piątek, 28 sierpnia 2015

8. "Przeprosiny" – Ignis aurum probat

     Witajcie :)! Tu wściekła Eleonora. Wściekła, ponieważ miałam gotowe pół pięknej miniaturki, ale jakoś mi ją skasowało. Do tego miałam utrudniony dostęp do laptopa i nie było mnie tu dość długo. Obiecuję nadrobić zaległości, choćby w dzisiejszym rozdziale. Pytanie do Was : chcecie, żebym jeszcze raz napisała tą miniaturkę czy wolicie same rozdziały?
Dzisiaj będzie nie tylko dłuższa rozmowa z Ashem, ale również, po kilku rozdziałach, trochę jego perpsektywy , więc nie przedłużam! Miłej lektury :).
     Biegła korytarzami, sama nie wiedząc dokąd. Nie czuła, żeby przegięła. Mogła wyrazić to, co myślała i zrobiła to. Nie była z siebie dumna, fakt, ale teraz myślała tylko o tym, że oszaleje jeśli znowu zostanie sama ze sobą, z wyrzutami, wspomnieniami. Nawet nie zauważyła jak i w którym momencie wpadła na Asha.
- Oh, przepraszam. - powiedziała i podniosła oczy kiedy podawał jej dłoń. Z jego pomocą podniosła się z podłogi. 
- Nie ma za co, moja wina. A gdzie to ci się tak śpieszy? - uśmiechnął się przyjaźnie. Nagle w jej głowie zaświtała myśl wyrażona chwilę wcześniej przy Fen. Nikt nie będzie jej mówił co ma robić i jak żyć. Nie chce rad i wykutych na pamięć formułek. Ma prawo sama za siebie decydować i, chociaż wcale nie podoba jej się ten Ashton , ba, ani trochę go nie lubi to skoro on tyle razy pokazywał jej chęć bliższego poznania się to w końcu ma prawo zmięknąć i się zgodzić. Pokaże im wszystkim, że sama wie najlepiej co dla niej dobre!
- Szukałam cię. - rzuciła nieszczerze uśmiechnięta Gryfonka.
- Doprawdy? A to dlaczego? - błysk w oku. Poczuł satysfakcję. Udało mu się! Udało. Odniósł wrażenie, że dziewczyna powoli mu ulegała.
- Chciałam się przejść. I skorzystać z propozycji rozmowy. - udawała szczerość swoich zamiarów.
- Tak? To świetnie, zapraszam na spacer. Błonia? - zaproponował.
- Chętnie. - poszli. Czuła się tak jakby oszukiwała samą siebie. Przecież go nawet nie lubiła! Czemu dobrowolnie skazywała się na jego towarzystwo? Zwykła przekora skłaniała ją do siedzenia z nim? Chyba oszalała! Odezwał się dopiero kiedy opuścili zamek.
- Jak się czujesz? - chyba chciał mieć troskliwy ton, ale jej zdaniem nie wyszło. 
- Słucham? W jakim kontekście? - uniosła brew.
- Ostatnich wydarzeń. - smutno kiwnął głową.
- Nie wiem... Chyba lepiej. - była zła, że zawsze to on zadawał pytania. - Przynajmniej staram się czuć lepiej. Unikam pytań, skupiam się na nauce. - uśmiechnęła się blado, mimo że trochę ją przerażał.
- Bardzo mądrze. W razie czego zawsze chętnie pomogę ci w nauce. - ta jego chęć pomocy powodowała u niej ciarki na plecach.
- Dziękuję, ale chyba poradzę sobie sama. Właściwie... - zawahała się. - Dlaczego mówi mi pan po imieniu? - w głowie przyznała sobie punkt.
- Wybacz jeśli ci to przeszkadza, kiedy kogoś lubię skracam dystans między nami i nawet tego nie zauważam.-  puścił jej oczko. Brawo, Ash! Przybił sobie piątkę w myślach. Ładnie powiedziane!
- Oh... - zarumieniła się. Poczuła się jeszcze bardziej niezręcznie niż wcześniej.
- Coś nie tak? Wybacz, bywam zbyt bezpośredni. Kiedy nie jesteśmy w klasie nie mów do mnie jak do nauczyciela. - miał miękki głos. Nagle niespodziewanie podał jej dłoń. - Jestem Ashton.
- A ja Hermiona. - z trudem, ale jakoś zmusiła się by odwzajemnić gest.
     Tę wymianę uprzejmości Draco ujrzał z okien zamku. Głupia, uparta Granger... pomyślał, ale nie reagował. Wiedział, że zrobił źle. Wiedział ile ludzi zginęło, ale przecież on sam nie zabił ani jednego z nich! Ta idiotka mogła mu zarzucać, że się nad nią znęcał w szkole, ale nie to, że kogoś osobiście skrzywdził podczas wojny. Czyżby zapomniała już co się działo w jego dworze? Granger, Granger... Pokręcił głową z dezaprobatą. Po scence, którą dziś urządziła po prostu wszedł do sali, przywitał się z Fenixą, dał Pansy pudełko czekoladowych żab jako miłą niespodziankę po pobudce i odszedł. Nie ma sił ani chęci. Na nic. Zrezygnowany z coraz cięższą depresją poszedł do biblioteki odrobić lekcje. A podobno Hermiona to prawdziwy geniusz...
     Popołudnie spędzili razem. Było miło. Rozmawiali o jedzeniu, muzyce, miotłach, podróżach. Nie wtrącali do tematów wzmianek o niedawnej wojnie. Nie chcieli. Hermiona odnosiła wrażenie, że on w jej towarzystwie czuje się lepiej niż ona w jego. Cały czas trzymała niepotrzebnie skracany przez towarzysza dystans. Nie była to wymarzone randka, w sumie nie była to żadna randka ani nawet romantyczne spotkanie. Momentami czuła się żenująco, spoufalając się z nauczycielem. To było coś zupełnie innego niż kontakty z Lupinem. To był ich przyjaciel. Łzy pojawiły się w jej oczach. Lupin, Tonks... Oni wszyscy. Nie. Stop. Tak się nie bawimy. Nie przy nim. On... No właśnie. Za mocno skracał kontakt, za szybko. Nie był miły, nie chciał być przyjacielem a zdobywcą. Nie odczuwała komfortu przebywania z przyjacielem tylko stres bycia z oswajanym dzikim zwierzęciem. Tak jakby wyprowadzała na spacer lwa. Tylko ten lew podejrzanie mocno chciał zostać oswojonym. W pewnym momencie ku jej radości zaczęło się ściemniać. Miała powrót, żeby wracać!
- Wróćmy do zamku. - poprosiła. On sam w sobie nie dawał jej bezpieczeństwa. A co dopiero chodzenie z nim po ciemny lasie.
- Odprowadzę cię. - wyszczerzył się a panna Granger poczuła niemiłe ciarki na plecach. Próbował lekko objąć ją ramieniem, ale schyliła się poprawić podkolanówkę, więc zrezygnował z tego pomysłu. Po drodze przepraszał, że zajął jej tak dużo czasu i pytał czy na pewno nie potrzebuje pomocy w nadrabianiu. Zapewniła go, że świetnie poradzi sobie sama. Przed zamkowymi drzwiami pożegnali się.
- Było miło. Powtórzymy to kiedyś? - rekini uśmiech w świetle świec przerażał jeszcze bardziej.
- Możemy. - zmusiła się do podania mu ręki ,ale zrobiła to tylko dlatego, żeby nie próbował jej uściskać. Ominęła kolację, żeby nadrobić wszystkie zaniedbane lekcje.
     Ashton był rozczarowany i wściekły. Głupia dziewucha w ogóle nie wydawała się być pod jego urokiem. Głupia, mała suka. Gdyby tylko mógł ją zaczarować... Ale nie mógł. Niestety. Jedno małe zaklęcie sprawdzające i ktoś, by zauważył, że to on rzucił urok i nici z powrotu na salony. Szlama. Wstrętna, brudna szlama. Nawet nie zdawała sobie sprawy ile go kosztowało udawanie uczuć do niej. Ohyda. Cofało go na samą myśl, że jej dotykał, podał jej rękę. Malfoy również ominął kolację. Chciał się umyć i zapomnieć o tym, że miał kontakt z czymś tak ohydnym.
     Draco wyszedł z biblioteki dopiero wieczorem. Miał ochotę nie jeść i nie pić, schować się w pokoju pod kołdrą i spać albo płakać. Denerwowali go inni. A w szczególności to, że przejęły go słowa jakiejś idiotki. Przecież jak można przejmować się kimś kto jest na tyle głupi, żeby podstawić się jego bratu jak prosie na złotej tacy?! Chciał ją ostrzec i jej pomóc to nie, świetnie. Pięknie. Niech sobie radzi sama. On już jej nie pomoże. A po tym co powiedziała nawet, gdyby prosiła to stracił całą ochotę na pomaganie. Jak mogła pomyśleć takie wstrętne rzeczy? Dlaczego je powiedziała? Dlaczego go to boli? Kretyn. Skończony kretyn. Kręcił głową nad swoją głupotą. Na jego nieszczęście po drodze do lochów mijał WS i trafił na Blaisa wracającego od Fenixy, a co za tym idzie, skoro spędził tam zapewne całe popołudnie, był głodny jak wilk.
- Stary, nie zauważyłeś złotych wrót? - zagaił.
- Słucham? - najmłodszy Malfoy uniósł brew.
- No kolacja, halo? Odchudzasz się, żeby być pięknym dla Granger? - zakpił.
- Co? - krzyknął oburzony.
- Lepiej coś zjedz, bo z głodu tracisz słuch. - uśmiechał się. - Fen mi powiedziała, że dzisiaj się wypaplałeś o waszych, w sensie twoich i Granger, dwóch rozmowach. Nie rozpędzaj się tak, stary! Astusia będzie zazdrosna. - zacmokał. Malfoyowi przypomniało się, że faktycznie, kiedy wszedł do szpitalnej sali chlapnął pomiędzy Cześć a Pa, coś w stylu I to po tym jak dwa razy z nią gadałem, tak o mnie myśli!. Zawstydziło go, po pierwsze, że mu się to wyrwało, po drugie, że Fen słyszała i przekazała Zabiniemu, a po trzecie, że w ogóle mógł się tym przejąć!
- Nie mam zamiaru rozmawiać z Granger. Nie mamy o czym. To były dwie nic nie znaczące gatki-szmatki. - uściścił.
- Tak, słyszałem o tym jak cię dziś zjechała. - dodał przyjaciel blondyna.
- Czy ty z tą kobietą nie robisz nic tylko plotkujesz? - zirytował się.
- To ona nie chce robić ze mną nic więcej! - zaśmiał się wskazują głową drzwi. - Właź, zjesz coś i dopiero pozwolę ci się zamknąć w swojej pieczarze i beczeć. - brunet w ten specyficzny sposób okazywał troskę.
- Dzięki, że jesteś taki miły i pocieszny. - prychnął Draco.
- Do usług. - wbrew woli przyjaciela, Blaise wepchnął go do Wielkiej Sali, po czym zaprowadził do stołu. Opadli zmęczeni ostatnimi wydarzeniami. Zabini pochłaniał wszystko co wpadło mu w ręce, ale Dracon ledwo grzebał widelcem w talerzu a do jego ust docierały ledwo niewielkie kęsy.
- Uczyłeś się coś dzisiaj? - Malfoy zapytał kumpla. O nie, zamieniam się w Granger, co to się dzieje... Muszę się opanować.
- Tak, potem byłem u Fen. - odpowiedział pomiędzy zupą dyniową, a puddingiem ryżowym.
- Troskliwy się robisz. - zakpił blondyn, zgniatając widelcem ziemniaki na swoim talerzu.
- Nie wychodzą ci już żarciki. Masz jakieś plany na wieczór? Jest piątek, balanga! - był wyjątkowo radosny.
- Balanga? Już piątek? - a on jak ostatni kretyn spędził całe popołudnie na nauce i nadrabianiu!
- Idę do Teo. Wpadniesz? - zapytał.
- Wolę pobyć sam. - rzucił zrezygnowany.
- Tak, zaszyj się w swojej pieczarze, brawo! - klasnął w dłonie, jak wcześniej Fenixa. - Otwórz się na ludzi. - zachęcił.
- A ty się zamknij. Na mnie. Dobranoc. - wstał kierując się ku wyjściu.
- Kompletnie nie znasz się na żartach...-mruknął tylko czarnoskóry.
     Gryfonka wróciła do dormitorium i od razu zabrała się do pracy. Na jednej z przerw podczas lekcji zaopatrzyła się we wszystkie potrzebne książki. Usiadła przy swoim biurku starając się nie myśleć. O Ronie, który kompletnie nie akceptował jej chęci dalszej nauki, o Harrym, który po ludzku się nie odzywał, tak jakby zapomniał ich wszystkie wspólne przygody, o Fenixie, z którą się pokłóciła, o Ashu, z którym było coś nie tak, o tych wszystkich wydarzeniach i ich konsekwencjach, o Pansy, która nadal spała... A najmniej chciała myśleć o Draco. O tym jak go zraniła i o tym co stało się w Malfoy Manor a co tak bardzo chciała usunąć z pamięci. Zajęła się referatem z eliksirów, potem, kiedy go skończyła rozpracowała jeszcze wszystkie zadane runy. Zaczęła przepisywać notatki z transmutacji z myślą o tym, że musi zrobić tak ze wszystkimi notatkami i dobrze, że Nevill zrobił jej zdjęcia swoich magicznym aparatem od Luny. Wtedy do pokoju weszła Ginny. Zmieniła się, zrobiła się trochę bardziej pewna siebie i mniej pyskata. Niestety, poziom pretensjonalności znacznie urósł.
- Hej. Masz może zamiar mi coś powiedzieć? - jak zwykle bezpośrednio. Szatynka oderwała wzrok od pracy.
- Nie, a ty mi? Coś się stało? - zmartwiła się.
- Stało się?! A się NIE stało?! Unikasz mnie kilka dni a masz jakiś pseudo romans z nauczycielem i byłaś świadkiem gwałtu! - wykrzyknęła wznosząc ręce nad głowę.
- Co?! - aż wstała. - Byłam z Malfoyem jedynie na spacerze, bo martwił się o moje zdrowie! A to co przeżyłam było traumatyczne! Nie byłam świadkiem, gówno wiesz! Nie mogę o tym opowiadać i nawet nie chcę! Przecież wszystko już wiecie najlepiej! Zostaw mnie w spokoju! - Ginewrę wmurowało. Jej przyjaciółka fuknęła jeszcze gniewnie i spokojnie wróciła do przepisywania.
- A od kiedy zadajesz się z Malfoyami? Mój brat wie? - o wiele mniej agresywniej, o wiele bardziej urażona.
- Dowie się. Ale mam prawo mieć przyjaciół zwłaszcza jeśli ktoś, kogo za niego uważałam nagle mnie zawodzi. - znaczący ton połączony z krótkim spojrzeniem. Ginny obraziła się i wyszła. Szatynka wzruszyła ramionami. Jeśli zajmie się pracą to uda jej się nie myśleć o tym wszystkim co tak ją przygnębia. Dopiero około północy dumna z siebie skończyła przepisywać wszystko. Posprzątała biurko, wzięła prysznic, umyła zęby oraz włosy, mundurek dała do prania świetnym zaklęciem a sama weszła głęboko pod kołdrę. Ruda jeszcze nie wróciła. No trudno, może siedzieć gdzie chce. Zanim zdążyła sobie pomyśleć o tym jak bardzo nienawidzi swojego życia, zasnęła.
      Blondyn obudził się dopiero o dziewiątej. Ucieszył się, że w końcu była sobota, wolne, brak konieczności wychodzenia z pokoju. Nauczył się już wszystkiego i przepisał notatki. Zostały mu tylko prace domowe... Ale nie dziś. Męczący, cholerny tydzień. Postanowił pójść na spacer, dać jakoś radę. Musiał sobie pomóc. Musiał, bo czuł, że jeżeli tego nie zrobi to w końcu się wykończy. Musiał, bo każdego dnia miał ochotę umrzeć. Musiał, bo martwił się i o innych i o siebie. Tracił radość życia, chęć do rozmów, apetyt... Wszystko. Niechętnie zwlókł się z łóżka i poszedł się umyć. Czyściutki oraz ubrany w szarą koszulkę i ciemne jeansy spokojnie zszedł do WS. Pijany przyjaciel nadal spał, choć może to lepiej? W ten sposób o wiele łatwiej uniknąć rozmowy. W Sali było już sporo uczniów. W tym Granger. Poczuł się zły. Niemal wściekły. Zapomniała o tym co stało się w jego dworze? Mdlała? Latała sobie z jego bratem? Super. Ale nie miała prawa mówić o nim tak złych rzeczy! Jeszcze zobaczy! Jego załamanie, bezsilność, smutek nagle zamieniły się w gniew. W taki gniew, który musiał znaleźć ujście. Granger wydawała mu się taka uśmiechnięta, radosna, znowu siedziała z tym nowo odkrytym bohaterem : Nevillem. Zagotowało się w nim jeszcze bardziej. Nawet nie wiedział, że ona tylko udaje, zajmuje się rozmową z kimś, by nie myśleć, by choć trochę mniej nienawidzić siebie. Jej rozpuszczone włosy opadały na ramiona, miała jeansową kurtkę, białą koszulkę i czarne spodnie. Wyglądała tak... przeciętnie, zwykle, na zmęczoną. Zupełny kontrast wypindrzonej Ast, która pewnie jeszcze spała. Ast? Co za ohydne określenie, niebywałe, że to on to wymyślił! Hermiona w końcu wstała. Ukłuło go, że przejął się jej kolejnym posiłkiem przesiadzanym bez jedzenia. Po co o tym myśli? Niech sobie mdleje. Również wstał. Ruszył za nią. Znowu szła na randkę z jego bratem? Otrzymali polecenie, żeby nie iść w ten weekend do Hogsmead. Dziennikarze, mieszkańcy, turyści, większość chciałaby coś od nich wyciągnąć. Nie potrzebowali tego. Nawet im należał się spokój. Dokąd, więc szła? Gdzie jest Ashton? Wyszła z zamku sama. Jego brat nadal się nie pojawił. Draco szedł za nią. Usiadła przy jakimś drzewie i zaczęła oglądać koperty listów, które dziś dostała. Samotny dzień. Świetnie, nikt mu nie przeszkodzi. Podszedł do niej.
- Musimy pogadać, Granger. - zaczął.
- Malfoy, ja... - podniosła wzrok.
- Zamknij się teraz. Nikogo nie zabiłem. Nie torturowałem. Mam matkę z depresją i ojca w Azkabanie. Ryzykowałem życie. Przeszedłem na waszą stronę. Walczyłem dla was. Po co? Żebyś mnie osądzała? Nie znasz mnie. Tobie się tylko wydaje, że jest inaczej. Nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa mnie oceniać. Zamknij się, bo nie znasz mojej historii. Zapomniałaś już o Malfoy Manor? Świetnie, ale ja nie. Nadal pamiętam i choćby przez wzgląd na to lepiej, żebyś była miła. Bo ratowałem ci dupę! - wyrzucił z siebie cały żal i złość. Została tylko pustka i smutek. Westchnął.
- Malfoy, przepraszam... Ja... - zaczęła się jąkać.
- Nieważne. Miłej lektury. - głową wskazał na listy. Odszedł.
- Poczekaj! - krzyknęła.
     Jak Wam się podoba? Zapraszam do komentowania! Miłego dnia :*.
Pozdrawiam, Eleonora.

środa, 12 sierpnia 2015

7. "Romanow- zawsze pyskata skarbnica... wszystkiego?" – Ignis aurum probat

     To jeden z tych rozdziałów, gdzie bliżej poznajemy opis uczuć nie Draco czy Hermiony, a... Blaisa! Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)!
Miłej lektury.

     Siedział przy niej całą noc. Nie wiedział czemu, ale nie mógł od niej odejść. Miał niejasne przeczucie, że może go potrzebować. Rozsądek jednak podpowiadał mu, że Fenixa nie potrzebuje nikogo. Była niezwykle silną psychicznie dziewczyną, jedną z silniejszych jakie kiedykolwiek miał zaszczyt spotkać. Mimo to, gdy podtrzymywał ją w gabinecie McGonall, wydawała mu się krucha jak porcelanowa laleczka. Miał ochotę zamknąć ją w swoim uścisku i chronić przed każdym złem tego pieprzonego świata. A teraz, siedział przy niej niewyspany i obolały. Przy całkiem obcej dziewczynie, która miała zostać za kilka lat jego żoną. Powinien mieć na nią wywalone. Leżeć na łóżku i odpoczywać lub flirtować z jakąś dobrą laską. A nie cierpieć i poświęcać się, żeby w razie czego, nie wiadomo nawet czego, jej pomóc. Nie wiedział dlaczego i po co to robi. Zawsze unikał szpitali czy klinik, tym bardziej nie chciał tu być, skoro Pansy leżała na końcu sali. Tym razem razem jednak nie czuł się niezręcznie, a raczej na swoim miejscu. Parawan odgradzający Parkinson od reszty był jak biały żagiel daleko na horyzoncie. Liczyło się to czy Fen nie będzie go potrzebować. Znużony przymknął powieki.
- Blaise? - natychmiast otworzył oczy, słysząc cichy, obolały głos. Miała na wpół otwarte oczy, ale jej skóra w dalszym ciągu przypominała czoła porcelanowych laleczek.
- W końcu się obudziłaś, śpiąca królewno? - uśmiechnął się krzywo i przesiadł się z krzesła na łóżko.
- Długo spałam? - spytała.
- Byłaś nieprzytomna całe wczorajsze popołudnie i noc, księżniczko. - delikatnie wysunął dłoń, ale szybko się zreflektował, że sam nie wie po co, więc ją cofnął.
- O nie, dużo mnie ominęło? - rozmasowała zamknięte powieki kostkami dłoni.
- Oprócz histerii twojej  matki i przysporzenia Granger, Smokowi, McDawnoNiePrzelecianej i całej starszyźnie, kłopotów, to nic ciekawego. - tym razem jego uśmiech był bardziej pocieszający.
- McDawnoNiePrzeleciana? Serio? - zachichotała słabo.
- Zazdrościsz mi, bo ja to wymyśliłem, a nie ty. - powiedział.
- Wmawiaj sobie, wmawiaj, może ktoś w to uwierzy. - zlustrowała uważnie jego zmęczoną twarz. Zmarszczyła brwi. - Ile tu siedziałeś?
- Tak, jakby... całą noc. - odparł lekko... zawstydzony?
- Powinieneś odpoczywać! A nie, że bezsensownie siedzisz przy mnie! Byłam nieprzytomna, halo, nie ciężko chora, to niedorzeczne! - Blaise pokazał jej język. Zrozumiała, że nie porozmawiają poważnie na ten temat. - Mówiłeś coś o histerii mojej matki? - spytała nagle.
- Tak, prawie poszła w twoje ślady. - przytaknął.
- Zawsze była dobrą aktorką. - prychnęła z pogardą, przesuwając się na skraj łóżka, tak aby chłopak miał więcej miejsca. Zabini w tym samym czasie nakrył ją kołdrą, aż po ucho. Zdziwiła go czułość z jaką wykonywał tę czynność. Nigdy nie był taki w stosunku do innych dziewczyn.
- Czemu tak sądzisz? Zdawała się być naprawdę przejęta. - nie chciał, żeby skomentowała jego troskę.
- Daj spokój, Blaise. Ona mnie nie kocha, bo się wybiłam po za ramy naszej "cudownej" rodzinki. - palcami wykonała cudzysłów w powietrzu, tym samym uwalniając ręce spod pościeli.
- Co masz na myśli? - zainteresował się. Dziewczyna westchnęła ciężko.
- W mojej rodzinie każda osoba ma określone "miejsce". Mój brat Sergiej jest tym trzymającym się kurczowo zasad, Leon sportowcem. Ja natomiast miałam być grzeczną panienką zaopatrzoną w książki. - gniew ustępował miejsca na smutek.
- A Arina? - wtrącił zaciekawiony.
- Arina miała być Alchemiczką Rodziny. Pamiętam minę taty, jak się okazało, że Ar nie jest w stanie opanować podstaw alchemii. Miałam pięć lat, gdy to wyszło. Siedziałam na ławce w ogrodzie, gdy ich zobaczyłam. Tata denerwował się na nią, że nie potrafi wykonać tak prostego zadania i odszedł na chwilę. Podeszłam do Ariny i pokazałam jej jak to ma zrobić. Potem przyszedł tata. Zapytał, kto to zrobił. Rina, krzyknęła, że ja. Chciała na mnie naskarżyć, żebym dostała szlaban. Wtedy ojciec zażąda, bym to powtórzyła. Był strasznie niezadowolony, że to nie Arina ma ten "talent". Zaczęto mnie trenować. Moje rodzeństwo mi strasznie dokuczało. Zwłaszcza Arina i Leon. Bronił mnie tylko Ivan. On również się wyłamał poza określone przez naszych rodziców ramy. Miał być artystą, ale on stał się dowcipnisiem i casanovą. Kochał mnie najbardziej w świecie, tak jak ja jego. - zamilkła, a Blaise jakby odruchowo uścisnął jej dłoń.
- Czekaj, czemu o Ivanie, mówisz w czasie przyszłym? - zapytał zdziwiony. Fenixa zamknęła oczy.
- Gdy uciekaliśmy z... domu Voldemorta... gonili nas Śmierciożercy... Chcieli nas zabić... Jeden wycelował we mnie i rzucił Avadę...  A Ivan mnie odepchnął...- głos jej się załamał, a po policzkach zaczęły spływać strumienie łez. Chłopak starł je kciukiem i niewiele myśląc przyciągnął ją do siebie. Fenixa wtuliła się w jego pierś, szlochając. Było widać, że żałobę nosiła tylko w sercu i, że nigdy nie wypłakiwała sobie oczu. Dusiła w sobie wszelkie uczucia. Pogłaskał ją po głowie i pocałował delikatnie w policzek.
- Nie płacz, księżniczko. Wiem, że to boli, ale musisz być silna. - czuł się nagle silny jak nigdy dotąd. Wynikało to z tego, że musiał udźwignąć cały ciężar rozpaczy Fen.
- Ale... Ja już, nie mam siły... - wyszlochała. Płakała przez 15 minut, aż zabrakło jej łez. Po prostu leżała, przytulona do narzeczonego i starała się nie przypominać wyrazu twarzy Iva, gdy trafił go zielony promień zaklęcia. Cała braterska miłość jaką ją darzył widniała w jego oczach w kolorze syropu klonowego. Nigdy nie zapomniała tego widoku, była również pewna, że nie zapomni, że będzie on ją prześladował do końca życia. - Przepraszam. - powiedziała nagle, oduswając się od Blaisa i widząc stan koszuli chłopaka. Z jej oczu mógł czytać jak z otwartej, doskonale mu znanej księgi. Widniało w nich poczucie winy. Ale nie za koszulę. Obwiniała się o śmierć Ivana.
- Głupia jesteś, że przepraszasz i że winisz samą siebie o śmierć Ivana. - zrobiła wielkie oczy.
- Skąd... - chłopak zaśmiał się lekko.
- Mogę w twoich oczach czytać jak w otwartej księdze. Swoją drogą, masz niezwykle piękne oczy.
- Za jakie grzechy? - jęknęła.
- Nie będę ci wymieniać, bo może to potrwać kilka miesięcy. - odparł. Fenixa zachichotała.
- Czasem potrafisz być zabawny. - doceniała w nim to, że nawet najcięższe tematy po chwili stawały się lżejsze, bo on je takimi czynił w swój naturalny, niewymuszony sposób.
-Wiem. - jego uśmiechy sprawiały, że robiło jej się przyjemnie ciepło. Zastanowił się nagle, między nimi zapadła cisza. - Fenixa, a mogłabyś mnie uczyć alchemii? - powiedział trochę niepewnym tonem.
- Alchemii? Po co? - zdziwiła się.
- Będziemy małżeństwem, nie? - wzruszył ramionami. - Chcę wiedzieć jak najwięcej o tobie i tym, co z tobą związane. - powiedział to jakby była całkiem oczywista i najbardziej naturalna rzecz na całym świecie.
- No... - zastanowiła się. - Mogę spróbować. Ale tylko teorię. - zastrzegła. - Do praktyki musiałbyś być alchemikiem. - odparła.
- Dobra. - przytaknął. - A pokażesz mi tą praktykę? - dziewczyna skinęła głową. Chwyciła za różdżkę leżącą na szpitalnej szafce i po szklankę stojącą obok. To ostatnie przetransmutowała na mały nożyk z diamentowym ostrzem oraz jakąś inskrypcją na klindze. Bez zastanowienia nacięła sobie wewnętrzną stronę lewej dłoni. Syknął zdziwiony jej stanowczością. Poczuł, że trochę, minimalnie
się o nią martwi. Na pościeli narysowała okrąg a w nim dziwny symbol. Na każdym ramieniu okręgu dorysowała skomplikowane znaki. Robiła to z zadziwiającą łatwością. Położyła różdżkę na odwodzie okręgu, a na środku swoją bransoletkę.
- Sic rem cognoscere fortitudo, torquetur.* - mruknęła i przyłożyła dłonie po obydwóch stronach magicznego patyka. Buchnęła z niego niebiesko-srebrna błyskawica,  która przebiegła przez całe ślady krwi, narysowane przez Fenixe, aż dotarła do bransoletki, która ją wchłonęła i po chwili wybuchnęła oślepiającym światłem. Gdy blask zniknął, zamiast bransoletki leżał tam maleńki konik na biegunach.
- Wow. - skomentował. - Nie żal ci tej błyskotki? - spytał ,jakby to było w tamtym momencie najważniejsze. Przewróciła oczami.
- Patrz. To jest Krąg Transmutacyjny. - wskazała palcem na krwawy okrąg. - To co przed chwilą zobaczyłeś, to była transmutacja alchemiczna. Ma ona trzy etapy. Poznanie, dekonstrukcje i ponowną syntezę. Poznanie polega na tym, że przedmiot, który transmutujemy musimy znać. Przede wszystkim kształt i dwa najważniejsze materiały, z których został on stworzony. Dekonstrukcja polega na rozszczepieniu materii na mikro atomy oraz utrzymanie ich w kręgu. Ponowna synteza złącza je, tworząc inny przedmiot. A poza tym  bransoletka to prezent od matki, noszony dla świętego spokoju. Nie żal mi, spokojnie.
- I to umiałaś zrobić w wieku pięciu lat?! - wykrzyknął zdumiony, ignorując odpowiedź na zadane wcześniej przez siebie pytanie.
- To proste dla alchemika. Z tobą będzie ciężej. - uśmiechnęła się ciepło, gdy podeszła do nich Piguła. Na szczęście czarami szybko usunęła krew z pościeli.
- Panna Romanow! Obudziła się już pani, jak dobrze! - spojrzała zdegustowana na chłopaka. - Panie Zabini co pan robi w tym łóżku?! 
- Pani Pomfrey, spokojnie ja czekam z takimi rzeczami do ślubu. - odpowiedział. Kobieta prychnęła, ale ubłagana dała pozwolenie na opuszczenie Skrzydła przez Fenixę, choć tylko na śniadanie. Razem z Blaisem wyszli z Skrzydła Szpitalnego ramię w ramię, żartując i śmiejąc się w najlepsze.                 
     Hermiona wróciła do pokoju i po prostu zasnęła. W ubraniach, bez prysznica. Po co było jej to wszystko? Czuła się nikim a omdlenie Fenixy stało się tylko kolejnym zmartwieniem, od którego ucieczką był sen. Granger rano nie miała nawet siły, by wstać. Dyrektorka podobno ogłosiła na kolacji, że zdarzyła się tragedia i jedyna ofiara, uczennica została ciężko pobita, a każdy kto, coś wiedział w tym temacie niezwłocznie miał się stawić w dyrektorskim gabinecie. Gryfonka nawet nie była pewna czy ktoś się zgłosił. Na samą myśl o tym, że tym razem będzie ''przesłuchiwana'' przez innych uczniów, robiło jej się słabo. Ona oraz Dracon mieli możliwość jednego dnia wolnego, ale to tylko dołożyłoby im zaległości i podsyciło plotki. Otworzyła oczy, po czym rozchyliła kotary łóżka. Rudowłosa jeszcze spała. Hermiona szybko wbiegła do łazienki. Rozebrała się a kiedy brała prysznic jej ubraniami zajmowało się zaklęcie prasujące. Wytarła siebie i mokre włosy, ubrała się, umyła zęby, zrobiła sobie kitkę. Wymknęła się z łazienki, zapakowała torbę i ruszyła na śniadanie, żeby być jak najwcześniej i uniknąć durnych pytań. Ashton już tam był. Czekał pod drzwiami. Miał zamiar stać tu tak długo aż ona nie przyjdzie, ale miał to szczęście, że już po chwili wyszła zza zakrętu.
- Panno Granger.- zawołał. Zrobiło jej się zimno, ale grzecznie spytała :
- Słucham? - choć nie wiedziała, że czekał to nie czuła się najlepiej z tym, że rozmawiają poza klasą.
- Wiem, że przeżyła pani traumę w związku z ostatnią tragedią. - zaczął nienaturalnie łagodnie.
- Pansy ma największą traumę. Ja jestem tylko w szoku. - syknęła w odpowiedzi.
- Pewnie jesteś zmęczona, prawda? - ciągnął dalej.
- Jak szybko przeszliśmy na ''ty''. - zdenerwowała się.
- Pomińmy formalności. W obliczu zagrożenia powinniśmy się jednoczyć. - rozłożył dłonie w wystudiowanym, przyjaznym geście.
- Zabawne. Przypomnieć panu drugą bitwę o Hogwart? - uniosła lewą brew. - Późno nastąpiło pańskie zjednoczenie z nami. - nerwowo poprawiła torbę.
- Ale jednak przejrzałem na oczy i od tej pory nic się nie zmieniło. -uśmiechnął się. Rozmowie od dłuższego czasu przysłuchiwał się Draco, który nie mógł spać, więc w celu uniknięcia durnych pytań wcześniej pojawił się przed Wielką Salą. Teraz stał za zakrętem.
- To wspaniale. Moje podejście również się nie zmieniło, a teraz jeśli pan pozwoli mam zamiar coś zjeść. - fuknęła.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - naciskał.
- I nie mam zamiaru. Pan swego czasu dzielił ludzi na lepszych i gorszych. A ja dzielę na ludzi i Śmierciożerców. Z tymi drugimi nie rozmawiam! - wybuchnął serdecznym śmiechem a Dracon musiał się mocno powstrzymać, żeby nie pójść w ślady brata. Starszy Malfoy śmiał się, żeby ułaskawić Granger oraz, żeby powstrzymać gniew. Młodszy z riposty Gryfonki.
- Żegnam. - ominęła go zręcznie, po czym weszła do ogromnej jadalni.
- Panno Granger! - wszedł za nią.
- Co znowu? - wycedziła zirytowana.
- Pytałem i chcę usłyszeć odpowiedź. - puścił jej oczko.
-Nie jestem zmęczona. Lepiej? - westchnęła zrezygnowana.
- A ja mam inne zdanie. - dalej próbował.
- A mnie ono nie obchodzi. - uśmiechnęła się siadając do stołu.
- Zadziorna. - ponowny śmiech. - Spokojnie, ludzie się zmieniają, świat się zmienia! Rozumiem te nastroje,to pewnie zmęczenie !- klepnął ją lekko po przyjacielsku w ramię i odszedł, rzucając jakby od niechcenia. - Porozmawiamy kiedy będziesz w lepszym nastroju! - skierował do pustego stołu nauczycieli. Jego młodszy brat wszedł do Wielkiej Sali, ale zamiast usiąść przy stole swojego domu podszedł do Hermiony. Czy wszyscy Malfoyowie powariowali?! przeszło jej przez głowę.
- Chcesz czegoś?-spytała, nie patrząc na niego.
- Ostrzec cię. - powiedział do jej pleców.
- Jestem duża i sobie poradzę sama. - nałożyła sobie owsianki.
- Ashton wcale nie jest taki milutki jak się wydaje. - ostrzegł.
- Znam się na ludziach, naprawdę. - nalała sobie herbaty.
- I dlatego jesteś z rudym? - zakpił, psując tym samym powagę wcześniejszych zdań.
- Spieprzaj.-nie wytrzymała i uderzyła pięścią w stół.
- Jak sobie chcesz! Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałem! - odszedł lekko obrażony. Poczuła, że traci apetyt. Miała nawet odejść od stołu, ale wtedy przysiadł się do niej Nevill.
- Hej. - rzucił.
- Cześć. - upiła łyk gorzkiej herbaty.
- Słyszałem co się stało. No, wszyscy słyszeli... - Hermiona już otwierała usta, żeby mu przerwać, ale nie pozwolił jej na to. - Nie mam zamiaru o nic pytać, naprawdę. Możesz mi uwierzyć. A teraz lepiej coś zjedz, bo jesteś strasznie blada. - uśmiechnął się ciepło a ona miała ochotę go przytulić z wdzięczności. Wzięła suchego tosta i nałożyła na niego sporo masła by potem przykryć go plastrami bekonu. - Coś ciekawego działo się w szkole?
- Tak ,mhm... Test z zaklęć. - jadł jajecznicę ze szczypiorkiem.
- O matko! Będę musiała to nadrobić! - jęknęła.
- Nic trudnego, bardziej skomplikowanych już używaliśmy. - puścił jej oczko.
- Czyli nie ma co się bać? - zażartowała.
- Nie ma,spokojnie. - rozmawiali jeszcze jakiś czas. Kiedy akurat wybuchnęli śmiechem z żartu Nevilla do WS weszła Luna.
- Lovegood, uważaj, bo twój chłopak chyba za bardzo polubił Granger! - krzyknął jak zawsze złośliwy Draco. Hermiona zrobiła się czerwona. Blondynka niczym wróżka podeszła do ich stołu i powiedziała :
-Olejcie go. Widać, że jakiś złydzieńkołapek go dziś dziś ugryzł. - Gryfonka pokręciła głową z dezaprobatą, ale Nevill pocałował swoją ukochaną. Dokończyli śniadanie i wyszli zanim tłum rządnych sensacji uczniów napłynął, żeby coś zjeść. Udali się na lekcje. Dzień minął szybko. Przerwy Hermiona spędzała z Nevillem i Luną. Na chwilę odetchnęła. Nevill wiedział co mówić, żeby nie wkraczać na bolesne tematy, znał ją. Luna była miła, spokojna. Dała przyjaciółce swoją czekoladową żabę. Jedynym o czym  panna Granger nie potrafiła zapomnieć ani na moment była Fenixa. Biedna Romanow leżała w Skrzydle Szpitalnym, a ona nawet nie miała kiedy do niej zajrzeć. Poczuła się winna.W trakcie przerwy obiadowej zamiast coś zjeść poszła zobaczyć się z Litwinką. Weszła do sali pełnej łóżek, ale zamiast szukać rudowłosej spojrzała na ... Malfoya?! Właśnie wychodził z pomieszczenia.
- Malfoy! - zawołała stojąc za jakimś parawanem.
- Ciszej,Granger. - uśmiechnął się. Chwila! Uśmiech? U Draco? Do niej?!
- Co tu robisz? - spiorunowała go wzrokiem.
- Wyjdźmy stąd i pogadamy. - kiwnęła głową. Stanęli przed drzwiami.
- Więc? - naciskała.
- Ty się tak nagle mną nie interesuj. Sprawdzałem czy Pansy się obudziła. - na moment szatynka poczuła nadzieję. -  Ale nie. - miał smutne oczy. - A ty co tu robisz? 
- Odwiedzam Fen.
- To odwiedź ją jak coś zjesz, bo kiedy znowu zemdlejesz niekoniecznie będę obok. - zakpił.
- Oh, Draco, mój bohaterze! Ostrzegasz mnie,wybierasz mi przyjaciół,przychodzisz z pomocą! Gdzie twój order?! Dlaczego nie na tej mężnej piersi?! - chociaż z trudem powstrzymał się od wybuchu ze śmiechu powiedział tylko :
- Poczucie humoru się ciebie trzyma, Granger. No a teraz ładnie zmiataj coś zjeść. - machnął ręką, jakby była mała dziewczynką, którą trzeba do czegoś zachęcić.
- Nie rządź mną. - obróciła się na pięcie obrażona zabawnie zarzucając kitką. Szedł w sporej odległości za nią, ale widział, że udała się do WS. Obydwoje w końcu trafili na obiad i zabrali się do jedzenia. Po skończonym posiłku znowu wrócili na lekcje i dopiero około szesnastej Hermiona poszła do Fenixy. Przywitała się z przyjaciółką i opowiedziała jej o zachowaniu obydwu Malfoyów.
- Herm, nie przejmuj się. U Malfoy'ów popieprzenie psychiczne jest genetyczne. - stwierdziła.
- Mam wrażenie,że Ash mnie... podrywa? No jak to nazwać kiedy dorosły facet,w dodatku nauczyciel jest tak mną zainteresowany?! - poczuła się niezręcznie.
- Hmm, molestowanie i napastowanie z elementami fragmentów niskobudżetowej komedii romantycznej? - uśmiechnęła się krzywo, podsuwając propozycję.
- Aleś ty zabawna! Muszę cię o coś spytać w związku z wczorajszym dniem. - zaczęła trochę nieśmiało, bo nie chciała poruszać bolesnego dla przyjaciółki tematu.
- Pytaj. - zachęciła.
- Mówiłaś, że ktoś chce stworzyć Kamień. Czy Pansy jest mu do tego potrzebna? - Gryfonka była blada.
- Kochanie, to tylko teoria. - uspokoiła ją Fen. - Nie sądzę, to zbyt mało prawdopodobne, zwłaszcza, że, na szczęście, to dopiero jedna dziewczyna. - mówiła prawdę, co więcej, brzmiało to sensownie. Tym bardziej była zdziwiona, że dzień wcześniej tak uwierzyła w swoją teorię, że aż zemdlała. No, nie ma tego złego... Poznała troskliwe oblicze Blaisa, śniadanie jedli tak późno, że już prawie nikogo nie była, nikt, więc się na nich nie gapił i mogli się powygłupiać, nie musiała siedzieć na lekcjach... Wszystko ma swoje plusy. Teraz jednak postanowiła się na tym nie rozwodzić i wrócić do tematu.
- Wróćmy do Malfoyów, kochana, widzę, że coś cię dręczy. - pogładziła dłoń przyjaciółki.
- Ashton to jedno, ale Draco? Chyba jego celem nagle stało się udawanie bohatera... Nowy sposób bycia złośliwym gnojkiem!
- Może i jest złośliwym gnojkiem, ale nie ostrzegałby cię na darmo, Hermiono. Aż takim padalcem nie jest! - była pewna swojego zdania. 
- Czepia się Rona niesłusznie. A Ashton... poradzę sobie sama. Wydaje się miły. Malfoy junior niech lepiej zajmie się Astorią! - Hermiona prychnęła, czując rosnącą irytację.
- Ale z tego co wiem, to Draco cię znalazł a nie Ron. - przypomniała.- A w sprawie Ashtona, to kluczowym słowem jest "wydaje się", uwierz. - zapewniła.
- Bo ten dupek zna chyba wszystkie tajne miejsca gdzie można uprawiać seks,wiesz? W końcu gdzieś musi to robić. Dlatego wiedział, gdzie mnie szukać! - zastanowiła się. - Ale ten drugi to w sumie, no zobacz, troszczy się, interesuje. Chyba dzisiaj z nim w końcu pogadam skoro taki jest niezrażony! Ha, zrobię tej fretce na złość! - ucieszyła się, że jednocześnie porozmawia z Ashtonem, dzięki czemu on da jej spokój i jeszcze odegra się na Draco za jego przytyki.
- Herm tylko się na niego nie drzyj. I jak możesz to nie wypominaj mu całego życia. On potrzebuje pomocy. - Fenixa nie chciała, żeby jej przyjaciółka jeszcze pogorszyła stan Draco.
- O kim ty mówisz? - zdziwiła się się Gryfonka.
- O Draco, a o kim? - teraz to Ślizgonka poczuła się skonfundowana.
- Miałam na myśli rozmowę z Ashtonem... A Dracon i pomoc? Niby jaka? Niech idzie do tej swojej laleczki, zrobi mu to co on zechce i po pomocy. Phi! - tupnęła, wstając.
- HERMIONA! - krzyknęła. - On ma depresje, kretynko! I weź przestań tak gadać. Zazdrosna jesteś o Greengrass, czy jak? A do Ashtona, nie idź bez obstawy, jasne?
- On ma depresje?! ON?! A jak zabijał to jej nie miał?! Jak torturował też nie?! Był gnojem i nadal nim jest! Każdy ma swoje problemy! Mógłby ogarnąć śmierciożerną dupę i zrobić coś dobrego a nie siedzieć i użalać się nad sobą! Greengrass może z nim robić co chce! A Ashton jest lepszy od tej kupy blond kłaków! - obrażona wybiegła z sali. W drzwiach minęła się ze.... Smokiem, który miał łzy w kącikach oczu. Była tak wściekła, że nawet nie zrobiło jej się głupio, za to jemu zrobiło się po ludzku przykro. Nie zabijał, nie torturował,  nie pojmował czemu skoro ryzykował życie dla dobra, dla Pottera, dla Zakonu, ona teraz wygaduje takie bzdury!
- Brawa dla tej pani! - wrzasnęła ironicznie Fenixa i zaczęła klaskać w dłonie. Draco blady jak ściana po prostu poszedł sprawdzić co u Pansy, starając się nie rozsypać.

*Poznajcie moją siłę, dusze zbłąkane.
     Hej wszystkim! Mam nadzieję, że się podobało. Jest tu dużooo Fenixy. Dziękuję za nominacje do LBA :). Bardzo się cieszę z powodu dużej ilości wyświetleń! Jesteście wspaniali - kocham Was!
Pozdrawiam, Eleonora.PS Załączam zdjęcie Kręgu Transmutacyjnego, który narysowała Fenixa.


niedziela, 9 sierpnia 2015

Miniaturka 1. "Sport łączy ludzi". Miniaturka jednoczęściowa.

     Zapraszam na moją pierwszą miniaturkę dramione, mam nadzieję, że się spodoba. :D. Proszę o oceny i komentarze :). Przepraszam, że jest tak późno, ale ważne, że jest. Przepraszam i liczę na cierpliwość! Życzę miłej lektury :).

-Zabini, mamy problem.- Draco wszedł do dormitorium.
-Umarł ktoś?
-Dowcipniś. Mam problem. Kocham Granger.
-A ona ciebie. Gdzie tu jest problem? Ja go nie widzę!- wyszczerzył się.
-Chcę się jej oświadczyć. Ale no… co jak mi odmówi?
-Jesteś pewny? Nie wierzę, że jestem poważny, ale ślub to decyzja na całe życie!
-Jestem pewny jak cholera! To gdzie to zrobić, żeby chciała, co?
-Chyba mam pomysł…- klasnął w dłonie.
-Mówiłem ci już, że Wielka Sala odpada, bo nie będę śpiewał serenady przy stole nauczycieli.
-Nie to nie. Pomyśl co kochasz oprócz Granger.
-O co ci chodzi?
-O sport! Nie łatwiej jak poćwiczysz zamiast się już hajtać? Masz dopiero 18 lat! 
-To jest to! Sport! Oświadczę się tu! Dzięki stary!- wybiegł radośnie z pokoju.
-Oświadczysz się piłce?!- zawołał za nim przyjaciel.
  Hermiona siedziała w swoim dormitorium i właśnie kończyła referat. Wcale nie była szczęśliwa. Drzwi otworzyły się i wpadła Ginny. 
-Coś nie tak, Herm?
-Wszystko! 
-Jak to?- zdziwiła się Weasleyówna i usiadła na łóżku. 
-Draco od dwóch tygodni mnie unika, olewa! Dzisiaj wpadłam na niego na korytarzu, ale on natychmiast pobiegł na trening! Czy chce mnie zostawić?
-Nie, no coś ty! Może jest po prostu zajęty? Od jutra są egzaminy a za dwa i pół tygodnia ostatni mecz! Pomyśl o nim, na pewno się stresuje i chce wygrać.
-Może i masz rację?- wymamrotała nieprzekonana Hermiona.
-No, to świetnie, idę na randkę z Deanem, wrócę wieczorem!- ucałowała policzek przyjaciółki i wyszła z pokoju. Panna Granger udała się, więc do Wielkiej Sali na kolację. Może tutaj uda jej się pogadać z Draconem? Skierowała się do jego stołu i opadła obok niego, ale Malfoy nawet się do niej nie uśmiechnął. Nie mogła wiedzieć o tym, że nie myśli o niczym innym tylko o tym jak zrobić idealne zaręczyny, nie zawieść jej, pokazać jak ją kocha i jeszcze usłyszeć ‘’Tak!’’. 
-Hej.- powiedziała nieśmiało. 
-Cześć.- rzucił nieobecny. Nałożyła sobie ziemniaczków, trochę sałatki i kawałek indyka.
-Nie jesteś głodny?- spytała.
-Co? Oh, nie, nie.- czyli nawet nie zwraca na nią uwagi. Zabolało. Próbowała jeść, ale głównie grzebała w talerzu. W pewnym momencie przemogła się i zaczęła mu opowiadać o tym jaki świetny napisała referat. Skończyła dumna z siebie na końcu dodając :
-I jak?
-Wybacz, nie słuchałem cię, naprawdę mi przykro.- widziała to w jego oczach, ale nawet ten fakt nie złagodził bólu jej serca. – Powtórzysz?- zachęcił nieśmiało.
-Nieważne.- powiedziała licząc na naleganie z jego strony apropo powtórzenia. A on tak po prostu rzucił sobie :
-No dobrze.- i wrócił do swoich myśli. Miała ochotę się rozpłakać. Czy w końcu przestanie ją zwodzić i powie jej prawdę?! 
-Draco, chciałabym pogadać.- zobaczył Pansy w drzwiach, uśmiechnął się serdecznie i zerwał z miejsca.
-Potem, kochanie, obiecuję.- poleciał prosto do niej. Razem wyszli z Wielkiej Sali. Gryfonka płakała całą noc.
Kilka następnych dni wcale nie rozmawiali, nie było nawet kiedy. Zaczęły się egzaminy. W końcu Mionie udało się znaleźć Draco na jednym z treningów. Wychodził z szatni i rozmawiał z Zabinim. Mijali ją i dopiero kiedy Blaise powiedział…
-Cześć.-… to Draco zdał sobie sprawę, że idzie tam jego dziewczyna.
-Hej.- rzucił zawstydzony swoją nieuwagą.
-Możemy pogadać?
-Jasne.- zrobił się blady. Podał przyjacielowi dłoń a po chwili oddalił się z dziewczyną.- Tak, Hermiono?
-Jak ci poszły egzaminy?
-Bardzo dobrze. A tobie?
-Świetnie
-To ekstra. Skarbie, muszę lecieć pogadać z Pansy. Wybaczysz mi?
-Oczywiście, leć.- dał jej szybkiego całusa. A jej znowu leciały łzy. 
 Po raz drugi w ostatnim czasie poleciał do dziewczyny Zabiniego. Pierwszy raz przed egzaminami kiedy to razem ukrywali pierścionek zaręczynowy w złotym zniczu a drugi raz teraz kiedy Pansy miała go uświadomić czego NIE mówić. Jak się oświadczyć i co powiedzieć- wiedział. Ale brunetka uznała, że lekcja tego co powinien zachować dla siebie jest całkiem przydatna, ponieważ dawniej pijany Blaise darł się do Pansy, że kiedyś się z nią ożeni, ponieważ jest świetna w łóżku. ‘’Ale Herm jest cudowna w łóżku. We wszystkim jest cudowna. Moje maleństwo, całe moje szczęście to ona.’’ Pomyślał i uśmiechnął się. 
-Dracon, słuchaj.- Ślizgonka dopominała się o uwagę.- Nie mów jej nic o łóżku, o tym, że kochasz ją mimo tego, że spaliła grzanki. I jak powie ‘’nie’’ to się nie załamuj, jasne?
-Tak, jasne. Dobra, zbieram się, pa.
-Pa.- podali sobie dłonie. ‘’Nie załamuj się?’’ jaja sobie robi?! Jeśli Hermiona odmówi to on na pewno się załamie. Na długo długo… Kocha ją jak się tylko da i zrobiłby dla niej wszystko. To jego księżniczka! A co jeśli przegra mecz? Nie tylko zawiedzie ją, ale też nie będzie szansy na oświadczyny! Wyrwie komuś znicza a potem podleci? To takie żałosne. Przygnębiony i zmartwiony poszedł do swojej komnaty.
Kilka dni później, w dzień meczu godzinę przed nim Hermiona udała się do szatni drużyny Ślizgonów, żeby życzyć szczęścia osobie, którą kochała. Podeszła do drzwi zostając świadkiem jednej z najsmutniejszych rozmów jakie słyszała : 
-Draco, kiedy chcesz to zrobić?- głos przyjaciela jej chłopaka.
-Zaraz po meczu. Mam tylko nadzieję, że wygramy.- co on chce robić? Dlaczego ona nic nie wie?
-Nie ma innej opcji. Ale serio nie chcesz już, żeby Granger była twoją dziewczyną?
-To chyba jasne, tak? Rozmawialiśmy o tym miliony razy, stary.- pękło jej serce. Odbiegła zrozpaczona.- Mówiłem ci setki razy, że ją kocham i chcę się żenić, tak?- niestety tego już nie słyszała. 
-Tylko sprawdzam, bo to ostatnia szansa na zmianę decyzji.
-Nie zmienię jej za nic.
-Powodzenia stary!- przybił mu piątkę.
 Przyszła żona Malfoya juniora siedziała na schodach zamkowych i płakała. Pamiętała pierwszą randkę, pierwszy pocałunek, pierwszy wspólną noc tą kiedy tylko spali przytuleni i tą kiedy robili o wiele więcej. Draco zawsze był czuły, delikatny, wyrozumiały, wspaniały, cierpliwy, troskliwy, opiekuńczy… A teraz chce ją zostawić po ostatnim meczu? Tak przy wszystkich? Musi ją aż tak zgnoić? Być tak okrutny? Przecież na pewno da się coś jeszcze zrobić! I ona to zrobi! Choćby nie wiem co! Miała na sobie jeansową sukienkę bez rękawów. Taką jaką najbardziej lubił Draco. Wstała, otrzepała się a już po chwili pokonywała drogę do szatni Ślizgonów. Dotarła tam szybko. Smok właśnie opowiadał swojej drużynie co robić by wygrać, udzielał rad, dawał wskazówki i motywował ich. Zrobiło jej się ciepło na sercu, Draco to doskonały kapitan! Szkoda tylko, że on już wcale nie chce z nią być. Powstrzymała łzy cisnące się do oczu. Właśnie wychodzili. Ostatni był Draco. Kiedy tylko ją zobaczył zaraz rozpromienił się cały a nawet podbiegł ją pocałować.
-Draco, kocham cię. Wierzę, że to wygracie, ale wynik nie zmieni mojej miłości.- powiedziała kiedy tylko oderwali się od siebie.
-Mojej nie zmieni nic.- odparł znowu całując ją namiętnie by po zakończonym pocałunku założyć jej na szyję zielono-srebrny szalik.  Czy to możliwe, żeby ten kochający Draco chciał ją rzucić?
Malfoy cały mecz robił wszystko by wygrać. Czuł, że ona go obserwuje. A ona nawet już powoli zaczęła zapominać, że miał zamiar ją zostawić. Liczyło się tylko to jak świetnie mu idzie. 
Już go widzi, już prawie go ma. MUSI GO MIEĆ. MUSI, MUSI, MUSI. I JUŻ!

-JEEEEEEEEST!- wydarli się wszyscy kibice Draco z jego ukochaną na czele! Złapał! Uniósł go do góry w zaciśniętej dłoni i podleciał do Hermiony. Siedziała w pierwszym rzędzie znajdującym się najwyżej tych trybun. Wstała, gdy zobaczyła, że leci w jej kierunku. Wszyscy zamilkli i wpatrywali się w nich.
-Hermiono Jean Granger, przez kilka lat byłaś dla mnie nieosiągalna. Jak ten znicz. Kiedy w końcu cię zdobyłem byłem tak szczęśliwy, że złapanie w locie złotej kulki wydaje się niczym. Kocham cię i jestem pewny tego, że chcę uczynić cię tak szczęśliwą jak Ty uczyniłaś mnie. Chcę spędzić z tobą życie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?- złoty znicz otworzył się a w nim był pierścionek z białego złota z diamentem.
-Tak.- powiedziała a po jej policzkach poleciały łzy. Wybuchły wiwaty głośniejsze niż te po wygranej. Szedł z miotły na trybuny, założył jej pierścionek na palec i długo całował. Wszyscy klaskali na stojąco, krzyczeli radośnie a nawet płakali ze wzruszenia i radości. 
Kiedy wracali do zamku mieli wrażenie, że odbywa się wokół nich jedna wielka niekończąca się impreza. Draco niósł swoją narzeczoną na rękach, Zabini podążał za nim niosąc miotłę przyjaciela. Co rusz ktoś podchodził, gratulował. Wszyscy uczniowie Hogwartu śpiewali, tańczyli, nieśli pochodnie i balony. To były najpiękniejsze oświadczyny w historii szkoły. W końcu dotarli do jego pokoju. Zabini obiecał spędził tę noc u Pansy co z resztą było ogromnym powodem do radości i jego i Parkinson. Malfoy położył pannę Granger na łóżku i czule pocałował.
-Draco…
-Tak, maleńka?
-Ale czegoś tu nie rozumiem… Dlaczego byłeś taki zamyślony?
-Bałem się, że przegram.
-A unikanie mnie?
-Ćwiczyłem, żeby poszło jak najlepiej. Nie chciałem cię unikać, ale kiedy byłaś obok to miałem zamiar oświadczyć się już! Wybaczysz mi?
-Nie gniewam się!- pocałowała go.- A Pansy?
-Pomogła mi schować pierścionek w złotym zniczu.
-A drugi raz?
-Mówiła mi czego mam nie mówić w przypływie emocji.
-Widzę, że wziąłeś to na poważnie.
-A ty nie?
-Bardzo. Tylko przez przypadek usłyszałam fragment twojej rozmowy z Zabinim!
-I?- zaczął całować ją po szyi.
-I usłyszałam, że nie chcesz mnie jako swojej dziewczyny, więc odbiegłam.
-I nie słyszałaś dalszej części?- pocałował ją w nos.
-Nie…- zdziwiła się.
-Powiedziałem mu, że chcę byś była moją żoną.
-A ja chcę uczynić cię szczęśliwym. Bo cię kocham.
-A ja ciebie. Mam cel w życiu.
-Tak?
-Dać ci szczęście i spełnić twoje marzenia!- zaczęli się namiętnie całować a to co stało się potem zostawmy im…. Jednak w życiu obydwoje spełnili swoje cele.
     Koniec! I jak się podobało? Eleonora.:).