sobota, 19 września 2015

9. "Dwoje odwiecznych wrogów" – Ignis aurum probat

     Oto jesteśmy! Po dłuższej przerwie, ale jednak! I to z nowym rozdziałem! W tym tygodniu, do środy, ukaże się moja nowa miniaturka, będzie ona miała kilka części :). Na razie jednak macie rozdział pisany wspólnymi siłami! Niestety nie wiemy jak nam poszło, bo obydwie czujemy się dziś paskudnie. Ale włożyłyśmy w to całe serca. Może jest krótki, ale dziś nie stać nas na więcej a naprawdę nie chcemy, żebyście czekali w nieskończoność. Mile widziane komentarze :).
 -Czego chcesz?
-Przegięłam. Tam, wtedy. I nie zapomniałam o Malfoy Manor.
-Mam nadzieję.
-Możesz już przestać brudzić swoje powietrze oddechem szlamy.
-Jak sobie chcesz.- nagle w głowie zaświtał mu pewnie pomysł. Dopiecze bratu a do tego jeszcze Łasicy. Dwa w jednym? Czemu by nie? Męczenie się z nią jedno przedpołudnie jest tego warte.
-To pa, Malfoy.
-Chwila. Nie ma tak łatwo. Nabroiłaś. Nie wybaczam od tak.- zrobiła się blada i wystraszona.
-Więc czego chcesz?
-Chodź na spacer, Granger.
-Ale... co? Oszalałeś? Jesteś zdrowy? -
-Zdrowy, wypoczęty i wiecznie seksowny.
-To co tobą kieruje?- zignorowała ostatni zwrot.
-Chęć zemsty, Granger.- opadła jej szczęka. Zaczęła szybciej mrugać oczami, ale szybko zorientowała się,że musi wyglądać głupio i przestała.
-Co mam niby zrobić?
-Chodź ze mną na spacer. Tylko tyle. Nic więcej.
-Na kim to będzie zemsta?
-Domyśl się. Zbieraj graty i chodź. Szybciej.- schowała listy do małej, czarnej torebki przewieszonej przez ramię. Ruszyła za nim niechętnie.
-Nie będę cię wlókł jak torby. Idź obok.- westchnęła ciężko, zirytowana. Czy przez całe życie on musi wydawać jej polecenia?
-Ładna pogoda.-zaczęła.
-Tylko na tyle cię stać?-zakpił.
-Ok, nie to nie. Nic się nie zmieniasz.
-Zdziwiłabyś się. Skoro chcesz to inaczej : tak, ładna.- kolejne westchnienie. Zaczyna go nienawidzić jeszcze mocniej.
-Daj mi spokój.
-Nie chcesz widzieć, że jestem lepszy, co?
-Daj mi spokój. -Nie chcesz widzieć, że jestem lepszy, co?
-Słucham?
 -Gdybyś to zobaczyła i pamiętała o tym co było niedawno...-nie dokończył.
-Nie oceniaj. Nie wiesz jak to pamiętam.- przerwała.
-To może nie miałabyś powodu, żeby nienawidzić mnie bezgranicznie. I tu cię boli. Ty chcesz mnie nienawidzić. Tak ci wygodniej. A moja dobra strona ci w tym przeszkadza. Dlatego też odsuwasz od siebie świadomość, że nie jestem złym człowiekiem. Bo wtedy straciłabyś podświadomy dług wobec mnie. Nie mogłabyś nienawidzić mnie spokojnie, bez przeszkód. Zgodziłaś się na spacer, bo myślisz, że dług spłacony i możesz nienawidzić do granic. Jak Snape i ojciec Pottera.- zaniemówiła. Snape. Kiedy wymówił jego nazwisko oczy zalśniły jej  łzami. To takie cholernie przykre.
-Ja...- nie miała zielonego pojęcia co powiedzieć. Argumenty były poważne. Nie do przebicia. Spuściła głowę zawstydzona. Miał rację. Miał tą pieprzoną, cholerną rację.
-Przepraszam.- powiedziała szczerze.- Cholera, nigdy nie sądziłam, że będę cię kiedykolwiek przepraszać.-Po raz pierwszy od naprawdę dawna spojrzała na niego jak na człowieka. Takiego, który przeżywa, płacze, kogoś stracił, ma swoje problemy.
-Zapamiętam to i wspomnę sobie na łożu śmierci.- zaśmiał się mimo szklących się oczu.
-Jestem taka ważna, że będziesz mnie wspominać nawet tam?- zadrwiła.
-Takiej denerwującej wiedźmy jak ty się nie zapomina, Granger.
-Jaki kochany!- parsknęła.
-Uważaj, bo mój brat, będzie zazdrosny
-Uważaj, bo Astusia padnie na zawał.
-Ale jesteś zabawna.- parsknął tylko. Kawałek szli w ciszy.
-Malfoy.
-Tak?- patrzył gdzieś w dal.
-Powiedz mi coś.
-Oho, zaczyna się...
-Dlaczego nie chciałeś, żebym została wtedy przy Pansy?- puściła jego uwagę mimo uszu.
-A kto chciałby mnie zgwałcić, co? Na ciebie może jeszcze ktoś by się połasił, ale na mnie? Szczerze wątpię.
-Martwiłeś się o mnie wtedy?- poczuła się dziwnie.
-Naturalny odruch, chyba, nie?
-Dość mało mądra odzywka jak na ciebie, Malfoy.
-Teraz moje pytanie, pyskata Granger.
-Dawaj.- machnęła na to ręką. Niech ma.
-Czemu nie wyszedł ci patronus kiedy biegłaś po pomoc?- zmroziło ją.
-Nie wiem... To może stres... Nerwy... Ja... Naprawdę nie wiem.
-Rozumiem.- kiwnął głową ze złośliwym uśmieszkiem, ale po jego oczach było widać, że mocno się nad czymś zastanawia.
-A tobie? Przecież Lawson mówiła, że nie dostała żadnego znaku o naszym pobycie w skrzydle szpitalnym.- wykorzystała chwilę nieuwagi wroga.
-Dostała.-sprostował wymijająco.
-Ale nie od nas!-uzupełniła.
-Te same przyczyny jak i u ciebie, Granger.
-A co cię tak zestresowało?
-Zgadnij.-rzucił z przekąsem.
-Dziwnie się czuję z tobą na spacerze.- no właśnie. Nie stresowała się tak jak przy Ashu. Nie czuła wyrzutów sumienia. Nawet miała wrażenie, że jest jej... swobodnie.
-Nie musisz mi tego mówić.- zawahał się przez chwilę, ale w końcu zdobył się na odwagę.- Dlaczego znowu dzisiaj nic nie jadłaś?
-Obserwujesz mnie?- pytanie za pytanie.
-Nie będę cię znowu ratować kiedy zemdlejesz.
-Przestać udawać Supermana.
-Nie udaję. Tak już mam.- puścił jej oczko. To już przekraczało wszelkie granice...
-Przegrałeś zakład i stawką był spacer ze mną?
-Wygrałaś głupotę na loterii?
-Mam ochotę cię znienawidzić.
-A to już się nie stało?-roześmiał się. Parsknęła udając, że jej to nie bawi.- Spaceruję sobie spokojnie z moim wrogiem!
-A ja niby z przyjaciółką?
-To już nawet nie jest kłótnia. Zwykła intelektualna przepychanka.
-Pewnie nie masz takich ze swoim chłopakiem zbyt często.
-Wypchaj się.
-Powalają mnie twoje riposty. Zaniżasz mój poziom, Granger.- wyszczerzył się.
-Daj sobie spokój.
-Zjesz coś dzisiaj?
-Może.- pokazała mu język.
-Jak dziecko!- wniósł ręce do nieba i pokręcił głową. Zapomnieli o wszystkich stratach, problemach, smutkach, rozterkach. Tak jakby znali się od zawsze. Jakby byli przyjaciółmi. Zdali sobie sprawę, że nie jest to między nami normalne.
-Dobra, pora zawracać.- faktycznie, mocno oddalili się od miejsca skąd zaczął się ich spacer.
-Jak chcesz.- wzruszył ramionami.
-Co jeśli ktoś cię zobaczy ze szlamą?
-Jeśli sama siebie tak nazywasz to dlaczego inni mają cię szanować?- po raz kolejny ją wmurowało.
-Nie nazywam się tak. Ale ty mnie tak nazywałeś przez kilka lat, nie pamiętasz?
-Zmieniłem się.
-Jasne, twój brat też.
-Dobrze, że wyczułem ironię. On nie. Ale ja tak. Nie jesteśmy jedną osobą.
-Bajerujecie mnie na zmianę.
-Nie bajeruję. Dużo przeszliśmy. I osobno i przez koleje życia- razem. Tak już jest. Nie muszę cię lubić. Toleruję cię i szanuję to co zrobiłaś.
-Wzajemnie.
-Zapiszę to sobie w pamiętniku.-kolejne oczko.
-Masz tik nerwowy.
-Jeszcze raz pokażesz mi ten język a napiszę do twojego chłopaka, że może być zazdrosny.
-O ciebie? Nigdy!
-A o Ashtona?- spoważniał.
-Czy ja cię pytam o tym co robisz ze swoją dziewczyną?
-Czy mój brat już jest twoim chłopakiem?
-Nie.
-Więc właśnie, Granger.
-To moja sprawa.
-Ostatnio kiedy nie mieliśmy zamiaru się otwierać przed sobą to znaleźliśmy ofiarę gwałtu. Chcesz coś dodać?
-Nie jesteś zabawny. A mnie z Ashem nic nie łączy.
-Widzę, że się polubiliście.- nawet nie zauważyli a już stali pod drzwiami do zamku.- To co, Granger? Spadamy każde do siebie?
-Tak będzie najlepiej.
-Przez szacunek.-wysunął ku niej rękę.
-I tylko dlatego.- podała mu swoją a on ścisnął ją mocno. Popatrzyła mu wściekle prosto w oczy. Po chwili puścił.- Pa, dupku.
-Pa, zarozumialcu.
  Wracała do siebie. Musi odpisać na listy, które dziś dostała i skończyć wszystkie lekcje.
-Herm!- obróciła się. Ruda postać patrzyła na nią ze smutkiem.- Nie gniewaj się. Przegięłam, wiem, przepraszam.
-Ok.- odpowiedziała tylko.
-Gniewasz się?
-Nie, ale jestem teraz zajęta. Wybacz. Mam plany.- odwróciła się na pięcie i poszła. Nie pozwoli sobie na wyżywanie się na niej. Jedno ''przepraszam'' nie wystarczy. Całe popołudnie spędziła na zaplanowanych wcześniej zajęciach. Ruszyła dopiero na kolację. Minęła Dracona obejmującego ''Astusię'' ubraną w czarną, koronkową sukienkę.
-Hej.-mruknął kiwając głową.
-Cześć.-odpowiedziała. Każde z nich poszło w stronę własnego stołu. Malfoy nie wyglądał na zadowolonego. Ledwo wyszedł z dormitorium po popołudniu pełnym nauki a tu już ta idiotka się go uczepiła zadając tysiące pytań i nie czekając na odpowiedzi opowiedziała mu co niej. Westchnął. Granger przynajmniej je kolacje. Choć tyle.
 Dzień zapowiadał się normalnie. Hermiona wstała około 7, zajęła łazienkę jako pierwsza po czym poszła na śniadanie. Gryfoni patrzeli na nią jak zwykle- czyli z uprzejmym zainteresowaniem. Usiadła na końcu stołu, czując się co najmniej dziwnie. Wczorajszy spacer z Malfoy'em rozstroił ją zupełnie nie miała pojęcia, jak na to patrzeć, z której strony się za to zabrać i jak rozumieć to wszystko. Są pogodzeni? Nie są wrogami?
-Granger.- uniosła głowę znad jajecznicy, a do jej uszu dotarły ze zdwojoną siłą szepty, wypełniające WS. Nad nią stał nikt inny niż Blaise Zabini z zawadiackim uśmiechem na ustach i charakterystycznym dla niego błyskiem w oku.
-Zabini? Co ty tu robisz?- zdziwiła się. Chłopak jak gdyby nigdy nic usiadł obok niej i nałożył sobie na talerz jedzenie.
-Postanowiłem zjeść śniadanie w twoim czarującym towarzystwie z dala od "Terrorystycznego Duetu", jaki tworzą moja narzeczona i mój najlepszy przyjaciel.- wyjaśnił. Uniosła jedną brew, ale nie mogła pohamować uśmiechu, który cisnął się jej na usta.
-Wiesz, że Fenixa by cię zabiła, gdyby się dowiedziała o tym "Terrorystycznym Duecie".- oznajmiła.
Chłopak rozejrzał się na boki teatralnie i odetchnął z ulgą.
-Jak na razie, dzięki Salazarowi, jej tu nie ma. Ale masz rację zabiłaby mnie bez ostrzeżenia.
-Po prostu Fenixa Romanow.- skwitowała, po czym spojrzała na chłopaka przenikliwie.- Co cię do mnie sprowadza?
-Czy ja coś muszę od razu chcieć?- obruszył się. Dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę.
-Nie każ mi odpowiadać.- poprosiła.
-Eh, no dobra. Co wiesz o Ivanie Romanowie?
Hermiona zbladła jakby ktoś jej powiedział, że Voldemort tak naprawdę żyje, ma się dobrze i planuje następną zagładę świata.
-Nic. Nie wiem nawet kto to.-skłamała.
-Granger nie zapominaj, że jestem Ślizgonem. Wychowanków Salazara nie okłamiesz.- skarcił ją delikatnie. Hermiona była bliska paniki. Nie miała zielonego pojęcia ile wiedział. A zwłaszcza, czy on cokolwiek wiedział.
-Pytanie lepiej będzie brzmiało, jeśli ty mi powiesz, ile wiesz.
Chłopak zmarszczył brwi.
-Wiem, że byli sobie bliżsi niż z resztą rodzeństwa i że Ivan uratował ją od Avady. Nic więcej.
Czyli tak naprawdę nie wiedział nic. Hermiona westchnęła i wstała od stołu.
-Dam ci wskazówkę Blaise. Nie wierz Fenixie, gdy mówi, że Sergiej jest dobrym bratem. Pamiętaj też, że ta dziewczyna zawsze pokazuje ci to co chce, byś zobaczył. Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek się przed tobą otworzy jest tak minimalne, jak to, że Ron i Malfoy zapałają do siebie wielką miłością. Ta dziewczyna jest zagubiona. Zgubiła się podczas wojny i przez śmierć Ivana, nadal nie może się odnaleźć.
-Dzięki, Granger!- wstał od stołu i pobiegł gdzieś zostawiając ją kompletnie zdezorientowaną