Jak to pisała tajemnicza
"A" w Pretty Little Liars - I'm still here and I know everythinhg
xD
Przepraszam,
że zawaliłam i tak długo mnie nie było, ale sprawy prywatne pochłonęły mnie do
ostatka. Mam nadzieję, że wybaczcie. Na przeprosiny łapcie miniaturkę o
Fenixie. Prawdę mówiąc nie jestem z niej zadowolona, ale nie mogłam nic innego
wymyślić xD Tak więc: ENJOY
Skruszona
(pierwszy raz w życiu) Vipera
PS
Kolaż mojej roboty i przedstawia Fen ^^
Na
pytanie "z czym ci się kojarzy Fenixa Romanow", każdy uczeń Durmstargu
odpowiadał jednakowo: "Siła, ogień i arogancja". Dziewczyna nie
ukrywała swojego zdania, a Voldemorta otwarcie nazywała Czarnym Kretynem czy
Beznosym palantem. Często zastanawiałam się czy to głupota, czy odwaga. Do
dzisiejszego dnia nie uzyskałam na to pytanie odpowiedzi. Teraz, zastanawiając
się nad tym, skłaniam się do tej drugiej opcji.
Nazywam
się Arina Natasza Romanow i jestem starszą siostrą Fenixy, alchemiczki familii
Romanow. Chciałabym wam opowiedzieć jej historię, bo... jest ona tego warta.
Dziewczyna, którą wszyscy w rodzinie uznawali za czarną owcę, przez jej
arogancję i zamiłowanie do łamania zasad, uratowała nam życie. Skazując się na
sto razy gorszy los. Na sługę Voldemorta nie czekało nic przyjemnego. Jednakże,
zacznijmy od początku. Czyli od 15 września.
Tamtego dnia wszyscy zebraliśmy się w posiadłości babci Saszy, w
celu odczytaniu testamentu zmarłej. Leon, Sergiej, Ivan i ja pojawiliśmy się
tam u boku rodziców, w przeciwieństwie do najmłodszej latorośli naszych
rodziców. Fenixa spóźniła się aż o piętnaście minut, a na dodatek przyszła w
mundurku. Cuchnęło od niej dymem papierosowym. Skrzywiłam się, gdy z rozmachem
rozsiadła się na fotelu obok mnie, a na jej usta wpłynął arogancki uśmieszek.
Uwielbiała z siebie robić przedstawienie.
—
Przepraszam za spóźnienie, ale Karkarow miał wąty - powiedziała. Sergiej
parsknął pod nosem, ale natychmiast zamilkł, zgromiony wzrokiem przez Ivana.
—Jak to
Karkarow – rzucił najmłodszy z czworaczków. –Nigdy go nie lubiłem. Jest
starsznie staroświecki.
— I na
dodatek Butoliz.– rudowłosa przyjrzała się swoim paznokciom, po czym
wyszczerzyła się do mnie w głupawym uśmieszkiem.– Cześć, siostrzyczko.
Przewróciłam
oczami tak mocno, że rozbolała mnie głowa. Nie wychowana smarkula- pomyślałam,
ale skinęłam jej głową.
— Witaj,
Fenixo — odparłam. Dziewczyna posłała Ivanowi uśmieszek, na który on parsknął
śmiechem. On również był "buntownikiem", ale nie tak... Zagorzałym
jak Fenixa. Ta dwójka miała swój specyficzny język i czasami zdawała się czytać
sobie nawzajem w myślach. Bywały momenty, że zazdrościłam im tego kontaktu, jak
wtedy gdy jakiś chłopak założył się o rudowłosą i Ivan dotkliwie go pobił
(jakby Fenixa niewystarczająco się zemściła). Każda dziewczyna chciała mieć
takiego obrońcę.
— Wszyscy
obecni? — spytał adwokat. Był to starszawy mężczyzna z kozią bródką i
paciorkowatymi oczami.
— Owszem.
Możemy zaczynać – potwierdził ojciec.
– Prawdę
mówiąc za wiele nie ma do mówienia, na temat testamentu Saszy Romanow. Wszystko
co posiadała zapisała obecnej tu Fenixie Katarinie Romanow, swojej ukochanej
wnuczce, która- i tu cytuję - jako jedyna posiada wolę i dumę naszej
szlachetnej familii. Koniec cytatu. Na jej pełnomocnika wyznaczono Ivana
Nikołaja Romanowa.
Wybuchł
ogromny gwar. Wszyscy byli oburzeni ostatnią wolą babki Saszy. Jak ona mogła
zapisać cały (swoją drogą ogromny) majątek tej nieodpowiedzialnej i
bezwartościowej smarkuli!? Byłam wstrząśnięta.
— Może
babcia była nie poczytalna, podczas tworzenia swej ostatniej woli? —
zasugerował Sergiej.
— Co
insynuujesz, Sergiej? — ciszę jaką zapadła, przeciął lodowaty głos Fenixy. Była
śmiertelnie poważna, co zdarzało się jej niezwykle rzadko. Wiedziałam, że ten spokój
nie wróży niczego dobrego.
— Fenny,
Sergiej na pewno nie twierdził nic złego, prawda? — wtrącił Ivan. Zawsze starał
się być rozjemcą.
— Ivan,
kto normalny zapisałby CAŁY majątek nieodpowiedzialnej smarkuli? — warknął
pierworodny rodziców. Pokręciłam głową. Co innego myśleć to samo i mówić to na
łonie najbliższej rodziny, niż mówić to w towarzystwie.
—Lepiej
zapisać go nieodpowiedzialnej smarkuli niż zadufanemu w sobie dupkowi —
odparowała Fenixa, zrywając się na równe nogi. Jej oczy podjęły (nieudaną)
próbę morderstwa, ale Siergiej e dalszym ciągu siedział na kanapie obok mnie.
Otworzył usta by coś odpowiedzieć, lecz cała przeszklona ściana niespodziewanie
obróciła się w pył. Kątem oka zobaczyłam, jak Ivan osłania Fenixę całym ciałem,
ale swój wzrok skupiłam na osobach, stojących pośród odłamków szkła.
Było ich około dziesięciu, z czego dwoje z nich
miało długie włosy. Wszyscy mieli na sobie czarne prochowce, ciężkie buty z
wysokimi cholewkami, a także srebrne maski na twarzach. W dłoniach ściskali
różdżki. Rozpoznałam ich od razu i wpadłam w panikę.
Śmierciożercy.
Mężczyzna,
który prawdopodobnie był ich przywódcą, wysunął się trochę na przód i
zlustrował nas wzrokiem, który zawiesił na schowanej za plecami Ivana Fenixie.
—
Przepraszamy za tą szybę – odezwał się. –Przeszliśmy tylko po pannę Romanow.
Fenixę, jak mniemam. Alchemiczkę.
— Prędzej
szczeznę — syknęła jak szykująca się do ataku żmija i stanęła na przeciw
niechcianym gościom. Stojący u jej boku Ivan, wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę.-
Będziecie mi płacić za nową szybę, idioci.
Do dziś
podziwiam fakt, że nie spanikowała. Stała przed nimi dumna i wygadana. Fenixa
Katarina Romanow w całej swej buntowniczej okazałości.
— Wybacz,
panno Romanow. Przejdźmy do konkretów. Mój pan, kazał mi cie sprowadzić do
siebie.– Fenixa uniosła podbródek wojowniczo.
— Prędzej
zginę, niż zdradzę swoją rodzinę i przyjaciół. Tracicie czas – oświadczyła.
Śmierciożerca westchnął.
– No cóż.
Proszę mi wybaczyć, moje zachowanie.
Rudowłosa
zmarszczyła brwi.
– Koleś,
co ty brałeś? Albo zmienisz dilera lub zmniejszysz dawkę, albo się ze mną po…
Zaklęcie
świsnęło tuż obok jej ucha. Zarówno Ivan jak i Fenixa nie musieli czekać na
zaproszenie. Dobyli różdżek i jednocześnie rzucili zaklęcie obezwładniające.
Reszta stała jak skamieniała. Nie wiedzieliśmy co robić. Mieliśmy nadzieję, że
Śmierciożercy dadzą nam spokój, nie upomną się o nas. Rodzice nie byli
sługusami Voldemorta, podczas jego pierwszej próby przejęcia kontroli nad całym
światem magicznym, więc szansa na to, że teraz będzie chciał wcielić do swojej
"armii" którekolwiek z naszej familii była naprawdę nikła. Nie
przewidzieliśmy jednak jednego. A mianowicie, że członkiem rodu Romanow jest
Fenixa.
— Stop!
Rusz różdżką, a poderżnę mu gardło.— Wszyscy zamarli. Śmierciożerca trzymał
srebrny sztylet przy gardle Ivana i wpatrywał się w bladą jak ściana Fenixę.
Spojrzałam na resztę rodziny. Mama zaciskała palce na swoim magicznym patyku.
Tata, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, zaciskał dłoń na jej ramieniu.
Natomiast moi bracia, wyglądali jakby chcieli rzucić się do walki, ale jakieś
zaklęcie im na to nie pozwala.
— Fen…
—Czego
chcecie? — Tata wysunął się na przód i stanął przed Fenixą. Dał nam wszystkim
do zrozumienia, że to on przejmuje kontrolę nad sytuacją.
— Już
powiedziałem, Romanow. Czarny Pan chce mieć pannę Romanow. Nie przejmuj się.
Będziemy ją dobrze traktować. – uśmiechnął się w sposób, który w innych
okolicznościach określiłabym jako "sympatyczny".
— Na
pewno nie — wtrąciła się mama, a w tym czasie odezwała się rudowłosa dziewczyna.
—
Puścicie Ivana i przysięgnijce, że nic nie zrobicie mojej rodzinie, a pójdę.
Po tych
słowach zapadło milczenie. Mama była przerażona, a tata zaledwie zdziwiony.
Natomiast ja nie wiem co czułam. Z jednej strony podziwiałam za to Fenixę. Nie
wiele osób zdobyłoby się na takie coś, ale z drugiej to była pewna śmierć.
Prędzej czy później, karma by powróciła do mojej siostry i ukarała ją za bycie
Śmierciożerczynią. Rudowłosa wielokrotnie namawiała nas do wstąpienia do Zakonu
Fenixa. Mówiła z niezachwianą pewnością, że Dumbledore wygra.
A teraz
proszę - sama miała grać po drugiej stronie barykady.
— Fenixa,
w żadnym wypadku! Wasilij! — Natasza Romanow była zrozpaczona.
— Mamo to
moja decyzja — oświadczyła Fenixa, podchodząc do przywódcy grupy
Śmierciożerców. Stanęła obok niego i przytuliła się do Ivana, który jako jedyny
chyba zrozumiał jej decyzję. Mimo to, całe jego ciało było napięte, a wzrok
unikał oczu młodszej siostry.- Kiedyś wrócę. Nie sprzedawać mi fortepianu i
moich ciuchów. A jak Arina zajmie mi pokój, to chyba zabije.
To były
jej ostatnie słowa. Śmierciożerca chwycił ją za łokieć i aportował się z cichym
trzaskiem.
Fenixę
zobaczyłam dopiero rok później. Byłam sama w domu z Leonem i siedzieliśmy w
salonie. Obydwoje czytaliśmy książki, gdy drzwi frontowe otworzyły się z
hukiem, a do środka dostało się lodowate, zimowe powietrze. Uniosłam głowę
słysząc stukot obcasów. Odłożyłam książkę na szklany blat stolika, gdy w progu
zobaczyłam młodszą siostrę. Czarny płaszcz kończył się jej przed kostką i
falował przed każdym jej ruchu. Twarz dziewczyny była ściągnięta, mimo że usta
wyginały się w szerokim uśmiechu. Najgorsze jednak były oczy. Kiedyś mogłam
porównać Fenixę do pieśni, która stale odkrywa przed słuchaczem nowe wariacje,
bądź ukryte wcześniej subtelności. Każdy musiał przyznać, że była jak symfonia
pełna nieskończonych wariacji na znane tematy i melodii, które zmieniają się w
rytm jej kaprysów i nastrojów. Tyle, że teraz ta symfonia zniknęła. Oczy w
kolorze błękitnego płomienia, były zbyt dojrzałe i nie przenikanione.
Najwyraźniej
wiedziała.
— Hej —
przywitała się. Głos jej drżał. Wstałam z kanapy i podeszłym do niej. Nie
bardzo wiedziałam, jak mam się zachowywać. Położyłam dłoń na jej ramieniu i
przeraziłam się. Z bliska wyglądała jeszcze gorzej.
—
Usiądź.– Zaprowadziłam ją do kanapy i dosłownie zmusiłam do siedzenia.– Leon,
zrób herbatę i przynieś coś do jedzenia.
Objęłam
siostrę ramieniem, w niespodziewanym przepływie uczucia. Delikatnie chwyciłam
ją za lewą rękę i odsunęłam rękaw czarnego płaszcza. Jej przegub
"zdobił" znak Śmierciożerców.
—
Przepraszam.— Spojrzałam na nią z autentycznym przerażeniem.
— Nie
bądź głupia. To nie twoja wina — zaprzeczyłam ze ściśniętym gardłem.
— Moja.
To przeze mnie Ivan nie żyje.— zamknęłam oczy, by ukryć łzy. Doskonale
wiedziałam, że wcale tak nie jest. Fenixa nigdy nie kazała Ivanowi iść do
Voldemorta i żądać jej powrotu. To nie przez nią Ivan nie żył, ale mimo to nie
zaprzeczyłam. Nie wiedziałam co powiedzieć, dlatego też pozwoliłam jej płakać.
W krótce dołączyłam do tego padołu. Nasze serca - pełne płomieni nienawiści do
Śmierciożerców - krwawiły. Roniłyśmy łzy w milczeniu i niepisanemu
porozumieniu, że ta chwila słabości jest pierwszą i ostatnią. Właśnie to nas
łączyło. Byłyśmy zbyt dumne, by płakać. Dusiłyśmy w sobie uczucia takie jak
smutek czy żal. Byłyśmy jak tykające bomby, które podczas swojego wybuchu mogły
zniszczyć wszystko i wszystkich na swojej drodze.