Rozdział dla Aleksandra, który skomentował wszystkie posty, brawa za
wytrwałość :). Mam nadzieję, że kolejny rozdział Wam się spodoba. Miłej
lektury!
Ocknęła się. Bolała ją głowa. Miała wrażenie, że ktoś wyjął ją z
lodowatej wody. Obrazy przelatywały jej przed oczami. Pansy, jej ciało, las,
szlaban... To tylko zły sen, była pewna! Mroczki przed oczami zniknęły, obrazy
ustały, rozejrzała się wokół, była w Skrzydle Szpitalnym. Na łóżku obok
siedział Malfoy. Był zgarbiony, miał splecione palce i spuszczoną głowę.
Kaszlnęła cicho, zauważył, że się obudziła.
- No
nareszcie! - wstał i otworzył okno. Jak na wrzesień wieczorne powietrze było
wyjątkowo zimne. Nie zdążył usiąść kiedy do sali wbiegła profesor Lawson, nowa
opiekunka Gryfonów i nauczycielka transmutacji. Była wysoka, miała wiecznie
nieułożone włosy i bladą cerę. Hermiona kojarzyła ją jako osobę, która razem z
Percym była prefektem Gryffindoru.
- Panno
Granger,wszystko w porządku? Powie mi ktoś dlaczego nie dostałam żadnego
patronusa?! - nie dając czasu na odpowiedź przeszła do dalszych pytań - Oh,
dlaczego ty tu leżysz?! - zrezygnowała z form grzecznościowych. - Stało się coś
też tobie? - zaatakowała ich potokiem pytań.
- Ona
zemdlała. - powiedział Draco, już siedząc.
- Pewnie z szoku.... - oceniła Lawson. - Przyda się trochę czekolady. - zaczęła się rozglądać. Znalazła jedną czekoladową żabę w szafce koło szpitalnego łóżka uczennicy. Szybko dała przysmak Hermionie, która niechętnie zjadła słodycz. - Powiecie mi dlaczego patronus przyszedł dopiero od twojego brata, Draco? - była jeszcze młoda i bardzo nieoficjalna. Po raz kolejny nie doczekała się jednak odpowiedzi, ponieważ do Sali wparowały Sprout, dyrektorka, Pomfrey oraz Ashton, który utrzymywał przykrytą prześcieradłem Pansy na magicznych noszach. Ostrożnie położył ją na łóżku wgłębi sali. Blada twarz wystająca spod białej płachty wzbudzała strach, a nawet mdłości. Póki nie znalazła się poza zasięgiem ich wzroku, Hermiona zasłoniła oczy palcami, a Dracon wpatrywał się w okno. Dyrektorka przeszła z końca sali do miejsca pobytu Ślizgona i Gryfonki, spojrzała na nich surowo, ale z ogromną troską.
- Pewnie z szoku.... - oceniła Lawson. - Przyda się trochę czekolady. - zaczęła się rozglądać. Znalazła jedną czekoladową żabę w szafce koło szpitalnego łóżka uczennicy. Szybko dała przysmak Hermionie, która niechętnie zjadła słodycz. - Powiecie mi dlaczego patronus przyszedł dopiero od twojego brata, Draco? - była jeszcze młoda i bardzo nieoficjalna. Po raz kolejny nie doczekała się jednak odpowiedzi, ponieważ do Sali wparowały Sprout, dyrektorka, Pomfrey oraz Ashton, który utrzymywał przykrytą prześcieradłem Pansy na magicznych noszach. Ostrożnie położył ją na łóżku wgłębi sali. Blada twarz wystająca spod białej płachty wzbudzała strach, a nawet mdłości. Póki nie znalazła się poza zasięgiem ich wzroku, Hermiona zasłoniła oczy palcami, a Dracon wpatrywał się w okno. Dyrektorka przeszła z końca sali do miejsca pobytu Ślizgona i Gryfonki, spojrzała na nich surowo, ale z ogromną troską.
- Poppy,
proszę zająć się dziewczyną. - zarządziła zwracając się do wieloletniej
przyjaciółki. Pomfrey krzątała się przy Parkinson już dłuższą chwilę, poza jej
ruchami i oddechami innych nie było słychać niczego. W końcu padło pytanie. -
Czy przeżyje? - zadała pytanie zdławionym głosem Minewra.
-
Naturalnie, jest tylko nieprzytomna. Zajmę się nią. - zapewniła. - Została
ciężko pobita. - dodała. Wtem przerażony opiekun Ślizgonów wbiegł do Sali i
omal nie zemdlał. Draco posunął się trochę, żeby nauczyciel eliksirów mógł
usiąść na szpitalnym łóżku. Trafnie zauważył, że nieważne jak dużo miejsca
będzie w pomieszczeniu, Horacy usiądzie tu, bo stąd nie było widać rannej
dziewczyny.
- Matko,
o matko, nie, nie, nie... O matko jedyna kochana... Nie... O Merlinie, o
Salazarze, o nie wiem co jeszcze! Nie,nie,nie! - powtarzał Slughorn
histerycznym głosem.
- Horacy, zostań tu przy niej. - rozkazała McGonagall. - Za jakiś czas cię wezwę na rozmowę. Spokojnie. - uspokoiła go. - Panno Granger, da pani radę wstać i iść? - zwróciła się do uczennicy.
- Horacy, zostań tu przy niej. - rozkazała McGonagall. - Za jakiś czas cię wezwę na rozmowę. Spokojnie. - uspokoiła go. - Panno Granger, da pani radę wstać i iść? - zwróciła się do uczennicy.
- Tak,
tylko zemdlałam. - podniosła się powoli, jakby na potwierdzenie swoich słów.
- Z
szoku. - wtrącił młodszy Malfoy.
-
Doskonale. - skwitowała obecne samopoczucie Hermiony. - Wasza dwójka za
mną, pani Pomfrey zajmie się tą biedną dziewczyną. Pomono jeśli rośliny miały w
tym swój udział lub mogą być przydatne teraz to lepiej zostań. Przyjdź do mnie,
gdy będziesz pewna,że już na nic się tu nie przydasz. Horacy, czuwaj. Sprawdź
czy nie dostała jakiegoś eliksiru lub nie powinna go dostać teraz. Przyjdź na
takich warunkach jak Pomona. - jej ton był władczy, ale ciepły. - Panie Malfoy,
- zniknęła nutka ciepła - pana wezwę jutro lub na wieczór, tylko po to by
dowiedzieć się czy to był urok lub jakieś zaklęcie. Proszę tu czuwać. Gdy
wszystkiego się pan dowie proszę o zabezpieczenie terenu tak, żeby nikt nic tam
nie ruszał. Ustawiłam już Hagrida na straży. - zakończyła podział zadań. - A
teraz, młodzieży, do mojego gabinetu. Hermiona na ołowianych nogach zwlekła się
z łóżka i powlokła prosto do gabinetu dyrektorki. Za nią ruszył Malfoy. Droga
minęła zaskakująco szybko, a jednocześnie w aż nazbyt przytłaczającej
atmosferze. Na miejscu pomyślała, że chyba nie zmienił się jakoś drastycznie.
Zresztą, nie miała teraz ochoty ani siły o tym myśleć. Opadli na dwa stojące
obok siebie fotele przed biurkiem Minerwy. - Słucham. Wszystkiego co wiecie w
tej sprawie. - od razu przeszła do sedna.
- Miałem
szlaban,to chyba pani wie. Kilka minut po osiemnastej pojawiłem się przy pokoju
nauczycielskim. Szedłem chwilę z profesor Sprout no i tu pojawiła się Granger.
- zaczął pierwszy, bo to z jego powodu znaleźli się w szklarni.
- Jako prefekt zostałam poproszona dzisiaj na zielarstwie o pilnowanie kogoś na szlabanie. Pani Sprout poprosiła mnie o to przy wejściu do szklarni. Nie wiedziałam kto to będzie. Po lekcjach, poszłam bez obiadu do biblioteki, odrobiłam lekcje, pouczyłam się. Zobaczyłam godzinę, wypożyczyłam książkę i pobiegłam do drzwi wyjściowych prowadzących w kierunku szklarni. Już na mnie czekali. - zakończyła, tym samym pozwalając Draconowi kontynuować.
- Jako prefekt zostałam poproszona dzisiaj na zielarstwie o pilnowanie kogoś na szlabanie. Pani Sprout poprosiła mnie o to przy wejściu do szklarni. Nie wiedziałam kto to będzie. Po lekcjach, poszłam bez obiadu do biblioteki, odrobiłam lekcje, pouczyłam się. Zobaczyłam godzinę, wypożyczyłam książkę i pobiegłam do drzwi wyjściowych prowadzących w kierunku szklarni. Już na mnie czekali. - zakończyła, tym samym pozwalając Draconowi kontynuować.
-
Poszliśmy do szklarni. Dowiedziałem się na czym polega moja robota. - wyjaśnił
co robił. - No a ona czytała. - wskazał głową na Hermionę.
- Oddał mi swoje różdżki. Ani na moment nie wychodziliśmy ze szklarni. - zapewniła.
- Oddał mi swoje różdżki. Ani na moment nie wychodziliśmy ze szklarni. - zapewniła.
-
Różdżki? - uniosła brwi dyrektorka.
-
Pożyczyłem od Blaisa. Moja czasem nie działa. - odparł.
-
Dalej.-zachęciła ich, nie komentując już liczby mnogiej słowa różdżka.
- Chwilę
rozmawialiśmy. Ale to nie była kłótnia, nie byliśmy dość głośno,żeby zagłuszyć
krzyk. -powiedziała Hermiona, a odpowiedziało jej jedynie kiwnięcie głową.
- Nagle usłyszeliśmy krzyk od strony lasu. Nie wiedzieliśmy czyj to głos. - zamilkł, czując ciarki na plecach.
- Nagle usłyszeliśmy krzyk od strony lasu. Nie wiedzieliśmy czyj to głos. - zamilkł, czując ciarki na plecach.
- Od razu
razem zdecydowaliśmy, że tam pobiegniemy. - wtrąciła Gryfonka.
-
Najpierw chciałem, żeby oddała mi różdżkę. - zaznaczył.
-
Oddałam. - podkreśliła z wyrzutem.
-
Pobiegliśmy. Znaleźliśmy ją tam gdzie leżała. Nie ruszyliśmy jej. - krótkie,
przesączone strachem zdania.
- Ja mu kazałam nic nie ruszać, bo chciał podejść i sprawdzić czy żyje. - uściśliła. Przewrócił oczami, uważając to za mało istotne.
- Ja mu kazałam nic nie ruszać, bo chciał podejść i sprawdzić czy żyje. - uściśliła. Przewrócił oczami, uważając to za mało istotne.
- Ona
chciała zostać, ale kazałem jej wracać do szklarni a minimum wysłać patronusa.
Ja zostałem. - westchnął ciężko, gdy obraz Pansy leżącej w tak niewielkiej
odległości, wrócił.
-
Dlaczego? - spytała była opiekunka Gryfonów.
- Gdyby
ten ktoś wrócił to chyba nie chciałby zgwałcić mnie tylko dziewczynę. A kto wie
czy nie miał w planach powrotu? Biegnąc do szklarni byłaby bezpieczniejsza niż
tam. Ja nie jestem zły.- podniósł ręce w geście obronnym.
- Nikt tego
nie powiedział. - uspokoiła go gestem dłoni.. - Co było dalej? -
spojrzała ku szatynce.
-
Pobiegłam. Chyba z tego stresu, ale nie wyszedł mi patronus. Dobiegłam do
szklarni, stała tam profesor Sprout. Wydyszałam tylko,że Pansy jest naga w
lesie i znowu biegłam, tym razem z profesor Sprout na miejsce zdarzenia. -
powiedziała.
- A pan,
panie Malfoy? - spojrzała na blondyna.
-
Próbowałem rzucić zaklęcie ocucające. Tylko tyle. Niczego nie dotykałem, stałem
tam i było mi niedobrze, ale spokojnie, nie zwymiotowałem! - zastrzegł.
- Dalej?
-taktownie ominęła ostatni fragment, nie obdarzając go komentarzem.
-
Pojawiła się pani Sprout a ja... no zrobiło mi się słabo. - zawstydziła się
dziewczyna.
- Złapałem
ją, to znaczy Granger, na prośbę wcześniej wymienionej i tyle. Zaniosłem do Skrzydła Szpitalnego.
Po drodze spotkałem mojego brata. Spytał co jest Granger, czy też padła ofiarą tego czegoś. Odpowiedziałem, że nie. A on, że wpadnie później. W sensie do nas, zobaczyć. Spieszyło mu się tam. I zaniosłem ją, no Granger. - mówił jednym tchem. Chciał jak najszybciej zakończyć opowieść, móc przestać o tym myśleć, zamknąć się w sobie, wyłączyć się na zewnętrzne bodźce. Tak byłoby mu najlepiej, to stwarzałoby pozory niedawno co zburzonego kruchego bezpieczeństwa. Cały ten przymus zeznań, choć rozumiany, to irytował. - Położyłem na łóżku, no wie pani kogo. - nie wiedział czemu, ale zawstydzała go ta sytuacja i przymus mówienia o niej. - Zaraz się ocknęła to otworzyłem okno. Przyszła profesor
Lawson. - wzruszył ramionami. Czuł się zmęczony.
- Ja
pamiętam tylko to jak otwierał okno, po tym jak się obudziłam. A wcześniej omdlenie.
Tyle. - pokręciła głową zła na siebie, że mimo tylu przeżyć, w obliczu takiej sytuacji zemdlała jak nadwrażliwa pierwszoroczna.
- Spytała
nas o brak patronusa. W sensie profesor Lawson spytała. - uściślił. Przy ustalaniu jego niewinności, przy procesie brata i ojca, musiał zeznawać. To nauczyło go, żeby uściślać wypowiedzi. Przed serią majowych przesłuchań i rozpraw, Kingsley doradził opowiadać mu wszystko z takimi szczegółami, jakie tylko pamiętał. Tak robił też teraz, choć niewiele pamiętał, ponieważ ciągle trzymała go jeszcze adrenalina. Chciał jednak to skończyć, opowiedzieć wszystko najlepiej jak tylko potrafił i czuć wolność. Upragnioną wolność od tych dręczących pytań. - I o to czy Granger też coś jest, też spytała. Wyjaśniłem, że zemdlała.
Profesor powiedziała coś o czekoladzie, znalazła jedną żabę i
dała ją tej tutaj. - wskazał głową na Hermionę. - Tyle ,naprawdę. - zapewnił. - Nic więcej. Resztę to pani już zna. - westchnął.
- Czy
będąc w szklarni słyszeliście rozmowy, krzyki, kroki, cokolwiek? Wybuchy? - dopytywała. Wierzyła im, ufała, ale chciała im przypomnieć rzeczy, które być może uleciały z pamięci w obliczu takiej tragicznej sytuacji.
- Absolutnie nic. - zapewniła Gryfonka.
- Naprawdę. - przytaknął Malfoy.
- Absolutnie nic. - zapewniła Gryfonka.
- Naprawdę. - przytaknął Malfoy.
- A
widzieliście kogoś? Może po drodze do Pansy? Może wracając do szklarni albo na
miejscu zdarzenia? - miała zmartwioną minę.
- Nic a
nic. - Hermiona smutno pokręciła głową.
- Właśnie! - potwierdził Ślizgon.
- Jesteś
absolutnie pewni? - upewniła się.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie.
- Świetnie.
Zapraszam was teraz znowu do Skrzyła Szpitalnego. Musicie się czegoś napić i wyjść
z szoku. Sprawdzimy wasze zeznania z innymi osobami. Na razie jesteście
wolni, ale zostańcie lepiej na miejscu. I powiedzcie pannie Lawson,że ją wzywam. - zakończyła, uśmiechając się ciepło. Dzięki temu poczuli się mniej samotni. Wyszli. Od razu skierowali się do Skrzydła Szpitalnego. Milczeli całą drogę, ale nie była to niezręczna cisza. Raczej taka pełna zamyślenia, niepewności. Brata Draco już nie
było, gdy dotarli na miejsce. Panna Lawson rozmawiała z Horacym. Siedzieli na łóżku w rzędzie od lewej, najbliżej wyjścia, zwróceni twarzą do drzwi.
- O,
jesteście,martwiłam się... - podniosła się z miejsca Matylda. - Chcecie herbaty? - zaproponowała. Na końcu sali, za parawanem, pani Pomfrey opiekowała się Pansy. To powodowało nieprzyjemny uścisk w żołądkach, bo sama obecność tu nie dawała chwili wytchnienia od wspomnień ledwo co minionych chwil. Co prawda, parawan był tak daleko, że przypominał jedynie ciut bardziej wyróżniającą się białą plamę, ale to niewiele zmieniało. Dźwięków nie słyszeli żadnych, pani Pomfrey wyciszyła tamtą część Skrzydła, dzięki czemu sobie nie przeszkadzali wzajemnie. I Hermiona, i Draco, każde w swojej głowie, próbowali pocieszać się myślą, że dojście na tamten koniec sali naprawdę zajęłoby im z pół godziny, ale to niewiele dawało. Westchnęli ciężko, siadając na łóżku tuż za tym, na którym siedział opiekun domu węża. Ponieważ oni również byli tyłem do parawanu, Horacy przemógł się, wstał, po czym usiadł na drugiej stronie łóżka, twarzą do nich i, niestety, do parawanu.
- Chyba
mieliśmy ją wypić. - powiedziała Hermiona.
- Oh, Matyldo! - obruszył się nagle. - Oni potrzebują czegoś znacznie bardziej mocnego! - ożywił się dawny Ślizgon. Podszedł do półki z nietypowymi pomocami medyczni, stojącej w głębi pomieszczenia i nalał im po małym kieliszku Ognistej.
- Oh, Matyldo! - obruszył się nagle. - Oni potrzebują czegoś znacznie bardziej mocnego! - ożywił się dawny Ślizgon. Podszedł do półki z nietypowymi pomocami medyczni, stojącej w głębi pomieszczenia i nalał im po małym kieliszku Ognistej.
- Na
pewno? - Gryfonka zawahała się, kiedy Slughorn podał jej kieliszek.
- Skoro on tak twierdzi... - Lawson z powątpiewaniem wzruszyła ramionami.
- Skoro on tak twierdzi... - Lawson z powątpiewaniem wzruszyła ramionami.
- Dyrektorka
panią wzywa. - powiedział Draco, któremu właśnie się to przypomniało, po czym wypił cały alkohol jednym haustem.
- To idę. - westchnęła. - Horacy, potem zrób im jednak herbaty... - rzuciła mu spojrzenie pełne wyrzutu i
poszła. Niezadowolony staruszek zrobił im mocnej herbaty. Na
zewnątrz było już ciemno. W końcu Lawson wróciła wysyłając Horacego. Matylda
niewiele wniosła do sprawy, co zresztaą sama im powiedziała. Potwierdziła zeznania Malfoy na temat sytuacji w
szkolnym szpitalu i nie widziała nikogo obcego ani nie zauważyła Pansy
wychodzącej ze szkoły. Jej ''następca'', czyli Slughorn, siedział tam dłużej. Razem z dyrektorką napisali
list i wysłali sowę do rodziców dziewczyny. On również nie zauważył nikogo, a
Pansy nie opowiadała, że ma chłopaka w ogóle ,tym bardziej spoza szkoły. Nie
widział, żeby wychodziła. Nikt nie plotkował o jej schadzce. Kiedy był na
''przesłuchaniu'', wysyłając przy tym kolejną sowę do Ministerstwa Magii pani Pomfrey już zadbała o Parkinson i
podeszła do nich. Poza szokiem i zmęczeniem nie było im nic. Byli bezpieczni.
Jednak cały czas musieli tam zostać. Milczeli. Czuli się ogromnie nieswojo.
Unikali swoich spojrzeń. Slughorn wrócił i zawołał ich oraz Matyldę. Przy
swoich opiekunach musieli wszystko powtarzać jeszcze raz. Byli niesamowicie
skołowani. W końcu McGonagall odezwała się :
- Musimy
zawiadomić waszych rodziców. - skończyła przesłuchanie, a zaczęła zwykłą rozmowę na polu dyrektor - uczeń.
- To może być problem. - Granger zrobiła się jeszcze bardziej smutna i blada niż ostatnimi czasy.
- Oczywiście,Hermiono... - Minerwa zmieszała się. - A masz może opiekunów? - próbowała zasugerować.
- To może być problem. - Granger zrobiła się jeszcze bardziej smutna i blada niż ostatnimi czasy.
- Oczywiście,Hermiono... - Minerwa zmieszała się. - A masz może opiekunów? - próbowała zasugerować.
- Latem
mieszkałam w Norze. Jestem z Ronem i jako rodzice bardzo dobrze mnie traktują. Sądzę,że można ich powiadomić, ale wolałabym nie. - spuściła wzrok zawstydzona tym, że musi się tłumaczyć przy Draconie.
- Dlaczego? - McGonagall miała zatroskany wzrok.
- Jestem
dorosłą czarownicą. A oni nadal przeżywają śmierć Freda. Nie jestem ich
dzieckiem, byli i są dla mnie już dość dobrzy. Nie chcę im robić kłopotów. - podniosła głowę. Głos miała spokojny, była opanowana.
- Przykro
mi, ale muszę wysłać ten list. - uśmiechnęła się smutno. Martwiła się o Hermionę. Zawsze była jedną z jej bardziej lubianych uczennic... Wiedziała
jak trudno jest Molly i Arturowi, ale nie mogła tak po prostu zostawić Gryfonki z tym
wszystkim samej. Postanowiła napisać list i koniec! - A pan,
panie Malfoy? - spojrzała na niego, gdy Granger nie oponowała.
- Może
pani wysłać list, ale sądzę, że o ile ktoś się pojawi to tylko matka. -
faktycznie, jego ojciec odsiadywał wyrok pół roku w Azkabanie. Pokiwała głową ze
zrozumieniem.
- Jesteście
wolni. Zajmą się wami wasi opiekunowie. - wyszli z pomieszczenia z westchnieniami ulgi, każde z opiekunem swojego domu.
Przed drzwiami czekał Ash. Była jego kolej. Oznajmił,że Hagrid pilnował, nic
nie ruszał, Draco faktycznie rzucił tylko zaklęcie cucące. Starszy Malfoy nie widział ani nie
słyszał jak Pansy wychodziła, potwierdził to co mówił jego brat na temat
spotkania w hallu i wie tyle co nic. Następna była Sprout, która wniosła do
sprawy tyle samo co jej poprzednicy. Lawson i Slughorn najpierw uznali, że
lepiej byłoby, gdyby ich podopieczni spali w skrzydle szpitalnym, ale szybko
zmienili zdanie. Parkinson potrzebowała odpoczynku. Spojrzeli na godzinę i
uznali, że zwolnią obydwoje z obowiązku pojawienia się na pierwszej lekcji.
Potem każde poszło w swoją stronę odprowadzając przy tym przydzielonego mu
nastolatka. Dawny emeryt powiedział tylko:
- Dzielnie się zachowałeś, chłopcze, dobranoc. - po czym odszedł, a młoda nauczycielka 100 razy pytała czy wszystko na pewno jest w porządku po czym rzuciła ''Dobranoc''dopiero wtedy kiedy zrobiło się naprawdę późno. Oba pokoje wspólne były puste. W dormitorium Hermiony i Ginny panował porządek, ruda spała. W pokoju Zabiniego i Malfoya wszędzie było pełno butelek, papierosów, papierków. Blaise leżał na dywanie z podbitym okiem. Dracon nie miał siły ani ochoty sprzątać. Położył się do łóżka tak jak stał. Zasnął od razu. Tylko gryfonka nie mogła zasnąć... Czuła niesamowite wyrzuty sumienia. Może gdyby nie czytała to widziałaby kogoś? Może zamiast się z nim kłócić powinna słuchać? Ale skąd mogła wiedzieć? Ona również położyła się w ubraniach. Wstała jednak, zrobiła sobie jeszcze jedną herbatę i dopiero po wypiciu jej zasnęła.
- Dzielnie się zachowałeś, chłopcze, dobranoc. - po czym odszedł, a młoda nauczycielka 100 razy pytała czy wszystko na pewno jest w porządku po czym rzuciła ''Dobranoc''dopiero wtedy kiedy zrobiło się naprawdę późno. Oba pokoje wspólne były puste. W dormitorium Hermiony i Ginny panował porządek, ruda spała. W pokoju Zabiniego i Malfoya wszędzie było pełno butelek, papierosów, papierków. Blaise leżał na dywanie z podbitym okiem. Dracon nie miał siły ani ochoty sprzątać. Położył się do łóżka tak jak stał. Zasnął od razu. Tylko gryfonka nie mogła zasnąć... Czuła niesamowite wyrzuty sumienia. Może gdyby nie czytała to widziałaby kogoś? Może zamiast się z nim kłócić powinna słuchać? Ale skąd mogła wiedzieć? Ona również położyła się w ubraniach. Wstała jednak, zrobiła sobie jeszcze jedną herbatę i dopiero po wypiciu jej zasnęła.
Mam nadzieję,że rozdział się podobał :). Brakuje tu Fenixy, ale ona powróci wraz z
następnym rozdziałem! :)! Przykro mi, ponieważ nikt nie podał tytułu
rozdziału. Mile widziane komentarze :)! Następny rozdział jest już gotowy, tylko
czeka, żeby go wstawić :)! Dziękuję za tak liczne wejścia. W następnym
rozdziale pojawią się zupełnie nowe okoliczności, kłótnie, wizyty bliskich.
Zapraszam serdecznie, warto czekać :)!
Pozdrawiam, Eleonora.
Pozdrawiam, Eleonora.
Tak jak napisałaś na końcu, ten rozdział cierpi na niedobór Fen. poza tym jest w porządku
OdpowiedzUsuńDzięki :D.
OdpowiedzUsuńWybacz,nie ja tworzyłam tę postać,raczej się w nią nie wczuwam ;)
Hej :)
OdpowiedzUsuńZnów komentuje późno... Niedawno wróciłam z wakacji i nie miałam zbytnio dostępu do internetu :P
Dziękuje za dedyk w poprzednim rozdziale, sprawił mi ogromną przyjemność :*
Trochę tragiczne te rozdziały. Bardzo szkoda mi Hermiony, tyle przeszła, a wciąż złe przypadki stoją na jej drodze :( Ciekawi mnie kto jest odpowiedzialny za atak na Parkinson? :/
Czekam na next :)
Pozdrawiam i życzę weny
Anna-medium
Nie ma za co dziękować,dla nas przyjemnością są Twoje komentarze :*!
UsuńA mi właśnie szkoda Draco,wczułam się w niego,jakoś się z nim zżyłam.:D :3.
Spokojnie,jeszcze trochę dostanie im się w tyłki a potem się ułoży!
Wszystkiego się dowiesz,powoli ;).
I nie przejmuj się,też niedługo jadę i przez tydzień nie będę się tu udzielać.:c
Eleonora.:).
Super! :) Podoba mi się!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)!Bardzo mi miło!
UsuńEleonora.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńrobi się coraz ciekawiej ♥
OdpowiedzUsuńDziękujemy :*.
UsuńPozdrawiam, Eleonora.
Kolejny fajny rozdział, piszecie coraz lepiej ;) idę dalej!
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :). Staramy się :3.
UsuńZapraszamy :).
Pozdrawiam, Eleonora.
Kolejny fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńRobi się ciekawie aż chce się czytać dalej.
Brakowało mi Blaise'a i Fen
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Dziękujemy :). W kolejnych rozdziałach jest ich więcej ;). Zapraszamy oczywiście do dalszego czytania :3.
UsuńPozdrawiam, Eleonora.