niedziela, 26 czerwca 2016

Relacja z "Dziórawego kotła" + zdjęcia

Witajcie, kochani! Ze względu na dodanie tego postu dzisiaj odpowiedzi na pytania, czyli wywiad z postaciami, ukażą się we wtorek :).
PS Miała miejsce jedna, dosyć nieprzyjemna sytuacja. Mianowicie pod postem pojawił się wyjątkowo niemiły komentarz i kilka wyrazów niezadowolenia w innych komentarzach. Sprawiło mi to przykrość, bo o ile każdy ma prawo do swojego zdania, o tyle ten jeden komentarz naprawdę był przykry. Mam nadzieję, że to się już więcej nie powtórzy.

    No to teraz taka mała niespodzianka: byłam w Dziórawym kotle. Nie w swoich marzeniach. Nie w snach. W prawdziwym, krakowskim Dziórawym kotle! Razem z przyjaciółmi już jakiś czas temu chcieliśmy odwiedzić to miejsce, a w zeszły piątek nadarzyła się okazja. Mimo niesamowitego deszczu, który zastał nas w momencie poszukiwań, trafiliśmy do celu. Adresu nie podam, żeby nie trafili tam żadni mugole, poszukajcie sami ;). Nie no, oczywiście żartuję: Kraków, Grodzka 50. Bardzo łatwo ominąć Dziórawy kocioł. Oznaczenia są małe, niemal niewidoczne, ale szybko odkryliśmy dlaczego: Mugole mijali to miejsce kilkadziesiąt razy dziennie i nawet go nie dostrzegali. Tylko prawdziwi czarodzieje mogli znaleźć knajpkę, bo tylko oni ją widzieli. Dodam, że mnóstwo ludzi może po prostu nie dostrzec malutkiej reklamy i naprawdę przegapić to co tak długo chcieli zobaczyć, ale nawet jeśli wyżej napisana myśl nie była celowym założeniem właścicieli to nic nie szkodzi, tak jest naprawdę, jeżeli nie chcecie tam trafić i nie zależy Wam na tym, nawet nie zauważycie, że jest taka parcela.
     Weszliśmy w bramę, dosłownie, a potem schodami w dół. Bałam się, że znajdę się wśród czyiś ziemniaków, rowerów i słoików, ale na szczęście nie. Niech nie zmylą Was piwniczne klimaty, gdy już tam będziecie, na dole okazało się, że jesteśmy na miejscu. Znaleźliśmy się w  dużym pomieszczeniu. Obok wejścia był wieszak z tiarą, szatą, szalikiem, krawatem, miotłą. Coś wspaniałego! Po prawo od drzwi znajdował się stolik z grami, m.in. z potterowską wersją ''Monopoly'' (grałam i polecam), nazwaną Magią w biznesie! Naprzeciwko schodów, którymi się tu dostaliśmy zobaczyliśmy barek. Obsługiwała nas bardzo miła Pani, którą serdecznie pozdrawiam jeśli to czyta :). Dowiedzieliśmy się, że trzeba wziąć sobie menu a potem przyjść złożyć zamówienie do barku. W zewnętrzną stronę barku wbudowano ogromną półkę z książkami, znaleźliśmy tam także serię o Harrym. Obok tej półki, naprzeciwko wieszaka, stała duża, rozłożysta kanapa. Nad nią, trochę z boku, naprzeciwko półki z książkami, wisiał telewizor, a pod nim leżała konsola. Kiedy zbadaliśmy wzrokiem ''przedsionek'' ruszyliśmy dalej.
     Przekroczyliśmy próg i byliśmy w korytarzyku przechodnim. Uwaga na przyszłość, proszę nie uciekać z krzykiem: pajęczyny, które były nad nami to tylko wata lub coś ''watopodobnego''. A pajączki zrobiono z mosiądzu, nic nas nie zaatakowało ;). Przejście nadawało odrobiny magii, ponieważ korytarz w którym rozwieszono pajęczyny miał kształt tunelu. Niby nic, a nadało charakteru. Za korytarzykiem było malutkie prostokątne pomieszczenie, z niego były trzy wejścia z framugami, bez drzwi. Dwa wejścia prowadziły do sal, jedno do kolejnego malutkiego korytarzyka z drzwiami do łazienek. Załóżmy, że idziemy właśnie do łazienki.  I w damskiej, i w męskiej (mówił mi przyjaciel, spokojnie, sama nie sprawdzałam :D) jest 1 czekoladowa żaba (mosiężna, ale przecież wiecie o co chodzi, wierzę w Was :D). Jeżeli jednak wybieramy tą salę, w której siedziałam z przyjaciółmi to tak : parę schodków w dół, na ścianie z drzwiami wisi prawdziwa miotła i tiara, obraz konstelacji gwiezdnej oraz nad stojącym pod nią stolikiem, powieszono zdjęcie czarodzieja. Naprzeciw jest podwyższenie, taka jakby scena, choć tam też swoją dwa stoliki, a namalowano ogromny pociąg jadący do Hogwartu :'). Tak jak powiedziałam wcześniej, nad każdym stolikiem ''czuwa'' podpisane zdjęcie czarodzieja, my usiedliśmy przy Severusie Snapie, najpierw myśleliśmy, że to służy tylko do ozdoby, ale okazało się, że zdjęcia pełnią funkcję numerków stolików, przy zamówieniu pada pytanie przy jakim siedzicie czarodzieju, więc warto pamiętać ;).
     Zanim jednak zamówimy wypada zajrzeć do menu. Drewnianego menu, ze ślicznie wyrytym napisem, naturalnie czcionka jest odpowiednia. . Można zamówić sobie, m.in. Piwo Kremowe (które nie ma w sobie piwa ani innego alkoholu), Lodowe Piwo Kremowe, sok dyniowy, desery (jabłecznik podobno był pyszny, ale moje serce zdobył deser Nox i Lumos, z białej i czarnej czekolady), drinki (nie próbowaliśmy, choć nazwa ''Czarny Pan'' brzmi ostro), kanapeczki, przekąski na wynos, a nawet (o zgrozo!) zwykłe picie typu sok, woda, napój gazowany. Porcje są ogromne (jabłecznik na niemal cały talerz obiadowy, mój biedny przyjaciel obdzielił nim jeszcze 2 osoby, ja nie miałam już nawet sił tego zjeść), a ceny przystępne (za ogromny słoik [bo to w nich jest podawane piwo] Piwa Kremowego z GÓRĄ bitej śmietany płacimy 10 zł, za wspomniany jabłecznik 9,99! A za mrożone piwo kremowe 11 zł). W menu, które ma czcionkę niczym z magicznych ksiąg, pojawiają się także obrazki, dzięki którym widzimy część rzeczy, na które mamy ochotę.
     Zamówić trzeba przy barku, ale wszystko jest z dostawą do stolika, spokojnie. W tle leci muzyka z serii, stoliki są pociągowe, złączone po dwa, kanapy również utrzymane w klimacie tych z filmowych wagonów. Na każde dwa złączone ze sobą stoliki tworzące jeden duży, przypada lampion z małą, palącą się świeczką w środku.
     Taka uwaga ode mnie, maniaczki higieny i osoby, która po oglądaniu programów o zmianach w restauracjach, zwraca uwagę na każdy brud w restauracji : wszystko bardzo czyste, nawet te lampiony nie były wewnątrz ulepione woskiem. Dla kogoś to może nie być ważne, ale dla mnie ogromnie. Tak samo jak szklanki bez śladów cudzych palców i czysta podłoga, choć na dworze szalała ulewa. Jeśli to nadal nic, to teraz element ważny chyba dla każdego : czyste łazienki, włącznie z lustrami, których ostatnie mycie było także dawno po dniu otwarcia. Warto o tym napisać, ponieważ wiele lokali odstrasza od dobrego jedzenia takim niedbalstwem higienicznym, tu zadbano o detale.
     A skoro już o detalach mowa : takie drobnostki jak ''czekoladowe'' żaby w łazienkach czy gry wydawać by się mogły niezbyt znaczące, ale budują niesamowity klimat, naprawdę. Każdy, najmniejszy szczegół jest dopracowany, przemyślany i sprawia, że czujemy się magicznie.
    Co do gier jakby ktoś pytał : były też takie ogólnie o czarownicach, czarodziejach, czarach, itp., ale mieliśmy mało czasu i nie zdążyliśmy z wszystkim. Co do tego ''Monopoly'' potterowskiego, które było absolutnie cudowne : zamiast pionków były miniaturowe, zakorkowane fiolki z brokatem, takie niby małe eliksiry, cudownie! Pieniądze w grze, wiadomo, takie jak z książek i filmów, coś niesamowitego.
     W drugiej sali, do której niestety nie weszliśmy ze względu na ograniczony czas i możliwości, był kominek. I to na ścianie prostopadłej do tej z drzwiami, więc dobrze go widzieliśmy. Stały na nim liczne fiolki z eliksirami i proszek Fiu, a w palenisku płonął holograficzny zielony ogień. Z tego co słyszałam od jednej z moich towarzyszek, która tego dnia jeszcze pobiegła tam na szybko i była w drugiej sali, poza kominkiem, wystrój nie różnił się zbytnio od sali, w której my świętowaliśmy, można było usiąść przy stoliku z wiszącym nad nim czarodziejem (oprócz postaci z serii J. K. Rowling był też Merlin oraz czarownica ze ''Śpiącej Królewny'', czarownica z ''Wiedźmina'' i czarodziej z ''Władcy pierścieni''. Nie piszę imion, bo nie mam dobrego dostępu do internetu i teraz ich nie znajdę a nie chcę popełnić literówki).
     A teraz jedna z najważniejszych kwestii : obsługa. Nikt mi nie powie, że niemiły barman czy wredna kelnerka nie odstraszają nawet od ulubionej miejscówki. A tutaj... cóż mówić, dawno nie spotkałam tak miłej obsługi. Odporni na piski radości, krzyki zachwytu, zaglądanie w każdy kąt. Niezależnie od wieku (bo była tam i grupa nastolatek, i para studentów na randce, i inni.) zwracają się do klienta per ''pani'', ''pan'' i przez szacunek też piszę o nich w tych grzecznościowych formach. To obsługująca nas pani sama wyszła z propozycją, żebyśmy wzięli sobie grę. Kiedy dowiedziała się, że świętujemy mój sukces w nauce zrobiła nam mnóstwo zdjęć w strojach czarodziejów (te szaty, o których pisałam, wiecie, te przy wejściu, są dostępne do przymiarki). Gratulowała, pytała nas skąd jesteśmy, co świętujemy, była miła i niech nikt nie mówi mi, że to jest jej praca, bo pytania, gratulacje, czekanie aż przymierzymy komu w czym najlepiej to NIE jest jej obowiązek. To dobra wola osoby lubiącej swoją pracę. Oprócz tego mieliśmy możliwość dosłownie posiedzenia w strojach przy jedzeniu, skorzystaliśmy. Pan, który przyszedł nas prosić o zdjęcie szat potrzebnych dziewczynie, która szła robić promocję, był bardzo miły, miałam nawet wrażenie, że trochę mu głupio o to prosić, ale nie robiliśmy problemu i oddaliśmy wszystko od razu, podziękował. Jego nienahalność i dobre maniery też nie były wpisane w jego pracę, tylko w to jak sam od siebie do tego podchodzi. Niestety, kiedy my byliśmy zajęci modelingiem to nasze 4 Piwa Kremowe trochę ubrudziły stół bitą śmietaną. Staraliśmy się powycierać, ale w ostatecznym rozrachunku niewiele to pomogło. Było mi nawet trochę głupio i oczekiwałam złośliwych komentarzy obsługi. Nic z tych rzeczy, dobrze znana nam pani po prostu wytarła stół. Dobra, ok, pomyślicie ''Co w tym wielkiego? Tak zrobić powinna, to nic nadzwyczajnego'', ale uwierzcie mi, że spotkałam się z sytuacjami gdzie wytarcie stołu to był wyczyn albo wielka łaska. Po wyjściu, razem z przyjaciółmi, mieliśmy mega pozytywne zdanie o pracownikach, bo chyba każdy, choć raz w życiu spotkał się z niemiłym członkiem obsługi i nie wspomina tego dobrze. Tu było 10/10!
     Kolejna sprawa : smak. Pewnie oglądając zdjęcia, programy, filmiki, czytając przepisy, książki pada pytanie ''A jak to właściwie smakuje? Dobrze?'', pojawia się lęk, że nie, że ohyda. A tutaj... mniam! Cynamon, mleko, itp., itd. (nie zdradzę przepisu, musicie sami spróbować), wszystko cudownie. Tego smaku nie da się zapomnieć, a poza tym, nikt nie chciałby go zapominać!
     Kiedy już wychodziliśmy na dworze świeciło słonko. Przed lokalem chodziła pani (choć wyglądała młodo, dlatego wcześniej nazwałam ją dziewczyną) w szacie, szaliku, tiarze, okularach (nie wiem czy to przypadek czy celowy zabieg, ale okrągłe okulary do złudzenia przypominały te, które nosił Harry). Reklamowała ''Dziurawy kocioł'' znacznie ułatwiając trafienie do niego jednocześnie nadal nie interesowała zwykłych mugoli ;) ;).
     Czas podania był bardzo szybki, jedzenie i picie, wielkość porcji już opisana, na 4 osoby w jakieś 10-15 minut, super tempo. Tym bardziej dla spieszących się wtedy nas. Czas tam ogólnie płynie inaczej, niby szybciej a masz wrażenie, że jesteś tu już całe, wspaniałe godziny. Po prostu magia!
     Minusy : trochę za mało czarodziejskich szat, ale rozumiem, że 100 tiar, 200 szalików, 50 mioteł i 400 szat wymagałoby nie lokalu, a całego magazynu. No i jeśli klienci nie niszczą przedmiotów w tempie tornada, to też bez sensu wykładać wszystko co jest, na raz. Także takie pół minusa :D.
     Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam zmiana czasów w relacji. Czas przeszły służył pokazaniu moich doświadczeń i wrażeń, czas teraźniejszy miał sprawić, że i Wy poczujecie się jakbyście tam byli i to widzieli, był to zabieg przemyślany, zamierzony, celowy. Liczę, że nie irytował ;). Jeśli dobrnęliście do końca to brawo! Pod postem wklejam zdjęcia, jakość taka sobie ze względu na lokację : piwnica, zero naturalnego światła, zero okien. Mimo to gdzieniegdzie używałam lampy, nie wiem jednak czy blogspot nie zniszczy jakości zdjęć. Nie są one po żadnej odróbce, nie mają filtrów, wklejam takie jakie robiłam. Trochę zajęło mi tworzenie tej relacji, postarajcie się mnie docenić i zostawić coś po sobie. Zaznaczam również, że komuś może nie spodobać lub nie smakować to o czym ja pisałam tak pozytywnie. Nie musicie być obsługiwani przez osoby, które na mnie wywarły takie dobre wrażenie. Ale liczę, że każdy pracownik tego miejsca jest tak miły jak nasi ''znajomi''. Pozdrawiam, Eleonora. :)

PS Każdemu Potterhead, z serca polecam ''Dziurawy kocioł'', ja i moi przyjaciele wszyscy jesteśmy fanami, możecie sobie wyobrazić moją radość, gdy świętowałam sukces w gronie bliskich w takim niesamowitym miejscu. Będąc w Krakowie zajrzyjcie, warto.












niedziela, 19 czerwca 2016

Poczta

Kochani!
Organizuję Q&A. W zakładce pod nazwą Pytania zapiszcie co Was nurtuje. Na zadawanie pytań macie czas do przyszłej soboty, do godziny dwunastej. Odpowiem na nie jak najszybciej.


Pozdrawiam, Eleonora.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

12. "Kara i kłótnie" – Ignis aurum probat

  Znowu ja! W mojej głowie powstał pewien skomplikowany uczuciowo pomysł na ten rozdział i liczę, że uda mi się go w pełni zrealizować :). Pod koniec rozdziału dam Wam znać czy czuję, że mi się udało :D. Teraz kiedy będę mieć pewnie, przynajmniej przez jakiś czas, trochę więcej wolnych chwil, ogarnęłam ''Spis treści'', teraz jeszcze LBA oraz zaległe komentarze :). Mam zamiar też posprzątać literówki i złą interpunkcję w poprzednich notkach, ale jak wiadomo... Nie wszystko na raz :). Do końca czerwca na pewno ogarniemy we wszystkich wpisach jedną czcionkę, komentarze i LBA, na resztę trochę poczekacie :D. Inwestuję również w inną jakość notek, teraz kiedy mam betę na pewno będzie mniej błędów (na szczęście ortograficzne mi się nie zdarzały), a od siebie dodaję, że teraz będę pisać dłuższe treściowo miniaturki i ogłoszenia :). Mam nadzieję, że małe zmiany i udogodnienia wpłyną na większą liczbę wyświetleń bloga oraz, przede wszystkim, na więcej komentarzy :). Zapraszam na rozdział, życzę miłej lektury :)! NO I UWAGA, UWAGA : VIPERA MA W PLANACH WRÓCIĆ NA BLOGA. Dostaliście już miniaturkę prosto od niej :). Przyjmijcie drugą Córkę Merlina ciepło :). + wybaczcie mi tak długą nieobecność, to był dość skomplikowany dla mnie czas. Najważniejsze, że wróciłam z weną i energią! Pozdrawiam Was cieplutko oraz mocno przepraszam. DZIŚ URODZINY BLOGA, ZAJRZYJCIE NIŻEJ, POD KONIEC ROZDZIAŁU!
NOWOŚĆ : ''SPIS TREŚCI'' JUŻ CZEKA NA WAS W GOTOWOŚCI A DO TEGO JEST REGULARNIE UZUPEŁNIANY!
  
Rozgoryczeni zaistniałą sytuacją musieli zostać po lekcji by przyjąć karę od Horacego. Hermiona przegryzła do krwi dolną wargę, a Dracon nieświadomie podarł na drobne strzępki niemal całą kartkę, na której miał napisać przepis. Kiedy profesor zakończył lekcję niechętnie musieli podejść do tablicy.
-No kochani moi, - zaczął próbując przestać chichotać. - nieładnie tak pisać do siebie liściki. - pogroził im palcem.
-Ja do niego nic nie pisałam, profesorze.- Granger próbowała się nieudolnie bronić.
-Ale pan Malfoy napisał i rzucił to w panny kierunku, panno Granger. - odrzekł profesor. - Wiem, że to co przeszliście było trudne, że martwicie się o Pansy i że czeka was jeszcze kilka przesłuchań, w tym w Ministerstwie.- obydwoje mieli ochotę uderzyć tego starego piernika za wypunktowanie im zmartwień związanych ze sprawą, w której byli świadkami. Doskonale wiedzieli co i jak, nikt nie musiał im o tym przypominać. - Wiem też, że takie sytuacje zbliżają do siebie...- poruszył sugestywnie brwiami przez co Gryfonce zrobiło się niedobrze a twarz Ślizgona wykrzywił grymas zniesmaczenia.
-Nie aż tak jak pan myśli. - przerwał mu szybko blondyn.
-A skąd wiesz, młody człowieku, w jakim sensie? - ponownie zachichotał zwiększając ich zażenowanie. - Nie chcę was surowo ukarać szlabanem ani odjęciem punktów, ostatnio dość już przeszliście, poza tym to nie jest taka ranga przewinienia i macie pewnie mnóstwo innych zajęć. Ale dam wam za karę małe zadanko. - westchnęli z cichą ulgą jednocześnie nadal czując odrobinę strachu. - Macie przygotować przepis na Eliksir Miłosny i uwarzyć go. Skoro tak bardzo lubicie spędzać ze sobą czas, że kontakt utrzymujecie nawet na lekcji to daję wam dwa tygodnie. Po upływie tego czasu chcę mieć na swoim biurku gotowy eliksir, który zaprezentujecie przy wszystkich obecnych.
-Ale ja nie lubię z nim spędzać czasu. - wypaliła Hermiona.
-Z wzajemnością. - odparł stojący obok chłopak.
-Nie możemy zrobić tego oddzielnie? - zaczęła prosić.
-Jeśli nie lubicie spędzać razem czasu to macie idealną okazję do polubienia. Razem i już. No, możecie iść. - wlokąc nogami po posadzce opuścili klasę. - Miłego dnia! - wykrzyknął jeszcze radośnie za ich plecami. Szatynka była jednak tak wściekła, że nawet nie miała ochoty dowiadywać się co było tak ważne, żeby koniecznie musieć pisać o tym liścik. Odeszła pośpiesznie do miejsca gdzie miała mieć kolejną lekcję.
  Uczeń domu Salazara miał ochotę spuścić sobie łomot za tak nieodpowiedzialny wyskok. Martwił się tylko o Blaisa a skazał się na całe godziny z wredną kujonicą. Pokręcił głową zdegustowany. Super, o ile się dało, to w tamtym momencie nienawidził siebie jeszcze bardziej niż przez ostatnie dwa lata.
  Lekcje mijały o wiele za wolno, czuli na sobie jeszcze więcej spojrzeń niż zazwyczaj, co graniczyło z cudem, ponieważ już do tej pory codziennie wpatrywali się w nich niemal wszyscy uczniowie na ich drodze. Draco dalej nie wiedział gdzie jest i co robi jego przyjaciel, a Hermiona nie miała najmniejsze ochoty rozmawiać z Ginny. Wizja wspólnej kary też wcale nie wydawała się kusząca. Kiedy w końcu zaczęła się przerwa na obiad obydwoje chcieli się ulotnić i nie jeść tego dnia. Żadnemu się nie udało. Ostatnią lekcję przed obiadem mieli oddzielnie, więc każde z nich szło z innego końca korytarza. On zamyślony, a ona z włosami lecącymi na oczy. Bum! Rozsypane książki i pergaminy, dwoje nastolatków z obolałymi od upadków tyłkami i świat, który wcale nie chciał się dla nich zatrzymać.
-Uważaj jak łazisz, idioto. Mam już dziś dość kłopotów przez ciebie. - syknęła masując sobie kolano.
-Z tego co widzę to nic ci się nie stało, no już, zbieraj graty. - zirytowany tym jak wolno Granger zbiera swoje rzeczy podał jej te podręczniki, których jeszcze nie podniosła z kamiennej podłogi.
-Wow, znowu zjawiasz się, gdy potrzebuję pomocy. Masz na mnie nastawiony radar? Czego chciałeś pisząc ten cholerny liścik? - niemal wyrwała mu swoją własność z ręki.
-Na pewno nie chciałem kary, tego możesz być pewna. - przewrócił oczami. - Skoro jesteś taką cudowną przyjaciółką to dlaczego jeszcze nie zauważyłaś, że Fenixa się nie pojawiła? - zapytał. Sam nieustannie walczył z wyrzutami sumienia. Osobiście cierpiał za każdą wojenną krzywdę czy ofiarę. Teraz chciał odpokutować i nie dopuścić by skrzywdzono kogokolwiek. Nie przewidział zdarzenia sprzed tygodnia, które tylko pogłębiło wyrzuty i sprawiło, że dobijający głos w głowie stał się głośniejszy.
-Blaise się nią wczoraj opiekował. Jasne, że się martwię, ale to Fen. Prędzej ona zrobi mu krzywdę niż odwrotnie. - poprawiła nieznośny kosmyk falowanych włosów.
-A ja chciałem się tylko dowiedzieć czy nie zwiali na Majorkę. - objaśnił spokojnie.
-To się dowiedziałeś. O szczegóły możesz dopytać mnie podczas wspólnego robienia przepisu. - prychnęła.
-A nie możemy tego zrobić oddzielnie i spotkać się jak wszystko będzie gotowe? - miał serdecznie dosyć ciągłego wpadania na Granger.
-Nie, bo to spieprzysz. - wygładziła białą koszulę.
-Jakie słownictwo, no no, pani prefekt... - pokręcił głową i pokazał jej dokładnie taki uśmiech jak wczoraj. Trochę prześmiewczy, trochę cyniczny a mimo wszystko z nutką sympatii.
-Taka jest prawda. Nie mam zamiaru niczego po tobie poprawiać. A teraz, kiedy już wiesz, że nasi przyjaciele są bezpieczni to może zniknij mi z oczu i dopiero potem ustalimy termin naszego spotkania, co, gołąbku pocztowy?  - kpiła z niego otwarcie, ale przestał czuć w jej głosie wrogość sprzed kilku lat.
-Odpokutuję, ale daruj sobie te paskudne żarty, proszę. - zrobił minę zbitego pieska. Gdyby łączyły ich inne relacje uznałaby to za zabawne. W tym momencie jednak Malfoy po prostu się nabijał. Zgoda spowodowała jedynie więcej szacunku, nie usunęła złośliwości.
-Jak chcesz odpokutować? - zignorowała jego głupie zachowanie.
-Zabieram cię na obiad. - wypalił.
-Słucham? - nie mogła uwierzyć. To na pewno głupi żart. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że zakochany w sobie arystokrata gdzieś ją zaprasza?
-Pójdziesz ze mną grzecznie do Wielkiej Sali, tak oto zapraszam cię na obiad. - delikatnie złapał ją za przedramię i pociągnął w odpowiednim kierunku. Po chwili, gdy minęło oszołomienie, uwolniła rękę z uścisku, jednak nadal podążała za nim.
-Jesteś żałosny. - uśmiechnęła się pod nosem kręcąc głową.
-Powtarzasz to tyle lat, że mogłabyś w końcu wymyślić coś nowego. - kiedy dotarli przed drzwi WS udał lokaja i przepuścił ją przodem cmokając przy tym znacząco.
-Nie mogłeś być głupszy, wiesz? Limit i tak został przekroczony. - niechętnie, ale przekroczyła próg a potem nie zwracając uwagi na to czy Malfoy idzie do swojego stolika, skierowała się prosto w kierunku Nevilla i Luny. Jednak ledwo opadła na ławę już obok niej pojawiła się Ginewra.
-Miałyśmy pogadać. - przypomniała lekko się uśmiechając.
-Gin, poczekaj, jeszcze nic dziś nie zjadłam. - nawet na nią nie spojrzała tylko nalała sobie na talerz pół wazowej łyżki zupy dyniowej. Zupa dyniowa. Znajomy zapach wcale nie kojarzący się dobrze. No tak! Przecież po przesłuchaniach dostali właśnie taką zupę! Odpędziła od siebie myśli o przesłuchaniach i Malfoyu, z którym teraz będzie musiała spędzić aż za dużo czasu.
-Jaka kara cię czeka za durne zachowanie Malfoya? - zapytał w końcu jej towarzysz. - Ten idiota sam powinien zostać ukarany.
-Spokojnie, Neville, już mu wygarnęłam. - gorąca zupa parzyła przełyk przywołując przy tym niemiłe wspomnienia minionego tygodnia. Hermiona skrzywiła się odsuwając od siebie talerz szybkim ruchem dłoni.
-A dostałaś jakąś karę? - zajął się obieraniem z mięsa udka kurczaka.
-Niestety. - mruknęła niemrawo.
-To niesprawiedliwe! - uderzył pięścią w stół.
-Ktoś powie mi o co chodzi? - wtrąciła się Luna, która czasami, tak jak tego dnia, siadała ze swoim chłopakiem i Gryfonkami.
-Już spieszę z wyjaśnieniami... - Hermiona zrobiła przerwę na zmęczone westchnienie po czym opowiedziała całą historię.
-Hermi, to nie jest fair wobec ciebie. Karę powinien mieć tylko on. - zauważyła białowłosa.
-Nie musicie mi tego mówić, wiem o tym doskonale sama.- do tej pory milcząca Ginny szturchnęła lekko Hermionę i zapytała :
-Możemy już iść skoro zjadłaś?
-Komu w drogę, temu czas.- dziewczyna Weasleya podniosła się z miejsca po kilku sekundach bicia się z myślami. Ta rozmowa i tak musiała się odbyć, mieszkały razem, nie uciekłaby od koleżanki w żadnym wypadku, nawet po zmianie sypialni i tak spotykałyby się na lekcjach. Lepiej załatwić to teraz.
-Znam jedno ustronne miejsce, na pewno lubisz takie, bo cały czas towarzyszą ci flesze. - zachichotała.
-Haha. - wywróciła oczami. W niezręcznej ciszy szły prosto do jednej z pustych teraz klas. Starsza z tej dwójki była zdeterminowana, chciała przebrnąć przez tą rozmowę i zaszyć się gdzieś na resztę przerwy.
-Wyluzuj, nie chciałam być niemiła.- panna Weasley spuściła wzrok.
-Ostatnio też nie chciałaś, co? Ale nie wyszło.- dotarły do pustej podczas przerwy klasy. Hermiona weszła pierwsza.
-Przepraszam, naprawdę.- ruda unikała spojrzenia szatynki.
-To nic nie znaczy. Ostatnio też przepraszałaś, prawda? Ginny, słuchaj, wiem, że na każdego wojna działa inaczej. Straciłaś brata, przyjaciół. Ale wyobraź sobie, że moi przyjaciele też nie żyją, do dzisiaj nie odnalazłam rodziców, nie jesteś w tym sama, do cholery! - podniosła głos ku zdziwieniu i swoim i przyjaciółki. - Znalazłam z Draco półżywą Pansy i ostatnim o czym chcę pamiętać są właśnie wojna i ten widok. Rzadko zdarza mi się zagadać dłużej z Nevillem i Luną, pozostali traktują mnie jak jajko i praktycznie nikt ze mną nie rozmawia. Też mam swoje osobiste kłopoty, z których niekoniecznie jestem zobowiązana ci się zwierzać jeśli nie chcę! Ale myślałam, że się znamy i przyjaźnimy, że mnie rozumiesz, że wiesz jak to jest, gdy z dnia na dzień wbrew własnej woli stałaś się jakąś specyficznego rodzaju pseudo gwiazdą! Unikałam pytań, wszystkiego tego co rozdrapywało rany, ale kto wbił mi kolejny nóż w plecy? Właśnie ty, Ginewro! Jak możesz mieć pretensje, że nic nie wiesz i wypytywać mnie o szczegóły?! Czego oczekiwałaś, że opowiem Ci ze szczegółami najdrobniejsze elementy?! A tego właśnie chciałabyś na miejscu Pansy?! Jak możesz zarzucać mi niewierność skoro to twój brat wysłał mi odkąd tu jestem tylko jeden list gdzie wypisywał komplementy o tym jaki to on jest bohaterski i jak to mnie obroni? Kocham go, nie waż się więcej mówić mi, że go zdradzam, dotarło?! Nie mam prawa mieć dość?! Dlaczego wszyscy wiedzą lepiej ode mnie jaka jestem, jaka być powinnam, wyidealizowany wizerunek bohaterki! Dlaczego każdy czegoś oczekuje?! Mam, do jasnej cholery, 17 lat, w mugolskim świecie nie jestem nawet pełnoletnia! Mam dość! Ciągle muszę się dostosowywać to tego jak mnie widzicie a to już dawno przestałam być ja! Spieprzaj! Wszyscy spieprzajcie! - szybko porwała z blatu torbę i wybiegła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Osłupiała Ginny przez dłuższą chwilę nie ruszała się z miejsca.
  Dracon, kiedy zobaczył, że ta kujonica w końcu usiadła, udał się do swojego stołu. Zanim zdążył się zorientować co dziś chciałby wcisnąć w siebie w celu przeżycia obok pojawiła się jego ''dziewczyna''.
-Kotek, słyszałam, że dostałeś szlaban. - usta miała w kolorze zaschniętej krwi.
-Nie szlaban tylko karę. Słuchaj uważnie zanim zaczniesz mleć ozorem. - nie mógł nic na to poradzić. Szanował kobiety, ale paradoksalnie ta, z którą się spotykał okazała się najmniej przez niego szanowaną. Dokładnie w tym momencie dotarło do niego, że nawet Granger dostawała od niego ostatnio więcej troski. Jeżeli nadal będzie traktował swoją ''poczwarę'' ( jak zwykł ją nazywać Zabini) jak powietrze to w końcu nawet ona go zostawi.
-Ojeju. - przeplotła przez palce wylakierowane włosy.
-Siadaj. - przesunął się lekko a ona niczym połamana kocica usiłująca być seksowna zaległa obok.
-Za co ta kara? - wyjęła lusterko z torebki pokrytej cekinami.
-Za nic ważnego. Na pewno pomiędzy moimi licznymi obowiązkami znajdzie się chwilka dla ciebie. - wymruczał, choć już sam ton z trudem przechodził mu przez gardło.
-A dziś wieczorem taka się znajdzie? - był gotów powiedzieć, że nawet za parę minut, ale uświadomił sobie, że jeszcze nie wie kiedy czeka go pisanie przepisu z gryfonicą - kujonicą. Czyli jak najszybsze przebycie męki jakiej była randka z '''poczwarką'' odpadało. Pozostawała opcja przeniesienie tego na inne dni tygodnia.
-Umówimy się potem, dziś odpada. - przy niej nawet jedzenie wydało się być męczące. Szybko wstał od stołu tłumacząc się, że zostawił podręcznik w jednej z klas. Resztę przerwy spędził spokojnie w pustym korytarzu. Było tam chłodno i wilgotno, jak w lochach, w których uratował Granger.
   Trzy kolejne godziny minęły jak mrugnięcie oka. Złość Hermiony opadła ustępując miejsca dla niesamowitego żalu. Dopiero dzisiaj do niej dotarło jak bardzo tęskni za czasem, gdy mogła być sobą, a w ''Modnej czarodziejce'' nikt nie umieszczał jej zdjęć z Ronem. Chciała cofnąć czas tak, żeby nigdy nie wyć z rozpaczy po tym jak zdjęcia z pogrzebu Freda ukazały się w "Proroku codziennym'' okraszone komentarzem co do stylizacji i zachowań całej rodziny.Łudziła się, że po wszystkim dalej będzie w miarę przeciętną dziewczyną, że tragedie zbliżają, że wojna pokazuje wyłącznie najlepsze ludzkie cechy, a na cudzej rozpaczy nie powinno się zarabiać. Niestety, było zupełnie inaczej. Dzwonek oznajmiający wolne popołudnie wyrwał ją z niemiłych rozmyślań. Jej wcześniejsza rozmówczyni nie pojawiła się już na zajęciach po tym jak wysłuchała najgłębiej skrywanych uczuć swojej współlokatorki, jednak starsza z tej dwójki nie czuła się zmartwiona, Gin przypominała z charakteru Fenixę, raczej to ona zaczęłaby atak niż zostałaby zaatakowana. Poza tym, sama zaczęła a w Hermionie dziś geny potulnego kotka zostały schowane najgłębiej jak się dało. Miała zamiar, póki zadziorność nie ustępowała, ustalić spotkanie z Malfoyem. Rzadko czuła u siebie taką determinację jak dziś, więc postanowiła to wykorzystać i z prędkością światła ruszyła na poszukiwanie sprawcy dzisiejszego zamieszania. Omijała zwinnie całe tabuny nastolatków. W końcu dotarła na miejsce koło schodów prowadzących do lochów. Poczekała zaledwie kilka minut a już pojawił się Malfoy.
-Możesz skończyć mnie prześladować? Jesteś parszywie nieznośna! - jęknął, choć oczy dziwnie mu błyszczały ognikami, które ostatnio pojawiły się w jego źrenicach w pierwszej klasie.
-Dzisiaj o 19 widzę cię pod drzwiami biblioteki. Jeżeli się nie stawisz lub spóźnisz idę do profesora i zarobisz szlaban, żeby było jasne! - wycelowała w niego swoim chudym palcem.
-Spokojnie, bo się przestraszę. - roześmiał się po czym niemal przyjacielsko poklepał ją po ramieniu i rzucił jeszcze tylko - To do zobaczenia! - zniknął w lochach. Potraktował ją tak protekcjonalnie jakby była dzieckiem. Nagle, zupełnie wbrew logice, która powinna nakazywać zwiększenie gniewu za takie traktowanie, silne emocje całkiem opadły. Pozostała doskonale znana pustka i ... nieśmiały uśmiech. Przecież blond bubek nie potraktował jej tak dlatego, że ją lubi. Widocznie jej zachowanie musiało być na tyle zabawne, że ją wyśmiał swoim podejściem. Może i miał rację? Jej złość na niego już nic nie zmieni, bo i tak są skazani na swoje towarzystwo. Kręcąc głową nad swoim niedawnym wybuchem wróciła do siebie.
  Tym czasem Draco skierował się nie do swojego pokoju, a do dormitorium panny Romanow. Zapukał mocno do drzwi.
-Stary, wyłaź, jesteś tam a ja to wiem! - jeszcze raz uderzył.
-Już lecę otworzyć, luz! - dobiegł do damski głos. Otworzyła czerwonowłosa, szczupła dziewczyna w czarnych jeansach i obcisłej, fioletowej koszulce bez nadruków.
-Gdzie jest twój kochanek? I jak po wspólnej nocy, sprawdził się? - silił się na bycie zabawnym, ale jak zauważył, o zgrozo, przy Granger ostatnio wychodziło mu to trochę lepiej.
-Jesteś żałosny, naprawdę. Włazisz? Jego tu nie ma. Wyspaliśmy się, zjedliśmy jego słodycze i sobie poszedł. Pojawimy się na kolacji, uprzedzając twoje kolejne pytanie, trzeźwi. Nie korzystałam z jego doświadczenia. Spaliśmy razem, fakt, ale w jednym wyrku, nawet mnie nie dotykał w sposób, w który macasz Astusię. - uśmiechnęła się przebiegle.
-Ohyda! - skrzywił się z obrzydzeniem. - Jeśli nic wam się nie stało to idę do siebie.
-Do zobaczenia Dracusiu! - zapiszczała udając głos ''Astusi''. Ślizgon wrócił do swojego dormitorium, w którym zastał nie kogo innego jak Zabiniego z butelką trunku w dłoni.+
-Wczoraj ona piła teraz ty?- jego zdegustowany przyjaciel uniósł brew.
-Nie pytaj.
-Nie miałem zamiaru. Zarobiłem karę. Muszę szybko odrobić lekcje i spadać na tortury.
-To miłej nauki. Idę się przejść. Pokujonię wieczorem, połóż mi na łóżko notatki jak już skończysz. Dzięki. - nie czekając na odpowiedź odstawił butelkę na nocką szafkę i po prostu wyszedł.
  Godzinę przed kolacją panna Granger ubrana w zwykłe jeansy marmurki i białą bluzkę w czarne paski (rękaw 3/4) siedziała na swoim łóżku czytając książkę. Prace domowe odrobione, treści przyswojone, a wszystkie książki z biblioteki Hogwartu już dawno przeczytane. Obecnie przerzuciła się na literaturę mugolską. Jako ogromna fanka Szekspira miała już za sobą wszystkie książki o nim oraz niemal wszystkie jego sztuki, właśnie kończyła ostatnią. Wtedy drzwi uchyliły się a w nich stanęła Ginny.
-Martwiłam się już o ciebie. - powiedziała spokojnie Hermiona patrząc znad książki.
-Jaaaasne. Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę. - prychnęła.
-A dlaczego miałabyś nie? I gdzie byłaś? - powolnym ruchem dłoni odłożyła książkę na bok.
-Bo muszę przyznać ci rację. Nie byłam dobrą przyjaciółką. Ale ty też nie jesteś bez winny, przyszła Weasley! - uśmiechnęła się słabo, jakby na siłę, ale nie było w niej gniewu. Próbowała być zabawna.
-A gdzie zawiniłam, przyszła Potter, co? - Hermiona związała włosy w kucyk, który tak bawił Malfoya.
-Straciłam brata, nie tylko ty czułaś się samotna. A jednak... Kurs aurorów zabrał mi chłopaka i brata, a sława jeszcze przyjaciółkę. Byliście pod ciągłym ostrzałem dziennikarzy, nie myślałam, że tego nie chcesz, miałam wrażenie, że się tak dystansujesz do wszystkich, bo zostałaś diwą, gwiazdą. Byłam zbyt skupiona na swoim żalu, żeby dostrzec cudzy. Ale w tobie również nie było wsparcia. Po ukazaniu się w prasie zdjęć z pogrzebu płakałam, a ty zamknęłaś się w pokoju, rzuciłaś odpowiednie zaklęcia i nie pytałaś jak czują się inni. Obydwie zawiodłyśmy w tym momencie. Uciekłaś w naukę, ja w spotkania. Ale czułam, że uciekasz ode mnie. Wyszłaś z przedziału i choć miałaś ku temu powód to ja byłam zła. A potem ta cała akcja, gdzieś w tym moim żalu była myśl ''Pewnie celowo ZNOWU była na miejscu zdarzenia. CHCE LŚNIĆ!''. To płytkie, wiem. Po prostu Ron ma ten swój kurs, Harry też, chciałam akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, które wbrew pozorom nie pojawiło się wraz z końcem wojny. Liczyłam, że jeśli nadal jestem dla ciebie ważna to mi to wszystko opowiesz, co się stało, jak było. Nie powiedziałaś. A do tego ta akcja z Malfoyami. Ja... bałam się, że stracę nie tylko przyjaciółkę, ale szansę na szczęście dla mojego brata. Nie jest święty i ostatnio kompletnie cię zlewa, to fakt, ale on cię kocha. Gdzieś tam na dnie próżnego serca jest miłość. Nie chciałam, żebyś ją odtrąciła dla kogoś takiego jak ten cały Ashton. I był też ostatni powód, chyba najpłytszy, najbliższy temu co czują nieznający cię ludzie, najbardziej przez ciebie znienawidzony. - zawiesiła głos po długiej przemowie.
-Kontynuuj. - powiedziała Hermiona aksamitnym głosem.
-Ja... to znaczy ty... Oh, to bez sensu. Daj mi moment. - usiadła na łóżko, poprawiła rude włosy po czym kontynuowała. - Bo... jesteś jakby symbolem. Ludzie szukają symboli, czegoś co im się kojarzy ze szczęściem, bezpieczeństwem. W obecnych czasach potrzebują też symboli niedawnej wygranej. Ty, Harry i Ron nimi jesteście. Jesteście symbolami. Każdy kto was nie zna tworzy sobie z was idoli, szuka w was jakiejś opoki. Póki wy jesteście, póki nie macie z kim walczyć i zachowujecie spokój znaczy, że jest dobrze. Dla obcych nie jesteście już ludźmi, jesteście bohaterami a to odbiera prawo do normalności i człowieczeństwa na poziomie innych, przykro mi, że tak jest. Jeśli ktoś was zna to tak tego nie widzi. Dostrzega ludzi, problemy, rozterki, emocje. Chyba, że jest czymś zaślepiony. Wtedy nie dostrzega nic. A ja byłam zaślepiona lękiem przed stratą, ogólnie lękiem, boję się spać, dręczą mnie koszmary, do tego czułam swój żal a innym podświadomie odbierałam prawo do cierpienia. Wracając... kiedy się ode mnie odsunęliście a ja do tego oślepłam emocjonalnie to zrobiłam sobie z was symbole. Harry i Ron byli daleko, kurczowo trzymałam się ciebie. A kiedy ty zaczęłaś stawać się inna czułam, że niedługo runie wszystko. Dopiero wczoraj postanowiłam pogadać, bo te nagromadzone emocje i wybuch były żałosne a przeprosiny raczej mętne. Ale po twoim dzisiejszym wybuchu zrozumiałam kim jesteś. Moją dawną przyjaciółką a nie pieprzonym pomnikiem zwycięstwa. Przepraszam. Nie oczekuję, że nadal będziemy się przyjaźnić.
-Ginny... - Hermiona wstała. - Będziemy, ale daj mi to przemyśleć. Idę na kolację. Pogadamy kiedy wrócę, dobrze? - widząc niepewne kiwnięcie głową pobiegła na kolację czując rosnącą gulę w gardle.
Wpis miał być wcześniej, ale z różnych osobistych przyczyn nie wyszło. No nic. Ważne, że jest dziś, teraz. W URODZINY BLOGA! Mam nadzieję, że rozdział sprostał Waszym wymaganiom i nadaje się na jego święto :D. Dziękujemy Wam za cały rok z nami, naszą twórczością, dziękujemy Wam za cierpliwość, sporą liczbę wejść, wszystkie ciepłe słowa i komentarze. Pierwsza osoba, która złoży pod tym postem zamówienie je dostanie! :D. A niedługo drugi prezent dla Was, czytelników : Zakończenie ''Chorej miłości''! Postaram się do końca tego tygodnia, ale jest teraz dość ciężki czas, więc może się okazać, że będzie w przyszłym. No nic, bo i tak pojawi się wcześniej niż planowałam :D. Jeszcze raz Wam dziękujemy i życzymy sobie wszystkiego co najlepsze, haha :D. + szykuje się jeszcze jedna urodzinowa niespodzianka, hihi, postaram się ją zrobić jak najszybciej, może nawet w dzień po urodzinach pojawi się na blogu, wypatrujcie :D.
Z rozdziału jestem raczej zadowolona, ponieważ pojawił się rys psychologiczny postaci, widać co się dzieje, to wszystko nadało im głębi, choć miało być ciut dłużej (nadrobię przy kolejnym) i nie jest zbetowany, bo potrzeba go dodać zaraz, już. No cóż, wybaczcie a ja lecę zgasić świeczki na blogowym torcie :D.