sobota, 6 sierpnia 2016

Miniaturka 7. Bill i Fleur "Wtedy, gdy..." Cz.1

Szybko, no przynajmniej jak na mnie, pojawia się nowa miniaturka :D. Dotyczy Billa i Fleur, zapraszam, miłej lektury :)! Mam nadzieję, że przeczytaliście notkę do czytelników zawartą w rozdziale 13 :). Jeśli nie to odsyłam Was tam :). To pierwsza część jej miniaturki, przewiduję 3, ta jest najkrótsza, ponieważ nie mam teraz czasu rozpisywać się dalej, a bardzo chciałam dodać coś na weekend, żebyście mieli co czytać :D. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. W ciągu najbliższego tygodnia raczej nic się nie ukaże, ale to wstępna informacja, wszystko może się zmienić :D. Miłej lektury oraz miłego dnia :). 
     Kiedy Fleur po raz pierwszy spotkała Billa trwał Turniej Trójmagiczny. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, rudowłosy mężczyzna szedł korytarzem, a rozpięty skórzany czarny płaszcz powiewał za nim. Wyszła z łazienki, otrzepała dłonie z wody a na jego widok przeszedł ją dreszcz. Jeszcze długo pamiętała w co była wtedy ubrana. Miała delikatny, mięciutki biały sweterek i niebieską, plisowaną spódniczkę. Spojrzał na nią kątem oka przechodząc obok. Może prychnął, a może się uśmiechnął, ale do niej dotarło jedno : kimkolwiek był wyglądała przy nim jak mała, bezbronna dziewczynka. Najpierw się zawstydziła, jednak po chwili duma wygrała. Ona może mieć każdego! Nie przywykła do oglądania się za facetami, to oni oglądali się za nią. Po tygodniu okazało się, że przystojny nieznajomy ma na imię William, brzmiało ładnie, dostojnie. Razem ze swoim bratem miał pomagać przy organizacji pierwszego zadania. Przeszły ją ciarki. Będą mieli okazję znowu się zobaczyć.
     Kiedy Bill po raz pierwszy zobaczył Fleur szedł korytarzem. Wyszła z jednego z pomieszczeń, chyba łazienki. Była piękna. Ubrana tak delikatnie, skromnie, dziewczęco. Włosy związane w warkocz przerzucony przez lewe ramię. Lekko machała rękami, jakby coś z nich strącała. Był niemal pewny, że to złoty pył. Minął ją i próbował się uśmiechnąć tak, żeby pokazać jej swoje uznanie. Parę lat później ze śmiechem powiedziała mu, że odebrała to inaczej. Po paru dniach wypytywania o tą małą dowiedział się, że jest z Francji, a na dodatek, nie jest młodą nauczycielką, jak myślał, tylko o 7 lat młodszą od niego uczennicą. Odpuścił. Ktoś, nieświadomie wymówił jej, jemu już znane, imię w kontekście udziału w Turnieju. Przeszły go ciarki. Musi zrobić coś, że żaden smok nie skrzywdził pięknej nieznajomej.
    Wiedziała co będzie musiała zrobić. Dyrektorka zadbała o ową wiedzą kiedy spotykała się z tym wielkoludem, Hagridem. Blondynka już parę dni, uporczywie próbowała dowiedzieć się czegokolwiek na temat pokonania smoka. Na próżno. Pewnego popołudnia usiadła w pustym, cichym korytarzu, a po chwili zaczęła czytać francuską powieść. Usłyszała huk w jednej z pustych sal. Ostrożnie odłożyła książkę, wyjęła różdżkę i ruszyła zobaczyć domniemane zagrożenie. Za drzwiami jednak nie było niczego co mogłoby powodować hałas. Wróciła na miejsce. Na jej niedawnej lekturze leżał poradnik zaklęć na smoki. Zdziwiona zaczęła czytać, spomiędzy kartek wypadła karteczka ''Nie dziękuj.''. Uśmiechnęła się. Była już doskonale przygotowana do zadania. Kiedy nadszedł czas walki ze smokiem trafiła jej się najłagodniejsza bestia, była co prawda lekko rozczarowana, ale radość z wygranej szybko to przyćmiła. Poszło jej wyjątkowo łatwo dzięki zaklęciu usypiającemu smoki, które znalazła w podarunku. Nie wiedziała tylko komu to właściwie oddać. Czy to był prezent? A może pożyczka? To zaprzątało jej myśli, gdy po wygranej wracała do szatni by się przebrać. Była zbyt zamyślona by zauważyć zbliżającą się postać. Zorientowała się, kiedy poczuła uderzenie muskularnego ramienia na jej szczupłej rączce.
- Auć. - skrzywiła się rozmasowując obolałe miejsce.
- Mogłabyś uważać jak chodzisz. - to był on. Ten cały William, którego spotkała już wcześniej.
- Jestem...- chciała się przestawić.
- ... nieostrożna. - zakończył za nią. - Pa. I patrz pod nogi! - zawołał odchodząc, tym samym zostawiając ją kompletnie zdenerwowaną. Prychnęła. To nie był miły, przystojny chłopak. To był buc. Niesamowicie pociągający buc, o głębokim głosie i fascynującym spojrzeniu. Weszła do szatni, wzięła prysznic. Przebrana w niebieskie jeansy i czarną bluzkę na długi rękaw zobaczyła, że w kieszeni spodni stroju do zadania był kawałek pergaminu. Było na nim napisane jedno zdanie ''Książka jest już Twoja''. Ścisnęła karteczkę mocniej w dłoni. Ktokolwiek to był, troszczył się o nią.
     Miał w głowie ułożony plan. Niby niechcący wypaplał się Hagridowi co jest treścią zadania. Podpuszczał go, by zdobył się na odwagę i umówił się z wielką Francuzką. Ukradł Charliemu książkę, bo młodszy brat nie chciał jej pożyczać. Uważał, że wszyscy powinni mieć równe szanse i choć William wmówił mu, że podrzuci książkę Harremu, ten nie zgodził się. Śledził małą, a kiedy była sama na korytarzu rzucił takie zaklęcie, by usłyszała huk. Szybko podrzucił książkę z napisaną wcześniej karteczką w środku. Ryzykując straceniem roboty i poważnymi kłopotami zaczarował miniaturki smoków tak, by trafił jej się najmniejszy. Duże, męskie dłonie zaciskał tak mocno jak tylko się dało, miejsce na trybunach również wybrał odpowiednie do obserwacji jej. Kibicował jak nikt inny. Zastanawiał się już wcześniej co zrobić z faktem kradzieży książki, więc po prostu kupił nową i odłożył ją na miejsce. Gdy po skończonym zadaniu widział jak udała się do szatni pobiegł wykonać wymyśloną wcześniej w głowie scenkę. Dobiegł do krzaków niedaleko namiotu, w którym mieściła się szatnia. Poprawił włosy oraz płaszcz i ruszył. Udawał obojętnego, przechodzącego tam przypadkiem. Celowo kierował się wprost na nią. Kiedy o niego uderzyła jęknęła :
- Auć. - zrobiło mu się przykro. Czasami zapominał jaki był silny. Miała takie kobiece, delikatne ruchy.
- Mogłabyś uważać jak chodzisz. - celowo był oschły. Chciał zbić ją z tropu, wykorzystać chwilę nieuwagi na wrzucenie kolejnej wiadomości do jej kieszeni.
- Jestem... - zaczęła. Wtedy delikatnym ruchem dłoni wsunął kawałek papieru prosto do kieszonki w jej obcisłych, błękitnych spodnia. Wiedział, że chciała się przedstawić. Wolałby, żeby tego nie robiła. Liczył, że ciągle jest dla niej anonimowy, tak byłoby najlepiej.
- ... nieostrożna. - dogryzł dziewczynie celowo. Jej oczy świeciły w taki sposób, w jaki świecą oczy zauroczonych nastolatek. Nie chciał tego. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie i już. - Pa. I patrz pod nogi! - odszedł zachowując w pamięci aksamitny głos. Wrócił na trybuny, ale szczęście ze zwycięstwa Harrego było w większości udawane. Martwił się, bo myśli o niej przybierały na sile. Najlepiej by było wyjechać, wrócić do siebie.
     Nadchodził Bal Bożonarodzeniowy. Zapraszało ją wiele chłopców, ale zawsze grzecznie odmawiała. Na lekcjach tańca była jedną z najlepszych. Jako mała dziewczynka marzyła o balu, o księciu, o pięknej sukni. Teraz najchętniej wcale by nie szła. Po kolacji wracała do siebie. Będzie musiała poszukać czegoś ciekawego w katalogu sukien balowych jaki przesłali jej rodzice.
- Hej. - zaczął chłopak wyskakując niespodziewanie zza zakrętu.
- Cześć? - uniosła brew. Jeszcze go nie znała.
- Nazywam się Roger Davis. Jestem Krukonem. - ukłonił jej się nisko. Poczuła się lekko zakłopotana.
- A ja...
- Wiem jak się nazywasz. - przerwał jej. - Ja przepraszam, pewnie będę niegrzeczny, ale imponujesz mi. Tak szybko pokonałeś smoka! Byłaś niesamowita. Ja jestem w twoim wieku, więc nie żaden małolat. - zaznaczył. - Na pewno nie będziesz się mnie wstydzić! Świetnie tańczę. - rozpromienił się.
- I co dalej? - nie za bardzo rozumiała o co mu chodzi.
- I, jeśli tylko zechcesz, to zapraszam cię na Bal Bożonarodzeniowy. - zastanowiła się chwilę. Wyglądał sympatycznie, był odważny i bezpośredni, poza tym całkiem przystojny, nie umywał się do William, ale tamten dość szybko pokazał jej, że jest gówniarą. Z resztą, parę dni wcześniej inny rudzielec, ile w tym Hogwardzie rudych, zaprosił ją po czym uciekł. Jej najlepsza przyjaciółka powiedziała, że brat jej obiektu fascynacji. Dzieciak, pewnie z niej zakpił.
- Chcę. - odpowiedziała. Z nim również iść nie chciała, ale dni mijały zbyt szybko, a iść samej to dopiero byłby wstyd. Zachwycony pocałował ją w rękę, ustalili, o której i gdzie po nią przyjdzie, po czym odbiegł. Miała ochotę płakać. Mogłaby mieć każdego. A szła na Bal z wariatem pojawiającym się znikąd. No pięknie się zapowiadało, bajecznie. Tylko bajka przypominała ''Alicję w Krainie Czarów'', jest ładna blondynka i szaleniec, doskonale. W wyczekiwany dzień siedziała pod lustrem. Upięte pięknie włosy, suknia koloru gołębia, delikatny makijaż. Prezentowała się idealnie. Otworzyła szufladkę toaletki, nadal leżały w niej dwa skrawki papieru od nieznajomego. To Roger nim był? W sumie, czemu nie? Całkiem prawdopodobne. Nie wiedziała jeszcze jak to zrobić, ale była pewna, że się dowie. Zapukał, ruszyli razem na Bal. Pierwszy taniec wypadł perfekcyjnie, potem również bawiła się świetnie. William, mężczyzna, który miał w sobie wszystko czego ona mimowolnie szukała, na ten jeden wieczór niemal zniknął z jej myśli. Nad ranem Krukon chciał odprowadzić ją do tymczasowo zajmowanego dormitorium, ale przed drzwiami Wielkiej Sali, na drewnianym stoliczku leżała księga pamiątkowa.
- Wpiszemy się? - zaproponowała uśmiechnięta.
- Jasne! - kiedy sunął piórem po kartce zauważyła, że miał zupełnie inny charakter pisma niż ten na karteczkach.
- Coś nie tak? Chyba nie ma tu błędów, prawda? Mam dysortografię. - skrzywił się.
- Nie, nie. W porządku. Wracajmy. - szli pod ramię, a na pożegnanie nawet dał jej całusa w policzek. Drzwi się za nim zamknęły ledwo chwilę przed tym jak, nie ściągając sukienki, próbowała zaczarować pismo by wyjawiło swojego autora. Na próżno, były zaczarowane. Westchnęła z rezygnacji i wściekłości. Niby nic, ale jednak był ktoś kto chciał jej pomóc. Musiała wiedzieć kto.
     Zaraz po powrocie do Egiptu wszedł do swojego pustego mieszkania. Usiadł na walizce kręcąc głową. Miał dwadzieścia cztery lata, niedługo, razem z nowym rokiem przyjdzie rocznikowa dwudziestka piątka. Mama już dawno męczyła go, że pora przygód w egzotycznym kraju dobiega końca i wypadałoby wrócić, znaleźć pracę na miejscu. Może i miała rację? Od paru miesięcy czuł się tu obco, brakowało mu przyjaciół ze lat szkolnych, braci i siostry, angielskiej, swojskiej atmosfery, wśród której się wychował. Wstał kręcąc głową, umył się, przebrał i zasnął. Rano nierozpakowane walizki nie straszyły. Były jasnym sygnałem, że miał dość przebywania tu. Po śniadaniu, gotowy do pracy złożył na biurku szefa wymówienie. Kiedy szef zapytał czy jest pewny odpowiedział, że jasne, jednocześnie prosząc w duchu o brak żalu w związku ze swoją decyzją. Na pytanie co dalej odpowiedział ''To, co ma być.''. Pożegnał się ze wszystkimi, po powrocie do mieszkania spakował czarami resztę rzeczy, magicznie pomniejszył walizki i kartony po czym się teleportował. Stanął przed drzwiami swojego najlepszego przyjaciela. Zapukał. Otworzył mu wysoki brunet ubrany w całości na czarno.
- Stary? Ty tutaj? - zdziwił się.
- Rzuciłem robotę w Egipcie. Chcę poszukać czegoś w banku tutaj. Jak wrócę do domu to mama mnie zamęczy. Daj mi przekimać parę dni i obiecuję, że wrócę coś sobie znajdę. - poprawił w uchu kieł pełniący funkcję kolczyka.
- Właź, napijemy się! - zaprosił go. Rudzielec zatrzymał się u niego na kilka dni. Szybko znalazł pracę, oczywiście upragnioną. Mała blondyneczka nie pojawiała się w jego głowie, nie było czasu. Rodzinne święta, nowe mieszkanie, wyjaśnienia Molly powodów decyzji. I tylko kiedy zegar wybił północ oraz Nowy Rok, kiedy przyjaciel wzniósł toast na balkonie Weasleya przeszło mu przez myśl, że mała w tym roku skończy osiemnastkę. Mimo to była taka bezbronna wobec zbliżającego się drugiego zadania. Wtedy przez myśl przeszedł mu urlop i ponowna wizyta w Hogwardzie. Pokiwał głową. Nie miał u niej szans, był starszy o 7 lat, nie chciał psuć jej życia, nie powinni i nie będą razem, jednak tak niesamowicie chciał jej pomóc. Przecież chcieć to móc.

Mam nadzieję, że się podobało, dajcie znać w komentarzach :)!

6 komentarzy:

  1. Bardzo się podobało :-) czekam na następną część ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). Dam Ci znać kiedy pojawi się następna część.
      Pozdrawiam, Eleonora.

      Usuń
  2. Ciekawy punkt widzenia. Niech wena będzie z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Coś innego i ciekawego :) Fajny punkt widzenia. W sumie zawsze się zastanawiałam jak dokładnie się spikneli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję :)! Tak mało jest polskich ff o Billu i Fleur, że chciałam dodać coś od siebie :D. Też zawsze się zastanawiałam jak to tam wszystko przebiegało, więc postanowiłam stworzyć własną wersję ich historii :D.
      Pozdrawiam, Eleonora.

      Usuń