Nie
mogłam się powstrzymać. Ja... dziś spełniło się moje ogromne
marzenie, to było niesamowite, nadal cała drżę i mam łzy w
oczach. Nie żartuję. Chciałabym, przeszczęśliwa, pełna radości
i ciepła, opowiedzieć Wam w skrócie o mojej przygodzie z Harrym. O
książce, która zmieniła moje życie. To jest szybciej niż
literackie treści, ponieważ nad tym się nie zastanawiam, to płynie
prosto z mojego serca. Nie musicie tego czytać, rozumiem, że nie
wszystkich to interesuje, ale samo to, że wracam do siebie, że
wracam do bloga, że zaczynam czuć się jak dawniej, ba, nawet
lepiej niż dawniej, jest dla mnie ogromną radością. Zapraszam!
Kiedy
byłam dzieckiem filmy o Harrym leciały w święta, nie
przywiązywałam do nich wagi, nie obchodziły mnie jakoś
szczególnie, bo co może obchodzić takiego dzieciaka? Kiedy poszłam
do szkoły, czyli byłam już ciut starsza, chyba nawet w drugiej
klasie, bo miałam osiem lat, zaczęłam oglądać te filmy z
miłością i pasją. Kiedy miałam dziewięć lub dziesięć lat,
chyba dziesięć, pożyczyłam od kuzynki trzy pierwsze tomy. Od
tamtego roku filmy od pierwszego do piątego miałam na DVD. Kiedy
nadeszły wakacje, rok przed wejściem do polskich kin drugiej części
siódmego filmu, kupiłam w księgarni na Mazurach siódmy tom.
Przeczytałam go w niecały tydzień. W marcu następnego roku lub w
kwietniu, teraz dokładnie nie pamiętam, zachorowałam, kiedy Mama
była na wyjeździe z pracy i Tata, na pocieszenie, wypożyczył nam
pierwszą część siódmego filmu. Oglądałam to tak długo, aż
nie musiałam oddać do wypożyczalni, a potem i tak całość,
wszystkich filmów widziałam jeszcze setki razy. Kiedy w wakacje
tamtego roku poszłam z Tatą, bo to z nim widziałam wszystkie filmy
po ileś razy, to on mi kupował i wypożyczał wszelkie DVD, do kina
w Międzyzdrojach, wyszłam z płaczem. Przygoda dobiegła końca.
Podświadomie jednak czułam, że wcale nie. Nie ma końca czegoś co
zmieniło mnie tak bardzo i dało mi tyle radości. To będzie trwać
wiecznie, nawet oficjalnie uznane za skończone. Harry miał być
moim ''Always'' wypowiedzianym przez Severusa. Nie pomyliłam się.
Miłość nie zmalała. W wakacje od nowa była czytana cała seria,
oprócz, oczywiście, setek innych książek. Oglądałam filmy, w
momencie założenia konta na Facebooku polajkowałam mnóstwo potterowskich
stronek. Ale nadal, gdzieś w środku, nie mogłam się z tym
pogodzić. No nie dało się i już. Koniec. Wiele razy w głowie
powtarzałam słowa mojej pani od polskiego z podstawówki
''Kupiliśmy mojemu synowi pierwszą część Harrego. Po drugą stał
w kolejce w dniu premiery i nie wyszedł z łóżka póki całej nie
przeczytał.''. Rozpamiętywałam to i z bólem myślałam
''Urodziłam się za późno, za późno pokochałam Harrego, nie
byłam na żadnej premierze, tylko jeden film widziałam w kinie!''.
Ale wzięłam to na klatę. Powiedziałam sobie ''Ok, trudno, nie
udało ci się, ale byłaś chociaż na tym jednym filmie, cały czas
masz okazję żyć z Harrym w sercu, będziesz mieć pełno okazji
odwiedzić potterowskie miejsca dla turystów.''. Nie pomyliłam się.
Kiedy J.K. Rowling wydała ''Trafny wybór'' dostałam go z jakiejś
okazji od dziadków i pomyślałam ''Widzisz? Masz szansę mieć jej
książkę w roku wydania w Polsce, masz pierwsze wydanie, nie jest
za późno!''. Niestety, powoli godziłam się z tym, że Harry
odchodzi. Mogę go kochać, może być moim Always,
ale to by było na tyle, bo dorastam, bo nie miałam szans kupić
książki w dniu premiery, bo nie pojadę w ciągu paru najbliższych
lat do Londynu ani na Florydę. Jak bardzo się myliłam! Pod koniec
wakacji 2013 roku chciałam, po dwóch latach przerwy, wrócić do
czytania ff, miało być romione, padło na dramione. Chciałam moją
wersję czułego, dobrego Draco. Znalazłam. W Sylwestra 2013 byłam
u znajomych, którzy mieli czarodziejską szatę, różdżkę. Mam
ogromy dystans do siebie, więc z namalowaną błyskawicą na czole
pozowałam do zdjęć, hihi. Kiedy założyłam bloga prywatnego
napisałam tam o ''Trafnym wyborze'', dziewczyna, która jest dla
mnie jak siostra przeczytała i skomentowała ten post, chodziłyśmy
razem do szkoły, ale to Harry i jego autorka nas zbliżyli. Gdy było
mi źle, smutno, samotnie czytałam potterowskie ff. Mnóstwo
piosenek poznałam, bo fani robili do nich teledyski ze scenami z
filmów. Gdy chciałam poprawić sobie humor wracałam do moich
ulubieńców ze świata dramione. Nigdy jednak nie mogłam znaleźć
takiej historii, która byłaby dla mnie idealna. W poszukiwaniu
dołączyłam do grupy dramione.pl, tam poznałam Viperę. Wcześniej
zakładałam dwa blogi z opowiadaniami, z żadnym mi nie wyszło, już
nie istnieją. Vipera dała ogłoszenie o poszukiwaniu współautorki
bloga. Zgłosiłam się. Teraz blog jest mój. W czerwcu 2015
zaczęłam z myślą ''Eh, jak po roku będzie tysiak to będzie
spoko, ale to ma być przyjemność, nie ma jeszcze konkretnego
pomysłu, to kto to przeczyta?''. Rok później opadła mi szczęka.
Mój styl pisania, interpunkcja, kreatywność, to wszystko poprawiło
się dzięki miesiącom ciężkiej pracy tutaj. W styczniu 2016 na
jednej ze stronek zobaczyłam, że w moim ulubionym polskim mieście,
Krakowie, otwarto ''Dziórawy kocioł'', znowu poczułam ''Świetnie,
jak już coś jest w Polsce to tak daleko!''. A wiecie co jest
najlepsze? Szybko o tym zapomniałam, zajęłam się wieloma innymi
rzeczami. W czerwcu razem z przyjaciółmi mieliśmy zaplanowaną
wycieczkę do Krakowa, wszystko było gotowe. Przypomniało mi się o
''Dziórawym kotle'', a ponieważ wszyscy jesteśmy fanami, głupio
było nie skorzystać! Zdobyłam adres, koleżanka wyposażyła się
w internetową mapę i.... plany nagle trafiło! Jeden z nas
postanowił się odłączyć, a na rynku dopadła nas ulewa i burza.
Padło nawet ''Słuchajcie, chodźmy po ludzku do jakiegoś baru.'',
ale zbuntowałam się od razu ''Jechaliśmy tu tyle kilometrów! Ok,
jeden poszedł, bo oglądał tylko filmy, ale nasza czwórka to
prawdziwi fani! Ludzie, odniosłam dzisiaj niesamowity sukces na
drodze mojej edukacji i chcę to tam uczcić! Nie poddamy się!'',
jak to wyglądało dalej, to już wiecie z postu ze zdjęciami ;). We
wrześniu 2016 dostałam Zmieniacz Czasu. Dzisiaj, ze Zmieniaczem na
szyi, poszłam do Biedronki, tak jest, do zwykłego marketu, nie do
księgarni, ponieważ żyję w dosyć małym mieście i nie było u
mnie szalonej premiery, a wolałam kupić książkę taniej. Wbiegłam
do sklepu jak wariatka. Pomiędzy paniami wybierającymi książki
obyczajowe, ja dorwałam się do cudeńka na zdjęciu wyżej. Moi
znajomi i przyjaciele mieli na snapie całą sesję kolejnych
etapów kupowania książki. Popłakałam się przy kasie tłumacząc
''Wie pani, pięć lat czekałam, pięć lat'', a ona pogratulowała
mi, że jeszcze został jakiś egzemplarz i życzyła miłej lektury.
Wróciłam do domu, siadłam do laptopa i zaczęłam pisać. Pięć
lat poczucia, że jest późno. Czas, w którym zmieniło się niemal
wszystko. Zmieniłam się ja, miejsce mojego zamieszkania, szkoła.
Mam nowych przyjaciół, mam inne relacje z ludźmi, jestem innym
człowiekiem, a mimo to Always,
niezmiennie. Aż prosi się o cytat Antoniego Libery ''Pomyślałem,
że może wcale nie urodziłem się za późno.''. Na pewno nie
urodziłam się za późno.