Witajcie,
znowu ja. Znowu problemy z internetem, dlatego i opóźnienie. W tym tygodniu
będziecie mogli liczyć na zakończenie Blandy albo ''Chorej miłości'', zobaczymy
jak mi się czas potoczy, ledwo zaczęły mi się ferie a już są całe zajęte, jakby
co to mam dla Was gotową niespodziankę i wstawię ją na pocieszenie :). Dodaję
przedostatnią część ''Chorej miłości'', z której, nie wiem czy słusznie, jestem
strasznie dumna. Miało być ich tylko 5, ale wpadłam na pewien pomysł, z którym
nie wyrobię się w jednej części, rozwinę to tutaj a zakończenie będzie
niedługo, mam na nie pomysł, spokojnie :D. No i już jestem po konkursie, jedno
mniej :D. Tej części nie wysyłam do bety, bo chciałam jej zrobić niespodziankę
:). Mam nadzieję, że mi to wybaczy! Dzisiaj po raz pierwszy zareklamujemy
innego bloga :). Możecie pisać i ustalać co chcecie, żeby znalazło się w tej
reklamie a ja dodam to razem z linkiem :). Vipera nadal się nie odzywa, a
szkoda. Przypominam o zasadzie 1 komentarz u nas=2 u Ciebie! Zostawiajcie linki
w komentarzach, byłabym wdzięczna :). Reklamę umieszczę pod miniaturką :). A
teraz zaczynamy!
Dracon Lucjusz Malfoy już od tygodnia niemal nieustannie
pił alkohol i spał. Jego rzeczy, przynajmniej częściowo, Narcyza rozpakowała
zaklęciami w gościnnym pokoju jej nowego domu. Nie chciał jeść, jeśli już było
coś w niego wmuszane to zgadzał się tylko na kanapki i wodę lub herbatę.
Butelki po Ognistej walały się po całym pokoju, jednak rano magicznie znikały
kiedy jego matka zaglądała go obudzić. Nie golił się, nie miał już dla kogo
wyglądać dobrze. Czasem, kiedy już naprawdę musiał, pod groźbą wysłania go z
urlopu do pracy to szedł się umyć, ale nawet wtedy unikał patrzenia w lustro.
Żal i rozpacz bijące z jego oczu były zbyt wymowne, żeby chciał to jeszcze
oglądać. Najchętniej nie zmieniałby ubrań, ale Black robiła pranie, więc musiał
się przebierać, choć raz na dwa dni. Zasłony w pokoju chciał zostawiać
zasłonięte, ale kiedy Cyzia wchodziła do pomieszczenia, spokojnym głosem mówiła
:
-Synku,
tu się idzie udusić. Przewietrzę trochę i odsłonię, dobrze?- robiła to nie
czekając na odpowiedź. Wiedziała, że jej nie dostanie. Od tygodnia nie mówił.
Tylko płakał, pił, spał. Pościel była przepocona, poplamiona alkoholem i
wygnieciona. Zawsze kiedy wracał z łazienki po przymusowej kąpieli czekała na
niego nowa, pachnąca pościel. Był wdzięczny. Jednak żal za mocno dusił by mógł
wypowiedzieć choć jedno słowo. Cierpiał, nieustannie myślał o tym jak ją całował,
przytulał, jak się kochali. Pamiętał jej smak, zapach, wygląd, dotyk. To jak
jęczała jego imię kiedy było im cudownie i to kiedy krzyczała ''Draconie
Lucjuszu!'' wtedy, gdy znowu zostawił miotłę na środku salonu. Wspominał
wszystkie wspólne momenty, nieustannie oglądał ruchome zdjęcia w albumie i
czytał listy z czasów zanim jeszcze byli razem. Jedyne co trzymało go przy
życiu to myśl, że Granger jeszcze kiedyś będzie bez niego szczęśliwa. Może już
jest? Może jest z kimś kto ją kocha, wspiera, wobec kogo ona nie boi się
szczerości? Z jednej strony myśl o szczęściu Granger utrzymywała go, ale z
drugiej samo wyobrażenie sobie jej z kimś innym wbijało mu sztylet w serce. Był
pewien, że nie wytrzyma bez niej ani chwili dłużej. Okazywało się, że może wytrzymywać
tydzień umierając ciągle od nowa. Śmierć ciała zabiłaby go raz. Śmierć serca,
ducha i szczęścia nadchodziła co dzień na nowo.
Hermiona od tygodnia była na urlopie. Zadzwoniła do szpitala udając, że ma
grypę. Nie mogłaby kogoś leczyć i wspierać w momencie, gdy sama potrzebowała
opieki i wspierania. Odwiedzała ją czasem Ginny, na zmianę z Luną. Nie chciała
rozmawiać ani kontaktować się z rodzicami. Wysłała im tylko list, że wszystko
już dobrze i mają się nie martwić. Kłamała. Nieustannie piła ''Eliksir
Słodkiego Snu'', bo tylko wtedy mogła zasnąć spokojnie i nie mieć koszmarów.
Przerastało ją życie bez niego. Zapach jego perfum w łazience, zdjęcia nadal
nie pościągane ze ścian i z półek. Albumy i pudełko z listami leżące na nocnej
szafce tak by zawsze mogła po nie sięgnąć. Kiedy już ktoś ją budził była w
stanie wymamrotać tylko ''Cześć'', ''Pa'', ''Dzięki'', ''Tak'' i ''Nie''.
Wlewała w siebie coraz więcej eliksiru jakby nie przejmując się tym, że życie
musi trwać dalej. Czasem zdarzało jej się iść do łazienki lub kuchni, ale
zawsze, dziwnym trafem, miała już gotowe jedzenie, zrobione pranie i
posprzątane mieszkanie. Przyjaciółki robiły co mogły, żeby doprowadzić lokal do
stanu używalności. Wszystko w tym miejscu aż krzyczało o niedawnej obecności
Malfoya. W łóżku przypominała sobie jak razem tu leżeli, jak się śmiali, jak ją
łaskotał. Zasypiając miała niemal fizyczne wrażenie jego mruczenia do jej ucha
''Herm, Herm, jesteś tak cholernie cudowna.''. Nic dziwnego, szeptał to podczas
ich ostatniej wspólnej nocy. W łazience oczekiwała znaleźć jego koszulki w
koszu na pranie, jego kosmetyki w półce albo jego w wannie czekającego aż do
niego dołączy. Przerastało ją życie bez niego. Wszystko już dawno straciło swój
sens.
Tego poranka Narcyza Black postanowiła, że nie wytrzyma już ani chwili dłużej. Czternaście koszmarnie długich dni, całe dwa tygodnie zgadzała się na to, żeby jej syn niszczył sobie
życie. Ale nie dziś. Pora to zakończyć. Jak zwykle weszła na górę. Chciała
uciec od wspomnień o dawnym życiu, mieszkała w jednorodzinnym domku w
mugolskiej dzielnicy. Ubierała się drogo, z klasą, ale po mugolsku.
Potrzebowała przeżyć coś nowego. Zapukała do pokoju syna. Nie usłyszała ani
pomruku, zdążyła się przyzwyczaić. Weszła otwierając drzwi zamaszystym ruchem.
-Draconie,
masz natychmiast wstać i przemówić! Nie możesz milczeć przez całe swoje życie!
Jesteś dorosły! Masz 20 lat, niedługo nawet 21! A zachowujesz się jak dziecko,
co ja mówię, jak gówniarz! Wstawaj, umyj się i musimy porozmawiać! Koniec
cackania! Rozumiem twój ból, ale musisz coś ze sobą zrobić. Popadasz w
alkoholizm! Źle zrobiłam pobłażając ci. Natychmiast masz się ruszyć.- skończyła
swój wywód. Zdziwiony, rozczochrany i nieogolony podniósł się lekko na łokciach.
-Mamo...-
odezwał się po raz pierwszy od wieczoru zerwania z Granger.
-Bez
dyskusji! Marsz się umyć!- zarządziła patrząc prosto w jego zaczerwienione,
podkrążone oczy. Niechętnie wstał z łóżka wygrzebując się z nieświeżej pościeli
i powlókł się w stronę łazienki. Nie czuł chłodu kafelek, za bardzo dokuczał mu
chłód serca. Zrzucił na posadzkę swoją poplamioną krwią z nosa szarą koszulkę.
Po chwili dołączyły do niej czarne bokserki. Zawsze kiedy wypijał za dużo
eliksiru na kaca po ostrej popijawie to z nosa leciała mu krew. Wziął zimny
prysznic, ale woda równie dobrze mogłaby być wrząca. Nie czułby tego. Nie to
się teraz liczyło. Przed oczami miał te wszystkie prysznice, które brał z dawną
Gryfonką. Umył włosy swoim ulubionym szamponem, dobrze, że tylko on był pod
ręką, inaczej mógłby użyć nawet płynu do naczyń. Wyszedł z kabiny, czekał już
na niego wyprany, miękki, zielony ręcznik. Z powrotem założył bokserki. Woda
zakręcona, ręcznik razem z koszulką na środku podłogi, nic się nie stanie.
Wiedział, że za chwilę tego tu nie będzie. Otworzył drzwi do pokoju gotowy
zobaczyć go w idealnym stanie. Ale mocno się zdziwił.
-Ale...
jak to?- wyjąkał. Pościel nadal była brudna i pognieciona, butelki walały się
gdzie popadnie, plama na dywanie po Ognistej straszyła a zasłony stwarzały
wrażenie mroku.
-Normalnie,
synku.- mruknęła kobieta siedząca na fotelu.- Zgadzałam się dbać o ciebie, ale
to nie przyniosło pożądanych efektów. Żyjesz jak w chlewie i coraz mocniej się
ode mnie oddalasz. Idź zmień gacie i załóż na siebie coś porządnego.-
dopowiedziała lekko rozbawiona. Zdziwiony wyjął z szafki nowe bokserki, czarne
skarpetki, jeansy w tym samym kolorze i białą koszulkę. Wrócił do łazienki,
ubrał się. Coś czuł, że mama tym razem nie posprząta. Zaklęciem wysuszył mokrą
podłogę. Ręcznik i poplamioną koszulkę wrzucił do pralki, którą wstawił. Ubrany ponownie
pojawił się w pokoju.
-Posprzątaj
butelki, zmień pościel, odsłoń tu trochę. Koniec życia jak w jaskini!-
krzyknęła. Niechętnie wpuścił do pokoju słońce, a nawet go wywietrzył. Wcale
nie miał ochoty tego robić, ale czuł, że zapijanie się również nie prowadzi go
w dobrym kierunku. Posłusznie pozbierał wszystkie pozostałości wczorajszego
pijaństwa, a czarami uprał pościel oraz dywan. Pościelił łóżko po mugolsku.
Teraz miał w końcu wrażenie, że nie mieszka w ruderze.
-Ładnie.-
pokiwała głową blondwłosa kobieta.- Zjesz coś i porozmawiamy. Potem się
ogolisz. Marsz do kuchni.- zarządziła wychodząc z pokoju. Posłusznie poszedł za
nią zrezygnowany. Kiedy usiadł do drewnianego stołu podała mu kawę i jajecznicę.
-To
postawi cię na nogi.- uśmiechnęła się siadając naprzeciwko niego. Nie czuł
głodu, po prostu chciał jak najszybciej wrócić do siebie i zaszyć się w
ciemnościach.- Ile wypiłeś eliksiru na kaca wczoraj wieczorem?- spytała.
-Skąd
wiesz, że użyłem?- odparł wmuszając w siebie śniadanie.
-Inaczej
po takiej ilości alkoholu nie wstałbyś z łóżka. O, i cieszę się, że rozmawiamy.
W końcu jakaś poprawa.- dalej się uśmiechała.- Powiesz mi co się stało
naprawdę? Przecież wiem, że marzyłeś, co ja gadam, nadal marzysz, żeby się z
nią ożenić! To nie jest wina twojej niedojrzałości, kochanie.- mocniej zacisnął
palce na widelcu.
-Nie będę
o tym gadał, dobra? Wszystko przepadło.
-Nie
sądzę. Kochasz ją, to widać. Nie pogodzisz się z jej stratą, a przynajmniej do
teraz tego nie zrobiłeś. Więc może choć spróbuj się z nią zobaczyć? No nie
wiem, zrozumiesz wtedy, że to nic specjalnego i ci przejdzie albo pojmiesz, że
to ta jedyna. A wtedy warto zawalczyć!- już wiedział, że to ta jedyna. Jednak
nie zamierzał walczyć. Nie było już o co. Okłamała go, jej miłość się skończyła
o ile kiedykolwiek się zaczęła. Cudem powstrzymał niechciane łzy.-Synu, nie
obchodzi mnie twoje zdanie. Wymyśl sobie jakiś pretekst, cokolwiek i idź do
niej! Odwiedź ją! Najwyższa pora. Chociażby po to, żebyś wiedział czy jest z
kimś. Wiesz co? Czuję swoją kobiecą intuicją, że ona teraz przeżywa to samo to
ty. Synku, proszę cię, spróbuj. Idź do niej, jeden jedyny raz. A jak to się
ułoży to twoja sprawa. Koniec z piciem. Potem rób co chcesz, ale dwa warunki :
idziesz do niej a alkohol znika z mojego domu. Jasne?- podziwiał jej spokój i
stanowczość. Rozwód jej służył.
-Zgadzam
się.-westchnął ciężko.- Tylko ten jeden jedyny raz.-dodał wypijając za jednym
razem całą zawartość filiżanki.
-Ogól
się. Użyj perfum. Po prostu chcę, żebyś nie szedł tam jak bezdomny.-
posprzątała nakrycie. Skierował się do swojej łazienki. Jego odbicie straszyło.
Wory pod oczami, nienaturalnie wyraźne kości policzkowe, paskudny zarost.
Zaklęcie na wory pod oczami. Maszynka. Umycie zębów. Drogie perfumy. Założył
jeansową kurtkę, lipiec był raczej wietrzny, nie przyniósł upałów. Z trzęsącymi
się z nerwów kolanami i drżącymi dłońmi teleportował się pod drzwi dawnego
mieszkania.
Tego dnia do mieszkania weszły dwie dziewczyny zamiast jednej. Ginny i Luna
rozejrzały się po wnętrzu apartamentu. Dzisiaj wypadał ''dyżur'' opieki nad
Hermioną tylko dla rudej, ale obydwie postanowiły coś zrobić. Nie mogły już
patrzeć na cierpienie przyjaciółki ani ciągle odpisywać listownie i odpowiadać
telefonicznie państwu Granger, że wszystko jest dobrze. Przecież nie było! Po
wczorajszej wizycie Luny wszystko nadal było czyste. Wystarczyło jeszcze
wyprasować stos ubrań piętrzący się na kanapie i pozmywać parę szklanek
leżących w zlewie.
-Naprawdę
się o nią martwię.- mruknęła Ginny. Jedno zaklęcie sprawiło, że czyste szklanki
stały już w szafce.
-Wydaje
mi się, że mieszkanie w miejscu gdzie wszystko o nim przypomina to kiepski
pomysł.- machnęła różdżką a żelazko zaczęło prasować bez pomocy człowieka.
-Też tak
sądzę. Lepiej coś z nią zróbmy zanim straci z nami kontakt na zawsze.
-Nie mów
tak, Gin! Nie wolno! Lepiej ją obudźmy, najwyższa pora.- obydwie skierowały się
w kierunku sypialni.
-Nie mogę
patrzeć na te ich wspólne zdjęcia, to ze strony Hermiony prawdziwy masochizm.-
mruknęła dziewczyna Pottera.
-Niestety,
muszę przyznać ci rację.- platynowowłosa zapukała do pokoju. Nic. Cisza.
Otworzyła drzwi. Dziewczyna leżała w białej pościeli, była rozczochrana, jej
koszula nocna nosiła ślady wczorajszej kolacji a paznokcie były ozdobione tylko
resztką lakieru. Otworzyła przeraźliwie smutne oczy otoczone worami.
-Wstawaj!
Nie możesz tu siedzieć całymi dniami i marnować swojego życia! Jesteś młoda,
piękna i wspaniała! Rusz się! Nie jesteśmy niańkami, martwimy się tak jak i
twoi rodzice i przyjaciele. Pora się ogarnąć, dwa tygodnie to wystarczająco długo,
głupia dziewucho, rusz dupsko, Hermi, zrób coś ze sobą!- Weasley aż tupnęła.
-Potrzebujemy
cię. Tak jak twoi rodzice i przyjaciele. Jak współpracownicy i pacjenci. Wstań,
kochanie, zrób sobie makijaż, ubierz się ładnie, cokolwiek. Wróć do nas, wróć
do życia.- dodała dziarsko Lovegood. Granger patrzyła na nie jakby były nie z
tej planety, widać było jak bardzo się głodziła skoro w tak krótkim czasie
schudła tak dużo. Te duże oczy kontrastujące z zabiedzoną twarzą.
-Dziewczyny,
proszę, ja nie mogę. Nie chcę. Draco był miłością mojego życia.
-Nie ma
Draco, do cholery! Jakby to była prawdziwa miłość to by został, rozumiesz? Nie
była, więc poczekaj na swojego księcia, tylko nie w cholernej wieży a w parku,
w robocie, gdziekolwiek, rozumiesz?! Zawalcz o siebie, kto jak nie ty?!-
wykrzyczała jej wieloletnia przyjaciółka.
-Ginny...
Powiedziałaś, że nie kochał... Nie kochał...- zamarła.
-Herm,
przepraszam, przepraszam, to nie tak, nie to chciałam powiedzieć!- zaczęła się
tłumaczyć.
-Nie,
nie.- szybko powiedziała. W sekundzie jej wyraz twarzy się zmienił.- Masz
rację.- odparła.- Masz rację.- upewniła jakby samą siebie.- Matko, jaka ja
jestem głupia! Muszę mu pokazać ile stracił!- wykrzyknęła jakby właśnie teraz
minęło całe jej otępienie. Pobiegła do łazienki połączonej z sypialnią jej i,
do niedawna, Malfoya. Prysznic, mycie i suszenie włosów, tuszowanie rzęs, krem
do twarzy, podkład pod podkrążone oczy, ładny koczek, mycie zębów, czerwona
szminka, francuskie perfumy. Spojrzała w lustro, nie licząc oczu była naprawdę
ładna. Za to jej źrenice biły przeraźliwym smutkiem, tak głębokim, że można w
nim utonąć. Wróciła do pustej sypialni, przyjaciółki najwidoczniej coś gotowały.
Każdy oddech bez Dracona bolał, ale doskonale wiedziała, że on już pewnie
powoli układa sobie życie a kiedy ona leżała tu w rozsypce to on prawdopodobnie
spał z kolejnymi kobietami. Przytłoczyło ją to, a świadomość z czyjej winy
rozpadł się związek tylko pogarszał sprawę. Nie chciała jednak walczyć,
wiedziała ile zła zrobiła i, że jej były narzeczony ma prawo nie tylko do
szczęścia, ale też do braku chęci jakichkolwiek kontaktów z nią. Musi się
pozbierać, miały rację, on już jej nie kocha. Nigdy z nikim nie będzie, nawet
nie planowała, jednak praca, rodzina i przyjaciele jej potrzebowali. A ona
nigdy nie zawodziła! Ubrała się w czarną sukienkę do kolan. Gdy pojawiła się w kuchni jej przyjaciółki
właśnie kończyły dopijać swoje kawy.
-Zjedz.-
Gin kiwnęła głową w kierunku miseczki z musli z mlekiem. Szatynka posłusznie
wykonała polecenie.
-Co masz
zamiar zrobić?- cicho spytała Luna.
-Muszę
się od tego uwolnić. Od wszystkiego.
-Może
sprzedaj to mieszkanie? Polecałabym.- wtrąciła się ruda. Hermiona po krótkim
przemyśleniu już wiedziała : musi to zrobić. Inaczej wspomnienia przytłoczą ją
i porwą ponownie na samo dno otchłani.
-Chyba
macie rację. Ale chcę z wszystkim poradzić sobie sama. Dziękuję wam za
wszystko, bez was żyłabym jak w norze!
-No
dzięki.- wybuchnęły śmiechem słysząc komentarz mieszkanki prawdziwej Nory.
-Masz
rację, kiepskie porównanie.- wyszczerzyła się do niej sprawczyni gafy. Było jej
lepiej. Doceniła to ile pracy wpakowały dziewczyny w nią i jej mieszkanie.
Uściskała je na pożegnanie oraz trzydzieści razy podziękowała dodając, że gdyby
coś chciała lub potrzebowała to na pewno da znać. Zamknęła za nimi drzwi po
czym rozejrzała się po mieszkaniu. Zdjęcia. Pełno tych cholernych zdjęć.
Machnęła różdżką, którą przed chwilą wzięła z nocnej szafki. Wszystkie
fotografie wylądowały w pudle pod łóżkiem. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi.
Była pewna, że to któraś z dziewczyn czegoś zapomniała. Otworzyła je z
uśmiechem by niemal natychmiast zszedł jej z twarzy.
-Co ty tu
robisz?- spytała zdziwiona. Malfoy, poza tym, że schudł, zapewne dla nowej
dziewczyny, wyglądał tak jakby rozstanie nie wywarło na nim wrażenia.
-Nie
znalazłaś mnie nagiego w łazience, pukam do drzwi, kulturalnie.- uśmiechnął się
szelmowsko. Prychnęła, jak zwykle zabawny, miała rację, pozbierał się. Nie
mogła wiedzieć, że on tylko udaje a jego serce rwie się do niej jak szalone.
Stał tak blisko a nie mógł jej dotknąć, paliło go od środka. Wyglądała pięknie,
jak to ona, zachwycająca niezależnie od sytuacji.
-Wejdź.-
zrobiła mu miejsce. Skorzystał z zaproszenia. Brak ich wspólnych zdjęć zabolał
jak nóż wbity w plecy, on nadal je trzymał na widoku.
-To co,
Granger, jak ci się mieszka?- obojętny ton był tylko przykrywką dla łez
cisnących się do oczu.
-Nieźle.
Już niedługo w sumie. Dzisiaj dam ogłoszenie o sprzedaży mieszkania.- kolejny
cios. Czyli jednak, pozbywa się wszystkiego związanego z nim.
-I ja
właśnie jestem tutaj po to.- wyparował.
-Po co?-
uniosła brwi. Chciała, żeby wziął ją w ramiona i nigdy nie puszczał.
-Zabrać
resztki moich rzeczy jeśli jakieś zostały.- wymyślił na poczekaniu.
-Bierz i
znikaj.- warknęła. Jeszcze moment i się przy nim rozklei.
-Milutka.
Co, spieszy ci się gdzieś? Randka?- zakpił. Bolało, tak niesamowicie bolało.
Jego mała, kochana Granger nie jest już jego. Do tego wygląda tak wspaniale. To
oczywiste, że nie dla niego się tak wyszykowała.
-Nie twój
zasrany problem. Nie pytam ile panienek przeleciałeś w ciągu tego tygodnia!-
wykrzyknęła zbulwersowana. Jakim prawem pojawia się w jej życiu zaledwie
godzinę po tym jak postanowiła się pozbierać?
- Czternastu dni.- poprawił ją lodowatym tonem.- Czternastu , pieprzonych, długich do bólu
dni. Zabiorę swoje rzeczy i znikam.- pożałował tych słów ledwie je
wypowiedział. Na pewno teraz ona się zorientuje jak bardzo tęsknił… Zajrzał do
kuchennych szafek, do półek w korytarzu a teraz badał wieszak na płaszcze.
-Historia
lubi się powtarzać, prawda?- zagaiła po chwili kpiącym tonem.- Niedawno robiłeś
to samo.- dodała, żeby na pewno zrozumiał o co jej chodzi.
- Dobra, stop. Proszę cię, zachowujmy się jak dorośli.- miał dość tej farsy.
Przecież nie chciał, żeby go znienawidziła! Marzył teraz o pocałunku jaki
mógłby złożyć na jej ustach, o tym, żeby dali sobie szansę. Niestety,
nierealne.
-Muszę
się z tobą zgodzić. Rozstanie nie przekreśla wzajemnego szacunku.- uśmiechnęła
się słabo. Wszystko w środku niej błagało o jego wyznanie miłości.
-Dokładnie
tak. Widzisz w ilu kwestiach się zgadzamy?- krótki, urywany śmiech. Sztuczny.
Od zerwania jeszcze nie śmiał się szczerze.
-Dracon,
nie chcesz pieniędzy za mieszkanie?- spytała zduszonym głosem. Bała się, że za
moment zacznie go błagać o powrót.
-Nie. Już
ci mówiłem, potraktuj to jego prezent.- wyjaśnił cierpliwie przez zaciśnięte
zęby. Czy musi go tak dręczyć z tym mieszkaniem? Nie widzi jak chętnie
przyjąłby fakt, że je sobie zatrzymuje i pozwala mu tu wrócić?
-Dziękuję.-
głos się jej załamał.
-Coś się
dzieje, mała?- zmartwił się. Przerwał nawet na moment przeglądanie zawartości
wiklinowego koszyczka z gazetami, co, swoją drogą, wydawało się Hermionie
wyjątkowo durne, bo kto niby bierze od byłej ukochanej czasopisma?
-Nic a
nic. Naprawdę.- próbowała nawet udać uśmiech. Ile jeszcze czasu Malfoy zamierza
tu spędzić? Nie może użyć zaklęcia? Zamęczy ją swoim towarzystwem, przecież
mieć go obok a nie móc go dotknąć to katorga. Wtedy blondyn, uspokojony, że nic
się nie dzieje, skierował się do sterty wyprasowanych ubrań leżących na
kanapie. Może została tam, choć jedna jego koszula? Może jeszcze pachnie
jej perfumami? Wbiła wzrok w podłogę. Patrzenie na niego też powodowało ból.
-Twojego
faceta, tak?- podniosła wzrok na Draco. Trzymał między palcami męskie bokserki.
Starał się ich dotykać jak najmniejszą powierzchnią opuszków, mimo że bielizna
była wyprana. Jego twarz wykrzywiało obrzydzenia. Bokserki. Na pewno nie jego.
Świadczyło o tym godło Gryfonów. Świat pękł na pół. Całkowita pewność co do
tego, że jej miłość minęła.
-Co? Nie!
Nawet nie wiem co to tu robi!- spłonęła rumieńcem. Ostatnie czego jej brakowało
to cudze gacie niewiadomego pochodzenia, przez które Draco zacznie odbierać ją
jak dziwkę.
-Jasne,
sam je uprał po wspólnej nocy, co? Nie bądź śmieszna. Miej chociaż odwagę się
przyznać, masz przecież moje błogosławieństwo!- podniósł głos. Nie mógł
uwierzyć, że on pojawił się ją przeprosić a ona znalazła pocieszenie w
ramionach innego! W ciągu dwóch tygodni?! Miała kobieta tempo!
-Zamknij
się! To pewnie Rona!- wypaliła szybko.
-No nie
wierzę! Uprawiasz z nim seks w moim mieszkaniu?! Rzygać mi się chce jak na
ciebie patrzę!- ryknął urażony.
-Nie! On
po prostu jej chłopakiem Luny, ona robiła mi w ostatnich dniach pranie, może
uprała też swoje rzeczy, o, jej bluzka!- wyjęła ciuch z usypiska. Przeraziło ją
jak łatwo może stracić miłość swojego życia, tym razem naprawdę na zawsze.
-Tak,
psiapsióły robiły ci pranie, mhm, co jeszcze?! Nie udawaj głupiej, drugi raz
nie będę naiwny. Życzę wam szczęścia i mam nadzieję, że się nie pomylisz i nie
wykrzyczysz mojego imienia.- syknął. Obojętność w jego tonie była gorsza od
wściekłości, która władała nim chwilę temu.
-Nie bądź
beznadziejny też tu.- prychnęła.
-A gdzie
jeszcze byłem?- zapytał teatralnie.
-Zgadnij.
Wynoś się. Wynocha, nie mam ochoty cię oglądać.- obróciła się tyłem do niego.
Tak bardzo wierzyła, że im się ułoży. Tak bardzo tego chciała. A wszystko to
pękło z najgłupszego powodu na świecie.
-Kochaneczek
pewnie zaraz wraca, mogłem się domyślić. Już wychodzę, pieniądze za mieszkanie
zainwestuj w ślub!- krzyknął trzaskając drzwiami. Ich światy się rozpadły nie w
momencie zerwania a teraz, kiedy ostatnie nadzieje pogrzebano.
Draco teleportował się do domu. Był padnięty i zasmucony. Marzył, żeby od nowa
upić się do nieprzytomności. Narcyza niecierpliwie oczekiwała na niego w
salonie otoczona książkami. Cięższe prace w domu wykonywała zaklęciami, ale
uwielbiała układać przedmioty sama. Kiedy wszystko było już odkurzone, umyte,
wypolerowane i wypucowane lubiła wyjmować rzeczy z półek, szafek czy pudełek i
układać je od nowa. To co niepotrzebne oddawała dla biednych. Po przeprowadzce
nawet nie miała czasu na sortowanie czy przeglądanie swoich rzeczy. Tylko
rozpakowała przedmioty, ubrania i inne akcesoria a potem zaczęła się orientować
w mugolskim życiu czy świecie. Pogodziła się z Andromedą, spotykały się dwa
razy w tygodniu, rozmawiały, bawiły się z Tedem, chodziły z nim na spacery i
place zabaw. Narcyza Black już sama robiła zakupy w mugolskich marketach,
jednak dalej chodziła też na Pokątną gdzie w różnych kawiarniach brała udział w
spotkaniach fundacji ‘’Pomoc dla ofiar Wojny Czarodziejów’’. Koleżanki wpadały
do niej albo ona do nich. Zaprzyjaźniła się nawet z jedną mugolką, która co
prawda nie wiedziała o jej magicznych zdolnościach, ale bardzo ją lubiła, więc często
się odwiedzały. Black nauczyła się też sama gotować i robić na drutach co
sprawiało jej ogromną przyjemność. Ostatnio na dodatek zrobiła zakupy odzieżowe
w mugolskim sklepie, kompletny szok dla jej syna i siostry! Dopiero kiedy już
na dobre zasmakowała w nowym życiu zaczęła domowe porządki. I tak właśnie
zastał ją Dracon. Siedziała na dywanie i sortowała książki.
-Jak
poszło?- spytała.
-Nie
pytaj. Daj mi spokój. Nie mam siły. Idę do siebie.- mruknął.
-Ani mi
się waż! Zaraz będzie tu Blaise! Tak długo się do niego nie odzywałeś, że aż
wysłałam mu list! Odpisał, że pojawi się u nas, bardzo się martwił o ciebie.
-Mamo, proszę cię, nie jestem dzieckiem.- jęknął. Chciał
schować się pod kołdrą i upić do nieprzytomności. Nie miał siły na niewygodne
pytania.
-A tak
się zachowujesz. Młody człowieku, spędź miłe chwile z przyjacielem! Kto by
pomyślał, że będę cię musiała namawiać na takie rzeczy, no wiesz co? Kiedyś
byłeś z Blaisem papużką nierozłączką a teraz męski wypad ci nie w smak?
Zaskakujesz mnie.- pokręciła głową odrzucając kolejne romansidło na stertę ‘’Na
śmieci’’.
-Nie
chcesz dać tego biednym?- spytał Draco wskazując głową na tytuły typu ‘’Gorące
bagna namiętności.’’ albo ‘’Podniecające polowanie na aligatory’’.
-Dziecko,
biedny nie znaczy głupi, za co mam ich tak karać? To książki dawnej
właścicielki. Wstyd, naprawdę wstyd, że ktoś to pisał i czytał! Za długo to
leżało w moim domu. Będzie z tego przyjemna makulatura.- uśmiechnęła się.
Rozbrzmiał dzwonek do drzwi.- Otwórz.- zachęciła syna kobieta. Wykonał jej
polecenie. Za drzwiami stał Blaise Zabini, uśmiechnięty, ubrany w różowy
garnitur porwał przyjaciela w ramiona.
-No, moja
mała bestia i ja idziemy imprezować!- wykrzyknął piskliwym głosem.
-Dzień
dobry, Blaise.- roześmiała się Narcyza, która aktualnie stała w drzwiach.
-O, dzień
dobry mojej ulubionej mamie ulubionego kumpla!- wypuścił Malfoya z objęć.- To
co? Który klub najpierw?- pyta szczerząc się.
-Żaden.-
mruknął zmęczony Draco. Chciał pić i spać. Nic nie czuć. Nic nie musieć.
-Kochany,
obiecałeś mi, że nie będzie żadnego picia.- Black pogroziła Zabiniemu palcem.
-Nie
będzie, nie będzie, będą tańce!- zrobił obrót wokół własnej osi i ukłonił się
jak baletnica.
-Jesteś
niemożliwy.- uśmiechnęła się blondynka.
-Dlaczego
wyglądasz jak prosiaczek?- chłopak uniósł brwi patrząc na strój przyjaciela.
-Dlaczego
nie? Ojeju, nie patrz tak na mnie, bardzo chciałem cię po ludzku rozbawić! No i
panny lubią róż, może się przebierz?- zasugerował.
-Dzięki,
nie skorzystam.- mruknął tylko.
-Wejdźcie
chłopcy, jest jeszcze trochę za wcześnie na szalone imprezowanie.- kiedy za
radą matki Dracona pojawili się w domu od raz udali się do kuchni gdzie wypili
po filiżance herbaty. Kobieta szybko wróciła do swoich zajęć zostawiając syna z
jego przyjacielem samych.
-Stary,
twoja mama mi napisała co i jak. Nie pytam. Nie chcesz to nie mów. Ale martwię
się o ciebie jak cholera. W banku klienci pytają o swojego ulubionego bankiera,
nawet gobliny są trochę zmartwione. Wróć do nas, do żywych starych. Proszę
cię.- z jego ciemnych oczu biła autentyczna troska. Ten lekkoduch się martwił!
Wtedy młody Malfoy poczuł ciepło na sercu. Ma dla kogo żyć, mimo wszystko. Tego
dnia nie poszli do żadnego z modnych klubów. Zaszyli się w komnacie Draco, palili
papierosy, śmiali się, żartowali i słuchali mugolskiego rocka. W końcu doszło
do tego, że czarnoskóry wysłuchał całej historii od swojego kompana. Już miał
plan. Już wiedział co musi zrobić.
Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za Draco wściekła i rozgoryczona Hermiona
niewiele myśląc teleportowała się do małego, ale przytulnego mieszkania Luny.
Zadzwoniła do drzwi naciskając dzwonek nieprzerwanie, mocno. W końcu pojawiła
się Luna.
-Auć,
Herm, mogłabyś już nie dzwonić?- spytała z nadzieją zatykając sobie uszy. Wtedy
szatynka przestała.- Coś się stało?- spytała zdezorientowana. -Może wejdziesz?-
zaproponowała.
-Luna,
powiedz mi, do jasnej cholery, prałaś u mnie gacie Rona?
-Kochana,
wiesz, to niezręczne, ale rozstaliście się ponad dwa i pół roku temu, no pralka
nam siadła, zrobiłam to raz, tak samo ze swoimi rzeczami. Przepraszam, oddam ci
pieniądze z rachunku za wodę! Po prostu tej pralki nie dało się naprawić
zaklęciami, znasz Rona, żaden z niego majster. Teraz to co innego, dotarł do
nas w końcu hydraulik, ale tak, przepraszam, dwa prania zrobiłam u ciebie.- nie
mogła pojąć dlaczego wyrozumiała przyjaciółka złości się o coś takiego.
-Luna,
nie oddawaj, te pieniądze za rachunek są mi teraz tak potrzebne jak cholerne
gacie Rona! Nie o to tu chodzi! Po prostu Draco był u mnie, szukał swoich
rzeczy, nawet w stosie prasowania, znalazł jego majty i uznał, że mam romans!
Obraził się śmiertelnie, pokłóciliśmy się po czym wyszedł trzaskając drzwiami i
na nic moje argumenty! Brak mi słów!- Luna zamarła. Przez taką głupotę jak
bielizna jej chłopaka, Malfoy urządził awanturę. Choć, gdyby ona znalazła w
rzeczach Ronalda koronkowe stringi czy stanik również byłaby wściekła. Co
teraz? W jej głowie zaświtał plan.
-Przepraszam,
ja wiem jak to odkręcić. Chodź, wejdź do mnie, pogadamy.
Aleksander,
przepraszam, pokomentuję w końcu i to na pewno, na pewno, na pewno! Wyjeżdżam w
przyszłym tygodniu i od razu mówię, że nie dodam wtedy nic, bo nie biorę na
zimowisko laptopa ;). Ale w ten weekend lub w weekend po przyjeździe na pewno
coś się ukaże i nie ma innej opcji :).
http://japonia-na-dloniach.blogspot.com/ Zapraszam na blog Bunny Wasabi! Pisze o Japonii,
recenzuje mangi, udziela praktycznych porad gdzie szukać w naszym kraju rzeczy
z Japonią związanych. Ma dystans i lekkie pióro :). Naprawdę warto! Wszyscy
znajdą coś dla siebie. I amatorzy dopiero wczuwający się w klimaty japońskie i
doświadczeni otaku. Zapraszam ja oraz Bunny! Papa!