- A fe.- skrzywił się odsuwając fiolkę od ust.- Za słodkie.- uśmiechnęła się do niego czule. Choć był już dorosłym mężczyzną nadal miał w sobie wiele uroku.
-Już po wszystkim, kochanie.- pogłaskała go po policzku, gdy odstawiał na miejsce szklane naczynie.- Teraz sprawdzimy czy jesteś zdrowy.- wykonała znany już ''rytuał'' pobrania krwi po czym zaniosła ją do badań. Wynik był taki sam jak poprzednim razem, pół roku wcześniej : Dracon był zdrowy. Zadowolona pobiegła pokazać Malfoyowi wyniki. Czekał na nią na korytarzu. Kiedy tylko zobaczył ''ZDROWY'' na kartce natychmiast zaczął krzyczeć z radości a ukochaną porwał w ramiona.
-Moja kochana! W końcu! W końcu zacznę normalne życie!- zaczął wirować z Hermioną w ramionach. Postawił ją po chwili i zapytał- Masz dziś dyżur?
-Nie, przyszłam tylko cię uratować.- pocałowała go w policzek.
-Ubieraj się, muszę zrealizować coś o czym marzę od nowa.- pozbierała swoje rzeczy z ulgą przyjmując reakcję Draco. Jest szczęśliwy. Może wcale nie postąpiła tak źle? Teraz bardziej docenia życie. Uspokojona, że jej kłamstwo już nie wyjdzie na jaw wyszła z nim ze szpitala, spod którego się teleportowali. Wrócili do apartamentu młodego Malfoya.
-Co chcesz robić, kochanie?- spytała.
-Muszę gdzieś pilnie wyjść.
-Słucham?- uderzyło w nią to jak unikał jej wzroku. Ale przecież jej tu nie porzuci... prawda?
-Mała, wychodzę, ale czekaj tu na mnie o 19 pięknie ubrana. Proszę. Masz kasę.- wyjął na blat sporo pieniędzy.- Na nową sukienkę i fryzjera.
-Nie bardzo rozumiem.-wymamrotała.                                                                                          
-Nie musisz. Mamy zamówiony stolik w restauracji, a ja na dziś zaplanowałam coś specjalnego.- pocałował ją jeszcze mocno na pożegnanie i teleportował się w tylko sobie znane miejsce. Wyszła z domu kompletne nie rozumiejąc co planuje jej chłopak. Po godzinie chodzenia po sklepach znalazła piękną, białą sukienkę dopasowaną do chudego ciała dawnej Gryfonki. Wybrała do niej jeszcze czerwone szpilki a potem udała się do domu. Wolała sama zrobić sobie fryzurę i makijaż. Wzięła prysznic, wysuszyła fale sięgające jej do biustu, nie związywała ich. Wytuszowała rzęsy a po chwili była już gotowa. Tym razem jej chłopak zadzwonił do drzwi. Otworzyła. Przebrał się w czarny garnitur a w ręku trzymał ogromny bukiet herbacianych róż.
-Wiem jak nienawidzisz czerwonych.- pocałował ją namiętnie. Pospiesznie włożyła kwiaty do wazonu.
-Dziękuję. Ale, skarbie, co to za okazja? Świętujemy to, że wyzdrowiałeś?-uśmiechnęła się.
-Powiedzmy. Pozwolisz, że teleportujemy się do fajnej knajpki?- kiwnęła głową podając mu dłoń. Spletli palce. Z przyzwyczajenia zawsze zamykała oczy podczas teleportacji. Kiedy je otworzyła znajdowała się pod najdroższą restauracją w Londynie.
-Możesz mi powiedzieć co tu robimy?
-Jak to co? Świętujemy!
-Twoje wyzdrowienie?- zdawała się nie rozumieć.
-Nie do końca. Raczej spełniam dziś swoje największe marzenie. A dokładniej dążę do jego realizacji, to pierwszy etap.
-Draco, sens twoich słów rozumiem, ale nie wiem jakie to marzenie. Zawsze chciałeś tu zjeść czy co?- poczuła się jak idiotka. Czemu jest taki tajemniczy? Roześmiał się.
-Kocham cię, głuptasie. Nie. Marzyłem o czymś innym. Dowiesz się z czasem. Chodź, mamy rezerwację.
-Od kiedy? Od dziś?-dopytywała. To było niemożliwe zarezerwować tu stolik w ciągu jednego dnia, nawet jeśli było się Malfoyem!
-Nie, głuptasie. Dzień przed naszym spotkaniem, pół roku temu. Chciałem wysłać list następnego dnia i jeśli wszystko by nam się ułożyło, co właśnie się stało, zaprosić cię tu. Wchodzimy, piękna?
-Tak.- nadal czuła się oszołomiona. Otworzył przed nią drzwi, weszli do środka. Przepiękne wnętrze, kryształowe żyrandole, marmurowa podłoga. Zaniemówiła. To musiało kosztować majątek.- Draco, chodź stąd.- wyjąkała. Zapłacił krocie za kolację tu dla niej. Dla kłamczuchy i oszustki.
-Co jest? Nie podoba się?- bardzo się zmartwił.
-Podoba. Jest idealnie, ale tu jest za drogo...- wbiła oczy w podłogę.
-No nie żartuj, kochanie, to dla mnie grosze, możesz zamówić co chcesz, nie wygłupiaj się.- złapał dłoń Granger. Podszedł do nich wykwintnie ubrany kelner.
-Państwo...?-zlustrował ich wzorkiem.
-Malfoy.-dokończył młody dziedzic.
-Zapraszam.- zaprowadził ich do idealnie przygotowanego stolika. Draco odsunął swojej dziewczynie krzesło, za moment usiadł naprzeciwko niej.
-Nie krępuj się, Herm, zamawiaj co tylko zechcesz. Czekaliśmy tak długo, że mam ochotę zasilić ich budżet.- zaśmiali się.- Odkąd jestem zdrowy wiem, że mogę spokojnie zrealizować swój plan nie bojąc się, że cię to zrani. I wiesz co? Podziwiam cię, że podjęłaś się życia z chorym, choć wisiało nad nami widmo mojej śmierci. Za wszystko cię podziwiam. Podobno to ja jestem twoim bohaterem, ale moim zdaniem to tobie należy się order i pomnik. Bo wytrzymałaś ze mną, Hermi.- popłakała się. Ponownie tego dnia. Łzy szczęścia zmieszały się z tymi wstydu. Ma ją za takiego anioła kiedy tak naprawdę jest po prostu oszukującą go desperatką.- Hermi, cieszysz się?- upewnił się.
-Nawet nie wiesz jak.- tym razem nie kłamała. Cieszyła się. Pominęła przy tym jednak fragment o tym, że jest jej również niesamowicie głupio.
-Zamówmy coś, maleńka, bo zgłodniałem z tej ulgi, że moja kobieta uratowała mi życie.- Zakryła twarz kartą. ''Czy on robi to celowo? Dowiedział się i teraz on chce mnie pogrążyć, upokorzyć?''. Spojrzała na twarz Malfoya. Zachęcił ją czułym, ufnym uśmiechem do szukania wymarzonych dań. To spojrzenie było zbyt szczere. On nie mógłby jej zranić. Tym bardziej bolało to jak ona raniła jego. Wybrała zupę z serów pleśniowych oraz sałatkę z krewetkami. Dracon zamówił zupę z ośmiorniczek oraz ślimaki. Pili drogie wino, jedli, śmiali się, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Byli ze sobą szczęśliwi. Najszczęśliwsi. Hermiona wyzbyła się strachu, że jej ukochany się dowie. Blondyn próbował opanować stres przed tym co za chwilę miał uczynić. Kiedy skończyli jeść poszli jeszcze na spacer po parku. Obejmowali się, żartowali, wyglądali jak typowa mugolska para. W pewnym momencie stanęli.
-Co jest? Nie chcesz iść dalej?- spytała.
-Chcę, ale za moment. Właściwie to zabawne, że ubrałaś dziś białą sukienkę.
-Tak? Dlaczego?-uśmiechnęła się dobrotliwie. Cudowny wieczór. Pierwszy wolny od nieprawdy. Pierwszy w pełni szczery.
-Bo o to, żebyś włożyła kieckę w tym kolorze chciałem cię prosić. Tylko na inną uroczystość.- wyjął piękne obite materiałem pudełeczko z kieszeni. Klęknął.- Te wszystkie gwiazdy nad nami są jak inni ludzie.  Nic mnie nie obchodzą, bo ja już mam swoją gwiazdkę, ciebie. Czuwaj nade mną całe życie, jak czuwasz teraz. Kocham cię i nigdy nie opuszczę. Wyjdziesz za mnie? Będziesz ze mną zawsze? Marzę o byciu twoim mężem, kochanie. Tylko mi pozwól a będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.- tym razem słowa ciecz z oczu brunetki była ''konsekwencją'' jedynie szczęścia.
-O matko, Draco, tak, kocham cię! Już jestem z tobą najszczęśliwsza!- powtórzył scenę z korytarza szpitalnego. Wirowali namiętnie się całując.- Ty jesteś moją gwiazdką. Nigdy cię nie opuszczę, kochany.- po wieczorem pełnym wrażeń teleportowali się do domu gdzie kilka godzin spędzili ciesząc się sobą w sypialni.
 Minął miesiąc pełen szczęścia, ulgi i co najważniejsze ... prawdy. On nie chciał wracać do tematu choroby, żeby nie rozdrapywać ran, ona nie chciała znowu fałszować rzeczywistości. Bała się, że oświadczyny nic nie wniosą ani nie zmienią. Wniosły i zmieniły. Już dzień później chciał zacząć przygotowania do ślubu. ''Spokojnie, powoli, kochany.'' uspokajała go. Chcieli tego, ale najpierw trzeba poinformować rodziców. Umówili się na wspólną kolację z państwem Granger oraz Narcyzą, teraz już znowu, Black. Dziewczyna chciała wszystko ugotować sama, chłopak nakrył do stołu, wcześniej posprzątali czarami. Postanowił zrobić swojej ukochanej małą niespodziankę i wyszedł do sklepu do po mugolskie napoje gazowane, wiedział jak bardzo je uwielbiała. Najbliższy supermarket był niedaleko, po drodze na Pokątną i do św. Munga. Wszedł, uderzyło go zimne powietrzne i głośna muzyka. Cholera, co jego kruszynka widziała w takich miejscach... Powoli przemierzał kolejne półki, czuł się lekko zagubiony, nie lubił mugolskich marketów. Zamiast iść na napoje trafił do sekcji lodówek i schowanych w nich mrożonek. Jogurty wybierał znany nam już doktor Azjata ubrany w swoje nieśmiertelne spodnie typu ''hawajki''.
-Dzień dobry, doktorze.- przywitał się z nim.
-Witam pana! Słyszałem o zaręczynach, gratuluję.- wymienili uścisk dłoni.- Musiało panu nieźle ulżyć jak się okazało, że to tylko pomyłka, co? Nie miałem okazji wcześniej zapytać.- starannie wybierał między kefirem a maślanką.
-Jaka pomyłka?- zrobił się sztywny jak kij od miotły, na której tak lubił latać.
-Jak to jaka? No około siedem miesięcy temu, przecież się okazało, że pańskie badania to fikcja, jest pan zupełnie zdrowy! Cały czas pan był! Niesamowite, prawda? Dzień po pańskiej wizycie spytałem o to szanownej narzeczonej pana i tak mi powiedziała. Potwierdziło się. Błąd stażystki. Rzuciła robotę i zdecydowała się założyć sklep. Chyba idzie jej lepiej niż badania krwi. Szok to musiał być dla pana, prawda? Dzień po gruchnięciu takiej informacji, co ja gadam, nie dzień a godzinka nawet, i co? I zdrowy! Niesamowite, prawda?- blondynowi zrobiło się gorąco, mimo że stał koło ogromnych chłodziarek. Okłamała go... Oszukała... Dobrze, że chociaż nie pochwaliła się innym jak łatwo dał się podejść.
-Tak. Dokładnie. Przepraszam, muszę iść.- odwrócił się na pięcie. ''Co powiedziałem nie tak, że tak szybko poszedł? No nieważne, arystokrata, oni tak mają...'' pomyślał doktor po czym wybrał jednak maślankę. Malfoy skierował się na dział alkoholi. Musi się napić. Musi. Zmienił jednak zdanie. Chce być trzeźwy i trzeźwo z nią porozmawiać o jej motywach. Przy kasie wziął puszkę jakiegoś gazowanego napoju i wyszedł. Wracał do domu, zdecydował się napić. Wziął potężnego łyka i... zamarł. To smakowało jak rzekomy eliksir. No niemożliwe, zrobiła z niego debila. Oszukała go. Wzięła za kretyna i jeszcze wcisnęła Colę wmawiając, że pracowała nad tym pół roku, że go kocha, że to eliksir. Wściekły ruszył do domu. Jeszcze nikt go tak nie zranił, nie zawiódł. Wszedł bez pukania, nie zamknęła drzwi, trzasnął nimi. Pojawiła się w holu z takim uśmiechem jakby była dobra i niewinna.
-Są już rodzice. Gdzie byłeś, kochanie?- rzucił kurtkę w kąt holu. Spojrzał na nią morderczym wzrokiem.- Coś się stało?- zmartwiła się.
-Nie twój interes. A teraz pora skończyć to przedstawienie?
-Słucham?- zbladła. Wystraszyła się. Co takiego miało miejsce, że się tak zachowuje?
-Wyluzuj, wezmę winę na siebie. Ominął ją w drzwiach. Wszedł do salonu. Nieśmiało wsunęła się za nim.
-Witaj, synku!
-Dzień dobry, Draco.- wszyscy oni byli tacy szczęśliwi. Gdyby tylko wiedzieli. Wziął głębszy oddech.
-Dzień dobry. Słuchajcie... Przepraszam, chciałem wam o czymś powiedzieć. Nie będzie dzisiaj obiadu zaręczynowego. Wcale nie będzie zaręczyn. Przynajmniej nie naszych, nie moich z Granger.- ostatnie słowo wysyczał lodowatym tonem.- To moja wina, ja po prostu do tego nie dojrzałem. Przepraszam was wszystkich, narobiłem za dużo nadziei i szumu swoją pochopną decyzją. Wybaczcie mi. Macie prawo mnie znienawidzić i ja zrozumiem, ale teraz, proszę, zostawcie nas samych.- zakończył smutnym tonem. Żal oraz rozpacz paliły jego serce. Mimo wszystko... kochał ją. Tak jak kocha się tylko raz. Szkoda jedynie, że bez wzajemności. Co do tego miał pewność. Gdyby go kochała nie odwaliłaby takiej farsy. Ale mimo zadanych mu ran nie chciał jej upokarzać tak jak ona jego. Nie chciał też mówić wszystkim jak się z nim zabawiła. Weźmie winę na siebie. Dobrze, niech ma.
Narcyza widziała, że nie to było powodem, ale nie chciała drążyć. Hermiona też poprosiła by zostawili ich samych. Black przeprosiła rozgoryczonych państwo Granger. Cała trójka opuściła apartament.
-Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, co?- opadł ciężko na krzesło.
-Co?- głos jej drżał. Tak bardzo chciał do niej podejść i ją przytulić. Nie mógł, nie powinien. Został na swoim miejscu.
-No zgadnij, super genialna pani doktor, kobieto, której ufałem. Po co odwaliłaś tej szajs z chorobą? Poszedłem kupić do marketu mugolskie napoje. Wiem jak je lubisz. I wiesz co? Zgadnij kogo spotkałem?! Doktora, który radośnie zapytał jak to jest kiedy w dniu śmiertelnej diagnozy okazuje się, że jesteś zdrowy. Zabawne, prawda? Powiedz mi dlaczego się nie pochwaliłaś całemu szpitalowi jak mnie nabrałaś? Jak spełniam twoje zachcianki zakochany w tobie do granic kiedy ty się ze mnie nabijasz, co? Nie chciałaś pokazać sprytu koleżankom?
-Nie pochwaliłam się, bo nie chciałam cię upokorzyć. Miałam inny cel.
-Jaki, pochwal się!- podniósł głos. Serce łamało mu się z każdą chwilą mocniej. Hermiona czuła to samo. Ogrom zła jakie wyrządziła uderzył w nią głosem zduszonych wyrzutów sumienia.
-Kocham cię i kochałam. Najpierw bałam się, że tylko tak cię zatrzymam. Potem, że gdy powiem prawdę to cię stracę.
-Mogłaś powiedzieć wcześniej o swoich obawach, ale skoro wolałaś skłamać to znaczy, że mi nie ufałaś. To po pierwsze. Po drugie byłem z tobą z miłości, kochałem cię.
-Kochałeś?
-Jeszcze nikt mnie tak nie zranił i nie oszukał! Zrobiłaś ze mnie idiotę, zabawiłaś się mną!
-Bo nie chciałam cię stracić!
-I właśnie tracisz! Poprzedni argument po drugie. A po trzecie kłamałaś... Wystarczyło w dowolnym momencie tej cholernej gry powiedzieć prawdę, przyznać się, przestać. Ale nie! Ty wolałaś mnie oszukiwać całe życie, tak? Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć? To jest po trzy. Do trzech razy sztuka. Wyprowadzam się. To jest koniec.
-Draco...- z całych sił, tak jak on, powstrzymywała łzy. Chciała rzucić mu się na szyję, przepraszać. A on chciał zapomnieć, wolałby żyć z nią w kłamstwie niż czuć tą rozrywającą okrutną prawdę.- Kocham cię. Proszę. Zostań.
-Nie mogę. Nie można być z kimś kto cię tak zranił, rozumiesz? Wyznawałaś mi miłość, kochałaś się ze mną, żyłaś ze mną. Chciałem się z tobą ożenić. Byłaś centrum mojego wszechświata, miłością mojego życia, tą jedyną i co? Spaprałaś to, Granger.- gula rozpaczy w jego gardle rosła.
-Nie mów tak do mnie.
-A jak mam mówić, dziewczyno? Malfoy już nie będziesz. Chciałem, rozumiesz, chciałem cię uczynić najszczęśliwszą kobietą na Ziemi. Dać ci wszystko. Nie przyjęłaś. Trudno, Granger. Nie będę się cackał. Wybaczyłbym ci jedno lub dwa. Ale nie trzy na raz. Gdybyś jeszcze sama się przyznała. Wziąłem winę na siebie, nie musisz się wstydzić, spłaciłem dług wobec ciebie.- prawie płakał. Jaki dług? Zastanowiła się szybko w głowie.
-Niby co masz spłacać?- warknęła, żeby nie błagać go na kolanach o zostanie.
-To, że przez ponad pół roku byłem najszczęśliwszym facetem jaki kiedykolwiek istniał. Byłem kochany, miałem przy sobie właściwą kobietę. Szkoda, że to była iluzja. Za błędy się płaci. I każde z nas zapłaci za swój.- wstał, podszedł do okna. Stał do niej tyłem tak by nie widziała łez, które w końcu musiały znaleźć ujście. Nigdy nie czuł potrzeby oddania wszystkiego jakiejkolwiek osobie. Przy niej poczuł. Oddał siebie, swoje serce, czas, pieniądze, miłość, ufność i... wszystko zostanie z nią teraz kiedy odchodzi. Nie odzyska z tych rzeczy nic. Tak samo jak nie odzyska jej.
-Wiedziałam.- złością chciała zagłuszyć smutek.- Wiedziałam, że jesteś ze mną tylko dlatego, żeby wyzdrowieć! Fajnie, nie? A jak wyzdrowiałeś to poleciałeś się oświadczyć z wdzięczności, co? Wiesz co Malfoy? Jesteś żałosny! Żałosny!- nim się zorientowała był tuż przy niej.
-Nie waż się tak mówić. Oświadczyć ci się chciałem od tej cholernej nocy w Hogwardzie, która zaczęła fałszywą relację. No, fałszywą z Twojej strony. Od tamtej pory niczego tak nie pragnąłem jak uczynić cię moją na zawsze. Moją żoną, moją kobietą, moją. Ale dokonałem złego wyboru, ty też. Ja wybrałem nieodpowiednią osobę, ty drogę. Nie tłumacz mi się z niczego, proszę, nie chcę tego. Wiesz czemu z tobą byłem? Z miłości, Granger. Wyprowadzam się. Im szybciej przestaniemy dla siebie nawzajem istnieć tym mniej nas zaboli.- teraz on kłamał. Nigdy nie przestanie myśleć o Granger jak o kimś kogo kocha. Nigdy nie przestanie chcieć jej przytulać i całować. Ale to co zrobiła to za dużo. Tego się nie wybacza. Każdy ma swoją cierpliwość i swoją dumę. Jedno dostało przekroczone, drugie ktoś próbował mu zabrać. Nie pozwoli na to.
 Jego słowa parzyły jak ogień. Czyli to tak? Tak mało dla niego znaczyła, że natychmiast przestanie dla niego istnieć? Rozumiała doskonale jak bardzo miał prawo jej nienawidzić, ale nie miał przecież prawa jej teraz ranić. A może miał? Czy ona nie zraniła jego? Zastanowiło ją jeszcze jedno. Konkretnie słowo ''Wyprowadzam.''.
-Dokąd?- powiedziała najbardziej lodowatym tonem na jaki mogła się zdobyć.
-Co dokąd?- zaczął czarami pakować swoje rzeczy.
-Się wyprowadzasz.- łza popłynęła po jej policzku. Starła ją pospiesznie.
-Nie wiem.
-A ja co?
-Nie płacz, daj spokój. Bądźmy dorośli i odpowiedzialni. Proszę.- próbował udawać, że jedyne czego chce to nie jej miłość a święty spokój.- Możesz tu zostać tak długo aż nie kupisz mieszkania. Albo je sprzedać i za nie kupić coś nowego albo nie wiem. Jest twoje. Ja go nie chcę ani jednego grosza z tego co ci zostanie jeśli ktoś to kupi. Niech to będzie ostatni prezent dla ciebie.- poczuła jak żal jeszcze mocniej ściska jej żołądek. Ona go tak skrzywdziła a on... nie tylko wziął winę na siebie, ale jeszcze oddaje jej mieszkanie. Chciała go przytulić i jedynie świadomość, że on by tego nie chciał ją powstrzymała.- Poza tym tu jest pełno wspomnień o tobie, o tej złudnej miłości.
-Nie była taka!- krzyknęła pocierając swoje ramiona. Czuła się zimna, pusta, opuszczona.
-Była, bo opierała się na kłamstwie.- dodał spokojnie. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie będzie spokojny to wybuchnie przed nią płaczem. Jak widać ich rozstanie jest takie jak ich miłość : sztuczne.- Zrozumiem jeśli też nie będziesz chciała tu mieszkać, sprzedaj i zrób co chcesz z tą kasą.- spakowane, pomniejszone walizki mieściły mu się w kieszeni czarnych jeansów.
-A meble?- dodała ignorując to, że miłość jej życia właśnie od niej odchodzi.
-Cokolwiek. Są twoje. Tak jak moje serce było twoje.- otworzył drzwi.- Granger, dziękuję za wszystko. Nigdy cię nie zapomnę.
-Ja ciebie też nie. Dziękuję i przepraszam.
-Ok.- chciał ją pocałować na pożegnanie jednak obróciła się tyłem do niego. ''Pewnie się cieszy, domyślam się. Bądź szczęśliwa, Granger. Ja już nigdy nie będę.''. pomyślał. Teleportował się do domu Narcyzy. Nie chciał rozmawiać, górę walizek, które wróciły do swojego naturalnego rozmiaru zostawił w holu a sam poszedł na górę do gościnnego pokoju. Rzucił się na łóżko a kompletnie osłupiała Narcyza słuchała już tylko jego rozpaczliwego szlochu, płaczu i wycia. Kiedy zapukała do drzwi usłyszała tylko :
-Zostaw mnie, tak jak ona mnie po prostu zostaw. Chcę być sam.- poszła zrobić sobie mocnej herbaty.
  Dawna Gryfonka po zamknięciu zamka od wejścia zwinęła się w kłębek na łóżku przyjmując zupełnie nieświadomie taką postawę jak Draco. Przypomniała sobie jak właśnie tu, nie dalej jak wczoraj jęczała jego imię by potem zasnąć w jego ramionach.
  To NIE jest ostatnia część, jedynie przedostatnia :). Jak Wam się podoba? Jeszcze nigdy nie opisywałam zerwania, nie zawaliłam? Oczekujcie Blandy w jak najkrótszym czasie, jestem tu dla Was :). PRZYPOMINAM O ZASADZIE 1 KOMENTARZ U NAS=2 NA TWOIM BLOGU. Wszystkie zaległości komentarze zostaną nadrobione w ciągu dwóch najbliższych dni :). Zostawcie ślad po sobie, Kochani! Papa :*!


8 komentarzy:

  1. Długo czekaliśmy na tą część, ale było warto ;) sporo się dowiedzieliśmy no i niestety kłamstwo Hermiony wyszło na jaw. Szkoda, że tak się rozstali, ale jeśli to nie ostatnia część to można mieć tylko nadzieję, że się zejdą.
    Piszesz coraz lepiej ;)
    Zauważyłam małą literówkę "idiotkę" a chyba powinno być "idiotę" o w tym fragmencie
    "-Kochałeś?
    -Jeszcze nikt mnie tak nie zranił i nie oszukał! Zrobiłaś ze mnie idiotkę, zabawiłaś się mną!
    -Bo nie chciałam cię stracić!"
    Czekam na dalszy ciąg ;)
    Weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    PS. Dziękuję, że do mnie wpadłaś ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co dziękować, jeszcze u Ciebie zawitam niedługo, nie skończyłam komentować :).
      Postaram się ostatnią część miniaturki dodać znacznie szybciej ;). Tak, jest błąd, przepraszam, dziękuję, że go wychwyciłaś, poprawię :).
      Dziękuję Ci :).
      Pozdrawiam, Eleonora :).

      Usuń
  2. Ciekawy pomysł miałaś,ale nawet bardziej ciekawy jestem co wymodzisz następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze czeka nas ostatnia część tej miniaturki i już mam parę pomysłów ;).

      Usuń
  3. Hej :)
    Dlaczego Malfoy musi być tak trudnym człowiekiem? Oboje się kochają, ale on nie... Zawsze musi coś wymyślić :( No wiem, że go oszukała, ale jeśli oboje się darzą miłością, no i Herm żałuję, to nie wiem z czego robią tak wielki problem. No chyba, że są masochistami i lubią się sami zadręczać :/
    No nic czekam na next
    Pozdrawiam
    Anna-medium

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki, że znów jesteś z nami :)! Wiesz, ta duma arystokraty, nic się nie zrobi ;). Ale spokojnie, jest jeszcze jedna część, kto wie jak im się ułoży :D.
      Next będzie jak najszybciej, obiecuję, na pewno o wiele szybciej niż ostatnio, haha ;).
      Pozdrawiam, Eleonora.

      Usuń