Hej, Kochani. Po chwilowej nieobecności przychodzę do Was z kolejnym, już szesnastym rozdziałem. W tym miesiącu jeszcze dwie części dwóch różnych miniaturek, także szykujcie się, będziecie mieli co czytać. Tak, jak wspomniałam we wcześniejszym poście (recenzji), w rozdziale 8 została wprowadzona mała, wcześniej pominięta zmiana. Wcześniej wyglądało to tak, jakby powód napaści na Pansy był znany, a oni dalej szukają. To moja pomyłka, przepraszam. Teraz jest tak, jak być powinno, czyli ten powód (tworzenie Kamienia Filozoficznego) to tylko teoria. Zerknijcie tu, polecam. Dzisiaj śledztwo ruszy do przodu, pojawi się mały, niespodziewany zwrot akcji, już nie mogę się doczekać Waszych reakcji. Miłej lektury!
PS Koniecznie dajcie znać jak Wam się podoba zakończenie, bo bardzo chcę z niego zrobić taką perełkę.
Ginny patrzyła na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. Nie minęła jeszcze minuta od momentu, w którym Hermiona ogłosiła jej, że z pomocą Eliksiru Wielosokowego zamieni się w dziewczynę Malfoya, a ruda już wyczuwała kłopoty.
- To ma być żart, prawda? - zbaraniała.
- Nie. Mówię całkiem serio i muszę zacząć działać szybko, zanim się przestraszę lub rozmyślę. Z rana dogadam szczegóły z Fenixą. - Hermiona zachichotała nerwowo.
- Znam ten chichot, stresujesz się, ale to zrobisz, prawda? - ruda miała co do tego mieszane uczucia.
- Zgadłaś. - jej przyjaciółka wzruszyła ramionami. Ginny poczuła, że plan Hermiony zwiastuje kłopoty.
- Nie jestem jakąś królową odpowiedzialności, ale, Herm, to jest po prostu głupie. - jęknęła zrezygnowana.
- W dobrej sprawie robi się wiele głupot. Włamałam się do magazynu eliksirów, oh, proszę cię, udawanie dziewczyny Malfoya to będzie banał. - westchnęła. - Idę się umyć i przemyśleć szczegóły. -w Ginny nadal tliły się resztki nadziei, że Granger się rozmyśli. Kiedy Hermiona wyszła z łazienki, Ginny tam weszła, a gdy Weasley wyszła, jej przyjaciółka już spała. Z rana nadzieja umarła, ponieważ, zamiast spodziewanej rezygnacji z planu, pojawiły się jego szczegóły. To zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Uczesane, umyte, z delikatnym makijażem i spakowanymi torbami zeszły na śniadanie. Działanie ożywiło szatynkę, oderwało jej myśli od wszystkich innych kłopotów i problemów, całkowicie skupiła się na tym, co zamierzała zrobić. Ginewra z lekkim rozbawieniem obserwowała znad grzanek z miodem jak dziewczyna jej brata posoliła herbatę i zamyślona nawet tego nie zauważyła, wypijając ją do dna. Były jednak plusy tego roztargnienia - Hermiona jadła to, co podsunęła jej Ginny, dzięki czemu istniała pewność, że zje choć jeden normalny posiłek. W tym przypadku była to owsianka z konfiturą wiśniową oraz grzanka z bekonem. Ruda od dawna martwiła się o to niedojadanie, które uskuteczniała najbliższa jej dziewczyna, więc nawet nieświadome pochłanianie jedzenia przez wyżej wymienioną bardzo ją cieszyło. Po posiłku Gryfonki minęły się w drzwiach do WS z Fenixą. Ta ostatnia podeszła, by przywitać się całusem w policzek.
- Fen, mam kilka pytań. - Hermiona miała zamiar działać szybko i skutecznie, a temu sprzyjała szczerość. Fenixa uśmiechnęła się na tyle, na ile pozwalał jej kac, pozostałość po nocnym piciu w ramach zagłuszenia myśli o Zabinim.
- Zrób ze mnie Holmesa, śmiało. - mocny makijaż zakrywał cienie pod oczami.
- Ustronne miejsce byłoby lepsze. - ponownie weszły na jednej z wielu, jeszcze pustych klas.
- Często tu bywamy, następczynie Filcha. - zakpiła Fen.
- Nie życzę nam tego. - wzięła głęboki oddech. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Śmiało. - zachęciła Romanow siadając na blacie jednej z ławek. Hermiona ze szczegółami opowiadała jej o swojej brawurowej akcji i planie. - Nieźle to wymyśliłaś. - pokiwała głową z uznaniem. - A jak rychło w czas! - westchnęła z lekka teatralnie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - wykonała typowe dla siebie uniesienie lewej brwi.
- Na dziś umówili się na randkę, więc Malfoy tuż przed spotkankiem będzie zajęty przygotowaniami, ty pogadasz z tymi, a, szkoda słów. Potem ładnie po nią wrócisz, ona poleci na randkę. Hasło to Tolerancja. - widać było, że nawet ją to bawi.
- Ależ przewrotne. - zakpiła Ginny.
- Wojna nie zmieniła tych ludzi, tylko ukryła ich poglądy. - Fenixa wzruszyła ramionami.
- Rozumiem, że z założenia wszystko wygląda idealnie, ale pozostały pewne szczegóły. Na którą oni się umówili? Skąd weźmiemy jej włos? Jak ją uśpimy? - teraz wyglądała na znacznie mniej pewną siebie. Nienawidziła niedociągnięć.
- Wyrwę jej tego kłaka, potrafię, uwierz mi. Można jej wysłać kartkę niby od tajemniczego wielbiciela, przylezie i dalej wiesz co robić. Nie pamiętam czy on w ogóle mówił, o której się widzą, ale co to za przeszkoda? Wielkie mi halo, dziewczyno, potrafisz! - zadowolona wyjęła z czarnej, skórzanej torby fragment pergaminu, kałamarz i pióro.
- Co robisz? - spytała Gin. - I dlaczego skoro ma Malfoya przyjdzie na spotkanie z wielbicielem, co? To nie jest trochę naiwny pomysł? - nie dowierzała w szanse przedsięwzięcia.
- Piszę liścik. - wyjęła różdżkę i zaczarowała pismo, żeby nie zdradziło swojego autora. - A poza tym jest zbyt próżna, uwierz mi. Przyjdzie choćby tylko po to, żeby dowiedzieć się kto to albo, żeby się z niego pośmiać. O to się nie obawiam. - dodała spokojnie.
- To chyba będzie trochę zbyt okrutne... - zwątpiła Hermiona. Przez parę sekund milczała. - Ale gwałt i pobicie Pansy były czystym okrucieństwem, nie możemy dopuścić, żeby to się powtórzyło. Nie pozwolimy! - pewna swojego zdania pokiwała mocno głową na potwierdzenie.
- Zuch dziewczyna! - Fen wydawała się dumna. - Dam ci tego kłaka po obiedzie, na razie wyślijcie jej liścik szkolną sową, idę coś zjeść. A, i omówiłam cię z nią o 18 w korytarzu na piątym piętrze. Uważaj, żeby nikt cię nie nakrył.- podała im pergamin |
- Dzięki, wiem, co robić. - uśmiechnęła się panna Granger. Pożegnały się i Ślizgonka wyszła. Skierowały się do sowiarni, gdzie na szczęście nie było nikogo. Wybrały jedną ze szkolnych sów, po czym wysłały liścik. Ginny miała wrażenie, że znowu są podlotkami bawiącymi się w podchody i, gdyby usunąć całą ich przykrą przeszłość, pewnie tak właśnie by było. Z kolei Hermiona czuła się groteskowo, tak jakby drobne, szkolne, niegroźne, nawet nie intrygi połączyć z groźną, przerażającą sprawą. To niepokoiło, tworzyło jakieś kompletne kuriozum, w którym dwie nastolatki czujące się na emocjonalne staruszki, z pomocą wyjątkowo gówniarskiego, nieodpowiedzialnego pomysłu, miały odkryć, o ile oczywiście się uda, prawdę. Zakręciło jej się w głowie.
- Hej, wszystko dobrze, prawda? - zaniepokoiła się Weasley.
- Tak, lepiej idźmy na lekcje. - po drodze Ginny coś mówiła o Deanie, o tym jak się zmienił na lepsze, o tym jak świetnie gra, ale Hermiona ciągle udoskonalała szczegóły. Na lekcjach zachowywała się w typowy dla siebie sposób, nie chciała zwracać niczyjej uwagi, więc przykładnie notowała, uważała, zgłaszała się, udzielała bezbłędnych odpowiedzi. Na przerwach zamieniała z Nevillem po parę zdań na temat lekcji, pogody, pracy domowej, ogólnego samopoczucia. Ginewra starała się jej nie zagadywać, żeby mogła udoskonalić plan, dlatego raczej rozmawiała z Luną. I tylko w krótkich momentach bez notowania, odpowiadania lub rozmowy, stworzyła w pełni wykształconą koncepcję działania.
Po wyjściu z klasy Fenixa udała się na śniadanie. Blaise już siedział przy stole z Draco. Podeszła do nich pewnym krokiem.
- Jak tam przygotowania do dzisiejszej randki? - zagaiła niby przypadkiem.
- Przyszło moje zamówienie. - Draco wskazał głową na paczkę leżącą przed nim na stole.
- Może już nie będziesz prawiczkiem. - zaśmiał się Zabini.
- Zamknij się. - zirytował się Malfoy.
- Ale z ciebie kretyn, naprawdę. - Romanow przewróciła oczami.
- Kochanie, mów do mnie jeszcze. - wyglądał tak beztrosko, radośnie. Stanowił spory kontrast dla dwójki najbliższych mu ludzi.
- Nie wkurzaj mnie od rana, dobrze ci radzę. - zirytowana dziewczyna nasypała sobie cynamonowych płatków i zalała je mlekiem. Malfoy grzebał widelcem w swojej jajecznicy.
- Niejadki z was. - skomentował czarnoskóry.
- A z ciebie kretyn. - fuknęła jego narzeczona.
- Mam was po uszy. - jęknął siedzący pomiędzy nimi blondyn.
- Wróćmy do ciebie, racja. Przyszło to, co zamawiałeś? - nalała sobie herbaty.
- Dokładnie to. W sumie to jestem zadowolony. - uśmiechnął się słabo, ale szczerze. Niewiele rzeczy ostatnio mu wychodziło, miło było dostać chociaż własne zamówienie kompletne i niezniszczone.
- Ona pewnie też będzie zadowolona, niezła z niej materialistka. - czerwonowłosa nie mogła powstrzymać się od komentarza. - A, na którą się umówiliście? - warto było wiedzieć.
- Jeszcze nie wiem. - wstał od stołu. - Dobra, idę na lekcje, widzimy się później. - odszedł. I ona, i Zabini spojrzeli na talerz, który zostawił Malfoy : niemal nieruszone jedzenie.
- Nie martwisz się o niego? - spytał chłopak.
- O nas się martw, musimy się z tego wyplątać. - zmieniła temat.
- Pomartwię się potem, do ślubu mi daleko. - zbył ją. Kątem oka dostrzegła, że do Wielkiej Sali wchodziła Astoria.
- Pomartwimy się razem, ale potem, to fakt. - szybko wstała od stołu, biorąc swoją torbę. Bardzo powoli, niemal z namaszczeniem szła w kierunku wybranki Dracona. Już prawie ją mijając, dostrzegła, że Astusia ma na plecach parę włosów, które wypadły z cieniutkiej, napuszonej kitki i przyczepiły się do swetra. Zadowolona z siebie podeszła bez mała na palcach i delikatnie zdjęła jeden włos.
- Co ty wyprawiasz? - obruszyła się Greengrass. Przed nią leżał liścik o tak dobrzej znanej Fenixie treści.
- Liniejesz, a ja pomagam ci to ukryć, bądź wdzięczna, nie pyskata. - wzruszyła ramionami i odeszła z niewinną minką. Pod drzwiami WS wyjęła z torby fiolkę, do której schowała niewielką zdobycz.
Gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę na obiad, Hermiona dotarła do Sali z prędkością światła. Rozbawiona Ginny dreptała za nią.
- Co cię tak bawi? - spytała Hermiona, kiedy usiadły już na miejsca.
- Twój zapał. - uśmiechnęła się.
- Bardzo zabawne. - odwzajemniła uśmiech. Z podekscytowania nawet nie zauważyła, że Ginewra dokładała jej na talerz jedzenie, była zbyt zajęta szukaniem wzrokiem Fenixy. Romanow, nie wzbudzając podejrzeń, weszła, usiadła przy swoim stole, zjadła zupę, rozmawiając przy tym z Zabinim, po czym wyszła. Dla Granger to był znak. Wstała od stołu, przerzuciła przez ramię torbę i podążyła za przyjaciółką. Idąc, rozpięła torbę, do której Fen stojąca przy drzwiach wrzuciła fiolkę, tak, że nikt nie zauważył. Nie musiały tego ustalać, rozumiały się bez słów. Po tej brawurowej akcji, każda z nich poszła w kierunku następnej lekcji. Granger nie zauważyła z kim Ginny rozmawiała w WS, Fenixa, że nieopodal stał Draco ze swoją dziewczyną.
Draco, choć nie zauważył ani Granger z Romanow, ani tym bardziej tego, co robiły, miał dość zmartwień. Ustalał z Ast godzinę spotkania.
- 18.30 pasuje? - zaproponował bez powitania, gdy do niej podszedł.
- Ale na co? - zamrugała.
- Na naszą... randkę. - ostatnie słowo z trudem przeszło mu przez gardło.
- Pasuje, kochanie. - cmoknęła go w policzek, zostawiając ślad szminki w kolorze fuksji. Starł go.
- To do zobaczenia. - delikatnie klepnął ją w pupę, radośnie zachichotała. Chciał już mieć za sobą cały ten cyrk, na który sam osobiście się zgodził.
Do osiemnastej Hermiona była zajęta byciem idealną uczennicą, Ginny myślami o rozmowie w WS, a Fenixa powtarzaniem sobie, że na pewno akcja się uda. Po ostatniej lekcji panna Granger od razu pobiegła do dormitorium. Praca domowa i nauka skutecznie odciągnęły jej myśli od strachu związanego z nadchodzącymi wydarzeniami. O 17.30 Ginny wróciła do ich pokoju.
- Szykuj się, laleczko. - odłożyła torbę na łóżko.
- Trochę się stresuję. - wyznała szatynka.
- Masz jakiś plan? - Weasley opadła obok torby.
- Drętwota od tyłu, wypicie eliksiru, założenie jej ubrań, lochy, hasło, ploteczki, powrót, wszczepienie jej wspomnień. To tak w skrócie. - wyglądała na przejętą, mimo że starała się to ukryć.
- Zwięźle. - skwitowała ruda.
- Pójdziesz ze mną? - spytała nieśmiało.
- Oczywiście, chcę cię wspierać. - pokiwała głową. - Pora się zbierać. - wstała z łóżka. Wyszły z pokoju, zamykając go zaklęciem. Po kilkunastu minutach były już bezpiecznie ukryte za jednym z zakrętów na piątym piętrze. Astoria, w czarnej, skórzanej mini i topie w kolorze krwi, pojawiła się punktualnie. Jej włosy były rozpuszczone, natapirowane i napuszone. Wyglądała jak panienka lekkich obyczajów, a mimo to budziła w Hermionie litość. Dlatego też z największym żalem wyszeptała :
- Drętwota! - celując Greengrass w plecy. Dziewczyna nie upadła, bo Ginny, również w porywie litości, rzuciła zaklęcie lewitujące. Owym zaklęciem przeniosła ją do komórki otworzonej Alohomorą. Tam Granger wypiła Eliksir Wielosokowy, zastanawiając się, co ją podkusiło, żeby się na to skazywać, po czym rozebrały Astorię, żeby Hermiona mogła się przebrać w jej ciuchy. Przebrana i gotowa zaczęła ubierać Ślizgonkę.
- Zostaw. - powiedziała Ginny. - Ja się tym zajmę. I tak będę tu siedzieć i jej pilnować.
- Jesteś pewna? - Hermiona była wdzięczna z jednej strony i zgorszona, że tak młoda dziewczyna nosi stringi, z drugiej. Cieszyło ją, że nie musiały się zamieniać też bielizną. To byłoby niehigieniczne i niewygodne.
- Na pewno, leć. - zapewniła wciągając na bezwładne ciało nieprzytomnej dziewczyny spódnicę od mundurku Hermiony. - Astusi będzie cieplutko, nie przeziębi się, a ja nie będę czuła się niezręcznie.
- Dzięki. - pocałowała przyjaciółkę w policzek, zostawiając na nim ślad szminki.
- Powodzenia. - powiedziała Ginny. Hermiona najszybciej, jak tylko pozwalały jej na to szpilki, zbiegała na dół. Przestraszona znalazła się w lochach, gdzie, udając pewną, powiedziała hasło. Weszła wprost do jaskini węża i to dosłownie. Ślizgoni i Ślizgonki siedzieli na kanapach, fotelach i podłodze, rozstawieni po całym Pokoju Wspólnym niczym meble. Śmiali się, szeptali, rozmawiali, żartowali. Do panny Granger tego wieczoru dotarły dwie rzeczy. Pierwszą zrozumiała, kiedy nie pozwoliły Astorii upaść i kiedy zaczęły ją ubierać - choć to, co robiły było złe, cel i one reprezentowali dobro. Źli ludzie robią złe rzeczy w złych celach, złymi metodami. Dobrzy ludzie robią złe rzeczy w słusznym celu i szlachetnymi metodami. Dotarło do niej także, że jeżeli zły człowiek zrobi coś dobrego lub dobry coś złego, nie staje się tym drugim. Świat nie jest czarny lub biały. Drugą rzeczą, którą zrozumiała był fakt, że Ślizgoni nie różnili się od nich tak bardzo. Ludzie o czystej krwi dawniej odrzucali mugolaków lub mieszańców. Teraz było na odwrót, choć przecież nie różnili się od siebie niczym! To jak rozmawiali, śmiali się, wyglądało dokładnie tak samo jak u Gryfonów. Widząc w tych ludziach towarzyszy powojennej niedoli poczuła się pewniej. Poprawiła mini i ruszyła w stronę przyjaciółek Greengrass. Niestety, drogę zastawił jej Malfoy.
Fenixa leżała samotnie w swoim dormitorium. Skończyła właśnie pakować torbę i miała się brać za pomalowanie paznokci na nowy kolor, ale usłyszała pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęła. Do pomieszczenia wszedł Blaise. - Co tu robisz? - spytała zdezorientowana.
- Draco umówił się z tą przylepą na 18.30, zostało dziesięć minut, ona zaraz przyjdzie, a ja nie mam ochoty ich oglądać. Chciałem sobie skończyć wypracowanie, zrobić zadania z run. Ogólnie trochę nadrobić moje słodkie lenistwo, bo sama wiesz, kiedyś trzeba.
- Żaden problem, po prostu sobie wzajemnie nie przeszkadzajmy. - zgodziła się. Odkręciła właśnie lakier, kiedy coś do niej dotarło. - Chwila, on się z nią umówił na 18.30? - zerwała się z łóżka, upuszczając lakier, który rozlał się na podłodze.
- Tak powiedziałem. - potwierdził lekko zdziwiony. Rozkładał rzeczy na biurku.
- Nie żartujesz, prawda? - powoli wpadała w panikę. Ryzyko, że Herm będzie musiała udawać dziewczynę Dracona, rosło.
- Nie, tym razem nie. O co ci chodzi? - nie rozumiał.
- O nie! - złapała się za głowę.
- Hej, co jest? - podszedł bliżej coraz bardziej zdziwiony.
- Wiedziałam, po prostu wiedziałam! - miała na sobie spraną koszulkę i legginsy. Podbiegła do szuflady, z której wyjęła skarpetki i bluzę. Powtarzając swoją mantrę założyła skarpetki. Dostrzegła obok łóżka trampki, ale przewróciła się sięgając po nie.
- Co ty wyprawiasz? - pomógł jej wstać.
- To się nie może stać! - powiedziała do siebie, próbując wyrwać się z jego objęć.
- Fenixa, uspokój się, proszę. - przytulił ją mocniej do siebie.
- Puszczaj! - szarpnęła się.
- Spokój! - krzyknął.
- Muszę iść! - szarpnęła się mocniej.
- Fenixa, puszczę cię, tylko mi wytłumacz! - trzymał ją w żelaznym uścisku.
- Nie, nie! - kopnęła go w łydkę.
- Uspokój się! - powtórzył. Z całej siły nadepnęła mu na stopę. Zaczęli się szarpać, ona się wyrywała, on mocniej przyciągał ją do siebie, ugryzła go, on ścisnął jej ramię, wyrwała się z jego objęć, ale nie zdążyła się obejrzeć, a on już trzymał jej twarz w dłoniach i przyciskał wargi do swoich. Najpierw zastygli, czekając co zrobi ta druga osoba. Delikatnie ją cmoknął, odwzajemniła. Rozchyliła wargi, co on wykorzystał. Dopiero, gdy ich języki się zetknęły, zorientowała się, co oni najlepszego wyprawiają. Odskoczyła nagle.
- Przepraszam. - powiedziała zaskoczona, porwała trampki w dłonie i wybiegła z pokoju.
Draco spoglądał na nią lekko oburzony,
- Zapomniałaś o naszej randce? - spytał.
- Randce? - zastygła.
- Randce. Przecież się umawialiśmy na 18.30! Jesteś taka roztrzepana! - westchnął. - No nic, idziemy, prawda?
- Yyyy, ale ja... - jąkała.
- Nie ma żadnych ale. Idziemy, będzie fajnie. - naciskał.
- Dobrze. - poddała się, przeklinając w duchu swój głupi pomysł. Przepuścił ją przodem, ale chciała go uderzyć za klepnięcie jej w tyłek. Po drodze nie rozmawiali, bała się nawet, że on zaraz zacznie ją obmacywać. Tak się jednak nie stało, zaprowadził ją do swojego dormitorium i otworzył przed nią drzwi. W środku wszystko było czyste, posprzątane. Zamiast żyrandolu na suficie paliły się lampki nocne i lampki na biurkach. Tworzyło to przyjazną, może nawet romantyczną atmosferę, nie zakrawającą o erotyzm. Obaw, co do macanek zniknęły. Nie miała szansy dokładniej zanalizować wystroju, ponieważ Malfoy się odezwał.
- Zamówiłem nam trochę rarytasów. - wskazał głową na biurko, na którym leżało opakowanie Malinowych Miętusków. Tuż obok stały dwie butelki Lemoniady Kawowej i talerz z Bezą Powietrzną. Było widać, że się postarał. Uśmiechnęła się. Usiadł na swoim łóżku.
- Rozgość się. - grymas na jego twarzy najwyraźniej miał być uśmiechem.
Fenixa przerażona stała na Wieży Astronomicznej. Po drodze w biegu założyła buty. Nie wiedziała czy Blaise ją gonił, ale nawet jeśli, cieszyła się, że nie dogonił. Czuła się zagubiona, zła na siebie. Ciągle analizowała w głowie całą sytuację próbując zrozumieć jak to się stało. Bała się tam wrócić, żeby nie zastać go w swoim dormitorium, ale wiedziała, że w końcu przyjdzie pora na sen. Nagle usłyszała zbliżające się kroki. Rzuciła pod nosem przekleństwo, bo nawet nie wzięła różdżki. Uspokoiła się, kiedy na Wieży pojawił się Neville.
- Co tu robisz? - spytała szorstko.
- Musiałem się przewietrzyć. A ty? - uśmiechnął się. Poczuła się zakłopotana.
- Ja też. - westchnęła. - Masz może fajki? Co cię tu przywiodło? - oparła się łokciami o barierkę.
- Nie mam. Strach. A ciebie? - zamyśliła się.
- Też strach. - musiała to przyznać. - Czego się boisz?
- To ty nie wiesz? - otworzył szeroko oczy.
- Nie bardzo. - odpowiedziała.
- Nie widziałaś wieczornego wydania Proroka? Wydania specjalnego? - nie mógł tego pojąć.
- Wyobraź sobie, że nie! - fuknęła. - Mów w końcu co się stało! - ponagliła.
- Znaleźli dziewczynę, absolwentkę Hogwartu. Zgwałcona, pobita i w śpiączce. Napisałem do Harrego i Rona czy są podejrzenia, co do sprawcy, bo z Luną i Ginny podejrzewamy, że to ta sama osoba, która skrzywdziła Pansy.
- I co? - choć było lodowato a ona miała na sobie tylko krótki rękaw, zrobiło jej się gorąco.
- I Ron odpisał, Biuro Aurorów się tym zajmuje. Takie same okoliczności, prawdopodobnie ta sama osoba. - potwierdził jej najgorsze obawy.
Usiadła na brzegu łóżka, spoglądając na niego niepewnie. Draco najwidoczniej też był spięty, co sprawiło, że poczuła się raźniej. Nie była sama w tym poczuciu zagubienia.
- Wyglądasz dziś... ładnie. - widać było, że musiał się zmuszać do tego typu wyznań.
- Dziękuję. - wstała. - Zaraz wrócę, dobrze? - spytała.
- Coś nie tak? - chyba się zmartwił.
- Nie, nie. Yyyy... - próbowała sobie przypomnieć jakie określenie na Draco usłyszała kiedyś z ust Ast.- ... Dracusiu.
- To o co chodzi? - pogłaskał ją po ramieniu. Miał zimną dłoń, delikatny dotyk stanowił kontrast z poduszkami dłoni pokrytymi odciskami.
- Draconku, ja tak tylko do łazienki. - uciekła oczami na bok.
- Hej, przecież ci mówiłem, że nie musimy kończyć tego, co zaczęliśmy. - z całej siły zmusiła się do nieunoszenia brwi. Nie wiedziała, czego ostatnio nie skończyli, ale wnioskując z jego miny, było to niewłaściwe.
- Nie boję się, naprawdę. - zapewniła i zachichotała nerwowo.
- To dobrze. - uśmiechnął się niezręcznie. - To się zrelaksuj. - cmoknął ją w policzek, ale widząc jak sztywno to zrobił, doszła do wniosku, że nie robił tego często. Znowu usiedli na łóżku.
- To co robimy? - starała się wyglądać głupio i naiwnie. Nawet z ciałem Astorii było to trudne.
- Pogadajmy. - zaproponował. Nie bardzo wiedziała o czym zazwyczaj rozmawiali.
- Draco... - zaczęła.
- Tak? - pogłaskał ją po policzku. To było dziwnie czułe. Nie spodziewała się, że okazywał jej swoje uczucia.
- A może nie kończmy, ale zróbmy to, co zawsze? - zaryzykowała, bo przecież nie wiedziała, co robili zazwyczaj. To był błąd.
- Zaskakujesz mnie dziś. Jesteś taka... ogarnięta. - to nie był komplement, Hermionie zrobiło się przykro, że na Greengrass to działa.
- Dziękuję? - zacmokała.
- To zróbmy to, co proponowałaś. - pogładził ją po włosach.
- Czyli? - zachichotała, doskonale wczuwając się w rolę.
- To. - zbliżył jej usta do swoich i zanim zdążyła się odsunąć, całował ją mocno i zapamiętale. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, kiedy gładził ją po plecach, gdy przyciągnął ją do siebie. To on kierował pocałunkiem, był władczy i zdecydowany. To kontrastowało z wcześniejszą czułością, Hermiona nie chciałaby być całowana codziennie przez kogoś, kto odwalał całą robotę. Nie zorientowała się jednak, że po chwili odwzajemniała mocny, zachłanny pocałunek. Oderwali się od siebie, był uśmiechnięty. Poza tym wstydem, niezręcznością i niechęcią do siebie, zauważyła, że na jej skórze powoli zaczyna być widać napis Szlama. W tym momencie znowu zetknął ich wargi.
I jak Wam się podoba? Mam nadzieję, że Was zaskoczyłam i nie rozczarowałam :)! Koniecznie chcę poznać Wasze opinie! Kolejna ofiara, taki zwiastun powrotu Rona na scenę, pocałunki i, niestety, mało Draco. Ale, ale, obiecuję, że Malfoy wróci w kolejnym rozdziale! A tymczasem oczekujcie jeszcze dwóch miniaturek w tym miesiącu, kochani.
Pozdrawiam, Eleonora.
niedziela, 21 maja 2017
niedziela, 7 maja 2017
Recenzja ''Quidditch przez wieki''
Zaczniemy dziś od wspomnianego ''Quidditch przez wieki''. Książkę kupiłam wraz z dwoma innymi ''podręcznikami'' z Hogwartu. Zakup dokonany w Empiku, tym chętniej wydałam pieniążki, że po pierwsze była przecena, a po drugie cały dochód idzie na fundację Lumos. Szczyt cel, fajna sprawa i pierwszy powód, dla którego warto kupić książkę. Kolejne powody dalej. Bo, wiecie, trochę niezręcznie, ale... dwie pierwsze książki przeczytałam w ciągu dnia, dosłownie, jedna na dzień, a miałam jeszcze inne zajęcia, edukację, spotkanko. Tak się wciągnęłam, że nie szło mnie oderwać. Po ''Quidditch...'' sięgnęłam na końcu i czytałam chyba z trzy lub cztery dni, a długością nie różni się od pozostałych. Zaznaczę, że oglądanie sportu i czytanie o sporcie mnie nudzą. Uprawianie sportu mniej, ale meczy, reportaży sportowych, itp., unikam jak ognia. Quidditch jest sportem. Magicznym, zabawnym, niesamowitym, ale sportem. Zwierzęta, tym bardziej fantastyczne interesują mnie bardziej, a baśnie, tym bardziej przetłumaczone przez Hermionę Granger to już kompletny odlot! Tu nastawiłam się sceptycznie, a jak wiemy to dobre nastawienie to podstawa. Zabrakło go i pewnie dlatego czytałam to kilka dni. No i dlatego, że to o sporcie. W takich książkach, nawet magicznych, nie braknie, niezbyt przeze mnie lubianych, sportowych opisów. Pomijając jednak moją awersję do tematyki, muszę przyznać, że książka jest bardzo fajnie zrobiona. Sport czarodziejów został opisany pod wieloma względami, np. przedstawiono jego historię, opisy drużyn, opisy manewrów, więc każdy znajdzie coś dla siebie, nawet ktoś tak sceptycznie nastawiony, jak ja. Jeśli się wciągniemy to czyta się łatwo, przyjemnie, szybko. Wierzę, że naprawdę dużo osób zakocha się w tym ''podręczniku'', ale ja niestety po prostu go polubiłam. Od strony treści nie mam nic do zarzucenia, uważam, że temat został wyczerpany, poruszono wiele kwestii, udzielono odpowiedzi na mnóstwo pytań, które na przestrzeni lat zadawali fani. Jeżeli ktoś interesuje się taką tematyką to trafi w dziesiątkę, bo pozna quidditch od podszewki i dowie się o tym sporcie dosłownie wszystkiego! To drugi powód do kupienia tej książki : nic nie jest zrobione po łebkach, po poruszeniu jakiejś kwestii zostaje ona rozwinięta aż do wyczerpania tematu. Doceniam też to, że treść jest spójna, kolejne rozdziały, choć kompletnie o czym innym, delikatnie łączą się ze sobą, a jednocześnie, wedle uznania, można czytać książkę na wyrywki albo nie po kolei. Treść mocno trzyma się uniwersum, co przyjemnie zaskakuje, bo trochę bałam się, że pojawią się kruczki czy nieścisłości w stosunku do serii o Harrym. Boje obawy były niesłuszne. Lekki sposób pisania, przyjemny styl J.K.Rowling, cudowne uśmieszki w stronę fanów uniwersum, ale po obejrzeniu filmu czy przy nieszczegółowej wiedzy z serii czytamy nic nie tracąc, najwyżej nie uśmiechniemy się raz czy dwa czy takim ''puszczonym oczku'' od autorki. Mimo właśnie tego trzymania się uniwersum to, gdybym miała to polecić komuś kto nie ma pojęcia o Harrym (czyt. mój przyjaciel) to zrobiłabym to bez wahania, bo książka nie opiera się na fabule serii, spokojnie można to sobie przeczytać, a może ktoś zainteresuje się na tyle, że sięgnie po siedem tomów historii Chłopca - Który - Przeżył. J.K.Rowling nie traci swojego charakterystycznego poczucia humoru ani pisarskiego pazura, od razu widać, że to jej styl, jej dzieło. Nie trzeba też znać na pamięć Potter Wiki, żeby zrozumieć większość żartów, bo są książkowo sytuacyjne, że tak powiem. Dla samego kunsztu pisarskiego warto posiadać ową literacką pozycję na swojej półce, to trzeci powód. Oprócz fachowej treści znajdziemy tu też cudne ilustracje, serio! Nie jest to bajeczka z obrazkami, a poważny poradnik dla czarodziejów zainteresowanych swoim sportem. Ilustracje nie odbierają powagi, wręcz przeciwnie, dodają takiego poczucia, że pisał to prawdziwy znawca, a i my możemy się kimś takim stać oglądając fachowe przekroje czy ryciny. Oprócz tego, nie ma co kryć, nadają one magii i klimatu starych, poważnych ksiąg. No i ilustracje to kolejny, już czwarty powód, dla którego warto kupić książkę. Absolutnie cudowne rysunki wykonane z największą dbałością o szczegóły, żaden nie odbiega od pozostałych, nie ma nawet najmniejszych niedociągnięć. Samo oglądanie książki już sprawia przyjemność. Każdy rozdział zaczyna się od ślicznie zdobionej strony z numerem, a oprócz tego znajdziemy tu także herby drużyn, piłki i hmmm... czarodziejskie obrazy sprzed wieków? Przeczytajcie, a sami zrozumiecie o co mi chodzi! Wracając do estetyki : cudowne wykonanie książki! Poręczny format, śliczna okładka, śliczne wykończenia, wewnątrz przepiękne ilustracje, czytelność uzyskana dzięki, np. dobrym odległością między akapitami i tym wyraźnym podziałem na rozdziały. ''Quidditch'' jest adresowany do czarodziejów, autorka zwraca się do nich, nie do mugoli, którym wyjaśnia uniwersum. Czujemy się magicznie, jakbyśmy należeli do świata chłopca z blizną. To ostatni powód, dla którego warto kupić książkę. Żeby poczuć się magicznie. Choć tematyka nie jest dla mnie to szczerze polecam.
PS Wyżej macie zdjęcie nowego wydania książki i takie właśnie posiadam. Nie widziałam na żywo starszego wydania, nie wiem nawet czy jest jeszcze dostępne, dlatego recenzja również tyczy się książki zamieszczonej na górze posta :).
Mam nadzieję, że teraz już wiecie czy zdecydujecie się na zakup ''Quidditcha'', długo się nie mogłam zabrać za recenzję, ale kiedy do tego usiadłam napisanie jej jakoś samo wyszło :D. Liczę, że Was nie zawiodłam, w razie pytań zadawajcie je w komentarzach :).
Pozdrawiam, Eleonora.
niedziela, 12 marca 2017
Sowa informacyjna
Witajcie, Kochani! W lutym odezwałam się tylko raz, a w marcu to
moja pierwsza Sowa do Was, ale to dlatego, że intensywnie się
staram ulepszyć tego bloga. Nie tworzę nowych rozdziałów, ale
działam w innych kierunkach. Po pierwsze mój blog należy do
Stowarzyszenia
Księcia Półkrwi. Bardzo mnie to cieszy, bo to kolejne miejsce,
gdzie można trafić na tworzoną przeze mnie historia :). Po drugie
na tym samym blogu jest moja miniaturka, o tu.
Podkreślam tak często, że jest to moje, ponieważ Vipera nie
uczestniczy już w tworzeniu tego bloga. Co za tym idzie, coraz
bardziej pracuję na mój pseudonim. Jestem Eleonorą, nie 1/2 Córek
Merlina. Zmieniłam liczbę mnogą w notkach i informacjach do Was na
liczbę pojedynczą. Oprócz tego, zrobiłam poważną korektę
prologu i rozdziałów od pierwszego do czwartego włącznie oraz
Poczty. Lekko zmieniłam fabularnie rozdział dziesiąty, ponieważ
pisała go Vipera i nie zgadzał się z niczym, co było wcześniej
lub później na tym blogu. Polecam przeczytać te rozdziały jeszcze
raz. Dalej poprawiam wszystkie rozdziały, a kiedy skończę mam
zamiar poprawić w ten sposób, także wszystkie Sowy i miniaturki.
Od razu mówię: w 95% to tylko poprawa literówek i błędów
interpunkcyjnych, ale są momenty, gdy zmianie ulega wystarczająco
dużo, żeby zalecić ponowne przeczytanie. Niedługo ukaże się
kolejny List z serii oraz poprawiony rozdział piąty :). Zamierzam
popracować również nad szablonem i nad paroma innymi rzeczami ;).
Pozdrawiam,
Eleonora.
niedziela, 5 lutego 2017
15. "Decyzje o eliksirach" – Ignis aurum probat
Hej Kochani! Przybywam do Was jeszcze w lutym, czyli nie do końca tak, jak chciałam. Trudno. Ważne, że w końcu jestem z rozdziałem przesuwającym fabułę trochę do przodu. W przerwie świątecznej nie udało mi się odezwać, wynika to nie z lenistwa, ale z tego, że : stawiam na jakość, więc posty są dłuższe, ale lepsze, a co za tym idzie, wymagają więcej czasu. Później jakoś tak wszystko zleciało i... sami widzicie. To po pierwsze. Po drugie możecie zerknąć do postu o poprawkach, a dowiecie się, co miałam w planach zrealizować. Teraz realizuję. Możecie dostrzec, że wszystkie posty mają jedną czcionkę, że regularnie uzupełniam Spis Treści, staram się na bieżąco informować Was o postach, zrealizowałam zamówienie ( było tylko jedno, o co się nie gniewam, jeśli ktoś zainteresowany to jest ono tu ), ruszyłam z nową serią ( seria Listów do znalezienia tu ), a co najważniejsze... obiecałam niespodziankę i robię niespodziankę! Niestety, wymaga ona nakładów pracy oraz czasu, ale staram się bardzo i już gdzieś w marcu powinna się ukazać :). Po trzecie, mam nowy sprzęt. Przyzwyczajałam się do niego, był problem z instalacją Chrome, to już za mną, teraz muszą ogarnąć pisanie na nim tak sprawnie, jak na tych, których do tej pory zastępowały mój stary sprzęt po jego ostatecznej awarii. A teraz zapraszam, miłej lektury :)!
Drzwi otworzyły się i dostrzegła... Nevilla. Wszedł spokojnie do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! - miała zduszony głos.
- Przepraszam. - wyglądał na zakłopotanego. Mimo ogromnej przemiany nadal był miły i uprzejmy, chyba za to ceniła go najbardziej.
- Przecież pytałam kto tam! - prychnęła gniewnie, próbując się uspokoić. Doskonale wiedziała, że nie za bardzo miała powodów do strachu czy nerwów, ale trudniej się do tego dostosować, niż to stwierdzić.
- Byłem zamyślony, naprawdę, wybacz. - wyglądał na szczerze skruszonego. Poczuła się zła również na siebie. Po tym wszystkim po pierwsze w sytuacji zagrożenia nie powinna czuć się bezbronną, małą dziewczynką, a po drugie, przede wszystkim, powinna przestać wszędzie doszukiwać się niebezpieczeństwa.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. - uśmiechnęła się. Miał w sobie coś co nadal czyniło go po prostu dobrym, skromnym chłopakiem. Oprócz podziwu budził sympatię, nie można się było na niego zbyt długo złościć.
- Dziękuję. Co tu robisz? - zapytał niezbyt rozsądnie, skupiając się na wyborze sowy.
- To samo, co ty. W sowiarni zazwyczaj wysyła się listy. - zachichotała nerwowo.
- Ale można je wysyłać do wielu osób. Nie chcesz, nie mów. - wybrał w końcu czarną sowę. - Ale zgaduję, że do Rona. - odwrócił się do niej i puścił porozumiewawcze oczko. Zmroziło ją. Ron! Przecież miała do niego częściej pisać! Co z tego, że on nie wysyłał nic do niej skoro będzie wściekły za tak długi czas bez listów? Koniecznie powinna do niego napisać i to jak najszybciej! - Ej, coś nie tak? - zauważył jej zmartwioną minę. Wszyscy cenili go za wrodzoną empatię, ona również.
- Nie, nie. Też się zamyśliłam. List wysyłałam do Harrego. - siliła się na entuzjazm. - A ty? - udawała ciekawość, choć była niemal pewna, że zna odpowiedź.
- Do babci. - sowa odleciała z przywiązanym do nóżki listem. Do babci, oczywiście, zgadła. Znowu stanął do niej przodem i uśmiechnął się. - Chyba na mnie już pora, zaraz zacznie się kolacja, idziesz? - z jednej strony powinna pojawić się tam jak najszybciej, zjeść coś i czekać na wieści od Fen. Z drugiej miała ochotę chwilę pobyć sama, jeszcze raz wszystko przemyśleć. No i nie miała siły znowu patrzeć na tych wszystkich ludzi, którym wydawało się, że znają ją lepiej niż ona siebie. Po ostatnim wyskoku znowu przypięto jej łatkę bohaterki, jej zdaniem, kompletnie niesłusznie. Zamiast dostrzec, że trochę wypiła, to wszyscy widzieli, że ma dobry humor, świetnie się bawi i jeszcze znowu ratuje wredną Ślizgonkę! Dlaczego na siłę widzieli w niej kogoś kim nie była? Pokręciła głową odtrącając natrętne myśli. Powinna docenić to, że jest szanowana i lubiana, a nie tęsknić za czasami względnej anonimowości, spokoju. Gdyby to było takie proste.... Mimo nowego pretekstu by ją uwielbiać, wcale nie chciała tam iść. Choć... może nie mimo to a właśnie dlatego? Czuła ogromną niesprawiedliwość opinii ludzkich w tej sytuacji. Ona, ZNOWU została uznana za nie wiadomo kogo, podczas, gdy jej jedynymi zasługami był ogromny umiar w piciu i odpowiedzialność za koleżanki, które, zresztą, zostały obgadane i słownie zlinczowane za swoimi plecami. Wiedziała, że to co zrobiły było złe, jednak nie przyczyniło się do niczyjej krzywdy, ludzie po tych wszystkich wydarzeniach powinni być bardziej empatyczni, powinni przestać stawiać sobie durne podziały na tych dobrych i tych, którzy byli źli lub neutralni. Jeśli już miały ponieść społeczną odpowiedzialność to wszystkie, a nie z wyjątkiem! Uspokoiła się szybko. Siląc się na niezobowiązujący ton powiedziała :
- Nie, chyba zostanę tu jeszcze chwilę, bo... czekam na ważny list. - słaba wymówka, skarciła się w duchu. Najwyraźniej dobre preteksty posiadały swój limit dzienny. Nie spojrzał na nią dziwnie, nie potraktował jak idiotki. Odpowiedział :
- Jasne. Zatem widzimy się później. - wyszedł. Poczuła się wdzięczna. Właśnie za to tak lubiła Nevilla. Rozejrzała się po sowiarni. Nie miała zamiaru tu zostawać, chciała tylko poczekać, aż przyjaciel oddali się na tyle by mogła spokojnie przemknąć do siebie lub WS, w zależności od decyzji, którą podejmie za chwilę. Kucnęła na brudnej, betonowej podłodze. Przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie treść listu, który miała zamiar wysłać do Ronalda. Wtedy drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Szybko wstała. Na progu pojawił się Malfoy. Najwyraźniej zbity z tropu mruknął :
- Cześć. - miał w dłoni kilka kopert. Nie skupiła się na ich dokładnej liczbie.
- Hej. - odpowiedziała spuszczając wzrok. Czekała na przykry komentarz z jego strony, ale nic takiego nie miało miejsca. - Nie jesteś na kolacji? - wypaliła bezmyślnie. Chciała wprowadzić rozmowę na luźne tory, a zachowała się na poziomie jego dziewczyny. Żałowała, że nie może się natychmiast pacnąć w czoło.
- Nie, jak widać nie. Ty też nie. - wymamrotał przesuwając wzrokiem po sowach. Wybrał pierwszą lepszą, niedbale i pospiesznie przywiązał do jej nóżki jedną z kopert. Obydwoje czuli się wyjątkowo niezręcznie.
- Ale już tam idę. - niezwykle szybko przeszła z próby nawiązania sensownego kontaktu, do ucieczki z miejsca przypadkowego spotkania. Przyjął to z wyraźną ulgą, widziała jak odprężył się minimalnie.
- Dobrze. - kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów. Wszystko było takie sztuczne, udawane, jak wzięte prosto z makiety. Wcześniej wybrał byle jaką sowę, bo chciał iść stamtąd jak najszybciej. Sytuacja zmieniła się, gdy usłyszał, że to Granger wychodzi. Wybierał sowy z taką uwagą i dokładnością jak jeszcze nigdy. Chciał na siłę przeciągnąć długość swojego pobytu, żeby nie natknąć się na nią gdzieś na korytarzu, kiedy już obydwoje wyjdą z sowiarni.
- Pa. Do zobaczenia. - jej głos w założeniu miał brzmieć silnie, pokrzepiająco, przyjacielsko. Zabrzmiał słabo.
- Do zobaczenia. - nie odrywał wzroku od ptaków. Gdy drzwi zamknęły się za Hermioną głęboko odetchnął z ulgą i nie musząc już grać, poszedł na drugi koniec pomieszczenia by wybrać swoją ulubioną sowę. Pogłaskał ją pod dziobem, przywiązał listy adresowane do matki oraz do ciotki a potem z czułością pomasował lewe, dawno temu kontuzjowane skrzydło ulubienicy. Po odlocie Gerdy, bo tak brzmiało imię sowy, lekko zestresowany wizją ponownego zetknięcia się z Granger zdecydował się odpuścić sobie kolację i udać się do siebie mało uczęszczanymi korytarzami.
Hermiona weszła do Wielkiej Sali głównie kierowana dziwnym uczuciem, że już dość się dziś zbłaźniła i nie musi do tego dokładać oskarżeń o kłamstwo. Skoro powiedziała Malfoyowi, że tu przyjdzie, to jest. Niechętnie zjadła miseczkę karmelowego budyniu, wypiła pucharek soku dyniowego, starała się uśmiechać. Chyba po raz pierwszy doceniła dostrzeganie w niej kogoś niesamowitego - to onieśmielało, mogła spokojnie zjeść, nie musiała silić się na rozsądne odpowiedzi do teoretycznych pytań. Ginny nie było, pewnie zjadła już wcześniej, więc skoro kompletnie nic jej tam nie trzymało, poszła prosto do siebie. Po korytarzach chodziło jeszcze całkiem sporo różnych grupek uczniów, w Pokoju Wspólnym powoli zbierało się coraz więcej osób. Nigdzie nie widziała Gin. W dormitorium niestety, także jej nie było. Hermiona zamknęła drzwi zaklęciem, po czym rzuciła się plecami na swoje miękkie łóżko, jednak niemal natychmiast usłyszała natarczywe dziobanie w szybę. Zirytowana otworzyło okno. Egzotyczny ptak przypominający skrzyżowanie papugi z orłem i sową, trzymał w zębach kopertę. Odłożyła ją na biurko, chciała dać mu zapłatę lub jedzenie, ale on, zupełnie niespodziewanie, wleciał wgłąb pokoju i zaczął dziobać drzwi do łazienki. Zdezorientowana otworzyła je by wpuścić dziwadło. Ptaszysko porwało w szpony kostkę mydła leżącą na marmurowej mydelniczce, pamiątce rodzinnej Granger, podrzuciło mydło do góry, a w chwili spadania, otworzyło potężny dziób by połknąć zdobycz. Następnie wyfrunął z łazienki, potem przez otwarte okno. Oszołomiona Gryfonka wpatrywała się w pustą mydelniczkę. Kimkolwiek był właściciel ptaka, wydawał na taki pokarm znacznie więcej niż na ziarno. Kiedy doszła w końcu do siebie, w pokoju panował chłód. Mroźne jesienne powietrze nieprzyjemnie dawało się we znaki. Szatynka zamknęła okno. Wzięła do ręki kopertę, na której ktoś ozdobnym, lecz krzywym pismem napisał jej imię wraz z nazwiskiem. Po przecięciu koperty nożem do listów, wypadła z niej jedna, mała kartka. Wiadomość głosiła : Wieża astronomiczna o 21. Najprawdopodobniej pochodziła od Fenixy. Hermiona przyjmując z ulgą fakt, że Fen odbyła już rozmowę z Daf, zanotowała w pamięci, by zapytać skąd jej przyjaciółka wytrzasnęła tego paskudnego ptaka. Zabini zamknął się w łazience, skąd dochodził odgłos szumu wody. Malfoy nie bardzo widząc dla siebie zajęcie, dodatkowo rozproszony przez bezsensowną pogawędkę, zdecydował, że zajmie się przepisem na karny eliksir. Miał zamiar pokazać Granger, że się do czegoś nadaje, tym samym puszczając w niepamięć całą niezręczność niedawnej sytuacji. Nurtowało go dlaczego dziś zachowywała się tak dziwnie, sztywno. Zniknęła cała elokwencja oraz bystre uwagi. Z trudem, ale jednak, dopuścił do siebie myśl, że ona czuła się podobnie jak on - zakłopotana, zażenowana i zawstydzona. Pewnie też nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Wbrew sobie, nie miał ochoty z niej zakpić, tylko poczuł coś w rodzaju... sympatii? Nawet lekko rozbawił go fakt, że on się tym tak potwornie stresował, gdy ona pewnie czuła się tak samo! Co prawda, na wszelki wypadek, gdyby jednak nie miał racji, nie chciał jej na razie zagadywać, ale w jakiś sposób mu ulżyło. W lepszym humorze zamierzał zabrać się do pracy. Notatek z poprzedniego wieczoru nie było jednak ani w biurku, ani w torbie, ani w szafkach, szufladach czy na półeczkach. Po przeszukaniu całego pokoju, w obłoku pary pojawił się Zabini.
- Łaskawco, raczysz mi powiedzieć co ty odwalasz? - miał na sobie wyłącznie czarne dresy. Jego umięśniony tors, poza paroma bliznami, nie nosił śladów wojny. Draco z powodu stresu, licznych zmartwień i wielu omijanych posiłków znacznie schudł, zmizerniał.
- O tej godzinie jesteś wykąpany? Pora iść do spanka? - zakpił zaglądając pod materac kumpla.
- Nie. Zmywałem z siebie strach. - uśmiechnął się blado. To, co miało brzmieć jak żart, dla Draco słusznie brzmiało jak prawda. - Oświeć mnie, co się dzieje. - zmierzwił dłonią króciutkie czarne włosy.
- Zgubiłem coś. Coś cholernie ważnego. - zanurkował pod swoje łóżko.
- Sens życia? - głupim żarcikiem trafił w samo sedno. Jego szczęście leżało w tym, że Malfoy wolał nie tracić sił na bicie go, a raczej przeznaczyć je na poszukiwania.
- Zamknij się, stary. Otrzeźwiałeś? - blondyn zajęty był poszukiwaniami pod dywanem.
- Nie wiem. Może się doprawię. Ale, kurna, co ty odczyniasz? - zirytował się.
- Szukam notatek! Cholera, robiliśmy wczoraj z Granger notatki a ja je zgubiłem!
- Chyba masz przeje... przesrane, chciałem powiedzieć, muszę się z lekka ograniczać jeśli matka chce mnie wcisnąć we fraczek i uczynić ze mnie dobrego męża. A wracając, Granger może mieć ostre pretensje. - siedział nonszalancko na fotelu w pozycji modela z najdroższych magazynów.
- Wow, jak dobrze, że mówisz, nie wiedziałem! - uderzył kościstą dłonią w ścianę. Zabolało, ale miał poważniejszy problem.
- Chwila, ogierze! Spokój! - wysunął do przodu ręce w geście chęci powstrzymania przyjaciela. - Gdzie je zostawiłeś? - spytał.
- Nie wiem, cholera, stary, inaczej bym ich tu nie szukał! - wykrzyknął szarpiąc delikatnie swoje blond włosy.
- Ej, wariacie, a gdzie wczoraj byłeś? - wstał, wziął do ręki przerwaną lekturę, wrócił na miejsce.
- Biblioteka! - radosny okrzyk. - Ale nie, chwila, nie ma szans. Wychodziłem z nimi stamtąd. - dodał zrezygnowany.
- Ostatni punkt wieczoru? - uniósł brew, Malfoyowi przywiodło to na myśl Granger z tym samym nawykiem. Chwila... Granger!
- Odprowadziłem Granger, chwila... - coś zaczynało świtać. - Podałem jej dłoń, więc miałem wolne ręce. Cholera, zostawiłem te zasrane notatki na Wieży Astronomicznej! - jęknął rozczarowany. Nie uśmiechał mu się spacer tam.
- To miłej podróży. - uśmiechnął się czarnoskóry.
- Dzięki za wsparcie, kumplu. - przy ostatnim słowie Draco przewrócił oczami. Wyszedł z dormitorium, kierował się prosto na Wieżę.
Przed wejściem na Wieżę stała Fenixa. Nie uśmiechała się szyderczo, nie żartowała na głos tak, aby wszyscy dookoła słyszeli. Stała, nerwowo rozglądając się na boki.
- Nie poznaję cię. - Hermiona uśmiechnęła się blado na przywitanie.
- Ja sama siebie nie poznaję, skarbie. - prychnęła. - Właź, nie chcę, żeby ktoś nas podsłuchał. - ponagliła. Weszły na schody, które wydawały się znacznie mniej klimatycznym miejsce, niż, gdy Granger szła z Malfoyem. W połowie drogi usłyszały kroki z góry. Spojrzały po sobie, kiwnęły jednocześnie głowami, Fen wyjęła różdżkę i wycelowała ją przed siebie. Po minucie kroki stały się całkiem bliskie, nieprzyjemny dreszcz przeszedł po plecach Gryfonki. Najgorzej jednak poczuła się, gdy zobaczyła kim jest tajemniczy osobnik. Malfoy! Rozczochrany zbiegał ze szczytu, potrącił Ślizgonkę, przebiegł obok szatynki, zatrzymał się za nimi, po czym powiedział :
- Wybaczcie, dziewczynki, ale wybrałyście sobie dziwne miejsce na spotkanie. Trochę mnie to wypłoszyło, ot taki nawyk. - zachowywał się sztucznie, nienaturalnie, jak klon Zabiniego. Hermiona rozumiała prawdziwe przyczyny tej ucieczki ze szczytu Wieży. Podobnie czuła się w sowiarni zanim wszedł tam Neville. To wygłupianie się stanowiło wyłącznie reakcję obronną.
- Fretki z natury są płochliwe, to zrozumiałe. - Fen, mimo kiepskiej sytuacji, w której się znajdowała, znalazła miejsce na żarcik nie wchodzący w ramę zakładanej maski. Romanow stworzyła z Granger relację szczerej, prawdziwej przyjaźni, dzięki czemu ta druga doskonale wiedziała, że czerwonowłosa żartuje szczerze w trudnych chwilach tylko przy swoich bliskich. Ten docinek niewątpliwie był szczery, więc należało wnosić, iż łączy ją z Malfoyem jakaś więź, w dodatku pewnie nowa, skoro wcześniej to jej umknęło. Przez te rozmyślania nawet nie zachichotała słysząc ten, całkiem zabawny przytyk.
- Uważaj, bo zacznę żałować, że nie rzuciłem na ciebie Drętwoty. - uśmiechnął się niezręcznie, nadal przypominając woskowego manekina. W rękach trzymał kałamarze, pióra, pergaminy oraz różdżkę. Hermionie przypomniało to o konieczności napisania karnego przepisu.
- Przychodzisz się tu uczyć czy jak? - drążyła narzeczona Zabiniego.
- Może palić, tak jak pewnie i ty. A teraz spadam do twojego kochasia, możesz przyjść potem, osłodzić mu wieczór. - ten niesmaczny żart zdecydowanie był oznaką nie maski, a problemów z udźwignięciem jej ciężaru. Ku rozpaczy szatynki, doskonale go rozumiała! Przeżył przed chwilą stres, więc pewnie musi po tym dojść do siebie w samotności, tak jak i ona musiała.
- Jak na kogoś kto sam proponował kumpelstwo to jesteś świnia a nie kumpel. - Ślizgonka udawała urażoną.
- A ty żmija, warto podkreślić. Zostawiam was same, pogadajcie o tych babskich pierdołach czy o czym tam chcecie. Do zobaczenia! - kiwnął głową z wyraźną ulgą, co było zrozumiałe, zwłaszcza, że nie ciągnął wymiany zdań. Szybko odwrócił się do dziewczyn, po czym puścił się pędem na sam dół. Choć to, że niemal ignorował towarzyszkę nocnego palenia, powinno ją ucieszyć, ponieważ świadczyło o tym, że Draco nie chce nic wywlekać na żer plotkarzy ani jej upokarzać, to niestety, wbrew sobie, poczuła nutkę żalu. Dlaczego ją ignorował?
- Pa! - krzyknęła za nim Litwinka. Weszły na szczyt Wieży. - Chłodno tu. - zaczęła.
- To fakt. - przyjaciółka przyznała jej rację. - Jakieś postępy, cokolwiek? - spojrzała w gwiazdy. Zawsze w trudnych chwilach tęsknoty za rodzicami pocieszała się myślą, że są pod tym samym niebem, w nocy święcą im te same gwiazdy.
- Konkretnie. Widzę, że się wczułaś. - oparła się o barierkę, tyłem do widoków. - Złe wieści i dobre wieści. Co najpierw wolisz? - schowała ręce do kieszeni.
- Dobre, tak na piękny początek. - wpatrywała się w jezioro doskonale widoczne z tak dużej wysokości.
- Nie gniewa się, po prostu kobiece sprawy, źle się czuła i dlatego nie przyszła na lekcje. Chętnie się ze mną bliżej zakoleguje, ale bez picia. Jest zła na to, co o niej mówią, ale przykro jej nie jest, bo i tak jej nie lubili ze względu na liberalne poglądy. Nie gniewa się na ciebie, możecie też się kolegować, nawet tym lepiej, bo to tylko wkurzy plotkary. Ma dziewczyna charakterek, nie ma co. - pokręciła głową śmiejąc się cicho.
- To jak i ty. - odparła Hermiona, wykonując obrót i również opierając się o barierkę.
- No i między innymi dlatego mogę się z nią kolegować, proszę bardzo! Ale, ale... jak już wiemy, że nie ma się o co martwić to przejdźmy do poważniejszych rzeczy. Nie wie nic. Zupełnie. Te idiotki się z nią nie dzielą informacjami, z siostrą się nie dogaduje.
- Cieszę się, że ma się dobrze, jednak to jedyny plus tej waszej rozmowy, jedno zmartwienie mniej. No trudno. A ty? Podsłuchałaś coś? - dopytywała pocierając ramiona dłońmi.
- Nic. Te małpy milkną jak tylko pojawiam się obok, ewentualnie zaczynają gadać jeszcze większe głupoty niż zazwyczaj. Nie pomogę kompletnie. - wzruszyła zrezygnowana ramionami.
- Już pomogłaś. Naprawdę, dziękuję. To dla mnie ogromnie dużo znaczy. Trudno, mamy plan B jeśli chodzi o wyciąganie informacji. A skąd masz tego paskudnego ptaka? Nawet jak na ciebie to dziwny zakup. - zaśmiała się.
- Mogę tylko życzyć powodzenia. Ptaka? Chodzi ci o Bena? Pamiętasz jak mówiłam ci kiedyś, że rodzice zaplanowali mi małżeństwo? Na pewno pamiętasz, takiego gówna nikt nie zapomina. Przyszła teściowa kupiła mi tego paskudnika jako prezent zaręczynowy. Dorzuciła rodową kolię, ale Ben świadczy o jej fatalnym guście. W niezłą rodzinkę mnie wżenią, co? A mama kazała mi się cieszyć, twierdząc, że to drogi, egzotyczny prezent! Oczywiście, że tak, ale niepraktyczny. Trzymam go w pokoju, bo w sowiarni byłby gwiazdą. Ta stara krowa ma na imię Beatrice, więc on jest Ben. Mam nadzieję, że na ślub kupi mi mikser albo przynajmniej coś mniej dziwnego. - uśmiechnęła się jakby ten żart ją pocieszył. - Wracamy? - spytała, zmieniając temat.
- Tak. - padła odpowiedź. Nie drążyła dalej, czując, że dla jej towarzyszki temat zakończono. Po zejściu ze schodów, tak, jak się spodziewały, nie było tam Malfoya. Zanim każda ruszyła w swoją stronę, Fenixa dodała jeszcze :
- Jakbyś coś chciała, to zawsze możesz na mnie liczyć. - spojrzała Herm prosto w oczy, tym samym dodatkowo potwierdzając swoje słowa.
- Pamiętam. Wzajemnie. - przytuliły się na pożegnanie, każda z nich wróciła do siebie.
Po uspokojeniu się oraz dotarciu do siebie, Draco uznał, że jego zachowanie było co najmniej idiotyczne. Powinien przestać doszukiwać się zagrożenia na każdym kroku! Wojna się skończyła, a sprawa Pansy nie świadczy o tym, że teraz na każdym kroku na niego żerują. Zabini zawzięcie szukał czegoś w kufrze stojącym u podnóża jego łóżka.
- Znalazłem. - oznajmił Draco, zamykając drzwi zaklęciem. Odłożył rzeczy na uporządkowany blat biurka. Już od dzieciństwa porządek zawsze go uspokajał.
- Super, ja też. - wstał z butelką eliksiru w dłoni. Zamknął kufer, upił potężny łyk mlecznobiałego płynu.
- Eliksir na potencję? - zakpił blondyn.
- Na twoje nieszczęście : nie. Eliksir Słodkiego Snu. Przyda mi się, będę spał jak dziecko. Zakorkował butelkę, ziewnął głośno. - Jakbyś chciał, to masz, walnij sobie. Używam tego rzadko, ale mi pomaga. - odstawił eliksir na szafkę nocną przyjaciela, opadł na swoje łóżko, zasłonił jego kotary, a po minucie dało się usłyszeć ciche pochrapywanie. Malfoy po krótkim, zimnym prysznicu i doprowadzeniu łazienki do całkiem dobrego stanu, zapalił nocną lampę, po czym spokojnie ułożył się na łóżku i z całych sił starał się odgonić wszelkie lęki, by zasnąć. Na próżno. Zrezygnowany wziął z nocnego stolika butelkę, upił trochę płynu, odstawił płynny ratunek ma miejsce, a po chwili już spokojnie spał...
Droga do portretu przebiegła spokojnie, coraz mniej osób kręciło się po korytarzach, Fen poszła do siebie, a Hermiona miała zamiar zająć się pisaniem listu do Rona. Przed jednym z zakrętów zatrzymała się nagle, słysząc szept kogoś starszego. Nie rozpoznała słów.
- Horacy, ale jak to? Dlaczego? - jadowity, przymilny szept Ashtona jako odpowiedź.
- Podejrzewają, że ten ktoś zrobił Pansy krzywdę, bo jej coś dolał. Nic pewnego, ale po dokładniejszych badaniach zaklęć okazało się, że w sumie nie wiadomo co na nią rzucono. Sprytny, dziadowsko dobry kamuflaż! Nawet te klątwy wyszły na jaw po czasie. Drobniejsze zaklęcia mogą być nie do wykrycia nigdy! Dlatego muszę zabezpieczyć moje eliksiry bardzo, ale to bardzo dokładnie. Hagrid ma mi przynieść te swoje zabawne zwierzątka, już jutro z rana zaczną pilnować. Sam rozumiesz Ashton, po raz ostatni mogę ci dać Eliksir Energii bez recepty. Od jutra kieruj się do Poppy. - gruchał swoim tubalnym głosem.
- Dobrze, rozumiem. - dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi do magazynu eliksirów stał się szansą ucieczki z miejsca tej dziwnej rozmowy. Korzystając z okazji, że są w środku, Gryfonka jak najszybciej biegła do siebie, w głowie układając sobie awaryjny plan. Po wypowiedzeniu hasła znalazła się w Pokoju Wspólnym, gdzie dostrzegła Ginny rozmawiającą z Deanem na jednej z kanap. Weasley miała podwinięte nogi okryte czerwonym kocem, uśmiechała się smutno i kiwała głową. Granger zastanawiała się czy to przerwać, ale doszła do wniosku, że muszą działać szybko. Podeszła, więc do przyjaciółki. Gin patrzyła na nią znad pleców Thomasa.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale zdecydowanie musimy pogadać. - dla większego efektu zrobiła zbolałą minę. Dean patrzył na nią przez swoje ramię. Ze zrozumieniem kiwnął głową.
- Jasne. To do jutra? - tym razem spojrzał na Ginny.
- Pasuje. - uśmiechnęła się. Wstała, złożyła kocyk w kostkę i ułożyła na oparciu sofy. Przez moment Hermionie wydawało się, że Ginny schyla się, by przytulić Deana, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W milczeniu dotarły do dormitorium.
- Co jest? - spytała Gin.
- Fen nic się nie dowiedziała i nie dowie. Sprytne żmije wszystko ukrywają, nigdy nie uchylą tajemnicy dla Fenixy. Chłopcy typu Zabini odpadają, oni nigdy nic nie wiedzą, jak zaczną pytać to będzie zbyt podejrzane, zresztą sama wiesz jak na niego czy na Malfoya patrzą. Żeby coś wyciągnąć potrzebujemy Eliksiru Wielosokowego, a nie ma czasu go uwarzyć. - mówiła szybko szukając czegoś w jednej z szuflad biurka.
- Kradzież? - Gin uśmiechnęła się zadziornie.
- Pożyczka. Potem zrobimy nowy, to zwrócimy, ale teraz jest potrzebny na już. Dosłownie. Jak wracałam ze spotkania podsłuchałam rozmowy Ashtona z Horacym. Potem ci wyjaśnię, ale jeżeli dziś nie zdobędziemy tego eliksiru to sprawa będzie niesamowicie trudna. Mam! - wyjęła kartonik z białymi cukierkami. - Łykaj, najlepiej dużo, to Cuksy Bladoluksy, stary wynalazek twoich braci. Będziesz wyglądać jak kreda. - uśmiechnęła się.
- Masz szczęście, że uwielbiam brać udział w tego typu akcjach. - połknęła posłusznie całą garść pastylek. - Coś jeszcze? - jej cera powoli stawała się niemal biała.
- Udawaj mdłości i trzymaj się za brzuch. Idziemy. - zarządziła Hermiona. Przez Pokój przeszły z prędkością hipogryfa, żeby uniknąć zbędnych pytań. Po dotarciu do komnat profesora, Ginny szepnęła - Znikaj stąd, będę cię kryć, ale nie wiem jak długo, jasne? - zgięła się w pół udając ogromny ból brzucha.
- Znam zasady, Wealsey. - Hermiona szybko skierowała się do magazynu na pierwszym piętrze. Po Alohomorze wkroczyła do ogromnego, pustego pomieszczenia. - Lumos. - wyszeptała krążąc między półkami. Eliksiry Wielosokowe stały tuż nad Eliksirami Energetycznymi. Granger przypomniało się, czego potrzebował Ash. Zanotowała w pamięci, by to zbadać. Szybko schowała jedną butelkę pod bluzkę, wyszła za schowka i zamknęła go ponownie. Wiedząc, że ruda przyjdzie tu z profesorem po jakieś lekarstwo, ulotniła się szybko. Po piętnastu minutach znowu była u siebie, a butelka stała na biurku. Ginewra wróciła za kolejne piętnaście. - I jak? - Hermiona podniosła się z krzesła.
- Dał mi jakiś syf o smaku czosnku, tak na odporność i opowiedział, sam z siebie, sama wiesz, dlaczego od jutra będzie utrudniony dostęp. To już wiemy. Tylko co z tym eliksirem, co? - głową wskazała na butelkę za plecami przyjaciółki.
- Wezmę włos największej plotkaty Ślizgonek, a potem się w nią wcielę.
- Piękny plan. - usiadła na fotelu. - To kim będziesz, co? - zaśmiała się.
- Jak to kim? - uniosła brew szatynka. - Astorią Greengrass.
I jak się Wam podobało? Koniecznie dajcie znać :)!
Drzwi otworzyły się i dostrzegła... Nevilla. Wszedł spokojnie do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłeś! - miała zduszony głos.
- Przepraszam. - wyglądał na zakłopotanego. Mimo ogromnej przemiany nadal był miły i uprzejmy, chyba za to ceniła go najbardziej.
- Przecież pytałam kto tam! - prychnęła gniewnie, próbując się uspokoić. Doskonale wiedziała, że nie za bardzo miała powodów do strachu czy nerwów, ale trudniej się do tego dostosować, niż to stwierdzić.
- Byłem zamyślony, naprawdę, wybacz. - wyglądał na szczerze skruszonego. Poczuła się zła również na siebie. Po tym wszystkim po pierwsze w sytuacji zagrożenia nie powinna czuć się bezbronną, małą dziewczynką, a po drugie, przede wszystkim, powinna przestać wszędzie doszukiwać się niebezpieczeństwa.
- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać. - uśmiechnęła się. Miał w sobie coś co nadal czyniło go po prostu dobrym, skromnym chłopakiem. Oprócz podziwu budził sympatię, nie można się było na niego zbyt długo złościć.
- Dziękuję. Co tu robisz? - zapytał niezbyt rozsądnie, skupiając się na wyborze sowy.
- To samo, co ty. W sowiarni zazwyczaj wysyła się listy. - zachichotała nerwowo.
- Ale można je wysyłać do wielu osób. Nie chcesz, nie mów. - wybrał w końcu czarną sowę. - Ale zgaduję, że do Rona. - odwrócił się do niej i puścił porozumiewawcze oczko. Zmroziło ją. Ron! Przecież miała do niego częściej pisać! Co z tego, że on nie wysyłał nic do niej skoro będzie wściekły za tak długi czas bez listów? Koniecznie powinna do niego napisać i to jak najszybciej! - Ej, coś nie tak? - zauważył jej zmartwioną minę. Wszyscy cenili go za wrodzoną empatię, ona również.
- Nie, nie. Też się zamyśliłam. List wysyłałam do Harrego. - siliła się na entuzjazm. - A ty? - udawała ciekawość, choć była niemal pewna, że zna odpowiedź.
- Do babci. - sowa odleciała z przywiązanym do nóżki listem. Do babci, oczywiście, zgadła. Znowu stanął do niej przodem i uśmiechnął się. - Chyba na mnie już pora, zaraz zacznie się kolacja, idziesz? - z jednej strony powinna pojawić się tam jak najszybciej, zjeść coś i czekać na wieści od Fen. Z drugiej miała ochotę chwilę pobyć sama, jeszcze raz wszystko przemyśleć. No i nie miała siły znowu patrzeć na tych wszystkich ludzi, którym wydawało się, że znają ją lepiej niż ona siebie. Po ostatnim wyskoku znowu przypięto jej łatkę bohaterki, jej zdaniem, kompletnie niesłusznie. Zamiast dostrzec, że trochę wypiła, to wszyscy widzieli, że ma dobry humor, świetnie się bawi i jeszcze znowu ratuje wredną Ślizgonkę! Dlaczego na siłę widzieli w niej kogoś kim nie była? Pokręciła głową odtrącając natrętne myśli. Powinna docenić to, że jest szanowana i lubiana, a nie tęsknić za czasami względnej anonimowości, spokoju. Gdyby to było takie proste.... Mimo nowego pretekstu by ją uwielbiać, wcale nie chciała tam iść. Choć... może nie mimo to a właśnie dlatego? Czuła ogromną niesprawiedliwość opinii ludzkich w tej sytuacji. Ona, ZNOWU została uznana za nie wiadomo kogo, podczas, gdy jej jedynymi zasługami był ogromny umiar w piciu i odpowiedzialność za koleżanki, które, zresztą, zostały obgadane i słownie zlinczowane za swoimi plecami. Wiedziała, że to co zrobiły było złe, jednak nie przyczyniło się do niczyjej krzywdy, ludzie po tych wszystkich wydarzeniach powinni być bardziej empatyczni, powinni przestać stawiać sobie durne podziały na tych dobrych i tych, którzy byli źli lub neutralni. Jeśli już miały ponieść społeczną odpowiedzialność to wszystkie, a nie z wyjątkiem! Uspokoiła się szybko. Siląc się na niezobowiązujący ton powiedziała :
- Nie, chyba zostanę tu jeszcze chwilę, bo... czekam na ważny list. - słaba wymówka, skarciła się w duchu. Najwyraźniej dobre preteksty posiadały swój limit dzienny. Nie spojrzał na nią dziwnie, nie potraktował jak idiotki. Odpowiedział :
- Jasne. Zatem widzimy się później. - wyszedł. Poczuła się wdzięczna. Właśnie za to tak lubiła Nevilla. Rozejrzała się po sowiarni. Nie miała zamiaru tu zostawać, chciała tylko poczekać, aż przyjaciel oddali się na tyle by mogła spokojnie przemknąć do siebie lub WS, w zależności od decyzji, którą podejmie za chwilę. Kucnęła na brudnej, betonowej podłodze. Przymknęła oczy próbując ułożyć w głowie treść listu, który miała zamiar wysłać do Ronalda. Wtedy drzwi ponownie otworzyły się z hukiem. Szybko wstała. Na progu pojawił się Malfoy. Najwyraźniej zbity z tropu mruknął :
- Cześć. - miał w dłoni kilka kopert. Nie skupiła się na ich dokładnej liczbie.
- Hej. - odpowiedziała spuszczając wzrok. Czekała na przykry komentarz z jego strony, ale nic takiego nie miało miejsca. - Nie jesteś na kolacji? - wypaliła bezmyślnie. Chciała wprowadzić rozmowę na luźne tory, a zachowała się na poziomie jego dziewczyny. Żałowała, że nie może się natychmiast pacnąć w czoło.
- Nie, jak widać nie. Ty też nie. - wymamrotał przesuwając wzrokiem po sowach. Wybrał pierwszą lepszą, niedbale i pospiesznie przywiązał do jej nóżki jedną z kopert. Obydwoje czuli się wyjątkowo niezręcznie.
- Ale już tam idę. - niezwykle szybko przeszła z próby nawiązania sensownego kontaktu, do ucieczki z miejsca przypadkowego spotkania. Przyjął to z wyraźną ulgą, widziała jak odprężył się minimalnie.
- Dobrze. - kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów. Wszystko było takie sztuczne, udawane, jak wzięte prosto z makiety. Wcześniej wybrał byle jaką sowę, bo chciał iść stamtąd jak najszybciej. Sytuacja zmieniła się, gdy usłyszał, że to Granger wychodzi. Wybierał sowy z taką uwagą i dokładnością jak jeszcze nigdy. Chciał na siłę przeciągnąć długość swojego pobytu, żeby nie natknąć się na nią gdzieś na korytarzu, kiedy już obydwoje wyjdą z sowiarni.
- Pa. Do zobaczenia. - jej głos w założeniu miał brzmieć silnie, pokrzepiająco, przyjacielsko. Zabrzmiał słabo.
- Do zobaczenia. - nie odrywał wzroku od ptaków. Gdy drzwi zamknęły się za Hermioną głęboko odetchnął z ulgą i nie musząc już grać, poszedł na drugi koniec pomieszczenia by wybrać swoją ulubioną sowę. Pogłaskał ją pod dziobem, przywiązał listy adresowane do matki oraz do ciotki a potem z czułością pomasował lewe, dawno temu kontuzjowane skrzydło ulubienicy. Po odlocie Gerdy, bo tak brzmiało imię sowy, lekko zestresowany wizją ponownego zetknięcia się z Granger zdecydował się odpuścić sobie kolację i udać się do siebie mało uczęszczanymi korytarzami.
Hermiona weszła do Wielkiej Sali głównie kierowana dziwnym uczuciem, że już dość się dziś zbłaźniła i nie musi do tego dokładać oskarżeń o kłamstwo. Skoro powiedziała Malfoyowi, że tu przyjdzie, to jest. Niechętnie zjadła miseczkę karmelowego budyniu, wypiła pucharek soku dyniowego, starała się uśmiechać. Chyba po raz pierwszy doceniła dostrzeganie w niej kogoś niesamowitego - to onieśmielało, mogła spokojnie zjeść, nie musiała silić się na rozsądne odpowiedzi do teoretycznych pytań. Ginny nie było, pewnie zjadła już wcześniej, więc skoro kompletnie nic jej tam nie trzymało, poszła prosto do siebie. Po korytarzach chodziło jeszcze całkiem sporo różnych grupek uczniów, w Pokoju Wspólnym powoli zbierało się coraz więcej osób. Nigdzie nie widziała Gin. W dormitorium niestety, także jej nie było. Hermiona zamknęła drzwi zaklęciem, po czym rzuciła się plecami na swoje miękkie łóżko, jednak niemal natychmiast usłyszała natarczywe dziobanie w szybę. Zirytowana otworzyło okno. Egzotyczny ptak przypominający skrzyżowanie papugi z orłem i sową, trzymał w zębach kopertę. Odłożyła ją na biurko, chciała dać mu zapłatę lub jedzenie, ale on, zupełnie niespodziewanie, wleciał wgłąb pokoju i zaczął dziobać drzwi do łazienki. Zdezorientowana otworzyła je by wpuścić dziwadło. Ptaszysko porwało w szpony kostkę mydła leżącą na marmurowej mydelniczce, pamiątce rodzinnej Granger, podrzuciło mydło do góry, a w chwili spadania, otworzyło potężny dziób by połknąć zdobycz. Następnie wyfrunął z łazienki, potem przez otwarte okno. Oszołomiona Gryfonka wpatrywała się w pustą mydelniczkę. Kimkolwiek był właściciel ptaka, wydawał na taki pokarm znacznie więcej niż na ziarno. Kiedy doszła w końcu do siebie, w pokoju panował chłód. Mroźne jesienne powietrze nieprzyjemnie dawało się we znaki. Szatynka zamknęła okno. Wzięła do ręki kopertę, na której ktoś ozdobnym, lecz krzywym pismem napisał jej imię wraz z nazwiskiem. Po przecięciu koperty nożem do listów, wypadła z niej jedna, mała kartka. Wiadomość głosiła : Wieża astronomiczna o 21. Najprawdopodobniej pochodziła od Fenixy. Hermiona przyjmując z ulgą fakt, że Fen odbyła już rozmowę z Daf, zanotowała w pamięci, by zapytać skąd jej przyjaciółka wytrzasnęła tego paskudnego ptaka. Zabini zamknął się w łazience, skąd dochodził odgłos szumu wody. Malfoy nie bardzo widząc dla siebie zajęcie, dodatkowo rozproszony przez bezsensowną pogawędkę, zdecydował, że zajmie się przepisem na karny eliksir. Miał zamiar pokazać Granger, że się do czegoś nadaje, tym samym puszczając w niepamięć całą niezręczność niedawnej sytuacji. Nurtowało go dlaczego dziś zachowywała się tak dziwnie, sztywno. Zniknęła cała elokwencja oraz bystre uwagi. Z trudem, ale jednak, dopuścił do siebie myśl, że ona czuła się podobnie jak on - zakłopotana, zażenowana i zawstydzona. Pewnie też nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Wbrew sobie, nie miał ochoty z niej zakpić, tylko poczuł coś w rodzaju... sympatii? Nawet lekko rozbawił go fakt, że on się tym tak potwornie stresował, gdy ona pewnie czuła się tak samo! Co prawda, na wszelki wypadek, gdyby jednak nie miał racji, nie chciał jej na razie zagadywać, ale w jakiś sposób mu ulżyło. W lepszym humorze zamierzał zabrać się do pracy. Notatek z poprzedniego wieczoru nie było jednak ani w biurku, ani w torbie, ani w szafkach, szufladach czy na półeczkach. Po przeszukaniu całego pokoju, w obłoku pary pojawił się Zabini.
- Łaskawco, raczysz mi powiedzieć co ty odwalasz? - miał na sobie wyłącznie czarne dresy. Jego umięśniony tors, poza paroma bliznami, nie nosił śladów wojny. Draco z powodu stresu, licznych zmartwień i wielu omijanych posiłków znacznie schudł, zmizerniał.
- O tej godzinie jesteś wykąpany? Pora iść do spanka? - zakpił zaglądając pod materac kumpla.
- Nie. Zmywałem z siebie strach. - uśmiechnął się blado. To, co miało brzmieć jak żart, dla Draco słusznie brzmiało jak prawda. - Oświeć mnie, co się dzieje. - zmierzwił dłonią króciutkie czarne włosy.
- Zgubiłem coś. Coś cholernie ważnego. - zanurkował pod swoje łóżko.
- Sens życia? - głupim żarcikiem trafił w samo sedno. Jego szczęście leżało w tym, że Malfoy wolał nie tracić sił na bicie go, a raczej przeznaczyć je na poszukiwania.
- Zamknij się, stary. Otrzeźwiałeś? - blondyn zajęty był poszukiwaniami pod dywanem.
- Nie wiem. Może się doprawię. Ale, kurna, co ty odczyniasz? - zirytował się.
- Szukam notatek! Cholera, robiliśmy wczoraj z Granger notatki a ja je zgubiłem!
- Chyba masz przeje... przesrane, chciałem powiedzieć, muszę się z lekka ograniczać jeśli matka chce mnie wcisnąć we fraczek i uczynić ze mnie dobrego męża. A wracając, Granger może mieć ostre pretensje. - siedział nonszalancko na fotelu w pozycji modela z najdroższych magazynów.
- Wow, jak dobrze, że mówisz, nie wiedziałem! - uderzył kościstą dłonią w ścianę. Zabolało, ale miał poważniejszy problem.
- Chwila, ogierze! Spokój! - wysunął do przodu ręce w geście chęci powstrzymania przyjaciela. - Gdzie je zostawiłeś? - spytał.
- Nie wiem, cholera, stary, inaczej bym ich tu nie szukał! - wykrzyknął szarpiąc delikatnie swoje blond włosy.
- Ej, wariacie, a gdzie wczoraj byłeś? - wstał, wziął do ręki przerwaną lekturę, wrócił na miejsce.
- Biblioteka! - radosny okrzyk. - Ale nie, chwila, nie ma szans. Wychodziłem z nimi stamtąd. - dodał zrezygnowany.
- Ostatni punkt wieczoru? - uniósł brew, Malfoyowi przywiodło to na myśl Granger z tym samym nawykiem. Chwila... Granger!
- Odprowadziłem Granger, chwila... - coś zaczynało świtać. - Podałem jej dłoń, więc miałem wolne ręce. Cholera, zostawiłem te zasrane notatki na Wieży Astronomicznej! - jęknął rozczarowany. Nie uśmiechał mu się spacer tam.
- To miłej podróży. - uśmiechnął się czarnoskóry.
- Dzięki za wsparcie, kumplu. - przy ostatnim słowie Draco przewrócił oczami. Wyszedł z dormitorium, kierował się prosto na Wieżę.
Przed wejściem na Wieżę stała Fenixa. Nie uśmiechała się szyderczo, nie żartowała na głos tak, aby wszyscy dookoła słyszeli. Stała, nerwowo rozglądając się na boki.
- Nie poznaję cię. - Hermiona uśmiechnęła się blado na przywitanie.
- Ja sama siebie nie poznaję, skarbie. - prychnęła. - Właź, nie chcę, żeby ktoś nas podsłuchał. - ponagliła. Weszły na schody, które wydawały się znacznie mniej klimatycznym miejsce, niż, gdy Granger szła z Malfoyem. W połowie drogi usłyszały kroki z góry. Spojrzały po sobie, kiwnęły jednocześnie głowami, Fen wyjęła różdżkę i wycelowała ją przed siebie. Po minucie kroki stały się całkiem bliskie, nieprzyjemny dreszcz przeszedł po plecach Gryfonki. Najgorzej jednak poczuła się, gdy zobaczyła kim jest tajemniczy osobnik. Malfoy! Rozczochrany zbiegał ze szczytu, potrącił Ślizgonkę, przebiegł obok szatynki, zatrzymał się za nimi, po czym powiedział :
- Wybaczcie, dziewczynki, ale wybrałyście sobie dziwne miejsce na spotkanie. Trochę mnie to wypłoszyło, ot taki nawyk. - zachowywał się sztucznie, nienaturalnie, jak klon Zabiniego. Hermiona rozumiała prawdziwe przyczyny tej ucieczki ze szczytu Wieży. Podobnie czuła się w sowiarni zanim wszedł tam Neville. To wygłupianie się stanowiło wyłącznie reakcję obronną.
- Fretki z natury są płochliwe, to zrozumiałe. - Fen, mimo kiepskiej sytuacji, w której się znajdowała, znalazła miejsce na żarcik nie wchodzący w ramę zakładanej maski. Romanow stworzyła z Granger relację szczerej, prawdziwej przyjaźni, dzięki czemu ta druga doskonale wiedziała, że czerwonowłosa żartuje szczerze w trudnych chwilach tylko przy swoich bliskich. Ten docinek niewątpliwie był szczery, więc należało wnosić, iż łączy ją z Malfoyem jakaś więź, w dodatku pewnie nowa, skoro wcześniej to jej umknęło. Przez te rozmyślania nawet nie zachichotała słysząc ten, całkiem zabawny przytyk.
- Uważaj, bo zacznę żałować, że nie rzuciłem na ciebie Drętwoty. - uśmiechnął się niezręcznie, nadal przypominając woskowego manekina. W rękach trzymał kałamarze, pióra, pergaminy oraz różdżkę. Hermionie przypomniało to o konieczności napisania karnego przepisu.
- Przychodzisz się tu uczyć czy jak? - drążyła narzeczona Zabiniego.
- Może palić, tak jak pewnie i ty. A teraz spadam do twojego kochasia, możesz przyjść potem, osłodzić mu wieczór. - ten niesmaczny żart zdecydowanie był oznaką nie maski, a problemów z udźwignięciem jej ciężaru. Ku rozpaczy szatynki, doskonale go rozumiała! Przeżył przed chwilą stres, więc pewnie musi po tym dojść do siebie w samotności, tak jak i ona musiała.
- Jak na kogoś kto sam proponował kumpelstwo to jesteś świnia a nie kumpel. - Ślizgonka udawała urażoną.
- A ty żmija, warto podkreślić. Zostawiam was same, pogadajcie o tych babskich pierdołach czy o czym tam chcecie. Do zobaczenia! - kiwnął głową z wyraźną ulgą, co było zrozumiałe, zwłaszcza, że nie ciągnął wymiany zdań. Szybko odwrócił się do dziewczyn, po czym puścił się pędem na sam dół. Choć to, że niemal ignorował towarzyszkę nocnego palenia, powinno ją ucieszyć, ponieważ świadczyło o tym, że Draco nie chce nic wywlekać na żer plotkarzy ani jej upokarzać, to niestety, wbrew sobie, poczuła nutkę żalu. Dlaczego ją ignorował?
- Pa! - krzyknęła za nim Litwinka. Weszły na szczyt Wieży. - Chłodno tu. - zaczęła.
- To fakt. - przyjaciółka przyznała jej rację. - Jakieś postępy, cokolwiek? - spojrzała w gwiazdy. Zawsze w trudnych chwilach tęsknoty za rodzicami pocieszała się myślą, że są pod tym samym niebem, w nocy święcą im te same gwiazdy.
- Konkretnie. Widzę, że się wczułaś. - oparła się o barierkę, tyłem do widoków. - Złe wieści i dobre wieści. Co najpierw wolisz? - schowała ręce do kieszeni.
- Dobre, tak na piękny początek. - wpatrywała się w jezioro doskonale widoczne z tak dużej wysokości.
- Nie gniewa się, po prostu kobiece sprawy, źle się czuła i dlatego nie przyszła na lekcje. Chętnie się ze mną bliżej zakoleguje, ale bez picia. Jest zła na to, co o niej mówią, ale przykro jej nie jest, bo i tak jej nie lubili ze względu na liberalne poglądy. Nie gniewa się na ciebie, możecie też się kolegować, nawet tym lepiej, bo to tylko wkurzy plotkary. Ma dziewczyna charakterek, nie ma co. - pokręciła głową śmiejąc się cicho.
- To jak i ty. - odparła Hermiona, wykonując obrót i również opierając się o barierkę.
- No i między innymi dlatego mogę się z nią kolegować, proszę bardzo! Ale, ale... jak już wiemy, że nie ma się o co martwić to przejdźmy do poważniejszych rzeczy. Nie wie nic. Zupełnie. Te idiotki się z nią nie dzielą informacjami, z siostrą się nie dogaduje.
- Cieszę się, że ma się dobrze, jednak to jedyny plus tej waszej rozmowy, jedno zmartwienie mniej. No trudno. A ty? Podsłuchałaś coś? - dopytywała pocierając ramiona dłońmi.
- Nic. Te małpy milkną jak tylko pojawiam się obok, ewentualnie zaczynają gadać jeszcze większe głupoty niż zazwyczaj. Nie pomogę kompletnie. - wzruszyła zrezygnowana ramionami.
- Już pomogłaś. Naprawdę, dziękuję. To dla mnie ogromnie dużo znaczy. Trudno, mamy plan B jeśli chodzi o wyciąganie informacji. A skąd masz tego paskudnego ptaka? Nawet jak na ciebie to dziwny zakup. - zaśmiała się.
- Mogę tylko życzyć powodzenia. Ptaka? Chodzi ci o Bena? Pamiętasz jak mówiłam ci kiedyś, że rodzice zaplanowali mi małżeństwo? Na pewno pamiętasz, takiego gówna nikt nie zapomina. Przyszła teściowa kupiła mi tego paskudnika jako prezent zaręczynowy. Dorzuciła rodową kolię, ale Ben świadczy o jej fatalnym guście. W niezłą rodzinkę mnie wżenią, co? A mama kazała mi się cieszyć, twierdząc, że to drogi, egzotyczny prezent! Oczywiście, że tak, ale niepraktyczny. Trzymam go w pokoju, bo w sowiarni byłby gwiazdą. Ta stara krowa ma na imię Beatrice, więc on jest Ben. Mam nadzieję, że na ślub kupi mi mikser albo przynajmniej coś mniej dziwnego. - uśmiechnęła się jakby ten żart ją pocieszył. - Wracamy? - spytała, zmieniając temat.
- Tak. - padła odpowiedź. Nie drążyła dalej, czując, że dla jej towarzyszki temat zakończono. Po zejściu ze schodów, tak, jak się spodziewały, nie było tam Malfoya. Zanim każda ruszyła w swoją stronę, Fenixa dodała jeszcze :
- Jakbyś coś chciała, to zawsze możesz na mnie liczyć. - spojrzała Herm prosto w oczy, tym samym dodatkowo potwierdzając swoje słowa.
- Pamiętam. Wzajemnie. - przytuliły się na pożegnanie, każda z nich wróciła do siebie.
Po uspokojeniu się oraz dotarciu do siebie, Draco uznał, że jego zachowanie było co najmniej idiotyczne. Powinien przestać doszukiwać się zagrożenia na każdym kroku! Wojna się skończyła, a sprawa Pansy nie świadczy o tym, że teraz na każdym kroku na niego żerują. Zabini zawzięcie szukał czegoś w kufrze stojącym u podnóża jego łóżka.
- Znalazłem. - oznajmił Draco, zamykając drzwi zaklęciem. Odłożył rzeczy na uporządkowany blat biurka. Już od dzieciństwa porządek zawsze go uspokajał.
- Super, ja też. - wstał z butelką eliksiru w dłoni. Zamknął kufer, upił potężny łyk mlecznobiałego płynu.
- Eliksir na potencję? - zakpił blondyn.
- Na twoje nieszczęście : nie. Eliksir Słodkiego Snu. Przyda mi się, będę spał jak dziecko. Zakorkował butelkę, ziewnął głośno. - Jakbyś chciał, to masz, walnij sobie. Używam tego rzadko, ale mi pomaga. - odstawił eliksir na szafkę nocną przyjaciela, opadł na swoje łóżko, zasłonił jego kotary, a po minucie dało się usłyszeć ciche pochrapywanie. Malfoy po krótkim, zimnym prysznicu i doprowadzeniu łazienki do całkiem dobrego stanu, zapalił nocną lampę, po czym spokojnie ułożył się na łóżku i z całych sił starał się odgonić wszelkie lęki, by zasnąć. Na próżno. Zrezygnowany wziął z nocnego stolika butelkę, upił trochę płynu, odstawił płynny ratunek ma miejsce, a po chwili już spokojnie spał...
Droga do portretu przebiegła spokojnie, coraz mniej osób kręciło się po korytarzach, Fen poszła do siebie, a Hermiona miała zamiar zająć się pisaniem listu do Rona. Przed jednym z zakrętów zatrzymała się nagle, słysząc szept kogoś starszego. Nie rozpoznała słów.
- Horacy, ale jak to? Dlaczego? - jadowity, przymilny szept Ashtona jako odpowiedź.
- Podejrzewają, że ten ktoś zrobił Pansy krzywdę, bo jej coś dolał. Nic pewnego, ale po dokładniejszych badaniach zaklęć okazało się, że w sumie nie wiadomo co na nią rzucono. Sprytny, dziadowsko dobry kamuflaż! Nawet te klątwy wyszły na jaw po czasie. Drobniejsze zaklęcia mogą być nie do wykrycia nigdy! Dlatego muszę zabezpieczyć moje eliksiry bardzo, ale to bardzo dokładnie. Hagrid ma mi przynieść te swoje zabawne zwierzątka, już jutro z rana zaczną pilnować. Sam rozumiesz Ashton, po raz ostatni mogę ci dać Eliksir Energii bez recepty. Od jutra kieruj się do Poppy. - gruchał swoim tubalnym głosem.
- Dobrze, rozumiem. - dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi do magazynu eliksirów stał się szansą ucieczki z miejsca tej dziwnej rozmowy. Korzystając z okazji, że są w środku, Gryfonka jak najszybciej biegła do siebie, w głowie układając sobie awaryjny plan. Po wypowiedzeniu hasła znalazła się w Pokoju Wspólnym, gdzie dostrzegła Ginny rozmawiającą z Deanem na jednej z kanap. Weasley miała podwinięte nogi okryte czerwonym kocem, uśmiechała się smutno i kiwała głową. Granger zastanawiała się czy to przerwać, ale doszła do wniosku, że muszą działać szybko. Podeszła, więc do przyjaciółki. Gin patrzyła na nią znad pleców Thomasa.
- Przepraszam, że wam przerywam, ale zdecydowanie musimy pogadać. - dla większego efektu zrobiła zbolałą minę. Dean patrzył na nią przez swoje ramię. Ze zrozumieniem kiwnął głową.
- Jasne. To do jutra? - tym razem spojrzał na Ginny.
- Pasuje. - uśmiechnęła się. Wstała, złożyła kocyk w kostkę i ułożyła na oparciu sofy. Przez moment Hermionie wydawało się, że Ginny schyla się, by przytulić Deana, ale ostatecznie tego nie zrobiła. W milczeniu dotarły do dormitorium.
- Co jest? - spytała Gin.
- Fen nic się nie dowiedziała i nie dowie. Sprytne żmije wszystko ukrywają, nigdy nie uchylą tajemnicy dla Fenixy. Chłopcy typu Zabini odpadają, oni nigdy nic nie wiedzą, jak zaczną pytać to będzie zbyt podejrzane, zresztą sama wiesz jak na niego czy na Malfoya patrzą. Żeby coś wyciągnąć potrzebujemy Eliksiru Wielosokowego, a nie ma czasu go uwarzyć. - mówiła szybko szukając czegoś w jednej z szuflad biurka.
- Kradzież? - Gin uśmiechnęła się zadziornie.
- Pożyczka. Potem zrobimy nowy, to zwrócimy, ale teraz jest potrzebny na już. Dosłownie. Jak wracałam ze spotkania podsłuchałam rozmowy Ashtona z Horacym. Potem ci wyjaśnię, ale jeżeli dziś nie zdobędziemy tego eliksiru to sprawa będzie niesamowicie trudna. Mam! - wyjęła kartonik z białymi cukierkami. - Łykaj, najlepiej dużo, to Cuksy Bladoluksy, stary wynalazek twoich braci. Będziesz wyglądać jak kreda. - uśmiechnęła się.
- Masz szczęście, że uwielbiam brać udział w tego typu akcjach. - połknęła posłusznie całą garść pastylek. - Coś jeszcze? - jej cera powoli stawała się niemal biała.
- Udawaj mdłości i trzymaj się za brzuch. Idziemy. - zarządziła Hermiona. Przez Pokój przeszły z prędkością hipogryfa, żeby uniknąć zbędnych pytań. Po dotarciu do komnat profesora, Ginny szepnęła - Znikaj stąd, będę cię kryć, ale nie wiem jak długo, jasne? - zgięła się w pół udając ogromny ból brzucha.
- Znam zasady, Wealsey. - Hermiona szybko skierowała się do magazynu na pierwszym piętrze. Po Alohomorze wkroczyła do ogromnego, pustego pomieszczenia. - Lumos. - wyszeptała krążąc między półkami. Eliksiry Wielosokowe stały tuż nad Eliksirami Energetycznymi. Granger przypomniało się, czego potrzebował Ash. Zanotowała w pamięci, by to zbadać. Szybko schowała jedną butelkę pod bluzkę, wyszła za schowka i zamknęła go ponownie. Wiedząc, że ruda przyjdzie tu z profesorem po jakieś lekarstwo, ulotniła się szybko. Po piętnastu minutach znowu była u siebie, a butelka stała na biurku. Ginewra wróciła za kolejne piętnaście. - I jak? - Hermiona podniosła się z krzesła.
- Dał mi jakiś syf o smaku czosnku, tak na odporność i opowiedział, sam z siebie, sama wiesz, dlaczego od jutra będzie utrudniony dostęp. To już wiemy. Tylko co z tym eliksirem, co? - głową wskazała na butelkę za plecami przyjaciółki.
- Wezmę włos największej plotkaty Ślizgonek, a potem się w nią wcielę.
- Piękny plan. - usiadła na fotelu. - To kim będziesz, co? - zaśmiała się.
- Jak to kim? - uniosła brew szatynka. - Astorią Greengrass.
I jak się Wam podobało? Koniecznie dajcie znać :)!
Subskrybuj:
Posty (Atom)