Hej, kochani. Za ten rozdział biorę się w następującym
stanie : szaro za oknem, ja czuję się średnio i jestem senna, kubek gazowanego
napoju obok mnie, a pomysł jest na razie samym szkicem, reszta pojawi się w
trakcie pisania. Także szykuje się ciekawy rozdział, hihi :D. Liczyłabym na
większą aktywność z Waszej strony, byłoby mi miło, Viperze również. No to
zaczynam, a na zachętę : 1 KOMENTARZ U NAS=2 KOMENTARZE U CIEBIE. Jeśli chcecie
zareklamować swój blog u nas, to dajcie znać w komentarzu :). Miłej lektury!
PRZECZYTAJCIE TO CO POGRUBIONE AKAPIT NIŻEJ, KIERUJĘ TO DO WAS. DOCZYTAJCIE DO
KOŃCA, DZIĘKI Z GÓRY.
Rozdział jest później niż miał być, przepraszam, są wakacje i ja również mam mnóstwo zajęć, niekoniecznie związanych z blogiem. Poza tym nie ukrywam, że reakcje na rozdział 12 mnie zirytowały i dlatego zwlekałam z tym. Jest długi i UWAGA, ostrzegam : moi bohaterowie mają drugie dno :). To nie są kukły ani lalki. Lekko się czyta kiedy bohater ma tylko przygody, wyszedł na prostą, ale oni są świeżo po tragedii, minęło ledwie parę miesięcy, może dlatego są tacy a nie inni? Ich zachowania są wyjaśnione, staram się ich zrozumieć a Wam ich przybliżyć. Ginny ma 17 LAT, NIE jest dorosła. Okres dojrzewania, strata wielu przyjaciół i brata, to zagubiona NASTOLATKA. Może się nie podobać, ok, ja to szanuję. Ale piszę przede wszystkim dla SIEBIE, dla SWOJEJ radości, dla SWOJEGO rozwoju. Cieszy mnie liczba wyświetleń i komentarze, bohaterów jednak nie zmienię. W filmie zrobili z niej płaską postać, może z braku czasu, u mnie ma psychikę, tak jak w książce. U Rowling ma charakterek, to ma i tutaj. Nie zapominajmy, że to tak naprawdę jeszcze bardzo smutne dziecko, które straciło mnóstwo bliskich i może być wredna, złośliwa, dziecinna ze strachu przed kolejną stratą albo, żeby odreagować. Ja to widzę tak. Chcecie tanie romanse i postacie o psychice chomika? Nie tutaj. Kolejna rzecz : nie wierzę, że na tyle słów nie macie żadnego pozytywnego słowa tylko same uwagi. Jednak ok, przyjmuję. Ja na Waszych blogach piszę też miłe rzeczy jeśli już muszę na coś zwrócić uwagę, tak tylko dodam. Dziękuję Wam za samo przeczytanie rozdziału i wyświetlenia, wpakowałam w to mnóstwo swojego czasu i pracy, a widzę, że to czytacie, to dla mnie ważne. Nie ma bety i trudno, wolę to niż musieć przerabiać tekst kolejny raz po zbetowaniu i wstawiać za kogoś przecinki. Ja sama je gubię, ale się staram i podstawowe zasady interpunkcji szanuję, dlatego nie trzeba robić mi afery, bo zgubiłam jeden czy dwa znaczki. Przeczytałam, że za mało zaznaczam akapity, dostosuję się, będzie bardziej, racja. Choć nie zgadzam się z komentarzem, że nie stosuję się do uwag. Może dlatego, że zmieniają kontekst? Nie chcę nikogo obrażać, szanuję Was, staram się do Was dostosować jeśli macie rację, jak wyżej, z akapitami. Kiedy ja mam rację, to przepraszam, będę stać przy swoim. Dałam z siebie mnóstwo, rozłożyłam żal bohaterów na części, wyjaśniłam i co? I źle. Hermiona może i jest trochę awanturnicza, miała taka być. W tym rozdziale było napisane dlaczego tak jest, wystarczyło się wczytać. Nie jest zbetowane, bo nie czuję takiej potrzeby, kiedy poczuję to poszukam bety. Jak komuś to przeszkadza to w tym momencie powiem tyle : trudno. Jestem zadowolona z tego co piszę i jacy są Draco, Hermiona, cała reszta. Buduję ich relację powoli, jak w rzeczywistości, widać co, jak, kiedy, gdzie, dlaczego. Jest dla doroślejszych czytelników, którzy zrozumieją? Może. Jest trudniejsze w odbiorze? Chyba. Jestem zadowolona z tego co robię, nie poprawiam po kimś kto zmienił mi na coś czego nie chciałam, miało być jakie jest? Na pewno. Lubię Was, nie chcę zrobić Wam przykrości, tak jak niektórzy próbowali zrobić mi. Jeśli zobaczę, że ktoś znowu się czepia na siłę, to blokuję dodawanie przez niego komentarzy, bo psuje przyjazną atmosferę jaką staram się stworzyć przyjmując zamówienia, odpowiadając na komentarze, komentując innym, dodając niespodzianki. Nie piszę tego w emocjach, jestem spokojna, po prostu chciałam się z Wami podzielić moimi uwagami, tak jak Wy dzielicie się swoimi. To tyle. Przemyślcie moje słowa, dziękuję. Zapraszam na rozdział.
Rozdział jest później niż miał być, przepraszam, są wakacje i ja również mam mnóstwo zajęć, niekoniecznie związanych z blogiem. Poza tym nie ukrywam, że reakcje na rozdział 12 mnie zirytowały i dlatego zwlekałam z tym. Jest długi i UWAGA, ostrzegam : moi bohaterowie mają drugie dno :). To nie są kukły ani lalki. Lekko się czyta kiedy bohater ma tylko przygody, wyszedł na prostą, ale oni są świeżo po tragedii, minęło ledwie parę miesięcy, może dlatego są tacy a nie inni? Ich zachowania są wyjaśnione, staram się ich zrozumieć a Wam ich przybliżyć. Ginny ma 17 LAT, NIE jest dorosła. Okres dojrzewania, strata wielu przyjaciół i brata, to zagubiona NASTOLATKA. Może się nie podobać, ok, ja to szanuję. Ale piszę przede wszystkim dla SIEBIE, dla SWOJEJ radości, dla SWOJEGO rozwoju. Cieszy mnie liczba wyświetleń i komentarze, bohaterów jednak nie zmienię. W filmie zrobili z niej płaską postać, może z braku czasu, u mnie ma psychikę, tak jak w książce. U Rowling ma charakterek, to ma i tutaj. Nie zapominajmy, że to tak naprawdę jeszcze bardzo smutne dziecko, które straciło mnóstwo bliskich i może być wredna, złośliwa, dziecinna ze strachu przed kolejną stratą albo, żeby odreagować. Ja to widzę tak. Chcecie tanie romanse i postacie o psychice chomika? Nie tutaj. Kolejna rzecz : nie wierzę, że na tyle słów nie macie żadnego pozytywnego słowa tylko same uwagi. Jednak ok, przyjmuję. Ja na Waszych blogach piszę też miłe rzeczy jeśli już muszę na coś zwrócić uwagę, tak tylko dodam. Dziękuję Wam za samo przeczytanie rozdziału i wyświetlenia, wpakowałam w to mnóstwo swojego czasu i pracy, a widzę, że to czytacie, to dla mnie ważne. Nie ma bety i trudno, wolę to niż musieć przerabiać tekst kolejny raz po zbetowaniu i wstawiać za kogoś przecinki. Ja sama je gubię, ale się staram i podstawowe zasady interpunkcji szanuję, dlatego nie trzeba robić mi afery, bo zgubiłam jeden czy dwa znaczki. Przeczytałam, że za mało zaznaczam akapity, dostosuję się, będzie bardziej, racja. Choć nie zgadzam się z komentarzem, że nie stosuję się do uwag. Może dlatego, że zmieniają kontekst? Nie chcę nikogo obrażać, szanuję Was, staram się do Was dostosować jeśli macie rację, jak wyżej, z akapitami. Kiedy ja mam rację, to przepraszam, będę stać przy swoim. Dałam z siebie mnóstwo, rozłożyłam żal bohaterów na części, wyjaśniłam i co? I źle. Hermiona może i jest trochę awanturnicza, miała taka być. W tym rozdziale było napisane dlaczego tak jest, wystarczyło się wczytać. Nie jest zbetowane, bo nie czuję takiej potrzeby, kiedy poczuję to poszukam bety. Jak komuś to przeszkadza to w tym momencie powiem tyle : trudno. Jestem zadowolona z tego co piszę i jacy są Draco, Hermiona, cała reszta. Buduję ich relację powoli, jak w rzeczywistości, widać co, jak, kiedy, gdzie, dlaczego. Jest dla doroślejszych czytelników, którzy zrozumieją? Może. Jest trudniejsze w odbiorze? Chyba. Jestem zadowolona z tego co robię, nie poprawiam po kimś kto zmienił mi na coś czego nie chciałam, miało być jakie jest? Na pewno. Lubię Was, nie chcę zrobić Wam przykrości, tak jak niektórzy próbowali zrobić mi. Jeśli zobaczę, że ktoś znowu się czepia na siłę, to blokuję dodawanie przez niego komentarzy, bo psuje przyjazną atmosferę jaką staram się stworzyć przyjmując zamówienia, odpowiadając na komentarze, komentując innym, dodając niespodzianki. Nie piszę tego w emocjach, jestem spokojna, po prostu chciałam się z Wami podzielić moimi uwagami, tak jak Wy dzielicie się swoimi. To tyle. Przemyślcie moje słowa, dziękuję. Zapraszam na rozdział.
Hermiona po rozmowie z Ginny zupełnie
nie mogła pozbierać myśli. Wszystko kotłowało się w niej jak w pralce
nastawionej na wirowanie. Nie potrafiła ułożyć układanki z rozsypanych puzzli.
Kiedy dotarła na kolację, mechanicznie usiadła na swoim stałym miejscu po czym
wgapiła się w stół. Gdyby nie dotyk na ramieniu siedziała by tak jeszcze długo.
Jej reakcją jednak było odskoczenie z piskiem, co zwróciło uwagę paru osób.
- Spokojnie, to ja. - głos należał do Luny i był delikatny
jak błękitny sweterek, który miała na sobie. - Tak się wpatrujesz w pucharek
jakby było tu jakieś wyjątkowo interesujące stworzenie. Ale ja go nie
dostrzegam. - wyjaśniła siadają obok z uśmiechem.
- Po prostu się zamyśliłam. - Gryfonka machnęła ręką.
- Rozumiem. Lubię się czasami zamyślać. Zjesz coś? -
przesunęła dłonią nad stołem, jakby prezentując dania.
- Zjem, tak, tak. - puree z dyni i ziemniaków oraz stek
wylądowały na jej talerzu. Luna mówiła o czymś i mówiła, a Hermiona posłusznie
potakiwała. W końcu zjadła, nawet nie zauważyła kiedy wszystko zniknęło jej z
talerza. Nie pamiętała od kiedy zjadała całe porcje. Podziękowała i odeszła od
stołu. Miała ochotę się przejść, cokolwiek, ale znowu dała się pokierować
rozsądkowi co doprowadziło do pójścia przed bibliotekę. Malfoy już czekał.
- Raczyłaś się pojawić, świetnie. To teraz chodź, napiszemy
co swoje i jesteśmy
wolni.
- Nie bądź śmieszny! - prychnęła w odpowiedzi nie
ujawniając co niby miałoby być w jego wypowiedzi zabawne. Weszli do biblioteki,
a wtedy, zupełnie bez słowa, wyprzedziła go kierując się do jednego z
zapomnianych stolików na końcu pomieszczenia. Z nerwów szła tak szybko, że
ledwo za nią nadążał. Kiedy dotarła, usiadła spokojnie, starała się stwarzać
pozory i nie okazać jak bardzo ma ochotę coś rozwalić, choć przecież to takie
do niej niepodobne. Pojawił się przy stoliku chwilę po niej, miał na sobie
czarne spodnie i granatową koszulkę na krótki rękaw. Rozwalona na krześle
dziewczyna wskazała głową na owe spodnie.
- Nie próbuj się silić na bycie cool, dzisiaj to odpada.
Może powiesz mi dlaczego niby to nie potrwa krótko?
- Bo nie pamiętam tej receptury, poza tym jest strzeżona,
może dlatego, cwaniaku? A uwarzenie tego zajmie nam mnóstwo czasu, przepis to
jeszcze nic.
- Na pewno nie ułatwiasz nam roboty. - usiadł niezgrabnie,
niczym niecierpliwy uczniak.
- A to dlaczego? - uniosła lewą brew. Dostał dreszczy na
plecach. Co go niby obchodzi, którą brew ona unosi?
- Bo nie masz pióra, atramentu, nawet cholernego pergaminu!
Może dlatego? Z tego co mi się wydaje to ty z naszej dwójki jesteś z tego
lepsza i robisz lepsze notatki. Zaraz pewnie dodasz, że bazgrzę, a ja jakoś mam
problem z przyjmowaniem twoich komplementów. Jak mamy pracować skoro nie masz
na czym pisać? Masz, podzielę się. Ale potem nie chcę słuchać jaki to ja jestem
niedobry, że gówno robię. Może dlatego? - zakończył wywód wkurzony. Też mu się
nie uśmiechała ta kara. Owszem, jego wina, ale tu podchodzi do tematu pokojowo
a ona pyskuje i nie ułatwia! Dopiero teraz ona oprzytomniała. Z amoku wyrwało
ją nie jego pierniczenie o niczym, tylko fakt, że zapomniała o tak ważnych
rzeczach! Z powodu rozmyślań zachowała się jak hipokrytka i najpierw narobiła
mu awantury a teraz sama zapomina! Wyprostowała się na krześle. Zbladła.
- Wyluzuj i masz co moje, podzielimy się, nie? - zrobił się
bardziej ugodowy. Kłótnie już niczego nie zmienią.
- Dzięki. - mruknęła oczami wędrując po półkach.
- Spędzasz tu całe godziny, co? - zakpił.
- Wyobraź sobie, że nie. - nie zaszczyciła go spojrzeniem.
- Weź no.... - tu padło około 10 tytułów ksiąg.
- Czytałaś tu wszystkie książki poza zakazanymi, prawda? -
nie czekając na odpowiedź wstał po opasłe tomiszcza. Kiedy 10 zakurzonych
książek leżało na stoliku, szatynka odpowiedziała.
- Włącznie.
- Co? - otrzepywał kurz z włosów.
- Włącznie z zakazanymi. - zachichotała jakby był to
najlepszy żarcik, po czym natychmiast zaczęła wertować ''Eliksiry uczuciowe.
Nienawiść, miłość, przyjaźń, potencja.''.
- No nie wierzę! Granger potrafi być niegrzeczna, fiu, fiu.
- zagwizdał.
- To brzmi dwuznacznie, ale ty chyba lubisz takie klimaty.
- zaczerwienił się lekko, zupełnie niechcący. - Nie patrz tak na mnie, bierz
''Antidota na eliksiry Erosa'' i czytaj. - spojrzała znad swojej lektury.
- Nawet antidota? Zwariowałaś? Eh, kobiety. A ile tu kurzu.
Nikt tu nie sprząta? No nie rób sobie jaj. Siedzisz tu tyle lat, że pewnie masz
alergię. - marudził.
- Zamknij się i czytaj, dobrze? - zasugerowała śledząc
tekst. Przyjrzał się tytułowi tego co czytała.
- Wow, wychodzi na to, że można tu sprawdzić jaki jest
przepis na viagrę, ostro. - zaczął wertować to co mu nakazano, ale jego
zirytowana towarzyszka z przebiegłym uśmieszkiem zaproponowała :
- Może się wymienimy, co?
- Dlaczego? - zdziwił się. Jej humor momentalnie się
zmienił.
- Bo możesz tego kiedyś potrzebować! - fuknęła i wróciła do
przerwanej czynności. Draco wstał od stołu i ruszył w kierunku najbliższego
regału.
- Co ty wyprawiasz? - poczuła się kompletnie skonfundowana.
- Idę sprawdzić czy nie masz czegoś na te twoje koszmarne
humorki! Najpierw byłaś wkurzona, potem jakaś nabuzowana i agresywna, jak tu
przyszłaś to nieobecna i złośliwa, teraz za to dawna ty! Nie rozumiem!
- Masz rację. Powinnam się uspokoić. - skapitulowała. -
Otworzysz okno? - bez słowa spełnił prośbę.
- Humorki wywietrzeją?
- Nie pomagasz. Nie umiem się skupić kiedy tak gadasz.
Zajmijmy się każde swoją robotą, pójdzie szybciej, dobra?
- Dobra. - kiwnął głową. Następne pół godziny pracowali
robiąc notatki. W końcu nie wytrzymał i powiedział w przestrzeń.
- Byłem u Fen i Blaisa. - naskrobał coś na swoim kawałku
pergaminu.
- I co u nich? - rzuciła obojętnym tonem dopisując coś do
swoich przemyśleń.
- Żyją, cali i zdrowi.
- Miałam rację. - uśmiech. Przyjazny. Może nie przywykł, a
może za dużo było takich sytuacji w ciągu ostatnich dni, ale ona, uśmiech, ta
nienaturalność, groteskowość sytuacji wytrąciły go ze skupienia.
- Ale wcześniej przyznałaś ją mi. - zauważył. - I nawet
mnie przeprosiłaś w sobotę, pamiętam!
- Muszę być dla ciebie ważna, co? - powiedziała to żartem,
jednak brak ironii w jej tonie najmocniej przeraził ją.
- Jasne, - podłapał- wstaję każdego ranka, idę do lustra i
powtarzam sobie ''To ciebie przeprosiła Hermiona Granger, możesz wszystko!''. -
wypiął dumnie pierś a udawany ton hrabiego sprawił, że naprawdę się roześmiała.
Atmosfera się rozluźniła.
- Hermiona Jean Granger. - uściśliła radośnie.
- Dracon Lucjusz Malfoy. - wstał by się ukłonić a ona
śmiała się dalej.
- Siadaj na tyłku i do roboty, już! - próbowała się
opanować.
- Rozkaz! - zasalutował. Minęło kolejne dwadzieścia minut.
To wszystko było odrealnione. Oni, dwójka wrogów przy jednym stoliku, śmieją
się i świetnie dogadują, jak gdyby nigdy nic!
-Malfoy, tfu, Draconie Lucjuszu Malfoy - przewrócił oczami,
ale jej nadal było wesoło. - Masz coś? Niedługo będzie 21, musimy zebrać się
szybciej.
- Ok, ok. Ale jestem zmęczony. - dodał na na swoje
usprawiedliwienie.
- Nie tylko ty. Naprawdę. Również nie miałam najlepszego
dnia. Eh, moja mama zawsze po takim dniu piła kawę. - westchnęła.
- Masz ochotę na kawę? - zapytał całkiem serio.
- Każesz mi sobie po nią iść? To nie mam. Pracuj, spieszy
mi się.
- Ciekawe dokąd. - rzucił teatralnym szeptem.
- Chcę to mieć za sobą, tak trudno to zrozumieć? Nie
spieszy ci się na schadzkę z twoją lalą? - odłożyła książkę. I tak nic więcej
się z niej nie dowie.
- Zazdrosna? Miałem ci iść po tą kawę, ale motywuje cię
chęć dokopania mi. Pracujmy w ciszy. - przewrócił oczami.
- Poddajesz się? - kiedy jego oczy w kolorze bielonego
szkła patrzyły na nią jakby chciały odgadnąć jej myśli, wcale nie mogła skupić
się na ''Uroki, eliksiry i zaklęcia na panny lub chłopców do wzięcia!''.
- Nie za bardzo. Ale daję ci wygrać. - im bardziej to
przypominało tylko przyjacielskie dyskusje tym bardziej miał ochotę uciec. -
TYM RAZEM daję ci wygrać. Nie przyzwyczajaj się, to tylko raz na siedem lat
znajomości. - wyjaśnił. Prychnęła. Nastała cisza. Za oknem robiło się coraz
chłodniej, jesienny wiatr zaczął szeleścić kartkami. Blondyn bez słowa wstał i
zamknął okno.
- Dzięki. - powiedziała machinalnie. Odłożył na półkę
książkę, którą skończył i tą, którą skończyła ona. Nie zaprotestowała. Wrócił
na miejsce. - W życiu dzisiaj nie skończymy. - sięgnął po następną dawkę wiedzy.
- Wiem. - odsunęła od siebie notatki. - Ale ja się
nie poddaję, już tak mam.
- Rozumiem. - odpowiedział. ''Eliksiry i wywary na miłość
jak z bajki'' były wyjątkowo nudne. - O czym myślisz? - zapytał nieoczekiwanie
nawet dla samego siebie. Była zbyt zaskoczona naturalnością, prostotą pytania
by skłamać. Odpowiedziała szczerze.
- Teraz o Malfoy Manor. - ledwo skończyła zdanie a już
chciała ugryźć się w język. Osłupiały kontynuował zadawanie pytań.
- Dlaczego? Nigdy nie wracaliśmy do tematu. - nie był
zakłopotany, przeciwnie, chciał wiedzieć.
- Może dlatego? Bo nie umówiliśmy sobie tego. - wzruszyła
ramionami.
- To zrób mi terapeutyczną sesję. - kara przestała się
liczyć. Zniknęły pozory, zostali prawdziwi ludzie.
- To nie jest zabawne. - nie była obrażona. Spokojnie
pokręciła głową.
- Ok, powaga sytuacji. Ja chyba po prostu nie przywykłem do
omawiania z kimś takich spraw. O tym co się wtedy wydarzyło nigdy nikomu nie
mówiłem. - objaśnił poprawiają włosy w nerwowym geście.
- Ale myślałeś o tym, prawda? - spojrzała prosto w jego
oczy. Słowa ''podział'', ''nieufność'', ''dawny wróg'' przestały istnieć. Nie
byli Malfoyem i Granger, Ślizgonem i Gryfonką. Byli ofiarami cudzego
okrucieństwa, nienawiści. Ofiarami własnych nieumiejętności rozprawienia się z
przeszłością.
- Tak, prawda. W końcu to wtedy ujawniłem swoje zamiary.
Gdybym nie uciekł, to ze mnie ciotka miałaby zabawkę.
- Nie uciekłeś. Tchórze uciekają. Ty wyznałeś prawdę,
ujawniłeś, po której stronie jesteś, a potem zniknąłeś.
- Tchórze uciekają. - powtórzył. Zastanowił się chwilę. - A
kto znika?
- Czarodzieje. - puściła mu oczko. Wspomnienia były zbyt
trudne do przełknięcia by przejąć się faktem, że te długie rzęsy są całkiem
urocze.
- A jak nazwać zniknięcie z krwawiącą dziewczyną na rękach?
- kontynuował.
- Ratunek.
- Ratują bohaterowie.
- Po tej wojnie każdy członek Feniksa i każdy kto walczył
po naszej stronie ma w sobie coś z bohatera. - była pewna swoich słów, głos jej
nie drżał.
- Czy moje bohaterstwo faktycznie nim było czy to tylko
takie odkupienie dawnych win? - musiał wiedzieć. To pytanie tylko
niesformułowane, już dawno chodziło mu po głowie. Tak dobrze było w końcu je
wypowiedzieć. Słowa wypowiedziane czasem są lżejsze. Stają się ciężkie nie dla
człowieka, który je z siebie wyrzucił, ale dla rozmówcy. Podział ciężaru na
dwoje.
- Sam sobie musisz odpowiedzieć, zgodnie z własnym
sumieniem. - była szczera. Nie chciała i nie potrafiła go ocenić.
- Tacy jak ja mają sumienie? - po raz pierwszy odkąd
zrobiło się poważnie zakpił.
- Każdy je ma. - pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nazywałem cię szlamą, chyba go nie miałem. - bał się, że
przesadził. Najchętniej walnąłby by się teraz w czoło.
- Miałeś. Tylko nie chciałeś go słuchać. Ale z tego co
widzę doszło do głosu. Inaczej nie byłbyś jednym z nas. - oparła brodę na
kostkach dłoni.
- Ojciec zawsze mówił ''Jesteś jednym z nas.''', jasna i
ciemna strona mocy, to nieważne, slogan reklamowy jest ten sam. - znowu
poprawił włosy. Zauważyła jak on często wykonuje ten gest, zupełnie nieświadomie.
- Chcesz żartować czy gadać serio? - ona z kolei nałogowo
unosiła brwi lub jedną brew. Najczęściej lewą. Miał ochotę skopać sobie tyłek.
Której by nie podniosła, to jego to nie powinno obchodzić.
- Gadać serio. Ale to co się stało... Eh... To byłoby nie
do zniesienia bez żartów, gorycz bywa trująca.- położył głową na rękach na
stole.
- Humor jako osłoda? Drugi Zabini? Jeden wystarczy. Bądź
sobą. - uśmiech. I to taki, który coś mu przypominał. Gdyby tylko mógł
przypomnieć sobie co to było...
- W moim przypadku bycie sobą jest dobre? - westchnął
zrezygnowany.
- Pozwól, że udzielając odpowiedzi wrócę jeszcze do tematu
sumień i bohaterstwa. - nie odezwał się. Nie musiał jej pozwalać, bo i bez tego
zrobiłaby, to co chciała. - Nikt ci nie kazał przechodzić na stronę dobra,
kłamać, szpiegować, udawać, że wtedy, w Malfoy Manor - przy wymawianiu nazwy
dworu zauważył, że zadrżała jej warga. Przez sekundę zastanowił się, dlaczego
wlepia oczy w jej usta, ale to było lepsze niż wlepianie oczu prosto w jej
źrenice i obserwowanie unoszących się bezwiednie brwi. - to nie Harry. Nikt nie
kazał ci dać mi wtedy wody i leków, nikt nie kazał ci mnie ratować i się
ujawniać. Powiesz, że kłamstwo i szpiegostwo jest złe, ale czasem nie są. Nie
wierzę, że to mówię, ale wiesz, po tym wszystkim, nawet ja, idealistka,
zrozumiałam, że CZASEM, raz nie zawsze, cel uświęca środki. Gdybyś kłamał i
szpiegował w innych sytuacjach mogłoby się okazać, że jesteś podłą szują.
Jednak robiłeś to i ocaliłeś dzięki temu mnóstwo ludzkich, no nawet nie tylko
ludzkich, istnień. Tak samo jest z zabijaniem. Śmierciożercy zabijali, bo
chcieli, dla kaprysu. My, bo musieliśmy. Nic nas nie usprawiedliwia kiedy
zabijamy, ale jeśli to jest w obronie KONIECZNEJ to dla tego, kogo uratowaliśmy
stajemy się bohaterami. Dziwne to pojęcie bohaterstwa. Jednak takie jest.
Wychodzi na to, że jeśli się zmieniłeś, a z tego co widzę, to tak jest, to masz
sumienie. - nigdy nie powiedziała do niego aż tylu słów na raz. Kiwnął smutno
głową, podniósł się z blatu i zapytał :
- A co z tymi, którzy przeszli na dobrą stronę pod koniec,
kiedy mieli wybór?
- Tchórze. Niemal zawsze tchórze. Podzielasz pogląd? -
chciała znać jego zdanie. Docenił. Odpowiedział.
- Jeśli mieli sumienie i czuli żal to nie tchórze. Ale
jeśli zrobili to tylko po to, żeby uniknąć kary to tchórze. Pod tym względem
niektórzy Śmierciożercy byli nawet odważni. Nie chcieli uciec od
odpowiedzialności, byli gotowi ponieść karę za swoje czyny. To bohaterstwo?
- Jeżeli żałowali i chcieli odpokutować to tak, jeżeli byli
fanatyki to nie. Bohaterstwo i bohaterstwo. Chcesz może słownik? Tam będzie
prostsza definicja. - zaczynała się czuć zrezygnowana. Im dłużej rozmawiali tym
mniej potrafiła zdefiniować słowo klucz.
- Jesteś lepsza od słownika. - powiedział tym samym
wprowadzając wyjątkowo niezręczną atmosferę. Wbiła oczy w leżące przed nimi
książki. O ile wcześniej zapomnieli o tym jak niespotykana jest taka sytuacja i
wymieniali poglądy będąc jak gdyby w innej galaktyce, gdzie nie ma podziałów, o
tyle to jedno, wypowiedziane mimochodem, półżartem zdanie, spowodowało powrót
do świata, w którym za nic nie powinni rozmawiać. - Jest już późno, Granger. -
ton miał nienaturalny, oficjalny. Ton człowieka, który udaje, że nic się nie
stało, choć właśnie popełnił gafę. Nie używał jej nazwiska, odkąd tu weszli.
Teraz brzmiało to obco. - Może lepiej pozbierajmy to wszystko i chodźmy każde
do siebie? Nic już dzisiaj nie zrobimy. - niezgrabnie i nazbyt pospiesznie
zaczął zbierać swoje rzeczy z blatu.
- Masz rację. - teatralnie kiwnęła głową. Pomogła mu
zbierać rzeczy. Powietrze stało się cięższe, nie do zniesienia.
- Bibliotekarka już sobie poszła? - dosunął krzesło.
- Nawet jeśli nie to czai się gdzieś w nieznanych ci
zakamarkach. - próbowała przywrócić swobodę, ale ona minęła już bezpowrotnie.
Szli w milczeniu aż do drzwi, kiedy to zasugerował grzecznościowo.
- Odprowadzę cię.- liczył na brak odpowiedzi, no może
kiwnięcie głową, ale zareagowała inaczej.
- Bohaterem stajemy się dla kogoś kiedy zrobimy dla niego
coś wymagającego odwagi. Bohaterem stajemy się kiedy jesteśmy gotowi ponieść
karę za swoje czyny, kiedy robimy coś odważnego, kiedy jesteśmy dzielni,
ratujemy komuś zdrowie, dobytek, życie. Kiedy jesteśmy odpowiedzialni. Kiedy ryzykujemy
życie dla słusznej sprawy, kiedy potrafimy zrozumieć swoje błędy i walczymy ze
swoimi słabościami. - powiedziała na jednym wdechu. Zamarł. To było lepsze od
książkowej definicji. Taką definicję napisało życie.
- Dzięki. - uśmiechnął się, po czym zupełnie tego nie
przemyślawszy, rzucił - Za późno na pracę, za wcześnie na sen. Chcesz wracać do
siebie?
- Skoro definicję bohatera już mamy, omówiliśmy sobie, że
masz sumienie, to wydaje mi się, że jest jeszcze dużo tematów, których nie
poruszyliśmy, a ja wcale nie jestem senna. - odpowiedziała czując w brzuchu
uczucie towarzyszące robieniu czegoś kompletnie nieodpowiedzialnego i
ekscytującego, za razem. Chyba każdy, choć raz w życiu miał ochotę zrobić coś
czego nie powinien, ba, mało tego, choć raz zrobił to! Może to być pocałunek z
buntownikiem, mimo że podoba nam się spokojny chłopak. Mogą to być wagary z
ważnego dnia w szkole. Zapalenie papierosa ukradzionego rodzicom. A w ich
przypadku było to, wbrew konwenansom, niekoniecznie wbrew sobie, lecz na pewno
wbrew nieufności, stereotypom, pamięci przykrych zdarzeń, kontynuowanie
przymusowego spotkania w nieprzymusowym wymiarze. Ich światy zostały zdeptane,
zniszczone, a resztki spalone. Musieli nauczyć się żyć w nowym świecie, ze
zmienionym życiem, bez wielu bliskich im ludzi. Za wszelką cenę nie chcieli
puszczać tego co przypominało im o dawnym życiu. Przyjaciół, partnerów, nawet
dawnej, wzajemnej nienawiści. Dlatego, chociaż robiło się coraz później, praca
stała w miejscu a jutro mieli lekcje, chcieli porozmawiać. Tacy ludzie jak Fen
potrzebują nowości po traumie, wyrzucają wszystko co przypomina im o tragedii,
zmieniają środowisko, miejsce pobytu, kupują nowe, nieskażone smutkiem, rzeczy.
Bo nie dają sobie czasu na żałobę. Byleby tylko iść dalej, zapomnieć, zacząć od
nowa. W ten sposób, uciekając, szukają wolności. Z kolei tacy jak Hermiona i
Draco potrzebują wrócić do czasu sprzed tragedii. Ubierają ukochane fatałaszki
sprzed złych wydarzeń, wracają do książek, których czytanie przerwała im
kolejna ucieczka, kochają zapachy kosmetyków i perfum przypominających dawne,
dobre dzieje. Nie mogą ruszyć dalej bez dokładnej analizy każdego zachowania
swojego i cudzego, bez dokładnych wytycznych co było złe, co dobre, ile kogo i
w czym winy. Wszystko co przypominało o wcześniejszym życiu, ten pierwszy typ
człowieka, chciał zatopić, rzucić w kąt, zostawić. Im za to było to najdroższe,
trzymali się tego kurczowo, uciekając przed wszystkim co nowe. Takim nowym była
ta dziwna, tworząca się w ostatnich dniach zbyt szybko, słabiutka nić sympatii.
Nie mogli dopuścić do utworzenia się relacji innej niż obojętna, cień
przyjazności stawał się niebezpieczny, zagradzał drogę do powrotu do
przeszłości. A mimo to, mimo wszystko, obydwoje chcieli zrobić coś szalonego.
Mieli w sobie całe tony skotłowanych, trudnych do wypowiedzenia emocji a ta
rozmowa ujawniła ich niewielką cząstkę. Wspólnie ustalili definicję bohaterstwa
oraz zgodnie mogli stwierdzić, że Malfoy posiada sumienie. Jednak to nie
wszystko. Czasem po takiej rozmowie, która oczyszcza nawet i minimalnie,
potrzeba zrobienia czegoś dziwnego, innego niż robi się zwykle. Chyba zawsze w
trudnych życiowych sytuacjach robi się takie drobne, kompletnie niesłuszne
(przynajmniej w naszym późniejszym odbiorze) rzeczy. Dla oderwania się. W ich
życiu sporo się działo, w tym rzeczy szalonych, przykładem jest sprawa Pansy,
ale nie były to szaleństwa chciane czy chwilowo zadowalające skołatane nerwy. A
kiedy właśnie na takie nadarzyła się okazja to trzeba było ją wykorzystać.
- Doskonale. - uśmieszek przebiegle radosny. Ogniki
sprawiające, że oczy koloru bielonego szkła nabierają ostrości, tracą mętność.
- Dokąd idziemy? - schowała ręce do kieszeni. Obce do tej
pory gesty, uśmieszki, niczym dwójka pierwszoroczniaków planująca nocne
buszowanie po zamku, ot tak, w celach rozrywkowych. Kiedy w grę wchodzi
zrobienie czegoś nagle, spontanicznie, ludzie dorośli zazwyczaj zachowują się
jak dzieci.
- Wieża Astronomiczna? - uśmiechnął machając zachęcająco
ręką. - No, chodź. Chyba się nie boisz, co? - miała wrażenie powrotu do
dzieciństwa. Malfoy niczym podwórkowy łobuz podpuszczał ją, doskonale wiedząc,
że się zgodzi.
- Nie boję. Ruszajmy. - najpierw szli spokojnie, ale po
dłuższej chwili Hermiona przypomniała sobie jak dawniej ścigała się z Harrym i
Ronem, po czym wpadła na, swoim zdaniem, genialny pomysł. Klepnęłam swojego
towarzysza mocno w ramię i krzyknęła - Kto ostatni ten cienias! - zupełnie nie
przejmując się tym, że ktoś mógłby ich usłyszeć. Biegł za nią starając
się nie pogubić pergaminów, piór oraz zbiorniczków na atrament. Na początku jej
zwinne, wychudzone ciało biegło szybko, ale wystarczyła tylko chwila by
zmęczenie psychiczne połączone z niedojadaniem, dały o sobie znać. Blondyn
powoli ją wyprzedzał, coraz trudniej było złapać oddech. Chłopak zatrzymał się,
a ona, zaskoczona sytuacją, również stanęła.
- Co jest? Lepiej było jeść obiadki? - pokazał jej język. -
Może lepiej idźmy? Nie jesteśmy już dzieciakami.
- Muszę się zgodzić. A od moich posiłków się odwal. Sam nie
wyglądasz na osiłka. - wrócili do powolnego tempa.
- Moja siła leży w moim uroku osobistym. - puścił oczko.
- Jakoś nie widzę, żeby ganiały za tobą panienki. -
przewróciła oczami.
- Nie zrozumiesz. - westchnął.
- Ale spróbuję. No dalej, mów. - zachęciła. Czasami był
świadkiem jak biło od niej empatią, na przykład podczas rozmów z Nevillem albo
z Luną. Wtedy uważał ich za ofiary losu szukające pomocy u niesamowitej
przyjaciółki Pottera. Teraz sam czuł się taką ofiarą.
- Nie wiem, czasem trudno ująć coś w słowa. - poprawił
rzeczy w rękach.
- Nie będę cię przymuszać. Możesz mówić, nie musisz. -
wzruszyła ramionami. Zbliżali się do Wieży. Kiedy w końcu pojawi się przed
długimi schodami przepuścił ją przodem. Nie teatralnie, nie sztywno, nie niczym
lokaj. Odsunął się na bok a dłonią delikatnie wskazał, że ma wejść pierwsza.
Było ciemno, od otwartych drzwi Wieży już na schodach wiało chłodem, jedyne
źródło światła w baszcie stanowił księżyc. A wszystko wydawało się takie proste,
naturalne. Kroczyła starymi, lekko sypiącymi się, kamiennymi schodami. Za nią
szedł Dracon. Ręką dotknęła zakurzonej barierki, w tym świetle jej bladość,
wory pod oczami, warga ze śladami licznych przegryzień wydawały się jeszcze
bardziej widoczne. Idąc za nią nie zwracał na to uwagi, widział za to jak
fioletowoniebieskie żyły są wyeksponowane pod cienką skórą niczym eksponaty
muzealne. Wiedział, że sine obwódki oczu i lekko zapadnięte policzki można
zauważyć od razu, bez przyglądania się. Noc obnaża prawdę. Na noc zmywamy
makijaż, myjemy wystylizowane włosy, w nocy ściągamy maski, przestajemy kłamać.
Jasne światło obnażyło ich wady, tak doskonale zakrywane w dzień. W milczeniu
dotarli na szczyt. Gryfonka oparła się na wyprostowanych rękach o barierkę.
- Magicznie, co? - stanął obok niej. Zaciągnęła się nocnym
powietrzem.
- Magicznie. - przytaknęła. Usiadła tyłem do pięknych
widoków, opierając się plecami o balustradę. Opadł tuż obok.
- Mogę ci to powiedzieć, ale nie muszę. Tylko, że ja chcę.
- wrócił do zostawionego w próżni tematu.
- Opowiadaj. - zamknęła oczy.
- Czasem jest tak, że należysz do jakiejś grupy, jesteś
jednym z nich. Ja należałem, chcąc nie chcąc, do zwolenników Voldemorta. Byłem
jednym z nich. Kiedy przeszedłem na stronę dobra, stronę Feniksa, częściowo
byłem jednym z was. Ale to nieprawda. Należąc do dwóch grup, nie należałem
nigdzie. Tak samo jest teraz. Dla Ślizgonów jestem zdrajcą, tchórzem i
mięczakiem, dla reszty szują i dupkiem, tym złym. Nie należę do nikogo ani
niczego. Jestem gdzieś po środku, w stanie zawieszenia. Dlatego nie sądzę, że
ktoś do mnie naprawdę ciągnie. Czasem nawet nie wiem co ona we mnie widzi. -
pokręcił głową ze smutkiem.
- A kochasz ją? - otworzyła oczy, ale uniosła je ku niebu.
- Nie zadawaj takich pytań. Nie mieliśmy rozmawiać o
domniemanej miłości. - po paru minutach gdzie jedynym wdziękiem było huczenie
sowy, odezwał się. - Nic mi nie powiesz, pani psycholog?
- Czasem wolałabym nie należeć nigdzie niż być wklejona w
stereotyp i ramy na siłę. Nie czuję się bohaterką. Jestem nią, ok. Ale nie
robiłam tego dla sławy. Chciałabym czegoś takiego jak prywatność.
- Teraz nikt cię nie śledzi. - uśmiechnął się wyjmując z
kieszeni paczkę papierosów.- Mogę? - wysunął jednego.
- Jasne. - przyjrzała się mu. - Też mi dasz?
- Bucha? - właśnie próbował się zaciągnąć przy odpalaniu
szluga różdżką. Ze zdziwienia zakrztusił się.
- Uważaj, bo zrobisz sobie krzywdę. - była promienna.
Widział jej lepszy humor, mimo że świecił tylko księżyc. - Nie żałuj mi, chcę
całego papierosa. - jego oczy zrobiły się wielkości spodków.
- Zdemoralizowałem Hermionę Granger! - wniósł do góry ręce.
Podał jej paczkę. Wyjęła jedną sztukę. - Ty wiesz jak to się pali? - nie
dowierzał.
- Daj spokój. - zaśmiała się.
- Wiesz, od której strony to się wkłada? Może pomóc ci
włożyć? - pochylił się ku niej.
- Papierosa do ust? - roześmiała się. - Ta rozmowa schodzi
na złe tory! Daj mi po prostu zapalić. - nadal się śmiejąc wypuściła z ust kłąb
dymu.
- Palę z Hermioną Granger, z gwiazdą Gryfonów, wow. - nadal
w szoku zaciągnął się mocno.
- Zawsze myślałam, że jesteś samotnym strzelcem, ale tobie
przeszkadza, że nigdzie nie należysz.
- Nie zawsze bycie takim czy innym wynika z naszego wyboru.
Czasem decyzję podejmują inni. Ty masz dosyć bycia gwiazdą w ich oczach. Ja mam
dosyć bycia marnym, podwójnym agentem. Za każdy dobry uczynek przyjdzie nam
zapłacić. - zacytował.
- Klasyk, znajomy klasyk. Skąd to znasz? - wgapiali się w
mur strzepując popiół na brukowane, zimne podłoże.
- Z autopsji. - wypuszczany z ust dym zasłonił iskierki w
oczach.
- A tak serio? - prawie oparzyła się papierosem.
- Ja też umiem czytać, nie jesteś sama. - siedział po jej
lewej stronie, palił prawą ręką. Mimo to w pewnym momencie zauważyła niewyraźny
Mroczny Znak na lewym przedramieniu.
- Nie widziałam tego wcześniej. - wskazała głową. I tak od
razu domyślił się o co chodzi.
- Bo się kamufluję. - powiedział tajemniczo.
- To znaczy? - znowu lewa brew w górze.
- Nie śmiej się, to raczej babski sposób. - przyjrzał się
dokładnie swoim butom.
- No mów. - ponagliła.
- Podkład. Damski kosmetyczny podkład. - nie roześmiała się.
- Robię to samo. - przysunęła ku niemu swoją rękę. Coraz
bardziej widoczny stawał się napis ''Szlama''.
- Przykro mi. Staram się nie malować, przykrywam to
rękawami. Czasem po prostu potrzebuję żyć jak inni. Teraz jak się zmazało to to
widzisz. Dlatego to nie jest najlepsza opcja. Bo się zmazuje. Mój Mroczny Znak
to piętno. Powód, dla którego nie jestem w żadnym ze światów. Nie należę do
was, bo mam piętno. Do nich też nie, bo się go wstydzę, ukrywam je, zdradziłem
ich. To trudne.
- To moje piętno. Zakaz stojący przed drzwiami do
beztroskiej przeszłości. Ja też nie należę tam gdzie bym chciała. A chciałabym
należeć do innych, normalnych uczniów. - wyrzuciła niedopałek.
- Cokolwiek może być po tym wszystkim normalne? - zrobił to
samo ze swoim papierosem. - Ja przepraszam cię za wszystko czego doświadczyłaś
od mojej rodziny. Przepraszam. - spojrzał jej w oczy. Jej źrenice były duże jak
dwie dojrzałe oliwki.
- Zawsze będę ci wdzięczna za ratunek. - okazywanie mu
wdzięczności nie było w jej planach na dzisiejszy wieczór. Okazywanie mu
czegokolwiek w nich nie było.
- A może to właśnie postawa twoja i tych dwóch durniów mi
coś uświadomiła? Może to ja powinienem być wdzięczny? - zaczepił.
- A jesteś? - wstała. - Ten bruk ciśnie mnie w tyłek. -
lekko pomasowała sobie pośladki przez materiał spodni. Roześmiał się szczerze i
serdecznie.
- Jest mi zimno. Tobie nie? - również się podniósł.
- Filozofia ogrzewa. Niewiele zrobiliśmy jeśli chodzi o
pracę nad karą, ale umówiliśmy sobie kolejny temat. - miała rację. Obydwoje
mieli na sobie widoczne ślady traumy, takie jak bladość, ziemista cera czy
połamane paznokcie. Światło przypominające to z gasnącej żarówki podkreśliło to
niemal czarnym markerem. Ale oni tego nie widzieli, to nie było ważne. Liczyło
się robienie czegoś szalonego, co wcale na szalone nie wygląda. Liczyła się
rozmowa, towarzysząca jej ulga.
- A jaki? - oparł się o framugę drzwi prowadzących w dół.
- Domyśl się. - minęła go z uśmiechem. Ruszył za nią.
- Uważaj, bo spadniesz. - echo jego głosu brzmiało już
gdzieś w dole.
- Martwisz się o mnie? - ostrożnie stawiała kroki.
- Chcę mieć z kim dokończyć projekt. - niemal się potknął.
- Głuptas. - zwrócił uwagę na to jak zabawnie falują jej
włosy przy schodzeniu na kolejne schodki.
- Uważaj, bo jeszcze cię stąd zepchnę. - pogroził surowym
tonem imitując Horacego.
- Rób sobie co chcesz. - zeszli na dół. Nagle usiadła na
ostatnim schodku i schowała twarz w dłoniach.
- Ej, co jest? - musnął jej ramię, ale szybko cofnął rękę.
- Ja... odkąd oni wszyscy wiesz... odeszli... Pierwszy
papieros dał mi Fred. Kolejnego wypaliłam na pół z Ginny, w dzień po jego
śmierci. Wiesz kiedy mi go dał? Kiedy zakochana w Ronie płakałam a on całował
Lavender. Takie małe pocieszenie, w zamian za... Jak on to powiedział? A, już
wiem. ''W zamian za mojego brata idiotę. Ale to nie jest dobry nałóg, lepiej
więcej nie pal.''. Ironia. - prawie płakała. Kucnął naprzeciw niej. Stykali się
kolanami.- Przepraszam, przypomniało mi się.
- Luz, nie masz za co przepraszać. Ja kiedyś przychodziłem
tu częściej. Mi też brakuje tych ludzi. Kiedy byłem w domu Lupina i Tonks,
wtedy, po ujawnieniu się, kiedy przechodziłem załamanie on... Pomógł mi. Też
czasem za kimś tęsknię.
- To nie jest dobra pora ani czas, żeby o tym gadać. -
spojrzała mu w oczy.
- Wiem, ale tęsknota nie ma wyczucia czasu. Pojawia się też
niepotrzebna i nieproszona. - otarła jedną łzę z policzka.
- Potrafisz być całkiem mądry.
- Wiedziałem! - machnął ręką w geście zwycięstwa. -
Ruszamy, odprowadzę cię. - wyszli z baszty kierując się w kierunku Wieży
Gryffindoru. Schował ręce w kieszeniach, świece podwieszone pod sufitem
oświetlały ich sylwetki. Szli powoli, starali się nie hałasować by nie skusić
krążącego gdzieś w pobliżu Filcha. Byli w połowie drogi, co jakiś czas
dokładnie sprawdzali czy nikt nie czai się za kolejnym zakrętem. Z czasem
zaczęli traktować to bardziej w formie zabawy. Nie rozmawiali, jednak wydłużone
cienie, obydwojgu wydawały się zabawne. Są takie noce, najczęściej właśnie po
chwilach szaleństw, że niczego się nie boimy. Dlatego, choć obydwoje powinni
czuć strach przed kolejnym złapaniem i wmieszaniem w kolejne podejrzane
tarapaty, choć obydwoje nie zasypiali po ciemku, to tym razem się nie bali. To
było zbyt dziwne i komiczne by w pełni odbierać to jako stuprocentowo realne.
Lęk, więc zniknął, wyparował. Mieli ochotę wybuchnąć śmiechem. Nie zrobili
tego, ponieważ żaden nie chciało przegrać gry w ciszę. W końcu Ślizgon
zastanowił się poważnie. Jemu takie skradanie wydawało się zabawne, często
wyczyniał takie głupoty z Blaisem. Zupełnie inaczej było z Granger. Nie sądził,
że jej cokolwiek mogło wydawać się komiczne, ale patrząc na nią widział, że
świetnie się bawi. Odezwał się w końcu.
- Nie boisz się, że ktoś nas złapie i dostaniemy kolejną
karę? - rozejrzał się na boki.
- A co nam grozi? Szlaban, na którym znowu będziemy palić
papierosy? - schowała ręce do kieszeni.
- Naprawdę jesteś niesamowicie zdemoralizowana, no
przynajmniej jak na siebie! I to ja się do tego przyczyniłem! O matko! -
zauważyła jednak, że patrzy na nią z uznaniem.
- Nie schlebiaj sobie. To nie jest dobra zasługa. - dźgnęła
go palcem w żebro. Nowy dokuczliwy sposób okazywania sympatii.
- Przynajmniej nie boisz się szlabanów, zawsze to jakaś
korzyść. - pokazał jej białe zęby wyszczerzone w uśmiechu.
- Kolejny dobry uczynek na twoim koncie, no, no. -
zagwizdała.
- Już wiesz co myślę o dobrych uczynkach.
- Za ten przyjdzie ci zapłacić kolejną karą jeśli nie
przestaniemy się wydurniać. - poprawiła włosy.
- To sama przestań. - spojrzał na zegarek na swojej ręce.
Dochodziła pierwsza.
- Ty pierwszy. - po paru zakrętach znaleźli się pod ''Grubą
Damą''. - Jesteśmy na miejscu. Dzięki. - Podał jej rękę.
- Powiedziałbym, że to tylko przez szacunek... -
zastanowiła się dlaczego tak rzadko Malfoy stosuje swój zadziorny uśmiech. Było
mu z tym naprawdę do twarzy.
- ... a ja powiedziałabym, że tylko przez to.... -
uścisnęła jego dłoń.
- ... ale darujemy sobie, prawda? - zapytał puszczając jej
zimne palce.
- Prawda. - przyznała. Podała oburzonemu z powodu pobudki
portretowi hasło, a zanim przeszła przez uchylony obraz, obróciła się mówiąc -
Dzięki za odprowadzenie.
- Dobranoc. Nie ma za co. - pomachał jej, po czym odszedł.
Chciała dodać ''Uważaj, żeby cię nie złapali.'', ale wiedziała, że i bez jej
gadania tak zrobi.
Pokój Wspólny opustoszał. Na jednym
fotelu ktoś zostawił sweter, gdzieniegdzie leżały porzucone koce, ogień w
kominku dogasał. Dlatego im dalej szła, tym było ciemniej. Schody, kierunek
dormitorium. Zaklęciem otworzyła drzwi, potem tak samo je zamknęła. Zasłonięte
kotary łóżka rudej świadczyły o tym, że pewnie już spała. Panna Granger weszła
do łazienki. Była padnięta, dopiero teraz poczuła zmęczenie. Pachniała
papierosami. Zdjęła z siebie ubrania by ułożyć je na brzegu wanny. Postanowiła
wziąć prysznic, nie było czasu na długą kąpiel z bąbelkami. Kiedy wmasowywała
szampon we włosy o zapachu dymu, coś do niej dotarło. Paliła papierosy, ona,
wzór i Prefekt Naczelna jarała szlugi, no świetnie. Do tego paliła je z
chłopakiem, który z łatwością mógł ją wydać i narobić jej problemów. Z kimś
kogo jeszcze parę godzin wcześniej była gotowa ciągać za kłaki po wszystkich
korytarzach, bo ufundował im karę. On był jej wrogiem. Człowiekiem, którego
szanowała z trudem i to i tak tylko za to, że ryzykował życie dla dobra. Nie
lubiła go. Jej chłopak go nienawidził. Jej przyjaciółka nim gardziła. To
zwykły, zbyt pewny siebie gnojek. Tyle się zmieniało, wirowało jak w kalejdoskopie,
a ona potrzebowała stabilizacji. Nagle poczuła jak ze świadomością swoich
czynów spływa na nią energia. Nie była śpiąca. Była przerażona. Nie sądziła, że
jest zdolna do takich odstępstw wobec siebie, wartości czy przekonań bliskich.
Skoro potrzebowała spokoju, stabilizacji, czegokolwiek czego mogłaby się
uczepić, a co przypominało o dawnym życiu, to dlaczego, do jasnej cholery, robi
rzeczy tak bardzo oddalające od niej wspomnienia przeszłości? Z chwilą nalania
na gąbkę truskawkowego, mugolskiego płynu do kąpieli zastanowiła się czego
obecnie nie rozumie w swoim życiu. Lista była dłuższa niż kartki z rysunkami
prezentów wysyłane w dzieciństwie do świętego Mikołaja. Nie rozumiała o co
chodziło Ashowi, dlaczego Ron stał się taki zaborczy, dlaczego sama zachowuje
się jak gówniara z burzą hormonów, co tak naprawdę stało się Pansy ani kto ją
skrzywdził, dlaczego była na tyle ślepa by nie zauważyć dramatu Ginny. Po
wypunktowaniu problemów dotarło do niej coś jeszcze. Nie rozumiała Dracona,
sytuacji, która się wydarzyła, a najmniej rozumiała siebie. Zakręciło jej się w
głowie. Wybaczyła Ginny czy nie, nieważne. Potrzebowała rozmowy. Wyszła spod
prysznica, wytarła się w puchowy ręcznik, zaklęciem przywołała piżamę by się w
nią przebrać, umyła zęby, po czym ruszyła obudzić pannę Weasley. Po opuszczeniu
łazienki wróciła się jednak by trochę posprzątać. Dopiero wtedy mogła spokojnie
wypełnić plan. Z lekko wilgotnymi włosami związanymi w kucyk stąpała boso po
drewnianej podłodze. Rozsunęła kotary w barwach Gryffindoru po czym wyszeptała :
- Gin, Ginny, wstawaj natychmiast. - delikatnie szarpnęła
za ramię przyjaciółki.
- Co jest? - rozczochrana postać otworzyła zaspane oczka.
- Ginny, proszę, musimy pogadać... - usiadła na skraju jej
łóżka.
- Która jest godzina? - mamrotała.
- Dochodzi druga, ale nie to jest ważne... - próbowała
zsunąć z niej kołdrę, ale ruda była zbyt senna by mogło jej to w czymś
przeszkodzić. Dlatego Hermiona musiała mówić wprost. - Paliłam papierosy z
Malfoyem. - przyjaciółka rozbudziła się natychmiast.
- CO?! - niemal zerwała się z łóżka.
- Paliłam papierosy... - zaczęła od nowa, spokojnie.
- To wiem, ale Z KIM?! - wyglądała niczym wystraszone
zwierzątko.
- Z Malfoyem, no. - szatynka nie rozumiała co tak szokuje
jej przyjaciółkę. Miała problem i chciała rady, a dostała najmłodszą Weasley w
stanie szoku.
- Nie wierzę, nie wierzę! Nie żartuj! - zaczęła jeszcze
mocniej czochrać swoje włosy.
- Nie żartuję!
- Zmusił cię? Rzucił na ciebie czar czy coś? - złapała jej
twarz w dłonie i badawczo spojrzała jej w oczy.
- Zwariowałaś?! Nie, wszystko w porządku! To było świadome.
- odsunęła się lekko. - Niestety świadome. - poprawiła się zduszonym głosem.
- Nie wmówisz mi! Z którym Malfoyem?
- Gin, nie męcz mnie, tylko mi pomóż. Z Draconem, paliłam z
Draconem.- dobitnie i spokojnie.
- Ja pier... - nie skończyła tylko rzuciła się na drugą
stronę posłania, do nocnej szafki, w poszukiwaniu czegoś.
- Pomóż mi, nie wygłupiaj się. - zirytowała się starsza z
tej dwójki. - Co ty wyprawiasz? - władowała się na łóżko przyjaciółki jeszcze
bardziej, zaglądając jej przez ramię.
- Teraz sama muszę zapalić!
- Gin, mam problem, no! Potrzebuję pomocy.
- To ja mam problem. Nigdzie nie mogę znaleźć papierosów, a
moja najlepsza przyjaciółka jest skażona Malfoyem! - zawartość szuflady
wylądowała na dywanie koło łóżka.
- Co jestem?
- Pachniesz Malfoyem, weź prysznic. - zasugerowała śmiejąc
się serdecznie.
- Brałam. - zapewniła.
- To weź jeszcze jeden, póki ślady jego obecności obok
ciebie nie znikną. - skrzywiła twarz z udawaną odrazą.
- Nie nabijaj się! - uderzyła w nią poduszką.
Był już niemal przy schodach do lochów.
Uśmiechał się kręcąc z niedowierzaniem głową. To wszystko było takie zabawne,
nierealne. Oj, Granger, Granger... Taka niepozorna, wredna kujonica, a tu
proszę, papieroski sobie popala. Teraz wcale nie żałował, że dostali wspólną
karę. Nie pamiętał kiedy ostatnio był taki otwarty. Choć oczywiście, w swoim
stylu, nadal zachował tajemniczość. Dotarł do celu. Powiedział hasło. Wyjątkowo
nie bał się oskarżycielskich spojrzeń i szeptów za plecami. Ta rozmowa była
oczyszczająca, także z zarzutów. Był gotów iść do siebie z podniesioną głową.
Jednak nie było nikogo, nawet tych, którzy najchętniej by go opluli. Nie
zmartwiło go to wcale. Najwyżej nie zobaczą jak bardzo jest rozbawiony, ich
strata. Otworzył drzwi dormitorium. Chrapanie Blaisa odbijało się od ścian
komnaty. Szybki prysznic, zostawienie nieuporządkowanej łazienki i sen, w
miękkim łóżku, które, w przeciwieństwie do jego ubrań zostawionych na mokrej
podłodze, nie pachniało papierosami. Zamknął oczy i zasnął, jeszcze nie
rozumiejąc co tak naprawdę się stało. Około piątej zerwał się jednak
pospiesznie z łóżka. Świadomość przyszła na niego w nocy, podczas snu, a kac po
ostro zakrapianych imprezach był niczym w porównaniu z tym kacem, moralnym. On
palił z Granger. Przyjaciółeczka Pottera pewnie tylko czekała, żeby go
wykablować. Albo, żeby rozgadać te jego wynurzenia całej szkole. Lub, żeby się
z niego ponabijać wypominając mu to o czym rozmawiali. On, starający się udawać
nadal tego samego chłodnego, zdystansowanego drania, którego nie rusza nic, w
szczególności docinki innych, pokazał swoją słabą stronę dziewczynie gotowej ją
wykorzystać. Swoją drogą, mogła dziś rano powiedzieć ludziom cokolwiek, nawet
to, że ją zmusił i zaciągnął tam siłą i nikt by jej nie sprawdzał. Po prostu by
jej uwierzyli. A nawet jeśli nie miała zamiaru tego wykorzystywać to i tak jej
się zwierzył. Okazał słabość. Życie już dawno nauczyło go by tego nie okazywać,
jego zasady również mu tego zabraniały, a on, mimo to, wbrew logice, zrzucił
maskę. Skoro tak strasznie tęsknił za czasami beztroski, tak bardzo brakowało
mu jakiegokolwiek ogólnego szacunku ze strony innych, tak ogromnie trzymał się
przeszłości to nie powinien, oj naprawdę nie powinien, złamać się i niemal
odwrócić tyłem do tego by zachowywać się jak chcący przyjaźni szczeniak. To go
przerosło. Poczuł jak cały introwertyzm opada, a może opadł jeszcze przed
północą? W każdym razie koniecznie potrzebował rozmowy, otworzył się przed
Gryfonką to przed Blaisem też się otworzy, najlepiej teraz. Przecież gorzej nie
będzie. Zerwał się z łóżka. Podbiegł do przyjaciela, ale nie był to długi
dystans, więc z trudem wyhamował, tym samym broniąc się przed upadkiem.
Zamaszyście odsunął kotary.
- Wstawaj, stary. - szturchnął przyjaciela.
- Nie... - mruknął sennie obracając się na drugi bok.
- Blaise, wstań, no... - szarpnął mocniej.
- Fen, nie teraz. - mruknął Zabini zmysłowym głosem. Malfoy
krzywiąc się z obrzydzenia uderzył współlokatora prosto w nagie plecy. - Au!
Oszalałeś?! Co ty wyprawiasz?! - natychmiast zareagował.
- Stało się coś ważnego i chcę pogadać. - westchnął
siadając na swoim łóżku.
- Nie jesteś już prawiczkiem?! - całkowicie rozbudzony
Blaise usiadł na brzegu materaca zrzucając z siebie kołdrę.
- Jestem, jestem. - zirytował się.
- To na cholerę mnie budzisz, co? Myślałem, że stało się
coś ważnego. - powoli pakował się znowu do spania, ale usłyszał :
- Paliłem papierosy z Granger.
- Chwila, co? Z kim? - czarnoskóry prawie zemdlał.
- Z Granger. - powtórzył dobitniej.
- Żartujesz, co nie? - dopytywał.
- Absolutnie nie. Naprawdę paliłem z nią papierosy. -
zapewnił.
- Która jest godzina? - zapytał nagle.
- Piąta, a co? - odparł zbity z tropu blondyn.
- Napijemy się, do ósmej wywietrzeje. - zaproponował
kierując się do barku.
Hermiona, nie do końca rozumiejąc
dlaczego, opowiedziała Ginny o swoim zagubieniu. Przed czwartą Ginewra
powiedziała :
- Idź spać. Obiecuję, że do rana coś wymyślę. -
odpowiedziało jej zdziwione spojrzenie członkini Złotego Trio. - No już, do
wyrka, wiem co robię. - ponagliła ruda. Starsza Gryfonka niechętnie położyła
się spać. Ledwie zamknęła oczy a już spała. Po trzech godzinach snu, przed
siódmą jej przyjaciółka ją obudziła.
- Coś wymyśliłaś? - szatynka powoli podnosiła się z pozycji
leżącej. Wiedziała, że dla smutnej, nerwowej Ginny najlepszym lekarstwem będzie
jakaś aktywność, uczucie bycia potrzebną, konieczność wymyślenia pomysłu,
pomagania komuś.
- Owszem! Moim zdaniem tylko pogłębiasz swój problem myśląc
o tym, czego nie rozumiesz. Zapętlasz się w tym. Powinnaś przestać o tym
myśleć, poszukać sobie innego zajęcia, nie chodzi mi tylko o naukę, a
rozwiązania same przyjdą.
- Ciekawe czym niby mam się zająć. - westchnęła prostując
się. Spojrzała na współlokatorkę, była energiczna i gotowa do wyjścia, pewnie
nie spała odkąd skończyły rozmawiać. Wystarczyło znaleźć jej zajęcie a wracała
do normalności. Była przykładem, że kiedy odciągasz myśli od złych przeżyć, to
bolą mniej.
- A co lubiłaś robić? Co się samo nie rozwiąże, a możesz
się tym zająć ty? Co ułatwi ci powrót do przeszłości? Nie wiesz? Już mówię!
Rozwiązanie zagadki sprawy Pansy. Będziesz jak dawniej, samo to się nie wyjaśni,
lubiłaś rozwikływać takie rzeczy, będziesz miała co robić! Przemyślisz? -
promieniała z dumy, że wpadła na tak świetny pomysł.
- Przemyślę. - przytaknęła jej towarzyszka kierując się do
łazienki. Wynurzyła się gotowa na śniadanie. Spakowała książki. Czuła wlepiony
w nią wzrok pełen oczekiwania. - Przemyślałam. - westchnęła.
- I jak?
- Jeśli mi pomożesz to mam zamiar się tym zająć. Mogę pomóc
tej biednej dziewczynie.
- Ja? Pomóc ci? Będę potrafić? - oczy koloru czekolady
napełniły się niepewnością. Hermiona uśmiechnęła się bystro.
- A kto pomoże mi lepiej niż moja najlepsza przyjaciółka? -
spytała zarzucając torbę na ramię. Pisk radości. Weasley rzuciła jej się w
ramiona. Po chwili wyszły z dormitorium. Podczas zamykania drzwi Ginny spytała :
- A co z Malfoyem?
- Jak to co? Będę go unikać, udawać, że się nie znamy, że
wczoraj nie było. Z resztą, mam teraz inne zajęcia. Muszę przygotować plan
działania. Od czegoś trzeba zacząć.