niedziela, 21 maja 2017

16. "Ofiary i pocałunki" – Ignis aurum probat

     Hej, Kochani. Po chwilowej nieobecności przychodzę do Was z kolejnym, już szesnastym rozdziałem. W tym miesiącu jeszcze dwie części dwóch różnych miniaturek, także szykujcie się, będziecie mieli co czytać. Tak, jak wspomniałam we wcześniejszym poście (recenzji), w rozdziale 8 została wprowadzona mała, wcześniej pominięta zmiana. Wcześniej wyglądało to tak, jakby powód napaści na Pansy był znany, a oni dalej szukają. To moja pomyłka, przepraszam. Teraz jest tak, jak być powinno, czyli ten powód (tworzenie Kamienia Filozoficznego) to tylko teoria. Zerknijcie tu, polecam. Dzisiaj śledztwo ruszy do przodu, pojawi się mały, niespodziewany zwrot akcji, już nie mogę się doczekać Waszych reakcji. Miłej lektury!
PS Koniecznie dajcie znać jak Wam się podoba zakończenie, bo bardzo chcę z niego zrobić taką perełkę. 
     Ginny patrzyła na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. Nie minęła jeszcze minuta od momentu, w którym Hermiona ogłosiła jej, że z pomocą Eliksiru Wielosokowego zamieni się w dziewczynę Malfoya, a ruda już wyczuwała kłopoty.
- To ma być żart, prawda? - zbaraniała.
- Nie. Mówię całkiem serio i muszę zacząć działać szybko, zanim się przestraszę lub rozmyślę. Z rana dogadam szczegóły z Fenixą. - Hermiona zachichotała nerwowo.
- Znam ten chichot, stresujesz się, ale to zrobisz, prawda? - ruda miała co do tego mieszane uczucia.
- Zgadłaś. - jej przyjaciółka wzruszyła ramionami. Ginny poczuła, że plan Hermiony zwiastuje kłopoty.
- Nie jestem jakąś królową odpowiedzialności, ale, Herm, to jest po prostu głupie. - jęknęła zrezygnowana.
- W dobrej sprawie robi się wiele głupot. Włamałam się do magazynu eliksirów, oh, proszę cię, udawanie dziewczyny Malfoya to będzie banał. - westchnęła. - Idę się umyć i przemyśleć szczegóły. -w Ginny nadal tliły się resztki nadziei, że Granger się rozmyśli. Kiedy Hermiona wyszła z łazienki, Ginny tam weszła, a gdy Weasley wyszła, jej przyjaciółka już spała. Z rana nadzieja umarła, ponieważ, zamiast spodziewanej rezygnacji z planu, pojawiły się jego szczegóły. To zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Uczesane, umyte, z delikatnym makijażem i spakowanymi torbami zeszły na śniadanie. Działanie ożywiło szatynkę, oderwało jej myśli od wszystkich innych kłopotów i problemów, całkowicie skupiła się na tym, co zamierzała zrobić. Ginewra z lekkim rozbawieniem obserwowała znad grzanek z miodem jak dziewczyna jej brata posoliła herbatę i zamyślona nawet tego nie zauważyła, wypijając ją do dna. Były jednak plusy tego roztargnienia - Hermiona jadła to, co podsunęła jej Ginny, dzięki czemu istniała pewność, że zje choć jeden normalny posiłek. W tym przypadku była to owsianka z konfiturą wiśniową oraz grzanka z bekonem. Ruda od dawna martwiła się o to niedojadanie, które uskuteczniała najbliższa jej dziewczyna, więc nawet nieświadome pochłanianie jedzenia przez wyżej wymienioną bardzo ją cieszyło. Po posiłku Gryfonki minęły się w drzwiach do WS z Fenixą. Ta ostatnia podeszła, by przywitać się całusem w policzek.
- Fen, mam kilka pytań. - Hermiona miała zamiar działać szybko i skutecznie, a temu sprzyjała szczerość. Fenixa uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwalał jej kac, pozostałość po nocnym piciu w ramach zagłuszenia myśli o Zabinim.
- Zrób ze mnie Holmesa, śmiało. - mocny makijaż zakrywał cienie pod oczami.
- Ustronne miejsce byłoby lepsze. - ponownie weszły na jednej z wielu, jeszcze pustych klas.
- Często tu bywamy, następczynie Filcha. - zakpiła Fen.
- Nie życzę nam tego. - wzięła głęboki oddech. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Śmiało. - zachęciła Romanow siadając na blacie jednej z ławek. Hermiona ze szczegółami opowiadała jej o swojej brawurowej akcji i planie. - Nieźle to wymyśliłaś. - pokiwała głową z uznaniem. - A jak rychło w czas! - westchnęła z lekka teatralnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - wykonała typowe dla siebie uniesienie lewej brwi.
- Na dziś umówili się na randkę, więc Malfoy tuż przed spotkankiem będzie zajęty przygotowaniami, ty pogadasz z tymi, a, szkoda słów. Potem ładnie po nią wrócisz, ona poleci na randkę. Hasło to Tolerancja. - widać było, że nawet ją to bawi.
- Ależ przewrotne. - zakpiła Ginny.
- Wojna nie zmieniła tych ludzi, tylko ukryła ich poglądy. - Fenixa wzruszyła ramionami.
- Rozumiem, że z założenia wszystko wygląda idealnie, ale pozostały pewne szczegóły. Na którą oni się umówili? Skąd weźmiemy jej włos? Jak ją uśpimy? - teraz wyglądała na znacznie mniej pewną siebie. Nienawidziła niedociągnięć.
- Wyrwę jej tego kłaka, potrafię, uwierz mi. Można jej wysłać kartkę niby od tajemniczego wielbiciela, przylezie i dalej wiesz co robić. Nie pamiętam czy on w ogóle mówił, o której się widzą, ale co to za przeszkoda? Wielkie mi halo, dziewczyno, potrafisz! - zadowolona wyjęła z czarnej, skórzanej torby fragment pergaminu, kałamarz i pióro.
- Co robisz? - spytała Gin. - I dlaczego skoro ma Malfoya przyjdzie na spotkanie z wielbicielem, co? To nie jest trochę naiwny pomysł? - nie dowierzała w szanse przedsięwzięcia.
- Piszę liścik. - wyjęła różdżkę i zaczarowała pismo, żeby nie zdradziło swojego autora. - A poza tym jest zbyt próżna, uwierz mi. Przyjdzie choćby tylko po to, żeby dowiedzieć się kto to albo, żeby się z niego pośmiać. O to się nie obawiam. - dodała spokojnie.
- To chyba będzie trochę zbyt okrutne... - zwątpiła Hermiona. Przez parę sekund milczała. - Ale gwałt i pobicie Pansy były czystym okrucieństwem, nie możemy dopuścić, żeby to się powtórzyło. Nie pozwolimy! - pewna swojego zdania pokiwała mocno głową na potwierdzenie.
- Zuch dziewczyna! - Fen wydawała się dumna. - Dam ci tego kłaka po obiedzie, na razie wyślijcie jej liścik szkolną sową, idę coś zjeść. A, i omówiłam cię z nią o 18 w korytarzu na piątym piętrze. Uważaj, żeby nikt cię nie nakrył.- podała im pergamin |
- Dzięki, wiem, co robić. - uśmiechnęła się panna Granger. Pożegnały się i Ślizgonka wyszła. Skierowały się do sowiarni, gdzie na szczęście nie było nikogo. Wybrały jedną ze szkolnych sów, po czym wysłały liścik. Ginny miała wrażenie, że znowu są podlotkami bawiącymi się w podchody i, gdyby usunąć całą ich przykrą przeszłość, pewnie tak właśnie by było. Z kolei Hermiona czuła się groteskowo, tak jakby drobne, szkolne, niegroźne, nawet nie intrygi połączyć z groźną, przerażającą sprawą. To niepokoiło, tworzyło jakieś kompletne kuriozum, w którym dwie nastolatki czujące się na emocjonalne staruszki, z pomocą wyjątkowo gówniarskiego, nieodpowiedzialnego pomysłu, miały odkryć, o ile oczywiście się uda, prawdę. Zakręciło jej się w głowie.
- Hej, wszystko dobrze, prawda? - zaniepokoiła się Weasley.
- Tak, lepiej idźmy na lekcje. - po drodze Ginny coś mówiła o Deanie, o tym jak się zmienił na lepsze, o tym jak świetnie gra, ale Hermiona ciągle udoskonalała szczegóły. Na lekcjach zachowywała się w typowy dla siebie sposób, nie chciała zwracać niczyjej uwagi, więc przykładnie notowała, uważała, zgłaszała się, udzielała bezbłędnych odpowiedzi. Na przerwach zamieniała z Nevillem po parę zdań na temat lekcji, pogody, pracy domowej, ogólnego samopoczucia. Ginewra starała się jej nie zagadywać, żeby mogła udoskonalić plan, dlatego raczej rozmawiała z Luną. I tylko w krótkich momentach bez notowania, odpowiadania lub rozmowy, stworzyła w pełni wykształconą koncepcję działania.
     Po wyjściu z klasy Fenixa udała się na śniadanie. Blaise już siedział przy stole z Draco. Podeszła do nich pewnym krokiem.
- Jak tam przygotowania do dzisiejszej randki? - zagaiła niby przypadkiem.
- Przyszło moje zamówienie. - Draco wskazał głową na paczkę leżącą przed nim na stole.
- Może już nie będziesz prawiczkiem. - zaśmiał się Zabini.
- Zamknij się. - zirytował się Malfoy.
- Ale z ciebie kretyn, naprawdę. - Romanow przewróciła oczami.
- Kochanie, mów do mnie jeszcze. - wyglądał tak beztrosko, radośnie. Stanowił spory kontrast dla dwójki najbliższych mu ludzi.
- Nie wkurzaj mnie od rana, dobrze ci radzę. - zirytowana dziewczyna nasypała sobie cynamonowych płatków i zalała je mlekiem. Malfoy grzebał widelcem w swojej jajecznicy.
- Niejadki z was. - skomentował czarnoskóry.
- A z ciebie kretyn. - fuknęła jego narzeczona.
- Mam was po uszy. - jęknął siedzący pomiędzy nimi blondyn.
- Wróćmy do ciebie, racja. Przyszło to, co zamawiałeś? - nalała sobie herbaty.
- Dokładnie to. W sumie to jestem zadowolony. - uśmiechnął się słabo, ale szczerze. Niewiele rzeczy ostatnio mu wychodziło, miło było dostać chociaż własne zamówienie kompletne i niezniszczone.
- Ona pewnie też będzie zadowolona, niezła z niej materialistka. - czerwonowłosa nie mogła powstrzymać się od komentarza. - A, na którą się umówiliście? - warto było wiedzieć.
- Jeszcze nie wiem. - wstał od stołu. - Dobra, idę na lekcje, widzimy się później. - odszedł. I ona, i Zabini spojrzeli na talerz, który zostawił Malfoy : niemal nieruszone jedzenie.
- Nie martwisz się o niego? - spytał chłopak.
- O nas się martw, musimy się z tego wyplątać. - zmieniła temat.
- Pomartwię się potem, do ślubu mi daleko. - zbył ją. Kątem oka dostrzegła, że do Wielkiej Sali wchodziła Astoria.
- Pomartwimy się razem, ale potem, to fakt. - szybko wstała od stołu, biorąc swoją torbę. Bardzo powoli, niemal z namaszczeniem szła w kierunku wybranki Dracona. Już prawie ją mijając, dostrzegła, że Astusia ma na plecach parę włosów, które wypadły z cieniutkiej, napuszonej kitki i przyczepiły się do swetra. Zadowolona z siebie podeszła bez mała na palcach i delikatnie zdjęła jeden włos.
- Co ty wyprawiasz? - obruszyła się Greengrass. Przed nią leżał liścik o tak dobrzej znanej Fenixie treści.
- Liniejesz, a ja pomagam ci to ukryć, bądź wdzięczna, nie pyskata. - wzruszyła ramionami i odeszła z niewinną minką. Pod drzwiami WS wyjęła z torby fiolkę, do której schowała niewielką zdobycz.
     Gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę na obiad, Hermiona dotarła do Sali z prędkością światła. Rozbawiona Ginny dreptała za nią.
- Co cię tak bawi? - spytała Hermiona, kiedy usiadły już na miejsca.
- Twój zapał. - uśmiechnęła się.
- Bardzo zabawne. - odwzajemniła uśmiech. Z podekscytowania nawet nie zauważyła, że Ginewra dokładała jej na talerz jedzenie, była zbyt zajęta szukaniem wzrokiem Fenixy. Romanow, nie wzbudzając podejrzeń, weszła, usiadła przy swoim stole, zjadła zupę, rozmawiając przy tym z Zabinim, po czym wyszła. Dla Granger  to był znak. Wstała od stołu, przerzuciła przez ramię torbę i podążyła za przyjaciółką. Idąc, rozpięła torbę, do której Fen stojąca przy drzwiach wrzuciła fiolkę, tak, że nikt nie zauważył. Nie musiały tego ustalać, rozumiały się bez słów. Po tej brawurowej akcji, każda z nich poszła w kierunku następnej lekcji. Granger nie zauważyła z kim Ginny rozmawiała w WS, Fenixa, że nieopodal stał Draco ze swoją dziewczyną.
     Draco, choć nie zauważył ani Granger z Romanow, ani tym bardziej tego, co robiły, miał dość zmartwień. Ustalał z Ast godzinę spotkania.
- 18.30 pasuje? - zaproponował bez powitania, gdy do niej podszedł.
- Ale na co? - zamrugała.
- Na naszą... randkę. - ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło.
- Pasuje, kochanie. - cmoknęła go w policzek, zostawiając ślad szminki w kolorze fuksji. Starł go.
- To do zobaczenia. - delikatnie klepnął ją w pupę, radośnie zachichotała. Chciał już mieć za sobą cały ten cyrk, na który sam osobiście się zgodził.
     Do osiemnastej Hermiona była zajęta byciem idealną uczennicą, Ginny myślami o rozmowie w WS, a Fenixa powtarzaniem sobie, że na pewno akcja się uda. Po ostatniej lekcji panna Granger od razu pobiegła do dormitorium. Praca domowa i nauka skutecznie odciągnęły jej myśli od strachu związanego z nadchodzącymi wydarzeniami. O 17.30 Ginny wróciła do ich pokoju.
- Szykuj się, laleczko. - odłożyła torbę na łóżko.
- Trochę się stresuję. - wyznała szatynka.
- Masz jakiś plan? - Weasley opadła obok torby.
- Drętwota od tyłu, wypicie eliksiru, założenie jej ubrań, lochy, hasło, ploteczki, powrót, wszczepienie jej wspomnień. To tak w skrócie. - wyglądała na przejętą, mimo że starała się to ukryć.
- Zwięźle. - skwitowała ruda.
- Pójdziesz ze mną? - spytała nieśmiało.
- Oczywiście, chcę cię wspierać. - pokiwała głową. - Pora się zbierać. - wstała z łóżka. Wyszły z pokoju, zamykając go zaklęciem. Po kilkunastu minutach były już bezpiecznie ukryte za jednym z zakrętów na piątym piętrze. Astoria, w czarnej, skórzanej mini i topie w kolorze krwi, pojawiła się punktualnie. Jej włosy były rozpuszczone, natapirowane i napuszone. Wyglądała jak panienka lekkich obyczajów, a mimo to budziła w Hermionie litość. Dlatego też z największym żalem wyszeptała :
- Drętwota! - celując Greengrass w plecy. Dziewczyna nie upadła, bo Ginny, również w porywie litości, rzuciła zaklęcie lewitujące. Owym zaklęciem przeniosła ją do komórki otworzonej Alohomorą. Tam Granger wypiła Eliksir Wielosokowy, zastanawiając się, co ją podkusiło, żeby się na to skazywać, po czym rozebrały Astorię, żeby Hermiona mogła się przebrać w jej ciuchy. Przebrana i gotowa zaczęła ubierać Ślizgonkę.
- Zostaw. - powiedziała Ginny. - Ja się tym zajmę. I tak będę tu siedzieć i jej pilnować.
- Jesteś pewna? - Hermiona była wdzięczna z jednej strony i zgorszona, że tak młoda dziewczyna nosi stringi, z drugiej. Cieszyło ją, że nie musiały się zamieniać też bielizną. To byłoby niehigieniczne i niewygodne.
- Na pewno, leć. - zapewniła wciągając na bezwładne ciało nieprzytomnej dziewczyny spódnicę od mundurku Hermiony. - Astusi będzie cieplutko, nie przeziębi się, a ja nie będę czuła się niezręcznie.
- Dzięki. - pocałowała przyjaciółkę w policzek, zostawiając na nim ślad szminki.
- Powodzenia. - powiedziała Ginny. Hermiona najszybciej, jak tylko pozwalały jej na to szpilki, zbiegała na dół. Przestraszona znalazła się w lochach, gdzie, udając pewną, powiedziała hasło. Weszła wprost do jaskini węża i to dosłownie. Ślizgoni i Ślizgonki siedzieli na kanapach, fotelach i podłodze, rozstawieni po całym Pokoju Wspólnym niczym meble. Śmiali się, szeptali, rozmawiali, żartowali. Do panny Granger tego wieczoru dotarły dwie rzeczy. Pierwszą zrozumiała, kiedy nie pozwoliły Astorii upaść i kiedy zaczęły ją ubierać - choć to, co robiły było złe, cel i one reprezentowali dobro. Źli ludzie robią złe rzeczy w złych celach, złymi metodami. Dobrzy ludzie robią złe rzeczy w słusznym celu i szlachetnymi metodami. Dotarło do niej także, że jeżeli zły człowiek zrobi coś dobrego lub dobry coś złego, nie staje się tym drugim. Świat nie jest czarny lub biały. Drugą rzeczą, którą zrozumiała był fakt, że Ślizgoni nie różnili się od nich tak bardzo. Ludzie o czystej krwi dawniej odrzucali mugolaków lub mieszańców. Teraz było na odwrót, choć przecież nie różnili się od siebie niczym! To jak rozmawiali, śmiali się, wyglądało dokładnie tak samo jak u Gryfonów. Widząc w tych ludziach towarzyszy powojennej niedoli poczuła się pewniej. Poprawiła mini i ruszyła w stronę przyjaciółek Greengrass. Niestety, drogę zastawił jej Malfoy.
     Fenixa leżała samotnie w swoim dormitorium. Skończyła właśnie pakować torbę i miała się brać za pomalowanie paznokci na nowy kolor, ale usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła. Do pomieszczenia wszedł Blaise. - Co tu robisz? - spytała zdezorientowana.
- Draco umówił się z tą przylepą na 18.30, zostało dziesięć minut, ona zaraz przyjdzie, a ja nie mam ochoty ich oglądać. Chciałem sobie skończyć wypracowanie, zrobić zadania z run. Ogólnie trochę nadrobić moje słodkie lenistwo, bo sama wiesz, kiedyś trzeba.
- Żaden problem, po prostu sobie wzajemnie nie przeszkadzajmy. - zgodziła się. Odkręciła właśnie lakier, kiedy coś do niej dotarło. - Chwila, on się z nią umówił na 18.30? - zerwała się z łóżka, upuszczając lakier, który rozlał się na podłodze.
- Tak powiedziałem. - potwierdził lekko zdziwiony. Rozkładał rzeczy na biurku.
- Nie żartujesz, prawda? - powoli wpadała w panikę. Ryzyko, że Herm będzie musiała udawać dziewczynę Dracona, rosło.
- Nie, tym razem nie. O co ci chodzi? - nie rozumiał.
- O nie! - złapała się za głowę.
- Hej, co jest? - podszedł bliżej coraz bardziej zdziwiony.
- Wiedziałam, po prostu wiedziałam! - miała na sobie spraną koszulkę i legginsy. Podbiegła do szuflady, z której wyjęła skarpetki i bluzę. Powtarzając swoją mantrę założyła skarpetki. Dostrzegła obok łóżka trampki, ale przewróciła się sięgając po nie.
- Co ty wyprawiasz? - pomógł jej wstać.
- To się nie może stać! - powiedziała do siebie, próbując wyrwać się z jego objęć.
- Fenixa, uspokój się, proszę. - przytulił ją mocniej do siebie.
- Puszczaj! - szarpnęła się.
- Spokój! - krzyknął.
- Muszę iść! - szarpnęła się mocniej.
- Fenixa, puszczę cię, tylko mi wytłumacz! - trzymał ją w żelaznym uścisku.
- Nie, nie! - kopnęła go w łydkę.
- Uspokój się! - powtórzył. Z całej siły nadepnęła mu na stopę. Zaczęli się szarpać, ona się wyrywała, on mocniej przyciągał ją do siebie, ugryzła go, on ścisnął jej ramię, wyrwała się z jego objęć, ale nie zdążyła się obejrzeć, a on już trzymał jej twarz w dłoniach i przyciskał wargi do swoich. Najpierw zastygli, czekając co zrobi ta druga osoba. Delikatnie ją cmoknął, odwzajemniła. Rozchyliła wargi, co on wykorzystał. Dopiero, gdy ich języki się zetknęły, zorientowała się, co oni najlepszego wyprawiają. Odskoczyła nagle.
- Przepraszam. - powiedziała zaskoczona, porwała trampki w dłonie i wybiegła z pokoju.
     Draco spoglądał na nią lekko oburzony,
- Zapomniałaś o naszej randce? - spytał.
- Randce? - zastygła.
- Randce. Przecież się umawialiśmy na 18.30! Jesteś taka roztrzepana! - westchnął. - No nic, idziemy, prawda?
- Yyyy, ale ja... - jąkała.
- Nie ma żadnych ale. Idziemy, będzie fajnie. - naciskał.
- Dobrze. - poddała się, przeklinając w duchu swój głupi pomysł. Przepuścił ją przodem, ale chciała go uderzyć za klepnięcie jej w tyłek. Po drodze nie rozmawiali, bała się nawet, że on zaraz zacznie ją obmacywać. Tak się jednak nie stało, zaprowadził ją do swojego dormitorium i otworzył przed nią drzwi. W środku wszystko było czyste, posprzątane. Zamiast żyrandolu na suficie paliły się lampki nocne i lampki na biurkach. Tworzyło to przyjazną, może nawet romantyczną atmosferę, nie zakrawającą o erotyzm. Obaw, co do macanek zniknęły. Nie miała szansy dokładniej zanalizować wystroju, ponieważ Malfoy się odezwał.
- Zamówiłem nam trochę rarytasów. - wskazał głową na biurko, na którym leżało opakowanie Malinowych Miętusków. Tuż obok stały dwie butelki Lemoniady Kawowej i talerz z Bezą Powietrzną. Było widać, że się postarał. Uśmiechnęła się. Usiadł na swoim łóżku.
- Rozgość się. - grymas na jego twarzy najwyraźniej miał być uśmiechem.
     Fenixa przerażona stała na Wieży Astronomicznej. Po drodze w biegu założyła buty. Nie wiedziała czy Blaise ją gonił, ale nawet jeśli, cieszyła się, że nie dogonił. Czuła się zagubiona, zła na siebie. Ciągle analizowała w głowie całą sytuację próbując zrozumieć jak to się stało. Bała się tam wrócić, żeby nie zastać go w swoim dormitorium, ale wiedziała, że w końcu przyjdzie pora na sen. Nagle usłyszała zbliżające się kroki. Rzuciła pod nosem przekleństwo, bo nawet nie wzięła różdżki. Uspokoiła się, kiedy na Wieży pojawił się Neville.
- Co tu robisz? - spytała szorstko.
- Musiałem się przewietrzyć. A ty? - uśmiechnął się. Poczuła się zakłopotana.
- Ja też. - westchnęła. - Masz może fajki? Co cię tu przywiodło? - oparła się łokciami o barierkę.
- Nie mam. Strach. A ciebie? - zamyśliła się.
- Też strach. - musiała to przyznać. - Czego się boisz?
- To ty nie wiesz? - otworzył szeroko oczy.
- Nie bardzo. - odpowiedziała.
- Nie widziałaś wieczornego wydania Proroka? Wydania specjalnego? - nie mógł tego pojąć.
- Wyobraź sobie, że nie! - fuknęła. - Mów w końcu co się stało! - ponagliła.
- Znaleźli dziewczynę, absolwentkę Hogwartu. Zgwałcona, pobita i w śpiączce. Napisałem do Harrego i Rona czy są podejrzenia, co do sprawcy, bo z Luną i Ginny podejrzewamy, że to ta sama osoba, która skrzywdziła Pansy.
- I co? - choć było lodowato a ona miała na sobie tylko krótki rękaw, zrobiło jej się gorąco.
- I Ron odpisał, Biuro Aurorów się tym zajmuje. Takie same okoliczności, prawdopodobnie ta sama osoba. - potwierdził jej najgorsze obawy.
     Usiadła na brzegu łóżka, spoglądając na niego niepewnie. Draco najwidoczniej też był spięty, co sprawiło, że poczuła się raźniej. Nie była sama w tym poczuciu zagubienia.
- Wyglądasz dziś... ładnie. - widać było, że musiał się zmuszać do tego typu wyznań.
- Dziękuję. - wstała. - Zaraz wrócę, dobrze? - spytała.
- Coś nie tak? - chyba się zmartwił.
- Nie, nie. Yyyy... - próbowała sobie przypomnieć jakie określenie na Draco usłyszała kiedyś z ust Ast.- ... Dracusiu.
- To o co chodzi? - pogłaskał ją po ramieniu. Miał zimną dłoń, delikatny dotyk stanowił kontrast z poduszkami dłoni pokrytymi odciskami.
- Draconku, ja tak tylko do łazienki. - uciekła oczami na bok.
- Hej, przecież ci mówiłem, że nie musimy kończyć tego, co zaczęliśmy. - z całej siły zmusiła się do nieunoszenia brwi. Nie wiedziała, czego ostatnio nie skończyli, ale wnioskując z jego miny, było to niewłaściwe.
- Nie boję się, naprawdę. - zapewniła i zachichotała nerwowo.
- To dobrze. - uśmiechnął się niezręcznie. - To się zrelaksuj. - cmoknął ją w policzek, ale widząc jak sztywno to zrobił, doszła do wniosku, że nie robił tego często. Znowu usiedli na łóżku.
- To co robimy? - starała się wyglądać głupio i naiwnie. Nawet z ciałem Astorii było to trudne.
- Pogadajmy. - zaproponował. Nie bardzo wiedziała o czym zazwyczaj rozmawiali.
- Draco... - zaczęła.
- Tak? - pogłaskał ją po policzku. To było dziwnie czułe. Nie spodziewała się, że okazywał jej swoje uczucia.
- A może nie kończmy, ale zróbmy to, co zawsze? - zaryzykowała, bo przecież nie wiedziała, co robili zazwyczaj. To był błąd.
- Zaskakujesz mnie dziś. Jesteś taka... ogarnięta. - to nie był komplement, Hermionie zrobiło się przykro, że na Greengrass to działa.
- Dziękuję? - zacmokała.
- To zróbmy to, co proponowałaś. - pogładził ją po włosach.
- Czyli? - zachichotała, doskonale wczuwając się w rolę.
- To. - zbliżył jej usta do swoich i zanim zdążyła się odsunąć, całował ją mocno i zapamiętale. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, kiedy gładził ją po plecach, gdy przyciągnął ją do siebie. To on kierował pocałunkiem, był władczy i zdecydowany. To kontrastowało z wcześniejszą czułością, Hermiona nie chciałaby być całowana codziennie przez kogoś, kto odwalał całą robotę. Nie zorientowała się jednak, że po chwili odwzajemniała mocny, zachłanny pocałunek. Oderwali się od siebie, był uśmiechnięty. Poza tym wstydem, niezręcznością i niechęcią do siebie, zauważyła, że na jej skórze powoli zaczyna być widać napis Szlama. W tym momencie znowu zetknął ich wargi.
     I jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że Was zaskoczyłam i nie rozczarowałam :)! Koniecznie chcę poznać Wasze opinie! Kolejna ofiara, taki zwiastun powrotu Rona na scenę, pocałunki i, niestety, mało Draco. Ale, ale, obiecuję, że Malfoy wróci w kolejnym rozdziale! A tymczasem oczekujcie jeszcze dwóch miniaturek w tym miesiącu, kochani.
Pozdrawiam, Eleonora.

niedziela, 7 maja 2017

Recenzja ''Quidditch przez wieki''

    Witajcie! W kwietniu z braku komentarza samolubnie, przyznaję, nie napisałam tego, co miałam napisać. Teraz jednak wracam z recenzją ''Quidditch przez wieki'', poza tym w maju zrobiłam już korekty rozdziałów siódmego i ósmego, polecam zerknąć, bo wprowadziłam pewną poprawkę (dodałam dwa zdania chyba w ósmym i te dwa zdania sprawiają, że choć został podany prawdopodobny motyw przestępstwa to okazuje się on tylko teorią. Bez tych pominiętych dwóch zdań można się zastanawiać czemu motyw padł, a oni dalej go szukają). Zaczynam ten miesiąc od recenzji właśnie, ale potem przejdę do kolejnego rozdziału, zakończenia ''Chorej miłości'', kolejnej części miniaturki o Billu i Fleur. Spodziewajcie się, że będzie co czytać :D. Miłej lektury!
     
Zaczniemy dziś od wspomnianego ''Quidditch przez wieki''. Książkę kupiłam wraz z dwoma innymi ''podręcznikami'' z Hogwartu. Zakup dokonany w Empiku, tym chętniej wydałam pieniążki, że po pierwsze była przecena, a po drugie cały dochód idzie na fundację Lumos. Szczyt cel, fajna sprawa i pierwszy powód, dla którego warto kupić książkę. Kolejne powody dalej. Bo, wiecie, trochę niezręcznie, ale... dwie pierwsze książki przeczytałam w ciągu dnia, dosłownie, jedna na dzień, a miałam jeszcze inne zajęcia, edukację, spotkanko. Tak się wciągnęłam, że nie szło mnie oderwać. Po ''Quidditch...'' sięgnęłam na końcu i czytałam chyba z trzy lub cztery dni, a długością nie różni się od pozostałych. Zaznaczę, że oglądanie sportu i czytanie o sporcie mnie nudzą. Uprawianie sportu mniej, ale meczy, reportaży sportowych, itp., unikam jak ognia. Quidditch jest sportem. Magicznym, zabawnym, niesamowitym, ale sportem. Zwierzęta, tym bardziej fantastyczne interesują mnie bardziej, a baśnie, tym bardziej przetłumaczone przez Hermionę Granger to już kompletny odlot! Tu nastawiłam się sceptycznie, a jak wiemy to dobre nastawienie to podstawa. Zabrakło go i pewnie dlatego czytałam to kilka dni. No i dlatego, że to o sporcie. W takich książkach, nawet magicznych, nie braknie, niezbyt przeze mnie lubianych, sportowych opisów. Pomijając jednak moją awersję do tematyki, muszę przyznać, że książka jest bardzo fajnie zrobiona. Sport czarodziejów został opisany pod wieloma względami, np. przedstawiono jego historię, opisy drużyn, opisy manewrów, więc każdy znajdzie coś dla siebie, nawet ktoś tak sceptycznie nastawiony, jak ja. Jeśli się wciągniemy to czyta się łatwo, przyjemnie, szybko. Wierzę, że naprawdę dużo osób zakocha się w tym ''podręczniku'', ale ja niestety po prostu go polubiłam. Od strony treści nie mam nic do zarzucenia, uważam, że temat został wyczerpany, poruszono wiele kwestii, udzielono odpowiedzi na mnóstwo pytań, które na przestrzeni lat zadawali fani. Jeżeli ktoś interesuje się taką tematyką to trafi w dziesiątkę, bo pozna quidditch od podszewki i dowie się o tym sporcie dosłownie wszystkiego! To drugi powód do kupienia tej książki : nic nie jest zrobione po łebkach, po poruszeniu jakiejś kwestii zostaje ona rozwinięta aż do wyczerpania tematu. Doceniam też to, że treść jest spójna, kolejne rozdziały, choć kompletnie o czym innym, delikatnie łączą się ze sobą, a jednocześnie, wedle uznania, można czytać książkę na wyrywki albo nie po kolei. Treść mocno trzyma się uniwersum, co przyjemnie zaskakuje, bo trochę bałam się, że pojawią się kruczki czy nieścisłości w stosunku do serii o Harrym. Boje obawy były niesłuszne. Lekki sposób pisania, przyjemny styl J.K.Rowling, cudowne uśmieszki w stronę fanów uniwersum, ale po obejrzeniu filmu czy przy nieszczegółowej wiedzy z serii czytamy nic nie tracąc, najwyżej nie uśmiechniemy się raz czy dwa czy takim ''puszczonym oczku'' od autorki. Mimo właśnie tego trzymania się uniwersum to, gdybym miała to polecić komuś kto nie ma pojęcia o Harrym (czyt. mój przyjaciel) to zrobiłabym to bez wahania, bo książka nie opiera się na fabule serii, spokojnie można to sobie przeczytać, a może ktoś zainteresuje się na tyle, że sięgnie po siedem tomów historii Chłopca - Który - Przeżył. J.K.Rowling nie traci swojego charakterystycznego poczucia humoru ani pisarskiego pazura, od razu widać, że to jej styl, jej dzieło. Nie trzeba też znać na pamięć Potter Wiki, żeby zrozumieć większość żartów, bo są książkowo sytuacyjne, że tak powiem. Dla samego kunsztu pisarskiego warto posiadać ową literacką pozycję na swojej półce, to trzeci powód. Oprócz fachowej treści znajdziemy tu też cudne ilustracje, serio! Nie jest to bajeczka z obrazkami, a poważny poradnik dla czarodziejów zainteresowanych swoim sportem. Ilustracje nie odbierają powagi, wręcz przeciwnie, dodają takiego poczucia, że pisał to prawdziwy znawca, a i my możemy się kimś takim stać oglądając fachowe przekroje czy ryciny. Oprócz tego, nie ma co kryć, nadają one magii i klimatu starych, poważnych ksiąg. No i ilustracje to kolejny, już czwarty powód, dla którego warto kupić książkę. Absolutnie cudowne rysunki wykonane z największą dbałością o szczegóły, żaden nie odbiega od pozostałych, nie ma nawet najmniejszych niedociągnięć. Samo oglądanie książki już sprawia przyjemność. Każdy rozdział zaczyna się od ślicznie zdobionej strony z numerem, a oprócz tego znajdziemy tu także herby drużyn, piłki i hmmm... czarodziejskie obrazy sprzed wieków? Przeczytajcie, a sami zrozumiecie o co mi chodzi! Wracając do estetyki : cudowne wykonanie książki! Poręczny format, śliczna okładka, śliczne wykończenia, wewnątrz przepiękne ilustracje, czytelność uzyskana dzięki, np. dobrym odległością między akapitami i tym wyraźnym podziałem na rozdziały. ''Quidditch'' jest adresowany do czarodziejów, autorka zwraca się do nich, nie do mugoli, którym wyjaśnia uniwersum. Czujemy się magicznie, jakbyśmy należeli do świata chłopca z blizną. To ostatni powód, dla którego warto kupić książkę. Żeby poczuć się magicznie. Choć tematyka nie jest dla mnie to szczerze polecam.
PS Wyżej macie zdjęcie nowego wydania książki i takie właśnie posiadam. Nie widziałam na żywo starszego wydania, nie wiem nawet czy jest jeszcze dostępne, dlatego recenzja również tyczy się książki zamieszczonej na górze posta :).
     Mam nadzieję, że teraz już wiecie czy zdecydujecie się na zakup ''Quidditcha'', długo się nie mogłam zabrać za recenzję, ale kiedy do tego usiadłam napisanie jej jakoś samo wyszło :D. Liczę, że Was nie zawiodłam, w razie pytań zadawajcie je w komentarzach :).
Pozdrawiam, Eleonora.

niedziela, 12 marca 2017

Sowa informacyjna

   Witajcie, Kochani! W lutym odezwałam się tylko raz, a w marcu to moja pierwsza Sowa do Was, ale to dlatego, że intensywnie się staram ulepszyć tego bloga. Nie tworzę nowych rozdziałów, ale działam w innych kierunkach. Po pierwsze mój blog należy do Stowarzyszenia Księcia Półkrwi. Bardzo mnie to cieszy, bo to kolejne miejsce, gdzie można trafić na tworzoną przeze mnie historia :). Po drugie na tym samym blogu jest moja miniaturka, o tu. Podkreślam tak często, że jest to moje, ponieważ Vipera nie uczestniczy już w tworzeniu tego bloga. Co za tym idzie, coraz bardziej pracuję na mój pseudonim. Jestem Eleonorą, nie 1/2 Córek Merlina. Zmieniłam liczbę mnogą w notkach i informacjach do Was na liczbę pojedynczą. Oprócz tego, zrobiłam poważną korektę prologu i rozdziałów od pierwszego do czwartego włącznie oraz Poczty. Lekko zmieniłam fabularnie rozdział dziesiąty, ponieważ pisała go Vipera i nie zgadzał się z niczym, co było wcześniej lub później na tym blogu. Polecam przeczytać te rozdziały jeszcze raz. Dalej poprawiam wszystkie rozdziały, a kiedy skończę mam zamiar poprawić w ten sposób, także wszystkie Sowy i miniaturki. Od razu mówię: w 95% to tylko poprawa literówek i błędów interpunkcyjnych, ale są momenty, gdy zmianie ulega wystarczająco dużo, żeby zalecić ponowne przeczytanie. Niedługo ukaże się kolejny List z serii oraz poprawiony rozdział piąty :). Zamierzam popracować również nad szablonem i nad paroma innymi rzeczami ;).

Pozdrawiam, Eleonora.





niedziela, 5 lutego 2017

15. "Decyzje o eliksirach" – Ignis aurum probat

     Hej  Kochani! Przybywam do Was jeszcze w lutym, czyli nie do końca tak, jak chciałam. Trudno. Ważne, że w końcu jestem z rozdziałem przesuwającym fabułę trochę do przodu. W przerwie świątecznej nie udało mi się odezwać, wynika to nie z lenistwa, ale z tego, że : stawiam na jakość, więc posty są dłuższe, ale lepsze, a co za tym idzie, wymagają więcej czasu. Później jakoś tak wszystko zleciało i... sami widzicie. To po pierwsze. Po drugie możecie zerknąć do postu o poprawkach, a dowiecie się, co miałam w planach zrealizować. Teraz realizuję. Możecie dostrzec, że wszystkie posty mają jedną czcionkę, że regularnie uzupełniam Spis Treści, staram się na bieżąco informować Was o postach, zrealizowałam zamówienie ( było tylko jedno, o co się nie gniewam, jeśli ktoś zainteresowany to jest ono tu ), ruszyłam z nową serią ( seria Listów do znalezienia tu ), a co najważniejsze... obiecałam niespodziankę i robię niespodziankę! Niestety, wymaga ona nakładów pracy oraz czasu, ale staram się bardzo i już gdzieś w marcu powinna się ukazać :). Po trzecie, mam nowy sprzęt. Przyzwyczajałam się do niego, był problem z instalacją Chrome, to już za mną, teraz muszą ogarnąć pisanie na nim tak sprawnie, jak na tych, których do tej pory zastępowały mój stary sprzęt po jego ostatecznej awarii. A teraz zapraszam, miłej lektury :)! 
     Drzwi otworzyły się i dostrzegła... Nevilla. Wszedł spokojnie do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! -  miała zduszony głos.
- Przepraszam. - wyglądał na zakłopotanego. Mimo ogromnej przemiany nadal był miły i uprzejmy, chyba za to ceniła go najbardziej.
- Przecież pytałam kto tam! - prychnęła gniewnie, próbując się uspokoić. Doskonale wiedziała, że nie za bardzo miała powodów do strachu czy nerwów, ale trudniej się do tego dostosować, niż to stwierdzić.
- Byłem zamyślony, naprawdę, wybacz. - wyglądał na szczerze skruszonego. Poczuła się zła również na siebie. Po tym wszystkim po pierwsze w sytuacji zagrożenia nie powinna czuć się bezbronną, małą dziewczynką, a po drugie, przede wszystkim, powinna przestać wszędzie doszukiwać się niebezpieczeństwa.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. - uśmiechnęła się. Miał w sobie coś co nadal czyniło go po prostu dobrym, skromnym chłopakiem. Oprócz podziwu budził sympatię, nie można się było na niego zbyt długo złościć.
- Dziękuję. Co tu robisz? - zapytał niezbyt rozsądnie, skupiając się na wyborze sowy.
- To samo, co ty. W sowiarni zazwyczaj wysyła się listy. - zachichotała nerwowo.
- Ale można je wysyłać do wielu osób. Nie chcesz, nie mów. - wybrał w końcu czarną sowę. - Ale zgaduję, że do Rona. - odwrócił się do niej i puścił porozumiewawcze oczko. Zmroziło ją. Ron! Przecież miała do niego częściej pisać! Co z tego, że on nie wysyłał nic do niej skoro będzie wściekły za tak długi czas bez listów? Koniecznie powinna do niego napisać i to jak najszybciej! - Ej, coś nie tak? - zauważył jej zmartwioną minę. Wszyscy cenili go za wrodzoną empatię, ona również.
- Nie, nie. Też się zamyśliłam. List wysyłałam do Harrego. - siliła się na entuzjazm. - A ty? - udawała ciekawość, choć była niemal pewna, że zna odpowiedź.
- Do babci. - sowa odleciała z przywiązanym do nóżki listem. Do babci, oczywiście, zgadła. Znowu stanął do niej przodem i uśmiechnął się. - Chyba na mnie już pora, zaraz zacznie się kolacja, idziesz? - z jednej strony powinna pojawić się tam jak najszybciej, zjeść coś i czekać na wieści od Fen. Z drugiej miała ochotę chwilę pobyć sama, jeszcze raz wszystko przemyśleć. No i nie miała siły znowu patrzeć na tych wszystkich ludzi, którym wydawało się, że znają ją lepiej niż ona siebie. Po ostatnim wyskoku znowu przypięto jej łatkę bohaterki, jej zdaniem, kompletnie niesłusznie. Zamiast dostrzec, że trochę wypiła, to wszyscy widzieli, że ma dobry humor, świetnie się bawi i jeszcze znowu ratuje wredną Ślizgonkę! Dlaczego na siłę widzieli w niej kogoś kim nie była? Pokręciła głową odtrącając natrętne myśli. Powinna docenić to, że jest szanowana i lubiana, a nie tęsknić za czasami względnej anonimowości, spokoju. Gdyby to było takie proste.... Mimo nowego pretekstu by ją uwielbiać, wcale nie chciała tam iść. Choć... może nie mimo to a właśnie dlatego? Czuła ogromną niesprawiedliwość opinii ludzkich w tej sytuacji. Ona, ZNOWU została uznana za nie wiadomo kogo, podczas, gdy jej jedynymi zasługami był ogromny umiar w piciu i odpowiedzialność za koleżanki, które, zresztą, zostały obgadane i słownie zlinczowane za swoimi plecami. Wiedziała, że to co zrobiły było złe, jednak nie przyczyniło się do niczyjej krzywdy, ludzie po tych wszystkich wydarzeniach powinni być bardziej empatyczni, powinni przestać stawiać sobie durne podziały na tych dobrych i tych, którzy byli źli lub neutralni. Jeśli już miały ponieść społeczną odpowiedzialność to wszystkie, a nie z wyjątkiem! Uspokoiła się szybko. Siląc się na niezobowiązujący ton powiedziała :
- Nie, chyba zostanę tu jeszcze chwilę, bo... czekam na ważny list. - słaba wymówka, skarciła się w duchu. Najwyraźniej dobre preteksty posiadały swój limit dzienny. Nie spojrzał na nią dziwnie, nie potraktował jak idiotki. Odpowiedział :
- Jasne. Zatem widzimy się później. - wyszedł. Poczuła się wdzięczna. Właśnie za to tak lubiła Nevilla. Rozejrzała się po sowiarni. Nie miała zamiaru tu zostawać, chciała tylko poczekać, aż przyjaciel oddali się na tyle by mogła spokojnie przemknąć do siebie lub WS, w zależności od decyzji, którą podejmie za chwilę. Kucnęła na brudnej, betonowej podłodze. Przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie treść listu, który miała zamiar wysłać do Ronalda. Wtedy drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Szybko wstała. Na progu pojawił się Malfoy. Najwyraźniej zbity z tropu mruknął :
- Cześć. - miał w dłoni kilka kopert. Nie skupiła się na ich dokładnej liczbie.
- Hej. - odpowiedziała spuszczając wzrok. Czekała na przykry komentarz z jego strony, ale nic takiego nie miało miejsca. - Nie jesteś na kolacji? - wypaliła bezmyślnie. Chciała wprowadzić rozmowę na luźne tory, a zachowała się na poziomie jego dziewczyny. Żałowała, że nie może się natychmiast pacnąć w czoło.
- Nie, jak widać nie. Ty też nie. - wymamrotał przesuwając wzrokiem po sowach. Wybrał pierwszą lepszą, niedbale i pospiesznie przywiązał do jej nóżki jedną z kopert. Obydwoje czuli się wyjątkowo niezręcznie.
- Ale już tam idę. - niezwykle szybko przeszła z próby nawiązania sensownego kontaktu, do ucieczki z miejsca przypadkowego spotkania. Przyjął to z wyraźną ulgą, widziała jak odprężył się minimalnie.
- Dobrze. - kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów. Wszystko było takie sztuczne, udawane, jak wzięte prosto z makiety. Wcześniej wybrał byle jaką sowę, bo chciał iść stamtąd jak najszybciej. Sytuacja zmieniła się, gdy usłyszał, że to Granger wychodzi. Wybierał sowy z taką uwagą i dokładnością jak jeszcze nigdy. Chciał na siłę przeciągnąć długość swojego pobytu, żeby nie natknąć się na nią gdzieś na korytarzu, kiedy już obydwoje wyjdą z sowiarni.
- Pa. Do zobaczenia. - jej głos w założeniu miał brzmieć silnie, pokrzepiająco, przyjacielsko. Zabrzmiał słabo.
- Do zobaczenia. - nie odrywał wzroku od ptaków. Gdy drzwi zamknęły się za Hermioną głęboko odetchnął z ulgą i nie musząc już grać, poszedł na drugi koniec pomieszczenia by wybrać swoją ulubioną sowę. Pogłaskał ją pod dziobem, przywiązał listy adresowane do matki oraz do ciotki a potem z czułością pomasował lewe, dawno temu kontuzjowane skrzydło ulubienicy. Po odlocie Gerdy, bo tak brzmiało imię sowy, lekko zestresowany wizją ponownego zetknięcia się z Granger zdecydował się odpuścić sobie kolację i udać się do siebie mało uczęszczanymi korytarzami.
     Hermiona weszła do Wielkiej Sali głównie kierowana dziwnym uczuciem, że już dość się dziś zbłaźniła i nie musi do tego dokładać oskarżeń o kłamstwo. Skoro powiedziała Malfoyowi, że tu przyjdzie, to jest. Niechętnie zjadła miseczkę karmelowego budyniu, wypiła pucharek soku dyniowego, starała się uśmiechać. Chyba po raz pierwszy doceniła dostrzeganie w niej kogoś niesamowitego - to onieśmielało, mogła spokojnie zjeść, nie musiała silić się na rozsądne odpowiedzi do teoretycznych pytań. Ginny nie było, pewnie zjadła już wcześniej, więc skoro kompletnie nic jej tam nie trzymało, poszła prosto do siebie. Po korytarzach chodziło jeszcze całkiem sporo różnych grupek uczniów, w Pokoju Wspólnym powoli zbierało się coraz więcej osób. Nigdzie nie widziała Gin. W dormitorium niestety, także jej nie było. Hermiona zamknęła drzwi zaklęciem, po czym rzuciła się plecami na swoje miękkie łóżko, jednak niemal natychmiast usłyszała natarczywe dziobanie w szybę. Zirytowana otworzyło okno. Egzotyczny ptak przypominający skrzyżowanie papugi z orłem i sową, trzymał w zębach kopertę. Odłożyła ją na biurko, chciała dać mu zapłatę lub jedzenie, ale on, zupełnie niespodziewanie, wleciał wgłąb pokoju i zaczął dziobać drzwi do łazienki. Zdezorientowana otworzyła je by wpuścić dziwadło. Ptaszysko porwało w szpony kostkę mydła leżącą na marmurowej mydelniczce, pamiątce rodzinnej Granger, podrzuciło mydło do góry, a w chwili spadania, otworzyło potężny dziób by połknąć zdobycz. Następnie wyfrunął z łazienki, potem przez otwarte okno. Oszołomiona Gryfonka wpatrywała się w pustą mydelniczkę. Kimkolwiek był właściciel ptaka, wydawał na taki pokarm znacznie więcej niż na ziarno. Kiedy doszła w końcu do siebie, w pokoju panował chłód. Mroźne jesienne powietrze nieprzyjemnie dawało się we znaki. Szatynka zamknęła okno. Wzięła do ręki kopertę, na której ktoś ozdobnym, lecz krzywym  pismem napisał jej imię wraz z nazwiskiem. Po przecięciu koperty nożem do listów, wypadła z niej jedna, mała kartka. Wiadomość głosiła : Wieża astronomiczna o 21. Najprawdopodobniej pochodziła od Fenixy. Hermiona przyjmując z ulgą fakt, że Fen odbyła już rozmowę z Daf, zanotowała w pamięci, by zapytać skąd jej przyjaciółka wytrzasnęła tego paskudnego ptaka.     Zabini zamknął się w łazience, skąd dochodził odgłos szumu wody. Malfoy nie bardzo widząc dla siebie zajęcie, dodatkowo rozproszony przez bezsensowną pogawędkę, zdecydował, że zajmie się przepisem na karny eliksir. Miał zamiar pokazać Granger, że się do czegoś nadaje, tym samym puszczając w niepamięć całą niezręczność niedawnej sytuacji. Nurtowało go dlaczego dziś zachowywała się tak dziwnie, sztywno. Zniknęła cała elokwencja oraz bystre uwagi. Z trudem, ale jednak, dopuścił do siebie myśl, że ona czuła się podobnie jak on - zakłopotana, zażenowana i zawstydzona. Pewnie też nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Wbrew sobie, nie miał ochoty z niej zakpić, tylko poczuł coś w rodzaju... sympatii? Nawet lekko rozbawił go fakt, że on się tym tak potwornie stresował, gdy ona pewnie czuła się tak samo! Co prawda, na wszelki wypadek, gdyby jednak nie miał racji, nie chciał jej na razie zagadywać, ale w jakiś sposób mu ulżyło. W lepszym humorze zamierzał zabrać się do pracy. Notatek z poprzedniego wieczoru nie było jednak ani w biurku, ani w torbie, ani w szafkach, szufladach czy na półeczkach. Po przeszukaniu całego pokoju, w obłoku pary pojawił się Zabini.
- Łaskawco, raczysz mi powiedzieć co ty odwalasz? - miał na sobie wyłącznie czarne dresy. Jego umięśniony tors, poza paroma bliznami, nie nosił śladów wojny. Draco z powodu stresu, licznych zmartwień i wielu omijanych posiłków znacznie schudł, zmizerniał.
- O tej godzinie jesteś wykąpany? Pora iść do spanka? - zakpił zaglądając pod materac kumpla.
- Nie. Zmywałem z siebie strach. - uśmiechnął się blado. To, co miało brzmieć jak żart, dla Draco słusznie brzmiało jak prawda. - Oświeć mnie, co się dzieje. - zmierzwił dłonią króciutkie czarne włosy.
- Zgubiłem coś. Coś cholernie ważnego. - zanurkował pod swoje łóżko.
- Sens życia? - głupim żarcikiem trafił w samo sedno. Jego szczęście leżało w tym, że Malfoy wolał nie tracić sił na bicie go, a raczej przeznaczyć je na poszukiwania.
- Zamknij się, stary. Otrzeźwiałeś? - blondyn zajęty był poszukiwaniami pod dywanem.
- Nie wiem. Może się doprawię. Ale, kurna, co ty odczyniasz? - zirytował się.
- Szukam notatek! Cholera, robiliśmy wczoraj z Granger notatki a ja je zgubiłem!
- Chyba masz przeje... przesrane, chciałem powiedzieć, muszę się z lekka ograniczać jeśli matka chce mnie wcisnąć we fraczek i uczynić ze mnie dobrego męża. A wracając, Granger może mieć ostre pretensje. - siedział nonszalancko na fotelu w pozycji modela z najdroższych magazynów.
- Wow, jak dobrze, że mówisz, nie wiedziałem! - uderzył kościstą dłonią w ścianę. Zabolało, ale miał poważniejszy problem.
- Chwila, ogierze! Spokój! - wysunął do przodu ręce w geście chęci powstrzymania przyjaciela. - Gdzie je zostawiłeś? - spytał.
- Nie wiem, cholera, stary, inaczej bym ich tu nie szukał! - wykrzyknął szarpiąc delikatnie swoje blond włosy.
- Ej, wariacie, a gdzie wczoraj byłeś? - wstał, wziął do ręki przerwaną lekturę, wrócił na miejsce.
- Biblioteka! - radosny okrzyk. - Ale nie, chwila, nie ma szans. Wychodziłem z nimi stamtąd. - dodał zrezygnowany.
- Ostatni punkt wieczoru? - uniósł brew, Malfoyowi przywiodło to na myśl Granger z tym samym nawykiem. Chwila... Granger!
- Odprowadziłem Granger, chwila... - coś zaczynało świtać. - Podałem jej dłoń, więc miałem wolne ręce. Cholera, zostawiłem te zasrane notatki na Wieży Astronomicznej! - jęknął rozczarowany. Nie uśmiechał mu się spacer tam.
- To miłej podróży. - uśmiechnął się czarnoskóry.
- Dzięki za wsparcie, kumplu. - przy ostatnim słowie Draco przewrócił oczami. Wyszedł z dormitorium, kierował się prosto na Wieżę.
     Przed wejściem na Wieżę stała Fenixa. Nie uśmiechała się szyderczo, nie żartowała na głos tak, aby wszyscy dookoła słyszeli. Stała, nerwowo rozglądając się na boki.
- Nie poznaję cię. - Hermiona uśmiechnęła się blado na przywitanie.
- Ja sama siebie nie poznaję, skarbie. - prychnęła. - Właź, nie chcę, żeby ktoś nas podsłuchał. - ponagliła. Weszły na schody, które wydawały się znacznie mniej klimatycznym miejsce, niż, gdy Granger szła z Malfoyem. W połowie drogi usłyszały kroki z góry. Spojrzały po sobie, kiwnęły jednocześnie głowami, Fen wyjęła różdżkę i wycelowała ją przed siebie. Po minucie kroki stały się całkiem bliskie, nieprzyjemny dreszcz przeszedł po plecach Gryfonki. Najgorzej jednak poczuła się, gdy zobaczyła kim jest tajemniczy osobnik. Malfoy! Rozczochrany zbiegał ze szczytu, potrącił Ślizgonkę, przebiegł obok szatynki, zatrzymał się za nimi, po czym powiedział :
- Wybaczcie, dziewczynki, ale wybrałyście sobie dziwne miejsce na spotkanie. Trochę mnie to wypłoszyło, ot taki nawyk. - zachowywał się sztucznie, nienaturalnie, jak klon Zabiniego. Hermiona rozumiała prawdziwe przyczyny tej ucieczki ze szczytu Wieży. Podobnie czuła się w sowiarni zanim wszedł tam Neville. To wygłupianie się stanowiło wyłącznie reakcję obronną.
- Fretki z natury są płochliwe, to zrozumiałe. - Fen, mimo kiepskiej sytuacji, w której się znajdowała, znalazła miejsce na żarcik nie wchodzący w ramę zakładanej maski. Romanow stworzyła z Granger relację szczerej, prawdziwej przyjaźni, dzięki czemu ta druga doskonale wiedziała, że czerwonowłosa żartuje szczerze w trudnych chwilach tylko przy swoich bliskich. Ten docinek niewątpliwie był szczery, więc należało wnosić, iż łączy ją z Malfoyem jakaś więź, w dodatku pewnie nowa, skoro wcześniej to jej umknęło. Przez te rozmyślania nawet nie zachichotała słysząc ten, całkiem zabawny przytyk.
- Uważaj, bo zacznę żałować, że nie rzuciłem na ciebie Drętwoty. - uśmiechnął się niezręcznie, nadal przypominając woskowego manekina. W rękach trzymał kałamarze, pióra, pergaminy oraz różdżkę. Hermionie przypomniało to o konieczności napisania karnego przepisu.
- Przychodzisz się tu uczyć czy jak? - drążyła narzeczona Zabiniego.
- Może palić, tak jak pewnie i ty. A teraz spadam do twojego kochasia, możesz przyjść potem, osłodzić mu wieczór. - ten niesmaczny żart zdecydowanie był oznaką nie maski, a problemów z udźwignięciem jej ciężaru. Ku rozpaczy szatynki, doskonale go rozumiała! Przeżył przed chwilą stres, więc pewnie musi po tym dojść do siebie w samotności, tak jak i ona musiała.
- Jak na kogoś kto sam proponował kumpelstwo to jesteś świnia a nie kumpel. - Ślizgonka udawała urażoną.
- A ty żmija, warto podkreślić. Zostawiam was same, pogadajcie o tych babskich pierdołach czy o czym tam chcecie. Do zobaczenia! - kiwnął głową z wyraźną ulgą, co było zrozumiałe, zwłaszcza, że nie ciągnął wymiany zdań. Szybko odwrócił się do dziewczyn, po czym puścił się pędem na sam dół. Choć to, że niemal ignorował towarzyszkę nocnego palenia, powinno ją ucieszyć, ponieważ świadczyło o tym, że Draco nie chce nic wywlekać na żer plotkarzy ani jej upokarzać, to niestety, wbrew sobie, poczuła nutkę żalu. Dlaczego ją ignorował?
- Pa! - krzyknęła za nim Litwinka. Weszły na szczyt Wieży. - Chłodno tu. - zaczęła.
- To fakt. - przyjaciółka przyznała jej rację. - Jakieś postępy, cokolwiek? - spojrzała w gwiazdy. Zawsze w trudnych chwilach tęsknoty za rodzicami pocieszała się myślą, że są pod tym samym niebem, w nocy święcą im te same gwiazdy.
- Konkretnie. Widzę, że się wczułaś. - oparła się o barierkę, tyłem do widoków. - Złe wieści i dobre wieści. Co najpierw wolisz? - schowała ręce do kieszeni.
- Dobre, tak na piękny początek. - wpatrywała się w jezioro doskonale widoczne z tak dużej wysokości.
- Nie gniewa się, po prostu kobiece sprawy, źle się czuła i dlatego nie przyszła na lekcje. Chętnie się ze mną bliżej zakoleguje, ale bez picia. Jest zła na to, co o niej mówią, ale przykro jej nie jest, bo i tak jej nie lubili ze względu na liberalne poglądy. Nie gniewa się na ciebie, możecie też się kolegować, nawet tym lepiej, bo to tylko wkurzy plotkary. Ma dziewczyna charakterek, nie ma co. - pokręciła głową śmiejąc się cicho.
- To jak i ty. - odparła Hermiona, wykonując obrót i również opierając się o barierkę.
- No i między innymi dlatego mogę się z nią kolegować, proszę bardzo! Ale, ale... jak już wiemy, że nie ma się o co martwić to przejdźmy do poważniejszych rzeczy. Nie wie nic. Zupełnie. Te idiotki się z nią nie dzielą informacjami, z siostrą się nie dogaduje.
- Cieszę się, że ma się dobrze, jednak to jedyny plus tej waszej rozmowy, jedno zmartwienie mniej. No trudno. A ty? Podsłuchałaś coś? - dopytywała pocierając ramiona dłońmi.
- Nic. Te małpy milkną jak tylko pojawiam się obok, ewentualnie zaczynają gadać jeszcze większe głupoty niż zazwyczaj. Nie pomogę kompletnie. - wzruszyła zrezygnowana ramionami.
- Już pomogłaś. Naprawdę, dziękuję. To dla mnie ogromnie dużo znaczy. Trudno, mamy plan B jeśli chodzi o wyciąganie informacji. A skąd masz tego paskudnego ptaka? Nawet jak na ciebie to dziwny zakup. - zaśmiała się.
- Mogę tylko życzyć powodzenia. Ptaka? Chodzi ci o Bena? Pamiętasz jak mówiłam ci kiedyś, że rodzice zaplanowali mi małżeństwo? Na pewno pamiętasz, takiego gówna nikt nie zapomina. Przyszła teściowa kupiła mi tego paskudnika jako prezent zaręczynowy. Dorzuciła rodową kolię, ale Ben świadczy o jej fatalnym guście. W niezłą rodzinkę mnie wżenią, co? A mama kazała mi się cieszyć, twierdząc, że to drogi, egzotyczny prezent! Oczywiście, że tak, ale niepraktyczny. Trzymam go w pokoju, bo w sowiarni byłby gwiazdą. Ta stara krowa ma na imię Beatrice, więc on jest Ben. Mam nadzieję, że na ślub kupi mi mikser albo przynajmniej coś mniej dziwnego. - uśmiechnęła się jakby ten żart ją pocieszył. - Wracamy? - spytała, zmieniając temat.
- Tak. - padła odpowiedź. Nie drążyła dalej, czując, że dla jej towarzyszki temat zakończono. Po zejściu ze schodów, tak, jak się spodziewały, nie było tam Malfoya. Zanim każda ruszyła w swoją stronę, Fenixa dodała jeszcze :
- Jakbyś coś chciała, to zawsze możesz na mnie liczyć. - spojrzała Herm prosto w oczy, tym samym dodatkowo potwierdzając swoje słowa.
- Pamiętam. Wzajemnie. - przytuliły się na pożegnanie, każda z nich wróciła do siebie.
     Po uspokojeniu się oraz dotarciu do siebie, Draco uznał, że jego zachowanie było co najmniej idiotyczne. Powinien przestać doszukiwać się zagrożenia na każdym kroku! Wojna się skończyła, a sprawa Pansy nie świadczy o tym, że teraz na każdym kroku na niego żerują. Zabini zawzięcie szukał czegoś w kufrze stojącym u podnóża jego łóżka.
- Znalazłem. - oznajmił Draco, zamykając drzwi zaklęciem. Odłożył rzeczy na uporządkowany blat biurka. Już od dzieciństwa porządek zawsze go uspokajał.
- Super, ja też. - wstał z butelką eliksiru w dłoni. Zamknął kufer, upił potężny łyk mlecznobiałego płynu.
- Eliksir na potencję? - zakpił blondyn.
- Na twoje nieszczęście : nie. Eliksir Słodkiego Snu. Przyda mi się, będę spał jak dziecko. Zakorkował butelkę, ziewnął głośno. - Jakbyś chciał, to masz, walnij sobie. Używam tego rzadko, ale mi pomaga. - odstawił eliksir na szafkę nocną przyjaciela, opadł na swoje łóżko, zasłonił jego kotary, a po minucie dało się usłyszeć ciche pochrapywanie. Malfoy po krótkim, zimnym prysznicu i doprowadzeniu łazienki do całkiem dobrego stanu, zapalił nocną lampę, po czym spokojnie ułożył się na łóżku i z całych sił starał się odgonić wszelkie lęki, by zasnąć. Na próżno. Zrezygnowany wziął z nocnego stolika butelkę, upił trochę płynu, odstawił płynny ratunek ma miejsce, a po chwili już spokojnie spał...
     Droga do portretu przebiegła spokojnie, coraz mniej osób kręciło się po korytarzach, Fen poszła do siebie, a Hermiona miała zamiar zająć się pisaniem listu do Rona. Przed jednym z zakrętów zatrzymała się nagle, słysząc szept kogoś starszego. Nie rozpoznała słów.
- Horacy, ale jak to? Dlaczego? - jadowity, przymilny szept Ashtona jako odpowiedź.
- Podejrzewają, że ten ktoś zrobił Pansy krzywdę, bo jej coś dolał. Nic pewnego, ale po dokładniejszych badaniach zaklęć okazało się, że w sumie nie wiadomo co na nią rzucono. Sprytny, dziadowsko dobry kamuflaż! Nawet te klątwy wyszły na jaw po czasie. Drobniejsze zaklęcia mogą być nie do wykrycia nigdy! Dlatego muszę zabezpieczyć moje eliksiry bardzo, ale to bardzo dokładnie. Hagrid ma mi przynieść te swoje zabawne zwierzątka, już jutro z rana zaczną pilnować. Sam rozumiesz Ashton, po raz ostatni mogę ci dać Eliksir Energii bez recepty. Od jutra kieruj się do Poppy. - gruchał swoim tubalnym głosem.
- Dobrze, rozumiem. - dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi do magazynu eliksirów stał się szansą ucieczki z miejsca tej dziwnej rozmowy. Korzystając z okazji, że są w środku, Gryfonka jak najszybciej biegła do siebie, w głowie układając sobie awaryjny plan. Po wypowiedzeniu hasła znalazła się w Pokoju Wspólnym, gdzie dostrzegła Ginny rozmawiającą z Deanem na jednej z kanap. Weasley miała podwinięte nogi okryte czerwonym kocem, uśmiechała się smutno i kiwała głową. Granger zastanawiała się czy to przerwać, ale doszła do wniosku, że muszą działać szybko. Podeszła, więc do przyjaciółki. Gin patrzyła na nią znad pleców Thomasa.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale zdecydowanie musimy pogadać. - dla większego efektu zrobiła zbolałą minę. Dean patrzył na nią przez swoje ramię. Ze zrozumieniem kiwnął głową.
- Jasne. To do jutra? - tym razem spojrzał na Ginny.
- Pasuje. - uśmiechnęła się. Wstała, złożyła kocyk w kostkę i ułożyła na oparciu sofy. Przez moment Hermionie wydawało się, że Ginny schyla się, by przytulić Deana, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W milczeniu dotarły do dormitorium.
- Co jest? - spytała Gin.
- Fen nic się nie dowiedziała i nie dowie. Sprytne żmije wszystko ukrywają, nigdy nie uchylą tajemnicy dla Fenixy. Chłopcy typu Zabini odpadają, oni nigdy nic nie wiedzą, jak zaczną pytać to będzie zbyt podejrzane, zresztą sama wiesz jak na niego czy na Malfoya patrzą. Żeby coś wyciągnąć potrzebujemy Eliksiru Wielosokowego, a nie ma czasu go uwarzyć. - mówiła szybko szukając czegoś w jednej z szuflad biurka.
- Kradzież? - Gin uśmiechnęła się zadziornie.
 - Pożyczka. Potem zrobimy nowy, to zwrócimy, ale teraz jest potrzebny na już. Dosłownie. Jak wracałam ze spotkania podsłuchałam rozmowy Ashtona z Horacym. Potem ci wyjaśnię, ale jeżeli dziś nie zdobędziemy tego eliksiru to sprawa będzie niesamowicie trudna. Mam! - wyjęła kartonik z białymi cukierkami. - Łykaj, najlepiej dużo, to Cuksy Bladoluksy, stary wynalazek twoich braci. Będziesz wyglądać jak kreda. - uśmiechnęła się.
- Masz szczęście, że uwielbiam brać udział w tego typu akcjach. - połknęła posłusznie całą garść pastylek. - Coś jeszcze? - jej cera powoli stawała się niemal biała.
- Udawaj mdłości i trzymaj się za brzuch. Idziemy. - zarządziła Hermiona. Przez Pokój przeszły z prędkością hipogryfa, żeby uniknąć zbędnych pytań. Po dotarciu do komnat profesora, Ginny szepnęła - Znikaj stąd, będę cię kryć, ale nie wiem jak długo, jasne? - zgięła się w pół udając ogromny ból brzucha.
- Znam zasady, Wealsey. - Hermiona szybko skierowała się do magazynu na pierwszym piętrze. Po Alohomorze wkroczyła do ogromnego, pustego pomieszczenia. - Lumos. - wyszeptała krążąc między półkami. Eliksiry Wielosokowe stały tuż nad Eliksirami Energetycznymi. Granger przypomniało się, czego potrzebował Ash. Zanotowała w pamięci, by to zbadać. Szybko schowała jedną butelkę pod bluzkę, wyszła za schowka i zamknęła go ponownie. Wiedząc, że ruda przyjdzie tu z profesorem po jakieś lekarstwo, ulotniła się szybko. Po piętnastu minutach znowu była u siebie, a butelka stała na biurku. Ginewra wróciła za kolejne piętnaście. - I jak? - Hermiona podniosła się z krzesła.
- Dał mi jakiś syf o smaku czosnku, tak na odporność i opowiedział, sam z siebie, sama wiesz, dlaczego od jutra będzie utrudniony dostęp. To już wiemy. Tylko co z tym eliksirem, co? - głową wskazała na butelkę za plecami przyjaciółki.
- Wezmę włos największej plotkaty Ślizgonek, a potem się w nią wcielę.
- Piękny plan. - usiadła na fotelu. - To kim będziesz, co? - zaśmiała się.
- Jak to kim? - uniosła brew szatynka. - Astorią Greengrass.

     I jak się Wam podobało? Koniecznie dajcie znać :)!

niedziela, 18 grudnia 2016

14. "Początki śledztwa" – Ignis aurum probat

     Mogłabym przepraszać i obiecywać. Nie będę. Mogłabym wyjaśnić co się działo, snuć wspomnienia i wyliczać co się działo w tym roku, właściwie od września. Daruję sobie. Od września 2016 daje mi popalić. Mam przy sobie ważne dla mnie osoby, nie załamuję się, głowa do góry. Od dziś koniec z obietnicami. Nie proszę o wybaczenie, bo go nie oczekuję, nie sądzę też, że się gniewacie. To moje osobiste sprawy spowodowały, że uwaliłam. Nie biorę winy całkiem na siebie, ale też nie zamierzam się tłumaczyć. Przykro mi. Bez obietnic, ale z deklaracją : w przyszłym roku nadrobię, jak tylko się da. Nie zniechęcajcie się do mnie. Poprawię się, po prostu czasem kiedy coś się psuje musimy poczekać aż się naprawi, a innym razem, choć my to naprawiamy, to zajmuje to czas. Nie chcę współczucia, litości ani przewrotów oczu i myśli, że to głupie wymówki. Niczego nie oczekuję poza tym, że miłość do mojej historii, ciekawość o losy bohaterów miniaturek i opowiadania, będą silniejsze niż złość na mnie. Dziękuję. Cały czas byłam z Wami, nawet jeśli tylko myślą czy sercem.
Nie wiem jak rozdział, starałam się, ale jednocześnie nie chcę składać deklaracji, że jest świetny. Sami oceńcie. Mimo wszystko, kochani wielkie <3 dla Was. Miłej lektury :)!
Oraz naturalnie zdrowych, pogodnych świąt z bliskimi, uśmiechu, szczęścia, mnóstwa cudownych ff i książek!
     Zaraz po śniadaniu, na którym Hermiona nie zauważyła Malfoya, dwie Gryfonki udały się na lekcje. Tego poranka Granger nie czuła w gardle guli hamującej głód, szczęśliwa z powodu pogodzenia się z przyjaciółką próbowała nie myśleć o nocnych wydarzenia i zjadła nawet owsiankę z miodem, tak dla uspokojenia, dla pozorów normalności, o którą właśnie walczyła. Po wyjściu z Wielkiej Sali szybko podążały do miejsca, gdzie miały Obronę przed Czarną Magią, by choć chwilę porozmawiać w samotności
- Masz jakiś plan? Cokolwiek? - spytała Ginny, gdy w końcu dotarły pod klasę i mogły spokojnie wymienić się pomysłami.
- Wypytać innych. W plotce zawsze jest ziarno prawdy, tym bardziej w plotce rozpuszczonej przez jakąś Ślizgonkę. - weszły do pustego pomieszczenia.
- A niby jak chcesz to zrobić? Zakumplować się? To życzę powodzenia. - prychnęła przewracając oczami.
- Gin, głuptasie, zapominasz z kim masz do czynienia. - położyła torbę na ławce. - Poza tym, znam kogoś kto chętnie mi opowie wszystko, co wie. - uśmiechnęła się chytrze.
- Chodzi ci o Ashatona? Litości, błagam! To już lepiej będzie jak panna Zabiniego podziała w ślizgońskim terenie. - osunęła się z gracją na krzesło.
- To na nic. Ona z żadną z tych dziewczyn się nie koleguje, nie ufają jej i niczego się nie dowie, bo choćby nie wiem jak część z nich nie lubi Pansy, bardziej nie lubią Fen, więc nic jej nie powiedzą. Proste. - wzruszyła ramionami.
- A Daf? - drążyła temat wyjmując z torby pergamin, pióra i kałamarz.
- No nie wiem, spróbuję, ale wiesz, od niedzieli nie ma lekko. Zostanę po lekcji i pomęczę trochę Asha, czy jak tam każe na siebie mówić. Może to coś da. Zawsze jest, przecież opcja o buszowaniu wśród nich. Coś się wymyśli. - w tym momencie drzwi do klasy otworzyły się i wszedł Gryfon, a za nim trzy Ślizgonki.
- W to nie wątpię. - zdążyła dodać rudowłosa. Obydwie zamilkły nie mogąc w spokoju kontynuować tematu. Klasa stopniowo zapełniała się uczniami. W końcu pojawił się Malfoy. Za każdym razem, gdy ktoś wchodził Granger, trochę wbrew sobie, obracała się do tyłu. Kiedy napotkał jej spojrzenie tylko grzecznie kiwnął głową, pewny, że inni zajęci rozmowami nie widzą tego gestu. Hermiona lekko skinęła. Za nim wkroczył Zabini pogwizdując radośnie. Ostatnia przed dzwonkiem była Fen, ale przed pójściem do swojej ławki podeszła przywitać się z przyjaciółką buziakiem oraz słowami :
- Dziewczyno, co to się działo... - zanim skończyła rozległ się potężny huk, a z obłoku dymu wyłonił się starszy Malfoy. Widząc jego karcące spojrzenie, Fenixa była zmuszona usiąść. Widocznie nie był w humorze, ponieważ poza spektakularnym wejściem darował sobie uśmiechy i żarty, kazał czytać temat z książki, potem podyktował notatkę, na końcu zadał pracę domową i skończył lekcję. Tyle. Zero odwołań do licznych znanych mu anegdotek, żadnych docinków w stronę szepczących gdzieś z tyłu klasy, nawet nie poprawiał włosów! Nic, kompletnie. Hermiona, dodatkowo zaintrygowana jego zachowaniem, po skończonej lekcji powiedziała Weasleyównie :
- Poczekaj na mnie przed klasą. - pakowała się wyjątkowo wolno, tak by wyjść jako ostatnia. W końcu zostali sami. Uniósł wzrok znad sprawdzanych prac leżących na biurku.
- Coś nie tak? - zapytał.
- Miałam spytać o to samo. Jesteś dziś jakiś dziwny. - podeszła bliżej.
- Wydaje ci się. - machnął ręką, ale szybko zrozumiał, że może Gryfonka powoli łapie haczyk. - A co? Martwiłaś się? - starał się nie brzmieć bardzo kpiąco, bo nie chciał jej do siebie zrażać już w pierwszym,  poważniejszym odruchu zainteresowania jego osobą.
- Z natury jestem troskliwa. - świadomie kokietowała licząc na informacje.
- Wiesz, jestem twardym dawnym Ślizgonem. - jego głos w tamtym momencie przypominał huczenie sowy, zrozumiała, że celowo udaje dobrodusznego, zabawnego wujka, jednocześnie nawiązując do jej wcześniejszej niechęci. Pojęła, że będzie musiała udawać zmiany albo skruchę, jeśli chce uzyskać jakikolwiek rezultat.
- Podziały już podobno nie istnieją. - obojętnie wzruszyła ramionami. - Dla mnie na przykład nie ma barier między domami. - skrzyżowała ręce na piersi, by myślał, że jest lekko obrażona, by próbował ją udobruchać. Obydwoje grali, żadne nie wiedziało o grze drugiego.
- Tak mówisz? Więc wierzę ci na słowo. - z każdym jego zdaniem, z każdym kolejnym przyjaznym uśmiechem, czuła coraz mocniejsze, nieprzyjemne ciarki na plecach. Przebywanie z nim sam na sam nie zaliczało się do tego, co lubiła robić.
- Mam na to dowody, nie tylko słowa. - prychnęła. Wiedziała co powinna mówić, lata praktyk, lata przyjaźni z Harrym. - Przecież przyjaźnię się z Fen. - zaznaczyła. Przez kilka sekund panowała cisza. - I martwię się o Pansy. - dodała spokojniej, nadając sytuacji wydźwięk zdradzanego sekretu. W normalnych warunkach ciągnęłaby temat dalej, aż nie stałby się bardziej zakamuflowany. Teraz okoliczności były wyjątkowe.
- To miło z twojej strony.- nie bardzo wiedział co dodać. Odniósł wrażenie zwierzenia, nie chciał jej wystraszyć.
- Wiesz może... co u niej? - zmusiła się do spojrzenia pełnego ufnej nadziei. - Strasznie to przeżywam. - dodała. Nie kłamała, ta sprawa była, przecież dla niej na tyle ważna by rozpocząć własne śledztwo. Przez moment się zastanawiał, tym razem całkowicie szczerze. Nie wiedział ile może zdradzić. Doszedł do wniosku, że wie tak mało, iż powie wszystko. Świadomie westchnął ciężko chcąc by myślała, że po namyśle odsłania przed nią najskrytsze karty.
- Nadal nic lepiej, nic gorzej. Jej rodzice byli w szkole, Horacy - celowo użył imienia profesora, żeby pokazać jej jak ją lubi skoro jest przy niej taki wyluzowany. Ten podstęp wyczuła. - mówił mi, że zastanawiają się nad przeniesieniem jej do Munga, ale tu wszyscy pilnują jej spokoju, jest jedyną pacjentką. Poza tym, nie da się jej teleportować w takim stanie, mogą wystąpić problemy z transportem. Ministerstwo zabrało wszystkie listy, które otrzymywała od wybuchu wojny. Wiesz, Horacy ma okropnie długi jęzor kiedy się go o coś zapyta a jest w dobrym humorze.- spoufalenie mające być wynagrodzeniem za jej rzekome ''obrażenie się''. W duchu przybiła sobie piątkę, nie dowiedziała się co prawda wiele, ale to na razie wystarczyło.
- Znaleźli coś? - zignorowała uwagi o nauczycielu eliksirów. Stała tuż nad biurkiem. Spodobała mu się jej ciekawość, miał poczucie, że na coś ją złapał.
- Nie mam pojęcia, musiałabyś porozmawiać z kimś innym w tej sprawie. - wzruszył ramionami.
- Mają jakieś podejrzenia? - naciskała. Bawiło go to, dlatego też nie od razu powiedział o Slughornie. W końcu jednak uległ, obawiając się, że dziewczyna się podda, a on nic nie ugra.
- Pewnie tak, ale kto mi to powie? Horacy to co innego. Zmartwił się okropnie, to wszystko widocznie leżało mu na sercu, widziałem jak się męczy kiedy się dowiedział o zamiarze zabrania jej, spytałem co się stało i opowiedział mi o jej rodzinie. To dla nich wielki dramat, ale poza szkołą nikt nie wie, że ofiarą była Pansy, - normalnie powiedziałby ''Parkinson'', zdawała sobie z tego sprawę. Wypowiedzenia imienia dziewczyny było gierką, która z założenia pokazywała jego przejęcie się sprawą, dobre serce.- oni boją się wyjścia prawdy na światło dzienne. Poza tym, dziewczyna oberwała paroma klątwami, zakamuflowanymi z resztą, dało się je wykryć dopiero po paru dniach. Tyle wiedział Horacy, tym się ze mną podzielił, nikogo też nie było wtedy w pokoju nauczycielskim, może to dlatego, inaczej pewnie wyrzuciłby to z siebie komukolwiek innemu. - udając żal pokiwał smutno głową. -  Wiesz, nie jestem osobą, której się ufa i mówi wszystko, pewnie dlatego niemal zawsze wiem mniej więcej tyle co i uczniowie - dodał po chwili, sztucznie ubolewając.
- Jeśli ktoś tak cię traktuje to najwidoczniej cię nie zna. - wypaliła doskonale wiedząc co robi. Powiedzenie tego w w przypływie emocji było tylko na pokaz, tak naprawdę przez ostatnich parę lat życia stała się doskonałą aktorką. Udając speszoną cofnęła się o parę kroków.
- A ty mnie znasz? - uniósł brew przyjaźnie rozbawiony. Każdego dnia odgrywał Oscarowe role.
- Poznaję cię. - przyjemność sprawiało jej mówienie do niego na ''ty'', bo wtedy to ona była panią sytuacji.-  Niedługo pewnie poznam cię jeszcze lepiej. - zawiesiła głos chcąc uzyskać efekt złożonej obietnicy zbliżającego się spotkania lub bardziej prywatnej rozmowy. - Pójdę już, gdybyś się czegoś jednak dowiedział, daj znać. - zawstydziła się jeszcze mocniej
- Oczywiście, Hermiono. - zaakcentował jej imię, a ona zachichotała jak ostatnia idiotka. Naprzeciwko drzwi do klasy czekała na nią Ginewra.
- I jak? - zapytała, gdy tylko ruszyły na kolejną lekcję.
- Jej rodzice przy niej czuwają, myślą o przeniesieniu jej do Munga, ale nie nadaje się do tego na razie, bo oberwała jakimiś klątwami, które ujawniły się dopiero po paru dniach, a Ministerstwo wzięło jej listy. Nic więcej nie wie, nie ufają mu, wcale im się nie dziwię. Jak się czegoś dowie to ma mi dać znać.
- Myślisz, że da? - nie dowierzała.
- Myślę, że tak. Będzie szukał okazji do kontaktu. - przytaknęła.
- I co teraz? Czekamy? - nie dawała za wygraną.
- Mowy nie ma! - żachnęła się. - Po obiedzie wypytamy Fen, a potem jak się uda to Daf.
- A jeśli to nic nie da, to co? - poprawiła pasek czarnej torby.
- Ależ z ciebie pesymistka! Mówiłam ci o ostatecznej opcji. - prawie były na miejscu.
- Zdradzisz łaskawie co to takiego? - zarzuciła rudymi włosami.
- Eliksir wielosokowy. - puściła jej oczka po czym weszły do klasy.
     Draco od porannego picia z przyjacielem czuł się nieswój. Nie poszedł na śniadanie ze strachu, że wpadnie na Granger co wiązało się z mówieniem różnych grzecznościowych rzeczy, których nie miał ochoty mówić. Blaise nie nalegał, za to po wypiciu szklaneczki Ognistej na głowę, wlał sobie oraz Draconowi Eliksir Trzeźwości, który raz na dobę powodował otrzeźwienie po przyjęciu względnie małej dawki alkoholu. Czarnoskóry był jednym z ostatnich jedzących uczniów w Wielkiej Sali, z czego wynikało, że chociaż wyszedł z pokoju późno, to zostawił kumplowi dość czasu na samotne przemyślenia. Fen po kolacji z dnia wcześniej, kiedy to wróciła do dormitorium po posiłku by się wypłakać, darowała sobie śniadanie. Miała plan poza lekcjami pokazywać się tak rzadko, jak to tylko możliwe, co miało załagodzić plotki. Wyszła od siebie akurat o takiej porze, że minęła się z Malfoyem w Pokoju Wspólnym, więc z przymusu rzucił od niechcenia :
- Hej. - nie patrzył jej w oczy.
- Hej. Blado wyglądasz. Spałeś coś? - nie miał ochoty wdawać się w dyskusje. Od nadmiaru emocji kręciło mu się w głowie.
- Trochę tak, czuję się dobrze. - zbył ją, przyspieszył. Zaraz po wyjściu z siedziby Ślizgonów Romanow straciła go z oczu gdzieś w ogromnym tłumie. Miał ochotę uciec z zajęć, ale bał się konsekwencji, poza tym, był zbyt zmęczony na kolejne nadrabianie. Przechodząc koło WS dostrzegł Zabiniego pędzącego w jego kierunku, zaczął iść prędzej. W uszach mu szumiało, w ustach czuł smak zgnilizny, kręciło mu się w głowie. Marzył o dotarciu do klasy i opadnięciu na krzesło. Po wejściu, niestety, od razu napotkał wlepione w niego oczy Granger. Kiwnął jej nieznacznie, uspokajając samego siebie, że gdyby miała rozpuścić jakąś plotkę, już by to zrobiła. Jego brat jak zwykle zrobił mnóstwo niepotrzebnego szumu wokół siebie, ale przynajmniej na lekcji  przestał odgrywać kabareciarza. Zastanowiło to Draco, owszem, przyznał to przed sobą, ale był na to wszystko zbyt zmęczony. Siedząc w ostatniej ławce miał komfort szybkiej ucieczki zaraz po dzwonku, prosto na Zielarstwo. Pierwszą naprawdę dobrą rzeczą jaka go tego dnia spotkała był fakt, że przynajmniej nikt go nie zagadywał.
     Do obiadu tematu dochodzenia nie poruszano. W momencie rozpoczęcia posiłku członkini Golden Trio zaczęła się niespokojnie rozglądać.
- Szukasz Fenixy? - spytała Ginny znad zupy.
- Zgadłaś. Chcę, żeby moja rozmowa z nią wyglądała naturalnie. - schowała włosy za ucho.
- To robisz wszystko, żeby tak nie było. - parsknęła.
- Wyszłam z wprawy. - mruknęła nieśmiało. Niespodziewanie zaczęła szukać czegoś w torbie.
- Hermiona, tam kryje się rozwiązanie zagadki czy coś? - odkąd czuła się na nowo potrzebna przyjaciółce czuła się znaczenie lepiej.  Herm wyjęła kawałek pergaminu i nasączone atramentem pióro.
- Lepiej, napiszę liścik do Daphe i dam go Fen! - pochyliła się nad kartką. Po chwili skończyła i już miała wrócić do posiłku, gdy dojrzała w tłumie czerwone włosy. - Jest już! Widzę ją!
- Poczekaj aż skończy jeść. Kiedy zrobiłaś się taka porywcza? - pokręciła głowę zadowolona z towarzystwa dziewczyny, która była dla niej jak siostra. Gryfonki wpatrywały się w narzeczoną Blaisa tak długo, że w końcu podniosła wzrok znad talerza i pomachała im delikatnie nie bardzo rozumiejąc o co może im chodzić. Dopiero kiedy starsza z tej dwójki lekko wskazała głową wyjście, przyszła pani Zabini zrozumiała co ma zrobić. Nie kończąc sałatki powoli wstała z miejsca, wyszeptała siedzącemu obok kumplowi Draco coś na ucho, narzuciła torbę na ramię, później spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wyszła na korytarz.
- Chodź, straciłam apetyt. - zbyt głośno, jak na siebie, rzuciła w przestrzeń szatynka.
- Jak chcesz. - westchnęła tamta zrezygnowana, ukradkiem puszczając przyjaciółce oczko. Dopiero po wyjściu z WS zaczęły się rozglądać.
- Pssssstt, tutaj. - z jednej z pustych klas dobiegł je czyjś szept. Nieśmiało weszły do pomieszczenia.- No, dziewuchy, jestem. Ah, nie wiem czy się znamy, nie mam nigdy do tego pamięci. Fenixa jestem. - wysunęła rękę ku skonsternowanej pannie Weasley.
- Ginny. - wydukała.
- To już się znamy, mówcie co się dzieje. - usiadła na ławce.
- Przekaż to Daf. - Granger podała przyjaciółce kawałek pergaminu. - Co u niej?
- Nie miałam kiedy pogadać, serio. Ale wybierałam się dziś do niej. Mam ci wiele do opowiedzenia. Popołudniu pasuje? - machała nogami w ciężkich butach.
- Po kolacji pasuje. A i to nie wiem, bo właśnie o pogadanie chciałam cię prosić.
- Wal śmiało.- ponagliła.
- Sprawa Pansy. - rzuciła krótko. - Wypytaj, podsłuchaj, cokolwiek. Plotki, oszczerstwa, sprawdzone informacje. Co tylko się da. Muszę to wiedzieć. Proszę. Zrobisz to dla mnie?
- Spróbuję, ale niewiele się dowiem. Może Daf słyszała coś wcześniej? Z nią gadaj, ale jeżeli nikt się z nią nie dzielił teoriami to teraz niestety trochę za późno. Głupia sprawa, nie kolegowałyście się wcześniej, co nie? - zmartwiła się nagle.
- Nie bardzo. - przyznała.
- Ma kompletnie przesrane po tym upiciu.
- I dlatego się o nią martwię. Dostała szlaban czy coś? - dopytywała.
- Masz za miękkie serce. - pokręciła głową. - Nic mi o ewentualnej karze nie wiadomo. Za to wiem co innego : wcześniej żadna z tych dziewuch nic mi nie mówiła, biorąc pod uwagę z kim jestem, z km się zadaję, co zrobiłam - nie sądzę. że powiedzą cokolwiek. Przekażę liści Daf, ale miałam w planach raczej unikanie towarzystwa, poza tym, nie zniżę się do podsłuchiwania. - jej źrenice się zwęziły.
- To nie dla mnie, to dla Pansy. - miała błagany ton.
- W sumie, lubię łapać zasady. Dobra, nie przekonuj mnie, umowa stoi, biała flaga w górze. Ale zaznaczam i powtarzam : tylko to co podsłucham będzie mieć wartość, te larwy nic mi nie powiedzą. Nie wiem czemu tam trafiłam. - zastanowiła się z teatralnym westchnieniem,
- Bo jesteś przebiegła. - Hermiona uśmiechnęła się.
- Mnie nie oszukasz, domyślam się jakie możesz stosować gierki, żeby rozwiązać sprawę, naprawdę. - zachichotała co było do niej zupełnie nie podobne.- Wiecie co? Nawet się nie zniżę do wypytywania, jak na razie tylko Daf się do mnie odzywała przyjaźnie, one się nie zmienią, oszczędzimy sobie. To podsłuchiwanie może być zabawne. - zeszła z blatu. - Ostatnia sprawa : Daf w przeciwieństwie do innych zmieniła się i to bardzo, jednak akcja z niedzieli to wyjątek. Miła może być, zaprzyjaźnić się... Nie wiem, naprawdę, to zbyt skomplikowane. Zostawię liścik, musisz spróbować ją zrozumieć. Może wcześniej ktoś coś jej mówił, siostra raczej nie, ich relacje są delikatnie mówiąc kiepskie, co innego dziewczyny, chociaż też nic pewnego, nie przywiązuj się do tego, jej też nie ufają. - skończyła chaotyczny wywód.
- Rozumiem. Szanuję to. - przytaknęła.
- Pewnie nawet ze mną nie pogada zła za niedzielę albo chcąca pokazać niezależność za odkupienie win wobec tych dziewczyn. Zmieniła się, nie wiem jak bardzo, nie wiem czy dosyć, ta impreza to mógł być impuls. Gubię się już w tym wszystkim, nie ma o czym gadać, pora ruszyć tyłek. - skierowała się ku drzwiom. - Po kolacji wyślę ci sowę. - wyszła jakoś tak smutno wlokąc nogami.
- Czekam. - rzuciła do Romanow przed zamknięciem klasy. Po paru minutach i one opuściły salę.
     Podczas obiadu Fenixa nagle gdzieś zniknęła, a Zabini był zbyt zajęty swoimi rozmyśleniami by go zagadywać. Co prawda, w sposób typowy dla siebie żartował z towarzystwem, jednak omijał Draco, z dwóch powodów : po pierwsze chciał mu dać spokój a pomęczyć go wieczorem, po drugie tylko przed Malfoyem nie musiał udawać wesołka, więc nie opłacało się starać. Czuł wdzięczność za ciszę. Wypił kubek gorącej herbaty, bo od rana, jak zawsze, gdy się denerwował miał zimne dłonie. Próbował zjeść trochę zupy, ale przychodziło mu to z trudem i w końcu się poddał. Postanowił nawet umówić się z Ast w celach rozmowy i pocałunków, a nie ''deprawowania uczennic''. Głos z tyłu głowy zaczepnie pytał czy nie ma już dość kłopotów, jednak w końcu musiał się zamknąć, bo przecież ta ''randka'' czy co to tam miało być, służyło oderwaniu się od problemów i dowartościowaniu się. Po ostatniej lekcji ruszył na poszukiwania dziewczyny. Domyślał się, gdzie ją znajdzie. Tak jak przewidywał, siedziała na parapecie na szóstym piętrze, rozmawiając z przyjaciółkami. Skinął na nią dłonią, podeszła do niego w chmurze chichotu.
- Tak, słonko? - teatralnie zakręciła kosmyk włosów na palec wskazujący.
- Co robisz wieczorem? - silił się na uprzejmość, mimo że przy niej zawsze niechcący stawał się jakiś mocniejszy, bardziej stanowczy, nawet lekko pożądliwy.
- Jeszcze nic. - zaszczebiotała. - A co proponujesz? - zamrugała próbując być zmysłowa. Dostrzegł, że jej rzęsy zgęstniały nienaturalnie.
- Przedłużałaś rzęsy? - chciał wyjść na zainteresowanego. Niestety, odchrząkując przy tym, zabrzmiał groźnie, jakby ją o to oskarżał.
- Tak. A coś nie tak? - zmartwiła się lekko. Chciała podobać się chłopcom, szczególnie Draconowi, a on najwyraźniej jej nie doceniał.
- Nie, nie, w porządku. - kiwnął głową poprawiając włosy. Jeszcze nie wiedział, że ona nie kojarzy tego gestu z jego zdenerwowaniem czy zakłopotaniem. - W sumie, wiesz, ostatnio mnie poniosło... - nie kochał jej, wiedział o tym, tylko, że ona... wierzyła w niego, stroiła się, wybaczała mu wybuchy złości i brak czasu. Owszem, sama ogłosiła się jego dziewczyną, ale to tylko potwierdza teorię, że w całej tej głupocie i pustce w głowie, tkwiła zakochana w nim gówniara. Do tego zakochana pierwszą, nastoletnią miłością, co tylko potęgowało siłę uczucia. Chciał czuć się ważny. Brat zawsze go ignorował albo z niego kpił, ojciec traktował jak maszynkę do wykonywania zadań, mama aktualnie sama potrzebowała opieki, Blaise miał własne problemy. Nikt z tych ludzi nie podnosił obecnie jego zerowego poczucia wartości. Astoria, nieświadomie i w ten kiczowaty sposób, ale to robiła. Dlatego tak bardzo chciał się zmusić do pokochania jej. Z wdzięczności za jej uczucie, próbował oddać swoje. Na próżno. Coraz mocniej go irytowała, coraz bardziej chciał to skończyć! Nie potrafił. Tylko ona dawała mu poczucie jakiejś władzy, siły, tylko ona znosiła jego humory i nie karała ostracyzmem za kolejne przytyki czy wybuchy złości. Właśnie to powodowało, że zachowywał się przy niej jak dupek, że ten smutny, blady chłopak zasypiający przy lampce, obwiniający się za każdą wojenną ofiarę, marzący o uratowaniu wszystkich i wszystkiego, przy niej odreagowywał lęki i stres będąc, jak sam siebie nazywał, bucem. Po takiej akcji czuł się jeszcze gorzej, nie chciał nikomu powiedzieć, ale po tym jak dostał szlaban za macanie jej w pustej klasie, w nocy obudził się i wymiotował, mimo prawie pustego żołądka. Za te wszystkie zachowania nienawidził siebie jeszcze mocniej, jeszcze bardziej się obwiniał. Umawiał się na następne spotkanie albo próbował ją zagadywać by to wszystko wynagrodzić i... irytowała go jeszcze bardziej. Błędne koło. - ... może umówimy się na jutro? Pogadamy, przyjdziesz do mnie, zjemy coś dobrego, opowiesz mi o tych wszystkich swoich koleżankach czy jakoś tak. - westchnął ciężko. Nie za bardzo wiedział co powiedzieć czy zrobić. Dziś, pomyślał sobie, dziś pójdę do Fen i spytam co robić. Koniec tego, jeżeli jej nie pokocham, matko, jak ja mogę brać pod uwagę pokochanie jej, brrrr, to przynajmniej ją uszczęśliwię. Jeden dobry uczynek. Z żelaznym postanowieniem silił się na uśmiech.
- Brzmi fajnie. - uśmiechnęła się tak naiwnie, że ścisnęło go w gardle. Robienie jej nadziei było złe, wiedział o tym. Tylko czy nie próbował zrobić nadziei na pokochanie jej także sobie? - A dokończymy to co ostatnio? - zamruczała. Czar prysł. Czuł, że to ona go na coś nagabuje, nieodwrotnie.
- Nie sądzę, ale pogadamy na ten temat jeśli chcesz. - wzruszył ramionami powstrzymując irytację.
- To do jutra. - zarzuciła włosami. Podeszła do niego by pocałować go w usta. Zrobiła to mocno, łapczywie. Zostawiła ślad  szminki w kolorze fuksji. Wrócił do siebie. Lekko zakłopotany sytuacją, w której najwyraźniej wolała jego niemiłą wersję, dotarł w końcu do lochów. Powiedział hasło, przeszedł dumnie przez Pokój Wspólny zajęty swoimi myślami, miał już iść do własnego dormitorium kiedy dostrzegł Fen wychodzącą od siebie.
- Hej, miałem zamiar z tobą pogadać. - wysunął ku niej dłoń, chcąc ją zatrzymać.
- O, nie zauważyłam cię. - pokręciła głową. - Coś ważnego?
- A spieszy ci się? - odkąd odbył rozmowę z Astorią czuł się trochę lżejszy. Przynajmniej w jednym względzie ruszył do przodu. Nie był teraz złośliwy, chciał przestać pogrywać z Fen, zacząć normalne, przyjacielskie relacje, zwłaszcza, że miał już dość problemów.
- Muszę coś zaraz zrobić. Nie wiem jak to rozegrać, chciałam zapalić i potem wrócić, załatwić to, mniej więcej zamknąć temat. - zapięła zamek czarnej bluzy z kapturem.
- Też bym chciał zamknąć jeden temat. - parsknęła w odpowiedzi. - Nie taki temat. - przewrócił oczami. - Ale masz brudne myśli, Romanow.
- Zatem jaki? - wygładziła materiał fioletowych jeansów, dusząc śmiech.
- Właź to ci powiem. - ruszył do siebie. Niechętnie powlokła się za nim. Kiedy znaleźli się w środku usiadła na jego łóżku, bojąc się unoszącego się w powietrzu zapachu Blaisa. Malfoy porzucił torbę obok biurka i nalał im po kieliszku wódki.
- Nie żartuj... - prychnęła. - Chcesz mnie upić? To masz fatalne poczucie humoru, lepiej, żebyś o tym wiedział. To żałosne, po tym co się wydarzyło, chyba oszalałeś...
- Zamknij się! - podniósł głos. - Życie mi się posypało, żyję na jednym wielkim gruzowisku. Tobie także, wiem to. Po co mamy wiecznie się ze sobą żreć? Nie musimy się przyjaźnić, ale teraz nasza relacja jest naznaczona dystansem. Nie potrzeba nam więcej wrogów, ale to nie jest konieczność albo sojusz, możemy się kumplować.
- Wątpię, że to będzie przyjaźń, bo żadne z nas nie potrafi już zaufać...
- Albo jeszcze nie potrafi. -wtrącił.
- ... ale na kumplowanie się masz moją zgodę. Dawaj tego kielona! - podał jej kieliszek. - Za nas, za mojego nowego kumpla, Malfoy! - westchnęła teatralnie.
- Za nas, za moją nową koleżankę od serca! - wznieśli toast, wypili całość na raz.
- Teraz nadal nie mówimy sobie wszystkiego, ale możemy na siebie liczyć, tak? - spytała odstawiając kieliszek na barek.
- Dokładnie. - potwierdził.
- Chciałeś coś jeszcze? Bo z tych emocji jeszcze bardziej muszę zajarać. - roześmiała się.
- Chciałem. Fenixa, serio cię lubię, jesteś jedną z niewielu dziewczyn w tym Domu, które są coś warte, to czy coś chciałem czy nie, nic nie zmienia. - uśmiechnął się czując ulgę. Dwie życiowe zmiany jednego dnia!
- A coś ważnego? - dopytywała.
- Sprawy sercowe. Nie musi to być teraz, przyjdź wieczorem jeśli chcesz. Wybierzesz słodycze dla tej mojej pokraki. - silił się na żartobliwą czułość. Obydwoje wiedzieli, że nie wyszło.
- Tak będzie lepiej. - kiwnęła głową. - Teraz mam plan do obmyślenia. - skierowała się ku drzwiom.
- Zajaraj tutaj. - rozłożył ręce w geście prezentującym pokój.
- Dzięki, wolę się przejść, wtedy mi się lepiej myśli. - podała mu dłoń na pożegnanie. Chciał zażartować o szacunku, ale przypomniało mu się z kim rozmawia, więc dotarło do niego jak głupi wydałby się teraz żart.
- Jak wolisz. O której przyjdziesz? - puścił jej rękę.
- Co to za różnica, co? Wybierasz się gdzieś? - uścisk w jej żołądku zelżał, mniej bała się rozmowy z Daf.
- Racja. - uśmiechnął się. - Owocnego popołudnia czy co tam wolisz. Do zobaczenia!
- Do zobaczenia. - złapała za klamkę. - Malfoy...
- Tak? - uniósł bezwiednie lewą brew, nie czując, że skopiował gest do tej pory zarezerwowany przez Granger.
- To miłe. To wszystko. Dobrze mieć kumpla, tym bardziej wiedząc, że to szczere. - twarz Romanow wyrażała błogość, ulgę.
- No właśnie. - skwitował zanim opuściła pomieszczenie. Przebrał się w granatowe jeansy i zielony sweter, umył kieliszki, odstawił je na swoje miejsce, naszykował książki i pergaminy by odrobić lekcje. Wtedy coś do niego dotarło, nawet dwa ''cosie''. Wypadało napisać list do mamy, tym bardziej po tym kiedy dziś przypomniało mu się jak bardzo go potrzebuje, niezależnie od tego jak on potrzebuje jej. Pomimo choroby starała się jak mogła i codziennie wysyłała mu krótkie liściki pełne otuchy. Nie odpisywał, bo nie mógł się w sobie zebrać, martwiła go jej choroba. Z resztą, wyjaśnili sobie te braki odpowiedzi w czasie jej niedawnej wizyty : kochała go, on kochał ją, umówili się, że odpisze, gdy znajdzie czas oraz w momencie chęci wygadania się. Teraz ten moment nadszedł. Czuł się winny, że tak mało się nią zajmował, choć pocieszał się faktem opieki ciotki Adromedy roztaczanej nad Narcyzą. Skoro przyszedł dzień zmian, taka opieka nie miała nic do rzeczy. Postanowił napisać zwyczajny, pełen nudnych faktów ze szkolnego życia list do mamy, pomijając strach o nią i jego przejmujący, niedający chwili wytchnienia smutek połączony z żalem. Drugi list skierował do ciotki, pytając o stan zdrowia najbliższej mu osoby. Co za szalony dzień! Zaczęło się fatalnie, a teraz, Draco mógł z czystym sumieniem powiedzieć, iż złe samopoczucie minęło jeszcze przed obiadem, osiągnął dziś więcej niż od początku roku. Miał zamiar po raz pierwszy od miesięcy się szczerze uśmiechnąć dla siebie, do siebie. Zastygł w bezruchu z grymasem na twarzy, gdy pojął dlaczego tak się stało. Rzucił się w ten wir zmian na lepsze chcąc zapomnieć o nocnych wydarzeniach, o samotności, o Granger. Zmieniając tyle rzeczy na lepsze utwardzał grunt, zabezpieczając go przed grożącym częściowym zawaleniem w wypadku wygadania się przez Gryfonicę - kujonicę. Nie uśmiechnął się, pogodził się z prawdą. Bez tych wydarzeń nie kiwnąłby palcem by coś zmienić. To wszystko miało zagłuszyć złe myśli. Skoro jednak działało to była w tym jakaś metoda, której postanowił się trzymać. Obiecując to sobie, zabrał się za listy.
     Popołudniowe lekcje, szybki powrót do dormitorium, plan wizyty w bibliotece, nagła myśl, że prawdopodobnie tam siedzi teraz Malfoy chcąc albo przejąć ''jej terytorium'', albo zbierając materiały na karną  pracę próbując tym samym pokazać jej jaki to jest pracowity, podczas, gdy ona nie zajrzała do świątyni wiedzy. Ta ostatnia myśl zirytowała ją na tyle, że była gotowa tam iść, powstrzymała się jednak, bo poczucie zdradzenia samej siebie wróciło z podwójną siłą. Zrezygnowana rozłożyła książki oraz pergaminy na biurku, do zapowiedzianej wizyty Fen zostało jeszcze wiele czasu. Doskonale wiedziała, że całe to śledztwo nie ruszyłoby, gdyby nie nocne wydarzenia, gdyby nie chęć ucieczki od dokuczliwych myśli. To żałosne, ale Malfoy stał się pośrednio napędem do zrobienia czegoś dobrego. Pokręciła głową próbując odpędzić myśli natrętne jak muchy. Prawie kończyła ostatnie zadanie, kiedy do pokoju weszła Gin.
- Gdzie byłaś? - mruknęła znad pergaminu.
- Na randce. - rzuciła chcąc sprawdzić reakcję przyjaciółki.
- A Harry wie? - spytała nie odrywając oczu od kartki.
- Daj spokój, byłam w bibliotece. Wiem, że trudno w to uwierzyć, bo dawniej wolała uczyć się tu, ale byłam, mam świadków. - zdobyła się na lekki żarcik.
- Coś się zmieniło? - zanim usłyszała odpowiedź, wykrzyknęła - Skończyłam! - po czym zaczęła pakować rzeczy potrzebne na następny dzień.
- Nie wiem, samej siedzieć to niezbyt fajnie, zaraz smutne myśli pojawiają się w głowie. To, że dziś tu jesteś to swojego rodzaju nowość, poza tym, wcześniej nie chciałam cię za bardzo widywać. Za to od jutra chętnie wrócę tu z nauką. - położyła się na łóżku.
- I dobrze, Watsonie, lepiej mieć cię przy sobie. - zaczęła przeszukiwać szafę.
- Nawiązujesz do tej mugolskiej powieści, którą dałaś mi kiedyś na Gwiazdkę? - machała uniesionymi nogami w powietrzu.
- Bingo! - skierowała się do łazienki z naręczem ubrań. - Idę się przebrać. - dopiero po założeniu błękitnych jeansów i bordowej bluzki na długi rękaw dotarło do niej, że cały czas siedziała w mundurku i nawet jej to nie przeszkadzało. Zachichotała. Wróciła do pokoju, schowała mundurek do szafy. Rudowłosa w tym czasie przebrała się w biały sweterek i granatowe spodnie.
- Czy to dziwne? - spytała nagle.
- Co? - Granger usiadła na swoim łóżku.
- To, że nie noszę żałoby, bo wydaje mi się, że Fred by tego nie chciał.
- To jest normalne. Też odnoszę takie wrażenie. - potwierdziła zmieniając pozycję i kładąc się.
- Ulżyło. - westchnęła. - Chyba się zdrzemnę. Mam za sobą dziwną noc oraz jeszcze dziwniejszy dzień. - ziewnęła.
- Jasne, obudzę cię przed kolacją. - skinęła. Było jej to nawet na rękę, ponieważ mogła dokładnie przemyśleć wszystko co związane ze śledztwem.
- Dzięki. - zasunęła kotary łóżka. Po upłynięciu mniej więcej godziny i wnikliwej analizie wszystkiego czego się dziś dowiedziała, szatynka nagle zerwała się z miejsca, po czym podbiegła obudzić współlokatorkę. - Już kolacja? - jęknęła otwierając oczy.
- Nie, ale teraz rozumiem! - z szybkością godną sprinterki znalazła się przy biurku.
- Co rozumiesz? Oh, Hermiona Granger wpada w tryb geniusza, jednocześnie to kocham, bo dokonujesz rzeczy wielkich i nienawidzę, ponieważ nigdy nie wiem co takiego łazi ci po głowie, serio, robisz się kompletnie nieprzewidywalna! - marudziła wstając powoli.
 - Klątwy! Pomyśl o tym! Ktoś rzucił na nią zaklęcia, które ujawniły się dopiero po paru dniach! Nie rozumiesz? Nie wiesz co to znaczy? Musiał je zakamuflować, to nie jest takie proste. Obudziłam cię, bo chcę napisać do Harrego. - pióro aż mlasnęło, gdy zostało zanurzone w kałamarzu.
- W jakiej sprawie? Jeżeli to coś pomoże to pisz. - przywołała zaklęciem buteleczkę soku dyniowego.
- Peleryna niewidka. Zakradnę się w niej do Skrzydła Szpitalnego i sprawdzę, o ile się da, oczywiście, co na nią rzucili. - z zapamiętaniem pisała list.
- A jak się już dowiesz to co? - zaczepiła odstawiając butelkę na stolik.
- Sam fakt, że ten ktoś dobrze zakamuflował zaklęcia o czymś świadczy. O silnej magii konkretniej. Chcę zobaczyć jakie to były klątwy, jak je zakamuflował. To da mi wiedzę czy to uczeń czy ktoś znacznie potężniejszy. - zamaszyście podpisała krótką wiadomość.
- A listy? Porzucamy ten trop? - dopytywała.
- Do listów nie mam dostępu. Na razie moim celem jest zdobycie peleryny. - pieczętowała właśnie kopertę.
- Moim zdaniem jak ją dostaniesz to najpierw idź do niej tego dnia po popołudniu niby ją zobaczyć, sprawdzić jak się czuje. Pogadasz chwilę z Pomfrey, może w ten sposób wydusisz jakie ma obrażenia. A przede wszystkim zbadasz teren. Na gotowe terytorium wrócisz w nocy i sprawdzisz co i jak. - uśmiechnęła się.
- To niezaprzeczalnie ma sens. - przytaknęła chowając kopertę do kieszeni.
- Listy nie dają mi spokoju, coś na pewno się da z nich wyciągnąć. - podrapała się po brodzie.- Chwila. Kiedyś je w końcu oddają, co?
- Tylko komu? Poza tym, nie przesłuchali nas w obecności Rady, a to jest potrzebne do otwarcia oficjalnego śledztwa. - narzuciła na siebie jeansową kurtkę.
- A kto je przejmie? - wyjęła z półki paczkę papierosów.
- Nie pal, Gin, to jest niezdrowe. Nie wiem kto przejmie śledztwo. Nie mam zamiaru tego kraść, na to nie licz! - zdenerwowała się nagle.
- Nikt ci nie każe tego robić. Po prostu jeśli znasz tego kogoś czemu miałby ci nie pomóc? Tym bardziej kiedy udajesz taką niewinnie przejętą? - wsunęła nogi w podniszczone trampki.
- Jestem przejęta. - skarciła ją.
- Ale nie niewinnie. - wymierzyła w nią palcem. - Słuchaj, ja idę zajarać czy tego chcesz, czy nie. Zobaczymy czego się dzisiaj dowiemy z plotek, ale trop listów wydaje mi się szczególnie ciekawy. Nie chcesz pomęczyć Horacego? - schowała papierosy i różdżkę do kieszeni kurtki, którą właśnie założyła.
- Myślałam nad tym, ale teraz nie wie nic nowego, ma za długi jęzor, już dawno by to wypaplał Malfoyowi. Nie wie nic więcej. - mruknęła.
- Prawda. - skwitowała. - Do zobaczenia. - już jej nie było.
     Przed kolacją Fenixa zapukała do dormitorium Zabiniego. Otworzył jej drzwi z lekkim lękiem w oczach. Choć nie mogła tego wiedzieć, to bał się. To co stało się ostatnio w pewien sposób sprowadziło go na drogę dorastania. Nie chciał nią iść. A tym bardziej nie chciał teraz oglądać Fen. Już wspólne lekcje były wystarczająco trudne do przetrwania, nie musiała go jeszcze nachodzić.
- Mogę wejść? Jest Draco? - hardo patrzyła mu w oczy.
- Wejdź. - odsunął się by ją wpuścić. Malfoy kończył pakować książki do przewieszanej przez ramię torby.
- Na łóżku jest katalog słodyczy z Miodowego Królestwa. Przejrzyj sobie. - usiadła na miękkim materacu. Po chwili postawił krzesło naprzeciw niej. Usiadł trochę jak wystraszony uczniak, nie nonszalancki, tajemniczy buntownik, za którego był brany. - I jak? - spytał ze smutnym, ale spokojnym uśmiechem człowieka przerażająco zrozpaczonego, a jednocześnie równie mocno pogodzonego z losem. Poczuła nieprzyjemne ciarki.
- Jeszcze nie. Daj mi moment. Co ona lubi? - oderwała wzrok od kolorowych, ruchomych ilustracji.
- Mnie. - wzruszył ramionami. Wiedziała, że nie powiedział tego z powodu ogromnej wiary w siebie, ale z braku jakiejkolwiek wiedzy o guście Astorii. Pokręciła głową zirytowana. To, że się kolegowali nie miało wpływu na ich zachowanie wobec siebie, nazwanie stosunków przyjacielskich przyjacielskimi stosunkami nie wpływało na mniejszą wzajemną złośliwość spowodowaną tak naprawdę ogromną sympatią.
- Eh... Nie mam dziś chęci na potyczki, spieszy mi się. Muszę jeszcze coś załatwić. - dalej wertowała broszurkę. Z ciężkim sercem już od paru godzin wybierała się do dormitorium osoby, z którą miała porozmawiać. W normalnych okolicznościach załatwiłaby to raz, dwa, bezceremonialnie. Aktualnie niestety czuła, że jeśli coś spaprze nie pomoże Pansy, a na tym, do cholery, jej tak zależało! Po raz kolejny próbowała doszukać się w czeluściach umysłu talentu do delikatnych, ważnych rozmów .
- A co? Umówiłaś się z kimś? - wtrącił się Zabini do tej pory siedzący na fotelu, czytający książkę, na pozór obojętny.
- Jeszcze nie wyszłam za ciebie za mąż, poczekaj z czepianiem się do ślubu. - pokazała mu język znad ramienia blondyna.
- Tylko nie każ mi czekać do tego czasu także z innymi rzeczami! - zripostował. Ulżyło mu. Najwyraźniej nie miała wobec niego żadnych oczekiwań, nie musiał się zmieniać, dorastać, dojrzewać. Nic a nic! I tylko odgonił niczym natrętną muchę, myśl o tym, że właśnie takie dziewczyny są najlepsze.
- Idiota... - mruknęła pod nosem, nie chcąc marnować sił na dalsze, bezcelowe przepychanki słowne. - Draco, ona mi wygląda na taką co to dba o wagę. Może coś dietetycznego? - spytała.
- To w takim razie co takiego? - skrzyżował ręce.
- Malinowe miętuski? Lemoniada kawowa? Beza powietrzna? - wyliczała nazwy niskokalorycznych produktów.
- Biorę wszystkie! - podszedł do biurka by napisać liścik z zamówieniem.
- To ja spadam.
- Dzięki! - pomachał jej stojąc do niej tyłem.
- Nie ma za co. Zawsze do usług! No dobra, nie zawsze, ale jak mam ochotę to chętnie. Zbieram się chłopaki. A, Draco, lemoniada kawowa niech będzie o smaku latte, to lubią takie dziewczyny. - prychnęła pogardliwie na końcu dobrej rady.
- Już się robi! Dzięki jeszcze raz. - stał pochylony nad blatem biurka, pisząc zamówienie.
- Fenixsiu, złociutka, od kiedy jesteś taka milutka? - zacmokał Zabini.
- Ugryź się w tyłek, Blaise. - przewróciła oczami.
- Skończyły ci się pomysły na riposty, co, cwaniaro? - zakpił z uśmiechem.
- Szkoda ich marnować na ciebie. - odparowała i wyszła. Czarnoskóry westchnął czując ogromną ulgę. Nic od niego nie oczekiwała, nie chciała z nim poważnie rozmawiać, co więcej : zachowywała się jak, gdyby nigdy nic, przeszła do porządku dziennego. Poczuł ulgę, mógł nadal być nieodpowiedzialny i wolny! Odłożył książkę, podszedł do barku by nalać sobie szklaneczkę.
- No coś ty? Tak przed kolacją? - Draco pokręcił głową ze złośliwym uśmieszkiem. Odwrócił się do  z powrotem do biurka, szukał koperty.
- Wal się, Malfoy. - prychnął patrząc na plecy przyjaciela. - Piję, bo mi ulżyło, mogę być wolny! - golnął sobie prosto z kryształowej butelki.
- Masz narzeczoną. - mruknął adresując zamówienie.
- Kwestia czasu. Ja coś wymyślę, ona też i tyle. Koniec, ślubu nie będzie. - upił kolejny potężny łyk.
- Przykro mi, że muszę cię rozczarować. - wziął w dłoń trzy koperty wraz z nich zawartością, skierował się do drzwi.
- Co? Niby jak? - prychnął przyjaciel Malfoya opierając się o drzwi.
- Wypuść mnie, durniu. - syknął.
- Wątpisz, że uda mi się nie hajtać się z czerwoną żmiją? - znowu kojący chłód butelki na suchych wargach, przyjemne pieczenie przełyku.
- Wątpię, że jesteś wolny. Ślubu możesz uniknąć, ale siebie nie. - to zdanie brzmiało niebezpiecznie prawdziwie.
- O co ci chodzi? Kurna, stary, wyluzuj, nie zmusisz mnie do dorastania! - wykrzyknął.
- Ja? Nie mam nawet zamiaru. Być może życie zrobi to za mnie, ale nawet jeśli nie, to nie o tym mowa. Dziś dajesz mi same błędne odpowiedzi. - pokręcił głową, teatralnie cmokając, jednak Blaise czuł, że coś przerażającego kryje się za tymi docinkami, coś przed czym faktycznie nie ma ucieczki.
- Przestań, stary, do cholery! - zirytował się.
- Uczucia. Obce słowo, prawda? - Malfoy uśmiechnął się szczerze. Jego kumpel zrozumiał, że blondynowi nie chodzi o powiedzenie jakiejś życiowej prawdy, tylko o rzucenie żartu zbudowanego na podłożu słusznej obserwacji. W końcu znali się tak długo! - Na której stronie tego badziewia jesteś? - wskazał głową ''Casanova. Prawdziwa historia wynalazcy eliksiru miłosnego.''. Brunet podniósł książkę.
- Na setnej, a co? - uniósł brwi.
- Zadałem to pytanie tuż przed jej wejściem, nie wiedząc, że zaraz się pojawi. Kierowała mną wyłącznie ciekawość czemu czytasz to gówno. Twoja odpowiedzieć brzmiała tak samo. A przecież podobno czytałeś kiedy tu była i ze mną rozmawiała. - uśmiechał się jak dziecko, które znalazło pod choinką najcudowniejszy prezent świata. Myślał, że tym odkryciem wyłącznie zirytuje narzeczonego Fenixy. - Widzisz, przyjacielu, pij z radości, bo uciekłeś od czegoś co jest zależne od innych, od bycia odpowiedzialnym. Ale od uczuć nie zwiejesz. - roześmiał się. - Idę wysłać listy. Na kolacji chciałbym cię widzieć trzeźwego. - wyszedł nawet nie zdając sobie sprawy, że głupie naśmiewanie się, w którym, jedyne co było poważne to ton, okaże się ogromną, przytłaczającą prawdą. Opuścił dormitorium, zostawiając przyjaciela z przerażającą konkluzją : nawet jeśli Dracon nie miał racji wobec Fenixy, to nie mylił się do ucieczki przed uczuciami. Przecież jednym z nich był ten cholerny, łażący za nim jak cień strach. Przerażony wypił jednym haustem pozostałą zawartość butelki.
     Hermiona weszła do ciemnej sowiarni. Mruknęła :
- Lumos. - kiedy zrobiło się jaśniej, wybrała małą, rudawą sowę i przywiązała jej do nóżki list do Harrego. Gdy ptak odleciał z jej palca w podróż, usłyszała za ciężkimi drzwiami głośne kroki. - Kto tam? - wyszeptała. Nic. - Kto tam? - krzyknęła. Odpowiedziała jej cisza. Ustał nawet dźwięk zbliżającego się człowieka. Drzwi otworzyły się i dostrzegła...
      I  jak się podoba? Mam nadzieję, że choć trochę wynagradza moją długą nieobecność. Dajcie znać co myślicie, kochani :).
Pozdrawiam, starająca się myśleć pozytywnie Eleonora.