Hej Kochani! Przybywam do Was jeszcze w lutym, czyli nie do końca tak, jak chciałam. Trudno. Ważne, że w końcu jestem z rozdziałem przesuwającym fabułę trochę do przodu. W przerwie świątecznej nie udało mi się odezwać, wynika to nie z lenistwa, ale z tego, że : stawiam na jakość, więc posty są dłuższe, ale lepsze, a co za tym idzie, wymagają więcej czasu. Później jakoś tak wszystko zleciało i... sami widzicie. To po pierwsze. Po drugie możecie zerknąć do postu o poprawkach, a dowiecie się, co miałam w planach zrealizować. Teraz realizuję. Możecie dostrzec, że wszystkie posty mają jedną czcionkę, że regularnie uzupełniam Spis Treści, staram się na bieżąco informować Was o postach, zrealizowałam zamówienie ( było tylko jedno, o co się nie gniewam, jeśli ktoś zainteresowany to jest ono tu ), ruszyłam z nową serią ( seria Listów do znalezienia tu ), a co najważniejsze... obiecałam niespodziankę i robię niespodziankę! Niestety, wymaga ona nakładów pracy oraz czasu, ale staram się bardzo i już gdzieś w marcu powinna się ukazać :). Po trzecie, mam nowy sprzęt. Przyzwyczajałam się do niego, był problem z instalacją Chrome, to już za mną, teraz muszą ogarnąć pisanie na nim tak sprawnie, jak na tych, których do tej pory zastępowały mój stary sprzęt po jego ostatecznej awarii. A teraz zapraszam, miłej lektury :)!
Drzwi otworzyły się i dostrzegła... Nevilla. Wszedł spokojnie do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! - miała zduszony głos.
- Przepraszam. - wyglądał na zakłopotanego. Mimo ogromnej przemiany nadal był miły i uprzejmy, chyba za to ceniła go najbardziej.
- Przecież pytałam kto tam! - prychnęła gniewnie, próbując się uspokoić. Doskonale wiedziała, że nie za bardzo miała powodów do strachu czy nerwów, ale trudniej się do tego dostosować, niż to stwierdzić.
- Byłem zamyślony, naprawdę, wybacz. - wyglądał na szczerze skruszonego. Poczuła się zła również na siebie. Po tym wszystkim po pierwsze w sytuacji zagrożenia nie powinna czuć się bezbronną, małą dziewczynką, a po drugie, przede wszystkim, powinna przestać wszędzie doszukiwać się niebezpieczeństwa.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. - uśmiechnęła się. Miał w sobie coś co nadal czyniło go po prostu dobrym, skromnym chłopakiem. Oprócz podziwu budził sympatię, nie można się było na niego zbyt długo złościć.
- Dziękuję. Co tu robisz? - zapytał niezbyt rozsądnie, skupiając się na wyborze sowy.
- To samo, co ty. W sowiarni zazwyczaj wysyła się listy. - zachichotała nerwowo.
- Ale można je wysyłać do wielu osób. Nie chcesz, nie mów. - wybrał w końcu czarną sowę. - Ale zgaduję, że do Rona. - odwrócił się do niej i puścił porozumiewawcze oczko. Zmroziło ją. Ron! Przecież miała do niego częściej pisać! Co z tego, że on nie wysyłał nic do niej skoro będzie wściekły za tak długi czas bez listów? Koniecznie powinna do niego napisać i to jak najszybciej! - Ej, coś nie tak? - zauważył jej zmartwioną minę. Wszyscy cenili go za wrodzoną empatię, ona również.
- Nie, nie. Też się zamyśliłam. List wysyłałam do Harrego. - siliła się na entuzjazm. - A ty? - udawała ciekawość, choć była niemal pewna, że zna odpowiedź.
- Do babci. - sowa odleciała z przywiązanym do nóżki listem. Do babci, oczywiście, zgadła. Znowu stanął do niej przodem i uśmiechnął się. - Chyba na mnie już pora, zaraz zacznie się kolacja, idziesz? - z jednej strony powinna pojawić się tam jak najszybciej, zjeść coś i czekać na wieści od Fen. Z drugiej miała ochotę chwilę pobyć sama, jeszcze raz wszystko przemyśleć. No i nie miała siły znowu patrzeć na tych wszystkich ludzi, którym wydawało się, że znają ją lepiej niż ona siebie. Po ostatnim wyskoku znowu przypięto jej łatkę bohaterki, jej zdaniem, kompletnie niesłusznie. Zamiast dostrzec, że trochę wypiła, to wszyscy widzieli, że ma dobry humor, świetnie się bawi i jeszcze znowu ratuje wredną Ślizgonkę! Dlaczego na siłę widzieli w niej kogoś kim nie była? Pokręciła głową odtrącając natrętne myśli. Powinna docenić to, że jest szanowana i lubiana, a nie tęsknić za czasami względnej anonimowości, spokoju. Gdyby to było takie proste.... Mimo nowego pretekstu by ją uwielbiać, wcale nie chciała tam iść. Choć... może nie mimo to a właśnie dlatego? Czuła ogromną niesprawiedliwość opinii ludzkich w tej sytuacji. Ona, ZNOWU została uznana za nie wiadomo kogo, podczas, gdy jej jedynymi zasługami był ogromny umiar w piciu i odpowiedzialność za koleżanki, które, zresztą, zostały obgadane i słownie zlinczowane za swoimi plecami. Wiedziała, że to co zrobiły było złe, jednak nie przyczyniło się do niczyjej krzywdy, ludzie po tych wszystkich wydarzeniach powinni być bardziej empatyczni, powinni przestać stawiać sobie durne podziały na tych dobrych i tych, którzy byli źli lub neutralni. Jeśli już miały ponieść społeczną odpowiedzialność to wszystkie, a nie z wyjątkiem! Uspokoiła się szybko. Siląc się na niezobowiązujący ton powiedziała :
- Nie, chyba zostanę tu jeszcze chwilę, bo... czekam na ważny list. - słaba wymówka, skarciła się w duchu. Najwyraźniej dobre preteksty posiadały swój limit dzienny. Nie spojrzał na nią dziwnie, nie potraktował jak idiotki. Odpowiedział :
- Jasne. Zatem widzimy się później. - wyszedł. Poczuła się wdzięczna. Właśnie za to tak lubiła Nevilla. Rozejrzała się po sowiarni. Nie miała zamiaru tu zostawać, chciała tylko poczekać, aż przyjaciel oddali się na tyle by mogła spokojnie przemknąć do siebie lub WS, w zależności od decyzji, którą podejmie za chwilę. Kucnęła na brudnej, betonowej podłodze. Przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie treść listu, który miała zamiar wysłać do Ronalda. Wtedy drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Szybko wstała. Na progu pojawił się Malfoy. Najwyraźniej zbity z tropu mruknął :
- Cześć. - miał w dłoni kilka kopert. Nie skupiła się na ich dokładnej liczbie.
- Hej. - odpowiedziała spuszczając wzrok. Czekała na przykry komentarz z jego strony, ale nic takiego nie miało miejsca. - Nie jesteś na kolacji? - wypaliła bezmyślnie. Chciała wprowadzić rozmowę na luźne tory, a zachowała się na poziomie jego dziewczyny. Żałowała, że nie może się natychmiast pacnąć w czoło.
- Nie, jak widać nie. Ty też nie. - wymamrotał przesuwając wzrokiem po sowach. Wybrał pierwszą lepszą, niedbale i pospiesznie przywiązał do jej nóżki jedną z kopert. Obydwoje czuli się wyjątkowo niezręcznie.
- Ale już tam idę. - niezwykle szybko przeszła z próby nawiązania sensownego kontaktu, do ucieczki z miejsca przypadkowego spotkania. Przyjął to z wyraźną ulgą, widziała jak odprężył się minimalnie.
- Dobrze. - kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów. Wszystko było takie sztuczne, udawane, jak wzięte prosto z makiety. Wcześniej wybrał byle jaką sowę, bo chciał iść stamtąd jak najszybciej. Sytuacja zmieniła się, gdy usłyszał, że to Granger wychodzi. Wybierał sowy z taką uwagą i dokładnością jak jeszcze nigdy. Chciał na siłę przeciągnąć długość swojego pobytu, żeby nie natknąć się na nią gdzieś na korytarzu, kiedy już obydwoje wyjdą z sowiarni.
- Pa. Do zobaczenia. - jej głos w założeniu miał brzmieć silnie, pokrzepiająco, przyjacielsko. Zabrzmiał słabo.
- Do zobaczenia. - nie odrywał wzroku od ptaków. Gdy drzwi zamknęły się za Hermioną głęboko odetchnął z ulgą i nie musząc już grać, poszedł na drugi koniec pomieszczenia by wybrać swoją ulubioną sowę. Pogłaskał ją pod dziobem, przywiązał listy adresowane do matki oraz do ciotki a potem z czułością pomasował lewe, dawno temu kontuzjowane skrzydło ulubienicy. Po odlocie Gerdy, bo tak brzmiało imię sowy, lekko zestresowany wizją ponownego zetknięcia się z Granger zdecydował się odpuścić sobie kolację i udać się do siebie mało uczęszczanymi korytarzami.
Hermiona weszła do Wielkiej Sali głównie kierowana dziwnym uczuciem, że już dość się dziś zbłaźniła i nie musi do tego dokładać oskarżeń o kłamstwo. Skoro powiedziała Malfoyowi, że tu przyjdzie, to jest. Niechętnie zjadła miseczkę karmelowego budyniu, wypiła pucharek soku dyniowego, starała się uśmiechać. Chyba po raz pierwszy doceniła dostrzeganie w niej kogoś niesamowitego - to onieśmielało, mogła spokojnie zjeść, nie musiała silić się na rozsądne odpowiedzi do teoretycznych pytań. Ginny nie było, pewnie zjadła już wcześniej, więc skoro kompletnie nic jej tam nie trzymało, poszła prosto do siebie. Po korytarzach chodziło jeszcze całkiem sporo różnych grupek uczniów, w Pokoju Wspólnym powoli zbierało się coraz więcej osób. Nigdzie nie widziała Gin. W dormitorium niestety, także jej nie było. Hermiona zamknęła drzwi zaklęciem, po czym rzuciła się plecami na swoje miękkie łóżko, jednak niemal natychmiast usłyszała natarczywe dziobanie w szybę. Zirytowana otworzyło okno. Egzotyczny ptak przypominający skrzyżowanie papugi z orłem i sową, trzymał w zębach kopertę. Odłożyła ją na biurko, chciała dać mu zapłatę lub jedzenie, ale on, zupełnie niespodziewanie, wleciał wgłąb pokoju i zaczął dziobać drzwi do łazienki. Zdezorientowana otworzyła je by wpuścić dziwadło. Ptaszysko porwało w szpony kostkę mydła leżącą na marmurowej mydelniczce, pamiątce rodzinnej Granger, podrzuciło mydło do góry, a w chwili spadania, otworzyło potężny dziób by połknąć zdobycz. Następnie wyfrunął z łazienki, potem przez otwarte okno. Oszołomiona Gryfonka wpatrywała się w pustą mydelniczkę. Kimkolwiek był właściciel ptaka, wydawał na taki pokarm znacznie więcej niż na ziarno. Kiedy doszła w końcu do siebie, w pokoju panował chłód. Mroźne jesienne powietrze nieprzyjemnie dawało się we znaki. Szatynka zamknęła okno. Wzięła do ręki kopertę, na której ktoś ozdobnym, lecz krzywym pismem napisał jej imię wraz z nazwiskiem. Po przecięciu koperty nożem do listów, wypadła z niej jedna, mała kartka. Wiadomość głosiła : Wieża astronomiczna o 21. Najprawdopodobniej pochodziła od Fenixy. Hermiona przyjmując z ulgą fakt, że Fen odbyła już rozmowę z Daf, zanotowała w pamięci, by zapytać skąd jej przyjaciółka wytrzasnęła tego paskudnego ptaka. Zabini zamknął się w łazience, skąd dochodził odgłos szumu wody. Malfoy nie bardzo widząc dla siebie zajęcie, dodatkowo rozproszony przez bezsensowną pogawędkę, zdecydował, że zajmie się przepisem na karny eliksir. Miał zamiar pokazać Granger, że się do czegoś nadaje, tym samym puszczając w niepamięć całą niezręczność niedawnej sytuacji. Nurtowało go dlaczego dziś zachowywała się tak dziwnie, sztywno. Zniknęła cała elokwencja oraz bystre uwagi. Z trudem, ale jednak, dopuścił do siebie myśl, że ona czuła się podobnie jak on - zakłopotana, zażenowana i zawstydzona. Pewnie też nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Wbrew sobie, nie miał ochoty z niej zakpić, tylko poczuł coś w rodzaju... sympatii? Nawet lekko rozbawił go fakt, że on się tym tak potwornie stresował, gdy ona pewnie czuła się tak samo! Co prawda, na wszelki wypadek, gdyby jednak nie miał racji, nie chciał jej na razie zagadywać, ale w jakiś sposób mu ulżyło. W lepszym humorze zamierzał zabrać się do pracy. Notatek z poprzedniego wieczoru nie było jednak ani w biurku, ani w torbie, ani w szafkach, szufladach czy na półeczkach. Po przeszukaniu całego pokoju, w obłoku pary pojawił się Zabini.
- Łaskawco, raczysz mi powiedzieć co ty odwalasz? - miał na sobie wyłącznie czarne dresy. Jego umięśniony tors, poza paroma bliznami, nie nosił śladów wojny. Draco z powodu stresu, licznych zmartwień i wielu omijanych posiłków znacznie schudł, zmizerniał.
- O tej godzinie jesteś wykąpany? Pora iść do spanka? - zakpił zaglądając pod materac kumpla.
- Nie. Zmywałem z siebie strach. - uśmiechnął się blado. To, co miało brzmieć jak żart, dla Draco słusznie brzmiało jak prawda. - Oświeć mnie, co się dzieje. - zmierzwił dłonią króciutkie czarne włosy.
- Zgubiłem coś. Coś cholernie ważnego. - zanurkował pod swoje łóżko.
- Sens życia? - głupim żarcikiem trafił w samo sedno. Jego szczęście leżało w tym, że Malfoy wolał nie tracić sił na bicie go, a raczej przeznaczyć je na poszukiwania.
- Zamknij się, stary. Otrzeźwiałeś? - blondyn zajęty był poszukiwaniami pod dywanem.
- Nie wiem. Może się doprawię. Ale, kurna, co ty odczyniasz? - zirytował się.
- Szukam notatek! Cholera, robiliśmy wczoraj z Granger notatki a ja je zgubiłem!
- Chyba masz przeje... przesrane, chciałem powiedzieć, muszę się z lekka ograniczać jeśli matka chce mnie wcisnąć we fraczek i uczynić ze mnie dobrego męża. A wracając, Granger może mieć ostre pretensje. - siedział nonszalancko na fotelu w pozycji modela z najdroższych magazynów.
- Wow, jak dobrze, że mówisz, nie wiedziałem! - uderzył kościstą dłonią w ścianę. Zabolało, ale miał poważniejszy problem.
- Chwila, ogierze! Spokój! - wysunął do przodu ręce w geście chęci powstrzymania przyjaciela. - Gdzie je zostawiłeś? - spytał.
- Nie wiem, cholera, stary, inaczej bym ich tu nie szukał! - wykrzyknął szarpiąc delikatnie swoje blond włosy.
- Ej, wariacie, a gdzie wczoraj byłeś? - wstał, wziął do ręki przerwaną lekturę, wrócił na miejsce.
- Biblioteka! - radosny okrzyk. - Ale nie, chwila, nie ma szans. Wychodziłem z nimi stamtąd. - dodał zrezygnowany.
- Ostatni punkt wieczoru? - uniósł brew, Malfoyowi przywiodło to na myśl Granger z tym samym nawykiem. Chwila... Granger!
- Odprowadziłem Granger, chwila... - coś zaczynało świtać. - Podałem jej dłoń, więc miałem wolne ręce. Cholera, zostawiłem te zasrane notatki na Wieży Astronomicznej! - jęknął rozczarowany. Nie uśmiechał mu się spacer tam.
- To miłej podróży. - uśmiechnął się czarnoskóry.
- Dzięki za wsparcie, kumplu. - przy ostatnim słowie Draco przewrócił oczami. Wyszedł z dormitorium, kierował się prosto na Wieżę.
Przed wejściem na Wieżę stała Fenixa. Nie uśmiechała się szyderczo, nie żartowała na głos tak, aby wszyscy dookoła słyszeli. Stała, nerwowo rozglądając się na boki.
- Nie poznaję cię. - Hermiona uśmiechnęła się blado na przywitanie.
- Ja sama siebie nie poznaję, skarbie. - prychnęła. - Właź, nie chcę, żeby ktoś nas podsłuchał. - ponagliła. Weszły na schody, które wydawały się znacznie mniej klimatycznym miejsce, niż, gdy Granger szła z Malfoyem. W połowie drogi usłyszały kroki z góry. Spojrzały po sobie, kiwnęły jednocześnie głowami, Fen wyjęła różdżkę i wycelowała ją przed siebie. Po minucie kroki stały się całkiem bliskie, nieprzyjemny dreszcz przeszedł po plecach Gryfonki. Najgorzej jednak poczuła się, gdy zobaczyła kim jest tajemniczy osobnik. Malfoy! Rozczochrany zbiegał ze szczytu, potrącił Ślizgonkę, przebiegł obok szatynki, zatrzymał się za nimi, po czym powiedział :
- Wybaczcie, dziewczynki, ale wybrałyście sobie dziwne miejsce na spotkanie. Trochę mnie to wypłoszyło, ot taki nawyk. - zachowywał się sztucznie, nienaturalnie, jak klon Zabiniego. Hermiona rozumiała prawdziwe przyczyny tej ucieczki ze szczytu Wieży. Podobnie czuła się w sowiarni zanim wszedł tam Neville. To wygłupianie się stanowiło wyłącznie reakcję obronną.
- Fretki z natury są płochliwe, to zrozumiałe. - Fen, mimo kiepskiej sytuacji, w której się znajdowała, znalazła miejsce na żarcik nie wchodzący w ramę zakładanej maski. Romanow stworzyła z Granger relację szczerej, prawdziwej przyjaźni, dzięki czemu ta druga doskonale wiedziała, że czerwonowłosa żartuje szczerze w trudnych chwilach tylko przy swoich bliskich. Ten docinek niewątpliwie był szczery, więc należało wnosić, iż łączy ją z Malfoyem jakaś więź, w dodatku pewnie nowa, skoro wcześniej to jej umknęło. Przez te rozmyślania nawet nie zachichotała słysząc ten, całkiem zabawny przytyk.
- Uważaj, bo zacznę żałować, że nie rzuciłem na ciebie Drętwoty. - uśmiechnął się niezręcznie, nadal przypominając woskowego manekina. W rękach trzymał kałamarze, pióra, pergaminy oraz różdżkę. Hermionie przypomniało to o konieczności napisania karnego przepisu.
- Przychodzisz się tu uczyć czy jak? - drążyła narzeczona Zabiniego.
- Może palić, tak jak pewnie i ty. A teraz spadam do twojego kochasia, możesz przyjść potem, osłodzić mu wieczór. - ten niesmaczny żart zdecydowanie był oznaką nie maski, a problemów z udźwignięciem jej ciężaru. Ku rozpaczy szatynki, doskonale go rozumiała! Przeżył przed chwilą stres, więc pewnie musi po tym dojść do siebie w samotności, tak jak i ona musiała.
- Jak na kogoś kto sam proponował kumpelstwo to jesteś świnia a nie kumpel. - Ślizgonka udawała urażoną.
- A ty żmija, warto podkreślić. Zostawiam was same, pogadajcie o tych babskich pierdołach czy o czym tam chcecie. Do zobaczenia! - kiwnął głową z wyraźną ulgą, co było zrozumiałe, zwłaszcza, że nie ciągnął wymiany zdań. Szybko odwrócił się do dziewczyn, po czym puścił się pędem na sam dół. Choć to, że niemal ignorował towarzyszkę nocnego palenia, powinno ją ucieszyć, ponieważ świadczyło o tym, że Draco nie chce nic wywlekać na żer plotkarzy ani jej upokarzać, to niestety, wbrew sobie, poczuła nutkę żalu. Dlaczego ją ignorował?
- Pa! - krzyknęła za nim Litwinka. Weszły na szczyt Wieży. - Chłodno tu. - zaczęła.
- To fakt. - przyjaciółka przyznała jej rację. - Jakieś postępy, cokolwiek? - spojrzała w gwiazdy. Zawsze w trudnych chwilach tęsknoty za rodzicami pocieszała się myślą, że są pod tym samym niebem, w nocy święcą im te same gwiazdy.
- Konkretnie. Widzę, że się wczułaś. - oparła się o barierkę, tyłem do widoków. - Złe wieści i dobre wieści. Co najpierw wolisz? - schowała ręce do kieszeni.
- Dobre, tak na piękny początek. - wpatrywała się w jezioro doskonale widoczne z tak dużej wysokości.
- Nie gniewa się, po prostu kobiece sprawy, źle się czuła i dlatego nie przyszła na lekcje. Chętnie się ze mną bliżej zakoleguje, ale bez picia. Jest zła na to, co o niej mówią, ale przykro jej nie jest, bo i tak jej nie lubili ze względu na liberalne poglądy. Nie gniewa się na ciebie, możecie też się kolegować, nawet tym lepiej, bo to tylko wkurzy plotkary. Ma dziewczyna charakterek, nie ma co. - pokręciła głową śmiejąc się cicho.
- To jak i ty. - odparła Hermiona, wykonując obrót i również opierając się o barierkę.
- No i między innymi dlatego mogę się z nią kolegować, proszę bardzo! Ale, ale... jak już wiemy, że nie ma się o co martwić to przejdźmy do poważniejszych rzeczy. Nie wie nic. Zupełnie. Te idiotki się z nią nie dzielą informacjami, z siostrą się nie dogaduje.
- Cieszę się, że ma się dobrze, jednak to jedyny plus tej waszej rozmowy, jedno zmartwienie mniej. No trudno. A ty? Podsłuchałaś coś? - dopytywała pocierając ramiona dłońmi.
- Nic. Te małpy milkną jak tylko pojawiam się obok, ewentualnie zaczynają gadać jeszcze większe głupoty niż zazwyczaj. Nie pomogę kompletnie. - wzruszyła zrezygnowana ramionami.
- Już pomogłaś. Naprawdę, dziękuję. To dla mnie ogromnie dużo znaczy. Trudno, mamy plan B jeśli chodzi o wyciąganie informacji. A skąd masz tego paskudnego ptaka? Nawet jak na ciebie to dziwny zakup. - zaśmiała się.
- Mogę tylko życzyć powodzenia. Ptaka? Chodzi ci o Bena? Pamiętasz jak mówiłam ci kiedyś, że rodzice zaplanowali mi małżeństwo? Na pewno pamiętasz, takiego gówna nikt nie zapomina. Przyszła teściowa kupiła mi tego paskudnika jako prezent zaręczynowy. Dorzuciła rodową kolię, ale Ben świadczy o jej fatalnym guście. W niezłą rodzinkę mnie wżenią, co? A mama kazała mi się cieszyć, twierdząc, że to drogi, egzotyczny prezent! Oczywiście, że tak, ale niepraktyczny. Trzymam go w pokoju, bo w sowiarni byłby gwiazdą. Ta stara krowa ma na imię Beatrice, więc on jest Ben. Mam nadzieję, że na ślub kupi mi mikser albo przynajmniej coś mniej dziwnego. - uśmiechnęła się jakby ten żart ją pocieszył. - Wracamy? - spytała, zmieniając temat.
- Tak. - padła odpowiedź. Nie drążyła dalej, czując, że dla jej towarzyszki temat zakończono. Po zejściu ze schodów, tak, jak się spodziewały, nie było tam Malfoya. Zanim każda ruszyła w swoją stronę, Fenixa dodała jeszcze :
- Jakbyś coś chciała, to zawsze możesz na mnie liczyć. - spojrzała Herm prosto w oczy, tym samym dodatkowo potwierdzając swoje słowa.
- Pamiętam. Wzajemnie. - przytuliły się na pożegnanie, każda z nich wróciła do siebie.
Po uspokojeniu się oraz dotarciu do siebie, Draco uznał, że jego zachowanie było co najmniej idiotyczne. Powinien przestać doszukiwać się zagrożenia na każdym kroku! Wojna się skończyła, a sprawa Pansy nie świadczy o tym, że teraz na każdym kroku na niego żerują. Zabini zawzięcie szukał czegoś w kufrze stojącym u podnóża jego łóżka.
- Znalazłem. - oznajmił Draco, zamykając drzwi zaklęciem. Odłożył rzeczy na uporządkowany blat biurka. Już od dzieciństwa porządek zawsze go uspokajał.
- Super, ja też. - wstał z butelką eliksiru w dłoni. Zamknął kufer, upił potężny łyk mlecznobiałego płynu.
- Eliksir na potencję? - zakpił blondyn.
- Na twoje nieszczęście : nie. Eliksir Słodkiego Snu. Przyda mi się, będę spał jak dziecko. Zakorkował butelkę, ziewnął głośno. - Jakbyś chciał, to masz, walnij sobie. Używam tego rzadko, ale mi pomaga. - odstawił eliksir na szafkę nocną przyjaciela, opadł na swoje łóżko, zasłonił jego kotary, a po minucie dało się usłyszeć ciche pochrapywanie. Malfoy po krótkim, zimnym prysznicu i doprowadzeniu łazienki do całkiem dobrego stanu, zapalił nocną lampę, po czym spokojnie ułożył się na łóżku i z całych sił starał się odgonić wszelkie lęki, by zasnąć. Na próżno. Zrezygnowany wziął z nocnego stolika butelkę, upił trochę płynu, odstawił płynny ratunek ma miejsce, a po chwili już spokojnie spał...
Droga do portretu przebiegła spokojnie, coraz mniej osób kręciło się po korytarzach, Fen poszła do siebie, a Hermiona miała zamiar zająć się pisaniem listu do Rona. Przed jednym z zakrętów zatrzymała się nagle, słysząc szept kogoś starszego. Nie rozpoznała słów.
- Horacy, ale jak to? Dlaczego? - jadowity, przymilny szept Ashtona jako odpowiedź.
- Podejrzewają, że ten ktoś zrobił Pansy krzywdę, bo jej coś dolał. Nic pewnego, ale po dokładniejszych badaniach zaklęć okazało się, że w sumie nie wiadomo co na nią rzucono. Sprytny, dziadowsko dobry kamuflaż! Nawet te klątwy wyszły na jaw po czasie. Drobniejsze zaklęcia mogą być nie do wykrycia nigdy! Dlatego muszę zabezpieczyć moje eliksiry bardzo, ale to bardzo dokładnie. Hagrid ma mi przynieść te swoje zabawne zwierzątka, już jutro z rana zaczną pilnować. Sam rozumiesz Ashton, po raz ostatni mogę ci dać Eliksir Energii bez recepty. Od jutra kieruj się do Poppy. - gruchał swoim tubalnym głosem.
- Dobrze, rozumiem. - dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi do magazynu eliksirów stał się szansą ucieczki z miejsca tej dziwnej rozmowy. Korzystając z okazji, że są w środku, Gryfonka jak najszybciej biegła do siebie, w głowie układając sobie awaryjny plan. Po wypowiedzeniu hasła znalazła się w Pokoju Wspólnym, gdzie dostrzegła Ginny rozmawiającą z Deanem na jednej z kanap. Weasley miała podwinięte nogi okryte czerwonym kocem, uśmiechała się smutno i kiwała głową. Granger zastanawiała się czy to przerwać, ale doszła do wniosku, że muszą działać szybko. Podeszła, więc do przyjaciółki. Gin patrzyła na nią znad pleców Thomasa.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale zdecydowanie musimy pogadać. - dla większego efektu zrobiła zbolałą minę. Dean patrzył na nią przez swoje ramię. Ze zrozumieniem kiwnął głową.
- Jasne. To do jutra? - tym razem spojrzał na Ginny.
- Pasuje. - uśmiechnęła się. Wstała, złożyła kocyk w kostkę i ułożyła na oparciu sofy. Przez moment Hermionie wydawało się, że Ginny schyla się, by przytulić Deana, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W milczeniu dotarły do dormitorium.
- Co jest? - spytała Gin.
- Fen nic się nie dowiedziała i nie dowie. Sprytne żmije wszystko ukrywają, nigdy nie uchylą tajemnicy dla Fenixy. Chłopcy typu Zabini odpadają, oni nigdy nic nie wiedzą, jak zaczną pytać to będzie zbyt podejrzane, zresztą sama wiesz jak na niego czy na Malfoya patrzą. Żeby coś wyciągnąć potrzebujemy Eliksiru Wielosokowego, a nie ma czasu go uwarzyć. - mówiła szybko szukając czegoś w jednej z szuflad biurka.
- Kradzież? - Gin uśmiechnęła się zadziornie.
- Pożyczka. Potem zrobimy nowy, to zwrócimy, ale teraz jest potrzebny na już. Dosłownie. Jak wracałam ze spotkania podsłuchałam rozmowy Ashtona z Horacym. Potem ci wyjaśnię, ale jeżeli dziś nie zdobędziemy tego eliksiru to sprawa będzie niesamowicie trudna. Mam! - wyjęła kartonik z białymi cukierkami. - Łykaj, najlepiej dużo, to Cuksy Bladoluksy, stary wynalazek twoich braci. Będziesz wyglądać jak kreda. - uśmiechnęła się.
- Masz szczęście, że uwielbiam brać udział w tego typu akcjach. - połknęła posłusznie całą garść pastylek. - Coś jeszcze? - jej cera powoli stawała się niemal biała.
- Udawaj mdłości i trzymaj się za brzuch. Idziemy. - zarządziła Hermiona. Przez Pokój przeszły z prędkością hipogryfa, żeby uniknąć zbędnych pytań. Po dotarciu do komnat profesora, Ginny szepnęła - Znikaj stąd, będę cię kryć, ale nie wiem jak długo, jasne? - zgięła się w pół udając ogromny ból brzucha.
- Znam zasady, Wealsey. - Hermiona szybko skierowała się do magazynu na pierwszym piętrze. Po Alohomorze wkroczyła do ogromnego, pustego pomieszczenia. - Lumos. - wyszeptała krążąc między półkami. Eliksiry Wielosokowe stały tuż nad Eliksirami Energetycznymi. Granger przypomniało się, czego potrzebował Ash. Zanotowała w pamięci, by to zbadać. Szybko schowała jedną butelkę pod bluzkę, wyszła za schowka i zamknęła go ponownie. Wiedząc, że ruda przyjdzie tu z profesorem po jakieś lekarstwo, ulotniła się szybko. Po piętnastu minutach znowu była u siebie, a butelka stała na biurku. Ginewra wróciła za kolejne piętnaście. - I jak? - Hermiona podniosła się z krzesła.
- Dał mi jakiś syf o smaku czosnku, tak na odporność i opowiedział, sam z siebie, sama wiesz, dlaczego od jutra będzie utrudniony dostęp. To już wiemy. Tylko co z tym eliksirem, co? - głową wskazała na butelkę za plecami przyjaciółki.
- Wezmę włos największej plotkaty Ślizgonek, a potem się w nią wcielę.
- Piękny plan. - usiadła na fotelu. - To kim będziesz, co? - zaśmiała się.
- Jak to kim? - uniosła brew szatynka. - Astorią Greengrass.
I jak się Wam podobało? Koniecznie dajcie znać :)!