To jeden z tych rozdziałów, gdzie bliżej poznajemy opis uczuć nie Draco czy Hermiony, a... Blaisa! Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)!
Miłej lektury.
Siedział przy niej całą noc. Nie wiedział czemu, ale nie mógł od niej odejść. Miał niejasne przeczucie, że może go potrzebować. Rozsądek jednak podpowiadał mu, że Fenixa nie potrzebuje nikogo. Była niezwykle silną psychicznie dziewczyną, jedną z silniejszych jakie kiedykolwiek miał zaszczyt spotkać. Mimo to, gdy podtrzymywał ją w gabinecie McGonall, wydawała mu się krucha jak porcelanowa laleczka. Miał ochotę zamknąć ją w swoim uścisku i chronić przed każdym złem tego pieprzonego świata. A teraz, siedział przy niej niewyspany i obolały. Przy całkiem obcej dziewczynie, która miała zostać za kilka lat jego żoną. Powinien mieć na nią wywalone. Leżeć na łóżku i odpoczywać lub flirtować z jakąś dobrą laską. A nie cierpieć i poświęcać się, żeby w razie czego, nie wiadomo nawet czego, jej pomóc. Nie wiedział dlaczego i po co to robi. Zawsze unikał szpitali czy klinik, tym bardziej nie chciał tu być, skoro Pansy leżała na końcu sali. Tym razem razem jednak nie czuł się niezręcznie, a raczej na swoim miejscu. Parawan odgradzający Parkinson od reszty był jak biały żagiel daleko na horyzoncie. Liczyło się to czy Fen nie będzie go potrzebować. Znużony przymknął powieki.
Miłej lektury.
Siedział przy niej całą noc. Nie wiedział czemu, ale nie mógł od niej odejść. Miał niejasne przeczucie, że może go potrzebować. Rozsądek jednak podpowiadał mu, że Fenixa nie potrzebuje nikogo. Była niezwykle silną psychicznie dziewczyną, jedną z silniejszych jakie kiedykolwiek miał zaszczyt spotkać. Mimo to, gdy podtrzymywał ją w gabinecie McGonall, wydawała mu się krucha jak porcelanowa laleczka. Miał ochotę zamknąć ją w swoim uścisku i chronić przed każdym złem tego pieprzonego świata. A teraz, siedział przy niej niewyspany i obolały. Przy całkiem obcej dziewczynie, która miała zostać za kilka lat jego żoną. Powinien mieć na nią wywalone. Leżeć na łóżku i odpoczywać lub flirtować z jakąś dobrą laską. A nie cierpieć i poświęcać się, żeby w razie czego, nie wiadomo nawet czego, jej pomóc. Nie wiedział dlaczego i po co to robi. Zawsze unikał szpitali czy klinik, tym bardziej nie chciał tu być, skoro Pansy leżała na końcu sali. Tym razem razem jednak nie czuł się niezręcznie, a raczej na swoim miejscu. Parawan odgradzający Parkinson od reszty był jak biały żagiel daleko na horyzoncie. Liczyło się to czy Fen nie będzie go potrzebować. Znużony przymknął powieki.
- Blaise? -
natychmiast otworzył oczy, słysząc cichy, obolały głos. Miała na
wpół otwarte oczy, ale jej skóra w dalszym ciągu przypominała czoła
porcelanowych laleczek.
- W końcu
się obudziłaś, śpiąca królewno? - uśmiechnął się krzywo i przesiadł się z
krzesła na łóżko.
- Długo
spałam? - spytała.
- Byłaś
nieprzytomna całe wczorajsze popołudnie i noc, księżniczko. - delikatnie wysunął dłoń, ale szybko się zreflektował, że sam nie wie po co, więc ją cofnął.
- O nie,
dużo mnie ominęło? - rozmasowała zamknięte powieki kostkami dłoni.
- Oprócz
histerii twojej matki i przysporzenia Granger, Smokowi,
McDawnoNiePrzelecianej i całej starszyźnie, kłopotów, to nic ciekawego. - tym razem jego uśmiech był bardziej pocieszający.
- McDawnoNiePrzeleciana? Serio? - zachichotała słabo.
- McDawnoNiePrzeleciana? Serio? - zachichotała słabo.
-
Zazdrościsz mi, bo ja to wymyśliłem, a nie ty. - powiedział.
- Wmawiaj
sobie, wmawiaj, może ktoś w to uwierzy. - zlustrowała uważnie jego zmęczoną twarz. Zmarszczyła brwi. - Ile tu
siedziałeś?
- Tak, jakby... całą noc. - odparł lekko... zawstydzony?
- Tak, jakby... całą noc. - odparł lekko... zawstydzony?
- Powinieneś
odpoczywać! A nie, że bezsensownie siedzisz przy mnie! Byłam nieprzytomna, halo, nie ciężko chora, to niedorzeczne! - Blaise pokazał jej
język. Zrozumiała, że nie porozmawiają poważnie na ten temat. - Mówiłeś coś o histerii mojej matki? - spytała nagle.
- Tak,
prawie poszła w twoje ślady. - przytaknął.
- Zawsze
była dobrą aktorką. - prychnęła z pogardą, przesuwając się na skraj łóżka, tak
aby chłopak miał więcej miejsca. Zabini w tym samym czasie nakrył ją
kołdrą, aż po ucho. Zdziwiła go czułość z jaką wykonywał tę czynność. Nigdy
nie był taki w stosunku do innych dziewczyn.
- Czemu
tak sądzisz? Zdawała się być naprawdę przejęta. - nie chciał, żeby skomentowała jego troskę.
- Daj
spokój, Blaise. Ona mnie nie kocha, bo się wybiłam po za ramy naszej
"cudownej" rodzinki. - palcami wykonała cudzysłów w powietrzu, tym samym uwalniając ręce spod pościeli.
- Co masz
na myśli? - zainteresował się. Dziewczyna westchnęła ciężko.
- W mojej
rodzinie każda osoba ma określone "miejsce". Mój brat Sergiej jest
tym trzymającym się kurczowo zasad, Leon sportowcem. Ja natomiast miałam być grzeczną
panienką zaopatrzoną w książki. - gniew ustępował miejsca na smutek.
- A
Arina? - wtrącił zaciekawiony.
- Arina miała być Alchemiczką Rodziny. Pamiętam minę taty, jak się okazało, że Ar nie jest w stanie opanować podstaw alchemii. Miałam pięć lat, gdy to wyszło. Siedziałam na ławce w ogrodzie, gdy ich zobaczyłam. Tata denerwował się na nią, że nie potrafi wykonać tak prostego zadania i odszedł na chwilę. Podeszłam do Ariny i pokazałam jej jak to ma zrobić. Potem przyszedł tata. Zapytał, kto to zrobił. Rina, krzyknęła, że ja. Chciała na mnie naskarżyć, żebym dostała szlaban. Wtedy ojciec zażąda, bym to powtórzyła. Był strasznie niezadowolony, że to nie Arina ma ten "talent". Zaczęto mnie trenować. Moje rodzeństwo mi strasznie dokuczało. Zwłaszcza Arina i Leon. Bronił mnie tylko Ivan. On również się wyłamał poza określone przez naszych rodziców ramy. Miał być artystą, ale on stał się dowcipnisiem i casanovą. Kochał mnie najbardziej w świecie, tak jak ja jego. - zamilkła, a Blaise jakby odruchowo uścisnął jej dłoń.
- Arina miała być Alchemiczką Rodziny. Pamiętam minę taty, jak się okazało, że Ar nie jest w stanie opanować podstaw alchemii. Miałam pięć lat, gdy to wyszło. Siedziałam na ławce w ogrodzie, gdy ich zobaczyłam. Tata denerwował się na nią, że nie potrafi wykonać tak prostego zadania i odszedł na chwilę. Podeszłam do Ariny i pokazałam jej jak to ma zrobić. Potem przyszedł tata. Zapytał, kto to zrobił. Rina, krzyknęła, że ja. Chciała na mnie naskarżyć, żebym dostała szlaban. Wtedy ojciec zażąda, bym to powtórzyła. Był strasznie niezadowolony, że to nie Arina ma ten "talent". Zaczęto mnie trenować. Moje rodzeństwo mi strasznie dokuczało. Zwłaszcza Arina i Leon. Bronił mnie tylko Ivan. On również się wyłamał poza określone przez naszych rodziców ramy. Miał być artystą, ale on stał się dowcipnisiem i casanovą. Kochał mnie najbardziej w świecie, tak jak ja jego. - zamilkła, a Blaise jakby odruchowo uścisnął jej dłoń.
- Czekaj,
czemu o Ivanie, mówisz w czasie przyszłym? - zapytał zdziwiony. Fenixa zamknęła
oczy.
- Gdy
uciekaliśmy z... domu Voldemorta... gonili nas Śmierciożercy... Chcieli nas
zabić... Jeden wycelował we mnie i rzucił Avadę... A Ivan mnie
odepchnął...- głos jej się załamał, a po policzkach zaczęły spływać strumienie
łez. Chłopak starł je kciukiem i niewiele myśląc przyciągnął ją do siebie.
Fenixa wtuliła się w jego pierś, szlochając. Było widać, że żałobę nosiła tylko
w sercu i, że nigdy nie wypłakiwała sobie oczu. Dusiła w sobie wszelkie uczucia.
Pogłaskał ją po głowie i pocałował delikatnie w policzek.
- Nie
płacz, księżniczko. Wiem, że to boli, ale musisz być silna. - czuł się nagle silny jak nigdy dotąd. Wynikało to z tego, że musiał udźwignąć cały ciężar rozpaczy Fen.
- Ale...
Ja już, nie mam siły... - wyszlochała. Płakała przez
15 minut, aż zabrakło jej łez. Po prostu leżała, przytulona do
narzeczonego i starała się nie przypominać wyrazu twarzy Iva, gdy trafił go
zielony promień zaklęcia. Cała braterska miłość jaką ją darzył widniała w jego
oczach w kolorze syropu klonowego. Nigdy nie zapomniała tego widoku, była również pewna, że nie zapomni, że będzie on ją
prześladował do końca życia. - Przepraszam. -
powiedziała nagle, oduswając się od Blaisa i widząc stan koszuli chłopaka. Z jej oczu mógł czytać jak z
otwartej, doskonale mu znanej księgi. Widniało w nich poczucie winy. Ale nie za
koszulę. Obwiniała się o śmierć Ivana.
- Głupia
jesteś, że przepraszasz i że winisz samą siebie o śmierć Ivana. - zrobiła
wielkie oczy.
- Skąd... - chłopak
zaśmiał się lekko.
- Mogę w
twoich oczach czytać jak w otwartej księdze. Swoją drogą, masz niezwykle piękne
oczy.
- Za jakie grzechy? - jęknęła.
- Nie będę
ci wymieniać, bo może to potrwać kilka miesięcy. - odparł. Fenixa zachichotała.
- Czasem potrafisz być zabawny. - doceniała w nim to, że nawet najcięższe tematy po chwili stawały się lżejsze, bo on je takimi czynił w swój naturalny, niewymuszony sposób.
-Wiem. - jego uśmiechy sprawiały, że robiło jej się przyjemnie ciepło. Zastanowił się nagle, między nimi zapadła cisza. - Fenixa, a mogłabyś mnie uczyć alchemii? - powiedział trochę niepewnym tonem.
- Alchemii? Po co? - zdziwiła się.
- Będziemy
małżeństwem, nie? - wzruszył ramionami. - Chcę wiedzieć jak najwięcej o tobie i tym, co z tobą
związane. - powiedział to jakby była całkiem oczywista i najbardziej naturalna
rzecz na całym świecie.
- No... - zastanowiła się. - Mogę spróbować. Ale tylko teorię. - zastrzegła. - Do praktyki musiałbyś być alchemikiem. - odparła.
- Dobra. - przytaknął. - A pokażesz mi tą praktykę? - dziewczyna skinęła głową. Chwyciła za różdżkę leżącą na szpitalnej szafce i po szklankę stojącą obok. To ostatnie przetransmutowała na mały nożyk z diamentowym ostrzem oraz jakąś inskrypcją na klindze. Bez zastanowienia nacięła sobie wewnętrzną stronę lewej dłoni. Syknął zdziwiony jej stanowczością. Poczuł, że trochę, minimalnie
się o nią martwi. Na pościeli narysowała okrąg a w nim dziwny symbol. Na każdym ramieniu okręgu dorysowała skomplikowane znaki. Robiła to z zadziwiającą łatwością. Położyła różdżkę na odwodzie okręgu, a na środku swoją bransoletkę.
- No... - zastanowiła się. - Mogę spróbować. Ale tylko teorię. - zastrzegła. - Do praktyki musiałbyś być alchemikiem. - odparła.
- Dobra. - przytaknął. - A pokażesz mi tą praktykę? - dziewczyna skinęła głową. Chwyciła za różdżkę leżącą na szpitalnej szafce i po szklankę stojącą obok. To ostatnie przetransmutowała na mały nożyk z diamentowym ostrzem oraz jakąś inskrypcją na klindze. Bez zastanowienia nacięła sobie wewnętrzną stronę lewej dłoni. Syknął zdziwiony jej stanowczością. Poczuł, że trochę, minimalnie
się o nią martwi. Na pościeli narysowała okrąg a w nim dziwny symbol. Na każdym ramieniu okręgu dorysowała skomplikowane znaki. Robiła to z zadziwiającą łatwością. Położyła różdżkę na odwodzie okręgu, a na środku swoją bransoletkę.
- Sic rem
cognoscere fortitudo, torquetur.* - mruknęła i przyłożyła dłonie po obydwóch
stronach magicznego patyka. Buchnęła z niego niebiesko-srebrna błyskawica,
która przebiegła przez całe ślady krwi, narysowane przez Fenixe, aż
dotarła do bransoletki, która ją wchłonęła i po chwili wybuchnęła oślepiającym światłem. Gdy blask zniknął, zamiast bransoletki leżał tam maleńki
konik na biegunach.
- Wow. -
skomentował. - Nie żal ci tej błyskotki? - spytał ,jakby to było w tamtym momencie najważniejsze. Przewróciła oczami.
- Patrz.
To jest Krąg Transmutacyjny. - wskazała palcem na krwawy okrąg. - To co przed chwilą
zobaczyłeś, to była transmutacja alchemiczna. Ma ona trzy etapy. Poznanie,
dekonstrukcje i ponowną syntezę. Poznanie polega na tym, że przedmiot, który
transmutujemy musimy znać. Przede wszystkim kształt i dwa najważniejsze
materiały, z których został on stworzony. Dekonstrukcja polega na rozszczepieniu
materii na mikro atomy oraz utrzymanie ich w kręgu. Ponowna synteza złącza je,
tworząc inny przedmiot. A poza tym bransoletka to prezent od matki, noszony dla świętego spokoju. Nie żal mi, spokojnie.
- I to
umiałaś zrobić w wieku pięciu lat?! - wykrzyknął zdumiony, ignorując odpowiedź na zadane wcześniej przez siebie pytanie.
- To
proste dla alchemika. Z tobą będzie ciężej. - uśmiechnęła się ciepło, gdy
podeszła do nich Piguła. Na szczęście czarami szybko usunęła krew z pościeli.
- Panna
Romanow! Obudziła się już pani, jak dobrze! - spojrzała zdegustowana na chłopaka. - Panie Zabini co pan robi w
tym łóżku?!
- Pani
Pomfrey, spokojnie ja czekam z takimi rzeczami do ślubu. - odpowiedział. Kobieta
prychnęła, ale ubłagana dała pozwolenie na opuszczenie Skrzydła przez Fenixę, choć tylko na
śniadanie. Razem z Blaisem wyszli z Skrzydła Szpitalnego ramię w ramię, żartując i śmiejąc się w
najlepsze.
Hermiona wróciła do pokoju i po prostu zasnęła. W ubraniach, bez prysznica. Po
co było jej to wszystko? Czuła się nikim a omdlenie Fenixy stało się tylko kolejnym zmartwieniem, od którego ucieczką był sen. Granger rano nie miała nawet siły, by wstać.
Dyrektorka podobno ogłosiła na kolacji, że zdarzyła się tragedia i jedyna
ofiara, uczennica została ciężko pobita, a każdy kto, coś wiedział w tym temacie
niezwłocznie miał się stawić w dyrektorskim gabinecie. Gryfonka nawet nie była
pewna czy ktoś się zgłosił. Na samą myśl o tym, że tym razem będzie ''przesłuchiwana'' przez innych uczniów, robiło jej się słabo. Ona oraz Dracon mieli możliwość
jednego dnia wolnego, ale to tylko dołożyłoby im zaległości i podsyciło plotki.
Otworzyła oczy, po czym rozchyliła kotary łóżka. Rudowłosa jeszcze spała. Hermiona
szybko wbiegła do łazienki. Rozebrała się a kiedy brała prysznic jej ubraniami
zajmowało się zaklęcie prasujące. Wytarła siebie i mokre włosy, ubrała się,
umyła zęby, zrobiła sobie kitkę. Wymknęła się z łazienki, zapakowała torbę i
ruszyła na śniadanie, żeby być jak najwcześniej i uniknąć durnych pytań. Ashton
już tam był. Czekał pod drzwiami. Miał zamiar stać tu tak długo aż ona nie
przyjdzie, ale miał to szczęście, że już po chwili wyszła zza zakrętu.
- Panno
Granger.- zawołał. Zrobiło jej się zimno, ale grzecznie spytała :
- Słucham? - choć nie wiedziała, że czekał to nie czuła się najlepiej z tym, że rozmawiają poza klasą.
- Wiem, że
przeżyła pani traumę w związku z ostatnią tragedią. - zaczął nienaturalnie łagodnie.
- Pansy ma
największą traumę. Ja jestem tylko w szoku. - syknęła w odpowiedzi.
- Pewnie
jesteś zmęczona, prawda? - ciągnął dalej.
- Jak
szybko przeszliśmy na ''ty''. - zdenerwowała się.
- Pomińmy
formalności. W obliczu zagrożenia powinniśmy się jednoczyć. - rozłożył dłonie w wystudiowanym, przyjaznym geście.
- Zabawne.
Przypomnieć panu drugą bitwę o Hogwart? - uniosła lewą brew. - Późno nastąpiło pańskie zjednoczenie z
nami. - nerwowo poprawiła torbę.
- Ale
jednak przejrzałem na oczy i od tej pory nic się nie zmieniło. -uśmiechnął się.
Rozmowie od dłuższego czasu przysłuchiwał się Draco, który nie mógł spać, więc w celu uniknięcia durnych pytań wcześniej pojawił się przed Wielką Salą. Teraz stał za zakrętem.
- To
wspaniale. Moje podejście również się nie zmieniło, a teraz jeśli pan pozwoli
mam zamiar coś zjeść. - fuknęła.
- Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie. - naciskał.
- I nie
mam zamiaru. Pan swego czasu dzielił ludzi na lepszych i gorszych. A ja dzielę
na ludzi i Śmierciożerców. Z tymi drugimi nie rozmawiam! - wybuchnął serdecznym
śmiechem a Dracon musiał się mocno powstrzymać, żeby nie pójść w ślady brata. Starszy Malfoy śmiał się, żeby ułaskawić Granger oraz, żeby powstrzymać gniew. Młodszy z riposty Gryfonki.
- Żegnam. - ominęła
go zręcznie, po czym weszła do ogromnej jadalni.
- Panno
Granger! - wszedł za nią.
- Co
znowu? - wycedziła zirytowana.
- Pytałem
i chcę usłyszeć odpowiedź. - puścił jej oczko.
-Nie
jestem zmęczona. Lepiej? - westchnęła zrezygnowana.
- A ja mam
inne zdanie. - dalej próbował.
- A mnie
ono nie obchodzi. - uśmiechnęła się siadając do stołu.
- Zadziorna. - ponowny
śmiech. - Spokojnie, ludzie się zmieniają, świat się zmienia! Rozumiem te
nastroje,to pewnie zmęczenie !- klepnął ją lekko po przyjacielsku w ramię i
odszedł, rzucając jakby od niechcenia. - Porozmawiamy kiedy będziesz w lepszym
nastroju! - skierował
do pustego stołu nauczycieli. Jego młodszy brat wszedł do Wielkiej Sali, ale
zamiast usiąść przy stole swojego domu podszedł do Hermiony. Czy wszyscy
Malfoyowie powariowali?! przeszło jej przez głowę.
- Chcesz
czegoś?-spytała, nie patrząc na niego.
- Ostrzec
cię. - powiedział do jej pleców.
- Jestem
duża i sobie poradzę sama. - nałożyła sobie owsianki.
- Ashton
wcale nie jest taki milutki jak się wydaje. - ostrzegł.
- Znam się
na ludziach, naprawdę. - nalała sobie herbaty.
- I
dlatego jesteś z rudym? - zakpił, psując tym samym powagę wcześniejszych zdań.
- Spieprzaj.-nie
wytrzymała i uderzyła pięścią w stół.
- Jak
sobie chcesz! Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałem! - odszedł lekko obrażony.
Poczuła, że traci apetyt. Miała nawet odejść od stołu, ale wtedy przysiadł się do niej Nevill.
- Hej. - rzucił.
- Cześć. - upiła łyk gorzkiej herbaty.
- Słyszałem
co się stało. No, wszyscy słyszeli... - Hermiona już otwierała usta, żeby mu
przerwać, ale nie pozwolił jej na to. - Nie mam zamiaru o nic pytać, naprawdę.
Możesz mi uwierzyć. A teraz lepiej coś zjedz, bo jesteś strasznie
blada. - uśmiechnął się ciepło a ona miała ochotę go przytulić z wdzięczności.
Wzięła suchego tosta i nałożyła na niego sporo masła by potem przykryć go
plastrami bekonu. - Coś ciekawego działo się w szkole?
- Tak ,mhm...
Test z zaklęć. - jadł jajecznicę ze szczypiorkiem.
- O matko!
Będę musiała to nadrobić! - jęknęła.
- Nic
trudnego, bardziej skomplikowanych już używaliśmy. - puścił jej oczko.
- Czyli
nie ma co się bać? - zażartowała.
- Nie
ma,spokojnie. - rozmawiali jeszcze jakiś czas. Kiedy akurat wybuchnęli śmiechem
z żartu Nevilla do WS weszła Luna.
- Lovegood,
uważaj, bo twój chłopak chyba za bardzo polubił Granger! - krzyknął jak zawsze
złośliwy Draco. Hermiona zrobiła się czerwona. Blondynka niczym wróżka podeszła
do ich stołu i powiedziała :
-Olejcie
go. Widać, że jakiś złydzieńkołapek go dziś dziś ugryzł. - Gryfonka pokręciła
głową z dezaprobatą, ale Nevill pocałował swoją ukochaną. Dokończyli śniadanie
i wyszli zanim tłum rządnych sensacji uczniów napłynął, żeby coś zjeść. Udali się
na lekcje. Dzień minął szybko. Przerwy Hermiona spędzała z Nevillem i Luną. Na
chwilę odetchnęła. Nevill wiedział co mówić, żeby nie wkraczać na bolesne
tematy, znał ją. Luna była miła, spokojna. Dała przyjaciółce swoją czekoladową
żabę. Jedynym o czym panna Granger nie potrafiła zapomnieć ani na moment była Fenixa. Biedna Romanow
leżała w Skrzydle Szpitalnym, a ona nawet nie miała kiedy do niej zajrzeć.
Poczuła się winna.W trakcie przerwy obiadowej zamiast coś zjeść poszła zobaczyć
się z Litwinką. Weszła do sali pełnej łóżek, ale zamiast szukać rudowłosej
spojrzała na ... Malfoya?! Właśnie wychodził z pomieszczenia.
- Malfoy! - zawołała
stojąc za jakimś parawanem.
- Ciszej,Granger. -
uśmiechnął się. Chwila! Uśmiech? U Draco? Do niej?!
- Co tu
robisz? - spiorunowała go wzrokiem.
- Wyjdźmy
stąd i pogadamy. - kiwnęła głową. Stanęli przed drzwiami.
- Więc? - naciskała.
- Ty się
tak nagle mną nie interesuj. Sprawdzałem czy Pansy się obudziła. - na moment szatynka poczuła nadzieję. - Ale nie. - miał smutne oczy. - A ty co tu robisz?
- Odwiedzam
Fen.
- To
odwiedź ją jak coś zjesz, bo kiedy znowu zemdlejesz niekoniecznie będę obok. - zakpił.
- Oh, Draco, mój
bohaterze! Ostrzegasz mnie,wybierasz mi przyjaciół,przychodzisz z pomocą! Gdzie
twój order?! Dlaczego nie na tej mężnej piersi?! - chociaż z trudem powstrzymał
się od wybuchu ze śmiechu powiedział tylko :
- Poczucie
humoru się ciebie trzyma, Granger. No a teraz ładnie zmiataj coś zjeść. - machnął ręką, jakby była mała dziewczynką, którą trzeba do czegoś zachęcić.
- Nie
rządź mną. - obróciła się na pięcie obrażona zabawnie zarzucając kitką. Szedł w
sporej odległości za nią, ale widział, że udała się do WS. Obydwoje w końcu
trafili na obiad i zabrali się do jedzenia. Po skończonym posiłku znowu wrócili
na lekcje i dopiero około szesnastej Hermiona poszła do Fenixy. Przywitała się z
przyjaciółką i opowiedziała jej o zachowaniu obydwu Malfoyów.
- Herm,
nie przejmuj się. U Malfoy'ów popieprzenie psychiczne jest genetyczne. - stwierdziła.
- Mam
wrażenie,że Ash mnie... podrywa? No jak to nazwać kiedy dorosły facet,w dodatku
nauczyciel jest tak mną zainteresowany?! - poczuła się niezręcznie.
- Hmm,
molestowanie i napastowanie z elementami fragmentów niskobudżetowej komedii
romantycznej? - uśmiechnęła się krzywo, podsuwając propozycję.
- Aleś ty
zabawna! Muszę cię o coś spytać w związku z wczorajszym dniem. - zaczęła trochę nieśmiało, bo nie chciała poruszać bolesnego dla przyjaciółki tematu.
- Pytaj. - zachęciła.
- Mówiłaś, że ktoś chce stworzyć Kamień. Czy Pansy jest mu do tego potrzebna? - Gryfonka była blada.
- Kochanie, to tylko teoria. - uspokoiła ją Fen. - Nie sądzę, to zbyt mało prawdopodobne, zwłaszcza, że, na szczęście, to dopiero jedna dziewczyna. - mówiła prawdę, co więcej, brzmiało to sensownie. Tym bardziej była zdziwiona, że dzień wcześniej tak uwierzyła w swoją teorię, że aż zemdlała. No, nie ma tego złego... Poznała troskliwe oblicze Blaisa, śniadanie jedli tak późno, że już prawie nikogo nie była, nikt, więc się na nich nie gapił i mogli się powygłupiać, nie musiała siedzieć na lekcjach... Wszystko ma swoje plusy. Teraz jednak postanowiła się na tym nie rozwodzić i wrócić do tematu.
- Wróćmy do Malfoyów, kochana, widzę, że coś cię dręczy. - pogładziła dłoń przyjaciółki.
- Ashton to jedno, ale Draco? Chyba jego celem nagle stało się udawanie bohatera... Nowy sposób bycia złośliwym gnojkiem!
- Pytaj. - zachęciła.
- Mówiłaś, że ktoś chce stworzyć Kamień. Czy Pansy jest mu do tego potrzebna? - Gryfonka była blada.
- Kochanie, to tylko teoria. - uspokoiła ją Fen. - Nie sądzę, to zbyt mało prawdopodobne, zwłaszcza, że, na szczęście, to dopiero jedna dziewczyna. - mówiła prawdę, co więcej, brzmiało to sensownie. Tym bardziej była zdziwiona, że dzień wcześniej tak uwierzyła w swoją teorię, że aż zemdlała. No, nie ma tego złego... Poznała troskliwe oblicze Blaisa, śniadanie jedli tak późno, że już prawie nikogo nie była, nikt, więc się na nich nie gapił i mogli się powygłupiać, nie musiała siedzieć na lekcjach... Wszystko ma swoje plusy. Teraz jednak postanowiła się na tym nie rozwodzić i wrócić do tematu.
- Wróćmy do Malfoyów, kochana, widzę, że coś cię dręczy. - pogładziła dłoń przyjaciółki.
- Ashton to jedno, ale Draco? Chyba jego celem nagle stało się udawanie bohatera... Nowy sposób bycia złośliwym gnojkiem!
- Może i jest złośliwym gnojkiem, ale
nie ostrzegałby cię na darmo, Hermiono. Aż takim padalcem nie jest! - była pewna swojego zdania.
- Czepia
się Rona niesłusznie. A Ashton... poradzę sobie sama. Wydaje się miły. Malfoy
junior niech lepiej zajmie się Astorią! - Hermiona prychnęła, czując rosnącą irytację.
- Ale
z tego co wiem, to Draco cię znalazł a nie Ron. - przypomniała.- A w sprawie
Ashtona, to kluczowym słowem jest "wydaje się", uwierz. - zapewniła.
- Bo ten
dupek zna chyba wszystkie tajne miejsca gdzie można uprawiać seks,wiesz? W
końcu gdzieś musi to robić. Dlatego wiedział, gdzie mnie szukać! - zastanowiła się. - Ale ten drugi to w sumie, no zobacz, troszczy się,
interesuje. Chyba dzisiaj z nim w końcu pogadam skoro taki jest niezrażony! Ha, zrobię tej fretce na złość! - ucieszyła się, że jednocześnie porozmawia z Ashtonem, dzięki czemu on da jej spokój i jeszcze odegra się na Draco za jego przytyki.
- Herm
tylko się na niego nie drzyj. I jak możesz to nie wypominaj mu całego życia. On
potrzebuje pomocy. - Fenixa nie chciała, żeby jej przyjaciółka jeszcze pogorszyła stan Draco.
- O kim ty mówisz? - zdziwiła się się Gryfonka.
- O Draco, a o kim? - teraz to Ślizgonka poczuła się skonfundowana.
- O kim ty mówisz? - zdziwiła się się Gryfonka.
- O Draco, a o kim? - teraz to Ślizgonka poczuła się skonfundowana.
- Miałam
na myśli rozmowę z Ashtonem... A Dracon i pomoc? Niby jaka? Niech idzie do tej
swojej laleczki, zrobi mu to co on zechce i po pomocy. Phi! - tupnęła, wstając.
- HERMIONA!
- krzyknęła. - On ma depresje, kretynko! I weź przestań tak gadać. Zazdrosna
jesteś o Greengrass, czy jak? A do Ashtona, nie idź bez obstawy, jasne?
- On ma
depresje?! ON?! A jak zabijał to jej nie miał?! Jak torturował też nie?! Był
gnojem i nadal nim jest! Każdy ma swoje problemy! Mógłby ogarnąć śmierciożerną
dupę i zrobić coś dobrego a nie siedzieć i użalać się nad sobą! Greengrass może
z nim robić co chce! A Ashton jest lepszy od tej kupy blond kłaków! - obrażona wybiegła z sali. W drzwiach minęła się ze.... Smokiem, który miał łzy w
kącikach oczu. Była tak wściekła, że nawet nie zrobiło jej się głupio, za to jemu zrobiło się po ludzku przykro. Nie zabijał, nie torturował, nie pojmował czemu skoro ryzykował życie dla dobra, dla Pottera, dla Zakonu, ona teraz wygaduje takie bzdury!
- Brawa
dla tej pani! - wrzasnęła ironicznie Fenixa i zaczęła klaskać w dłonie. Draco
blady jak ściana po prostu poszedł sprawdzić co u Pansy, starając się nie
rozsypać.
*Poznajcie
moją siłę, dusze zbłąkane.
Hej wszystkim! Mam nadzieję, że się podobało. Jest tu dużooo Fenixy. Dziękuję za nominacje do LBA :). Bardzo się cieszę z powodu dużej ilości wyświetleń! Jesteście wspaniali - kocham Was!
Hej wszystkim! Mam nadzieję, że się podobało. Jest tu dużooo Fenixy. Dziękuję za nominacje do LBA :). Bardzo się cieszę z powodu dużej ilości wyświetleń! Jesteście wspaniali - kocham Was!
Pozdrawiam, Eleonora.PS Załączam zdjęcie Kręgu Transmutacyjnego, który narysowała Fenixa.
Jejku ten blog jest genialny , nie mogę doczekać się rozdziału 8 .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę bardzo dużo weny :) <3
Na rozdział 8 plan jest. Trzeba tylko obrać go w słowa. ..
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo nam miło!
UsuńNastępny rozdział nie wiadomo kiedy wstawimy, ale pomysł już jest :)
Vipera
No życzę wam całej kopalni weny, bo piszecie naprawdę porywające kawałki. Jednakowoż nigdy bym się nie spodziewał zrobienia ignorantki z Herm w jakiejkolwiek dziedzinie. postaracie się zrobić 8 rozdział dłuższy?
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Ogromnie nam miło :)! 8 rozdział może okazać się naprawdę długi a po nim nastąpi miniaturka :)!
UsuńEleonora.
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozwój akcji!
Zaciekawiłaś mnie bez reszty :)
Blaise jest taki kochany <3
Pozdrawiam i życzę weny
Anna-medium
Dziękujemy! Rozwinie się,rozwinie :)! Obiecuję wpaść do Ciebie :*!
UsuńWzajemnie!
Eleonora.
Super <3
OdpowiedzUsuńDziękujemy :* :*.
Usuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńFajnie piszecie teksty Fan są po prostu genialne!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękujemy :). Haha, są, to fakt.:D :).
UsuńPozdrawiam, Eleonora.
Rozdział naprawdę super :) jestem zaintrygowana i lecę czytać następny.
OdpowiedzUsuńMila
Dziękuję :). Zapraszam do dalszego czytania :).
UsuńPozdrawiam, Eleonora.