sobota, 22 października 2016

Moja historia z Harrym


  Nie mogłam się powstrzymać. Ja... dziś spełniło się moje ogromne marzenie, to było niesamowite, nadal cała drżę i mam łzy w oczach. Nie żartuję. Chciałabym, przeszczęśliwa, pełna radości i ciepła, opowiedzieć Wam w skrócie o mojej przygodzie z Harrym. O książce, która zmieniła moje życie. To jest szybciej niż literackie treści, ponieważ nad tym się nie zastanawiam, to płynie prosto z mojego serca. Nie musicie tego czytać, rozumiem, że nie wszystkich to interesuje, ale samo to, że wracam do siebie, że wracam do bloga, że zaczynam czuć się jak dawniej, ba, nawet lepiej niż dawniej, jest dla mnie ogromną radością. Zapraszam!
  Kiedy byłam dzieckiem filmy o Harrym leciały w święta, nie przywiązywałam do nich wagi, nie obchodziły mnie jakoś szczególnie, bo co może obchodzić takiego dzieciaka? Kiedy poszłam do szkoły, czyli byłam już ciut starsza, chyba nawet w drugiej klasie, bo miałam osiem lat, zaczęłam oglądać te filmy z miłością i pasją. Kiedy miałam dziewięć lub dziesięć lat, chyba dziesięć, pożyczyłam od kuzynki trzy pierwsze tomy. Od tamtego roku filmy od pierwszego do piątego miałam na DVD. Kiedy nadeszły wakacje, rok przed wejściem do polskich kin drugiej części siódmego filmu, kupiłam w księgarni na Mazurach siódmy tom. Przeczytałam go w niecały tydzień. W marcu następnego roku lub w kwietniu, teraz dokładnie nie pamiętam, zachorowałam, kiedy Mama była na wyjeździe z pracy i Tata, na pocieszenie, wypożyczył nam pierwszą część siódmego filmu. Oglądałam to tak długo, aż nie musiałam oddać do wypożyczalni, a potem i tak całość, wszystkich filmów widziałam jeszcze setki razy. Kiedy w wakacje tamtego roku poszłam z Tatą, bo to z nim widziałam wszystkie filmy po ileś razy, to on mi kupował i wypożyczał wszelkie DVD, do kina w Międzyzdrojach, wyszłam z płaczem. Przygoda dobiegła końca. Podświadomie jednak czułam, że wcale nie. Nie ma końca czegoś co zmieniło mnie tak bardzo i dało mi tyle radości. To będzie trwać wiecznie, nawet oficjalnie uznane za skończone. Harry miał być moim ''Always'' wypowiedzianym przez Severusa. Nie pomyliłam się. Miłość nie zmalała. W wakacje od nowa była czytana cała seria, oprócz, oczywiście, setek innych książek. Oglądałam filmy, w momencie założenia konta na Facebooku polajkowałam mnóstwo potterowskich stronek. Ale nadal, gdzieś w środku, nie mogłam się z tym pogodzić. No nie dało się i już. Koniec. Wiele razy w głowie powtarzałam słowa mojej pani od polskiego z podstawówki ''Kupiliśmy mojemu synowi pierwszą część Harrego. Po drugą stał w kolejce w dniu premiery i nie wyszedł z łóżka póki całej nie przeczytał.''. Rozpamiętywałam to i z bólem myślałam ''Urodziłam się za późno, za późno pokochałam Harrego, nie byłam na żadnej premierze, tylko jeden film widziałam w kinie!''. Ale wzięłam to na klatę. Powiedziałam sobie ''Ok, trudno, nie udało ci się, ale byłaś chociaż na tym jednym filmie, cały czas masz okazję żyć z Harrym w sercu, będziesz mieć pełno okazji odwiedzić potterowskie miejsca dla turystów.''. Nie pomyliłam się. Kiedy J.K. Rowling wydała ''Trafny wybór'' dostałam go z jakiejś okazji od dziadków i pomyślałam ''Widzisz? Masz szansę mieć jej książkę w roku wydania w Polsce, masz pierwsze wydanie, nie jest za późno!''. Niestety, powoli godziłam się z tym, że Harry odchodzi. Mogę go kochać, może być moim Always, ale to by było na tyle, bo dorastam, bo nie miałam szans kupić książki w dniu premiery, bo nie pojadę w ciągu paru najbliższych lat do Londynu ani na Florydę. Jak bardzo się myliłam! Pod koniec wakacji 2013 roku chciałam, po dwóch latach przerwy, wrócić do czytania ff, miało być romione, padło na dramione. Chciałam moją wersję czułego, dobrego Draco. Znalazłam. W Sylwestra 2013 byłam u znajomych, którzy mieli czarodziejską szatę, różdżkę. Mam ogromy dystans do siebie, więc z namalowaną błyskawicą na czole pozowałam do zdjęć, hihi. Kiedy założyłam bloga prywatnego napisałam tam o ''Trafnym wyborze'', dziewczyna, która jest dla mnie jak siostra przeczytała i skomentowała ten post, chodziłyśmy razem do szkoły, ale to Harry i jego autorka nas zbliżyli. Gdy było mi źle, smutno, samotnie czytałam potterowskie ff. Mnóstwo piosenek poznałam, bo fani robili do nich teledyski ze scenami z filmów. Gdy chciałam poprawić sobie humor wracałam do moich ulubieńców ze świata dramione. Nigdy jednak nie mogłam znaleźć takiej historii, która byłaby dla mnie idealna. W poszukiwaniu dołączyłam do grupy dramione.pl, tam poznałam Viperę. Wcześniej zakładałam dwa blogi z opowiadaniami, z żadnym mi nie wyszło, już nie istnieją. Vipera dała ogłoszenie o poszukiwaniu współautorki bloga. Zgłosiłam się. Teraz blog jest mój. W czerwcu 2015 zaczęłam z myślą ''Eh, jak po roku będzie tysiak to będzie spoko, ale to ma być przyjemność, nie ma jeszcze konkretnego pomysłu, to kto to przeczyta?''. Rok później opadła mi szczęka. Mój styl pisania, interpunkcja, kreatywność, to wszystko poprawiło się dzięki miesiącom ciężkiej pracy tutaj. W styczniu 2016 na jednej ze stronek zobaczyłam, że w moim ulubionym polskim mieście, Krakowie, otwarto ''Dziórawy kocioł'', znowu poczułam ''Świetnie, jak już coś jest w Polsce to tak daleko!''. A wiecie co jest najlepsze? Szybko o tym zapomniałam, zajęłam się wieloma innymi rzeczami. W czerwcu razem z przyjaciółmi mieliśmy zaplanowaną wycieczkę do Krakowa, wszystko było gotowe. Przypomniało mi się o ''Dziórawym kotle'', a ponieważ wszyscy jesteśmy fanami, głupio było nie skorzystać! Zdobyłam adres, koleżanka wyposażyła się w internetową mapę i.... plany nagle trafiło! Jeden z nas postanowił się odłączyć, a na rynku dopadła nas ulewa i burza. Padło nawet ''Słuchajcie, chodźmy po ludzku do jakiegoś baru.'', ale zbuntowałam się od razu ''Jechaliśmy tu tyle kilometrów! Ok, jeden poszedł, bo oglądał tylko filmy, ale nasza czwórka to prawdziwi fani! Ludzie, odniosłam dzisiaj niesamowity sukces na drodze mojej edukacji i chcę to tam uczcić! Nie poddamy się!'', jak to wyglądało dalej, to już wiecie z postu ze zdjęciami ;). We wrześniu 2016 dostałam Zmieniacz Czasu. Dzisiaj, ze Zmieniaczem na szyi, poszłam do Biedronki, tak jest, do zwykłego marketu, nie do księgarni, ponieważ żyję w dosyć małym mieście i nie było u mnie szalonej premiery, a wolałam kupić książkę taniej. Wbiegłam do sklepu jak wariatka. Pomiędzy paniami wybierającymi książki obyczajowe, ja dorwałam się do cudeńka na zdjęciu wyżej. Moi znajomi i przyjaciele  mieli na snapie całą sesję kolejnych etapów kupowania książki. Popłakałam się przy kasie tłumacząc ''Wie pani, pięć lat czekałam, pięć lat'', a ona pogratulowała mi, że jeszcze został jakiś egzemplarz i życzyła miłej lektury. Wróciłam do domu, siadłam do laptopa i zaczęłam pisać. Pięć lat poczucia, że jest późno. Czas, w którym zmieniło się niemal wszystko. Zmieniłam się ja, miejsce mojego zamieszkania, szkoła. Mam nowych przyjaciół, mam inne relacje z ludźmi, jestem innym człowiekiem, a mimo to Always, niezmiennie. Aż prosi się o cytat Antoniego Libery ''Pomyślałem, że może wcale nie urodziłem się za późno.''. Na pewno nie urodziłam się za późno.