piątek, 31 lipca 2015

6. "Rodzinne spotkania" – Ignis aurum probat

     Hej, kochani!  tym rozdziale rozkręci się trochę relacja bohaterów, pojawią się też ich bliscy. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Miłej lektury! 
     Obudziła się, kiedy trwała już pierwsza lekcja. Stwierdziła, bez ubolewania zresztą, że najwyżej nie zje śniadania. Bolała ją głowa i miała ogromną nadzieję, że wydarzenia z poprzedniego wieczoru to tylko zły sen. Jednak sam fakt, że nie przerażało jej spóźnienie, świadczył o czymś innym. Wstała niechętnie, przebrała się w mundurek, a jeansy i fioletowy sweterek wrzuciła do kosza na pranie. Umyła włosy, wysuszyła je zaklęciem, spięła w dość wysoką kitkę. Nie malowała się, choć zdawała sobie sprawę, że jest nienaturalnie blada oraz, że ma cienie pod oczami. Wyszczotkowała zęby, torba była już spakowana, łóżko pościelone. Przed wyjściem rozejrzała się po komnacie. Poczuła, że nie pasuje do miejsca, w którym się znajdowała. Idealny, piękny świat. I ona. Nawet we własnym pokoju było jej nieswojo. W tym wszystkim tak mało było jej. Tak dużo czegoś i kogoś innego. Potrząsnęła głową, jakby odpędzając natrętne myśli, po czym wyszła.
     Dracon obudził się jeszcze bardziej nieszczęśliwy niż zwykle. Przypomniał sobie wszystkie wspomnienia z wczorajszego dnia. Czuł się przez to brudny, cuchnący. Nawet pod prysznicem uczucie to nie ustało w sposób mocno odczuwalny. Tarł mocno ręcznikiem o skórę, chcąc zetrzeć wszekie wyrzuty sumienia. Nie zadziałało. Założył mundurek, kiedy jego rzeczy z poprzedniego dnia już prały się pod wpływem zaklęcia. Ułożył ładnie świeżo umyte włosy. Może dziś przyjedzie mama? Od czasu Bitwy była taka zamknięta w sobie, smutna, nieobecna. Ożywiała się tylko przy nich. Bardzo schudła i miało się wrażenie, że zaraz zniknie, rozpłynie się. Dlaczego on musiał jej przysporzyć kolejnych kłopotów ładując się w coś? Dlaczego?! Zawsze był nie tam gdzie powinien! Wyrzuty sumienia zjadały, chociaż w ogóle nie powinno ich tam być. Dopiero teraz zauważył, że ma posprzątany pokój. Zaklęciem pościelił łóżko, spakował potrzebne rzeczy, a po tym już bez pomocy magii opuścił pokój.
     Weszła do klasy dopiero przed drugą lekcją. Akurat Gryfoni mieli ją razem ze Ślizgonami. Pierwsza transmutacja w tym roku szkolnym. Zanim wybiła pora na rozpoczęcie nauki, do klasy zajrzała Matylda Lawson i poprosiła Hermionę. Ta druga na gumowych nogach wyszła z pomieszczenia.
- Tak? - spytała niepewnie.
- Wszystko w porządku? Jadłaś coś? - z oczu opiekunki biła troska. 
- Jadłam. - skłamała. Wiedziała, że sytuacja zmartwi państwa Weasley, nie chciała dodatkowo stresować młodej nauczycielki.
- To świetnie. - uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Chcesz herbaty? Dzisiaj czeka cię kolejny trudny dzień. Przykro mi, ale chcę cię do tego przygotować. Przyjechali ludzie z ministerstwa. Będziesz przesłuchiwana. Dracon też, jemu mówi o tym Horacy. Możliwe, że każą wam pokazać to miejsce albo dać wspomnienia do myślowiedni, dobrze? - wyrzuciła z siebie informacje na jednym wdechu. Bardzo się  starała jakoś ułatwić to wszystko, uczynić sytuację mniej okropną.
- Oczywiście. - przytaknęła.
- Gdybyś chciała pogadać... Słuchaj...Jestem tylko kilka lat starsza. Zawsze cię lubiłam, zazdrościłam ci ocen. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ty, Harry i Ron nas wszystkich uratowaliście. Dopiero wczoraj się dowiedziałam co się stało z twoimi rodzicami, że są tak daleko, nic nie pamiętają... Ron nie wrócił do szkoły do tego, na pewno jest ci strasznie ciężko .Ale zawsze możesz na mnie liczyć, jasne? Jak już nie będę panią profesor to wpadaj, porozmawiamy. Jestem młoda i wrażliwa. Jak ty. - widać było, że powiedzenie  tego wszystkiego sporą ją kosztowało. Zazwyczaj była nieodkryta, wydawała się pewna siebie, zamknięta.
 - Dz...dziękuję. - wydukała zaskoczona Hermiona. W geście trudnej do wyrażenia wdzięczności, uściskała ją szybko i przelotnie. Lawson uśmiechnęła się tak, jakby dostała ogromy prezent. Weszły do klasy. Hermiona usiadła w ławce, Matylda zaczęła prowadzić wykład. Po paru minutach wpadł spóźniony Malfoy.
- Przepraszam... - usiadł zdyszany koło Zabiniego.
- Niech mi to będzie pierwszy i ostatni raz! - rzuciła, ale widział jak puściła mu oczko. Nie zdążyła jednak dokończyć kolejnego zdania, a Blaise jeszcze nie zapytał czy Draco już nie jest prawiczkiem, kiedy drzwi otworzyły się, a McGonagall poprosiła pana Malfoya i pannę Granger. Ona starannie spakowała swoje rzeczy, chociaż trzęsły jej się nogi. On wrzucił je niedbale do torby, ale jego ruchy były pewne. Obydwoje wyszli z klasy. Przepuścił ją w drzwiach.
- Są do was ludzie z ministerstwa,zapraszam. - poszli za nią posłusznie do jej gabinetu. Nie było tam jednak samego ministra tylko dwójka ludzi. Jeden wysoki, chudy, rudawy ubrany na granatowo, drugi ciut niższy i chudszy, brunet w zielonym stroju. Najpierw pobrali od nich wspomnienia, potem wyprosili Draco i pod wpływem Veritaserum przesłuchano Hermionę. Później role zamieniły się. Zanim miały nastąpić kolejne serie przesłuchań dwaj urzędnicy sprawdzili ich wspomnienia, które były zgodne i z zeznaniami, i ze sobą. Zadowoleni urzędnicy dali parze umęczonych nastolatków chwilę na wypicie mocnej herbaty, by po przerwie poprosić ich o pokazanie miejsca zdarzenia. Podróż do szklarni, potem na miejsce zdarzenia zajęła im kilka godzin. W końcu zmęczeni, zmartwieni i smutni mogli wrócić, żeby poczekać w gabinecie dyrektorki. Opadli każde na inną sofę i dopiero teraz zdali sobie sprawę jak emocjonalnie wyssało ich to wydarzenie. Czuli się winni. Mieli też wrażenie, że wplątanie ich w to, również uczyniło z nich ofiary. Dopóki nikt po nich nie przyjdzie nie mogli się stamstąd ruszyć ani nikogo zapraszać. Nie rozmawiali ze sobą. Nie mieli ochoty i byli zbyt padnięci. Dracon do tego wszystkiego, odczuwał głód. Zegarek, który nosił na lewym nadgarstku, a który dostał kiedyś od Snape, wskazywał, że było już po obiedzie. Malfoy jadał mało, czasem niemal wcale, jednak od samego rana nic nie zjedli. Nagle na stoliku, jak na zawołanie, pojawiły się dwa talerze parujące zupy dyniowej. Draco stał i podał jej talerz. Ruchem głowy odmówiła. Odstawił naczynie, by łapczywie zabrać się za jedzenie swojej porcji. Po chwili weszła dyrektorka:
- Ktoś do was. - uśmiechnęła się. Blada jak ściana Hermiona ujrzała Molly i Artura, którzy mimo ogromnego smutku i troski w oczach wyrażali też radość, że Hermionie nic się nie stało. Rzucili się ją uściskać. Za nimi weszła chudziutka, drobna, zabiedzona postać. Draco natychmiast odstawił talerz z niedojedzoną cieczą i ku zdziwieniu wszystkich pobiegł ją uściskać.
- Witaj synku. - powiedziała słabym głosem, ale uśmiechnęła się szczerze. Usiedli.
- Hermiono, gdy tylko przyszła sowa zaraz chciałam jechać! Tak się bałam! Ale Artur uważał, że możemy być dopiero popołudniu, wiesz jak to jest, te przesłuchania... Bardzo cię męczą, biedactwo? - była taka kochana. Gryfonka poczuła i wdzięczność, i ogromne wyrzuty sumienia. Cieszyła się, że tam byli, troszczyli się, chcieli o nią dbać, ale z drugiej strony nie powinno tak być. Nie była ich dzieckiem, mieli już dość kłopotów, nie musi się do tego jeszcze przyczyniać... Szybko jednak objęli ją i poczuła się lepiej. - Ron zaraz tu będzie, nie mógł szybciej się urwać z tego szkolenia, wiesz, aurorzy tak mają... Wiadomość przyszła dopiero rano, ale obrazisz się na niego, prawda? - Molly wyglądała na zmartwioną możliwością, że Hermiona obrazi się na jej syna.
- Nie, nie, to wspaniale, że ktoś tu ze mną jest! - zrobiło jej się ciepło. Zaaferowani nią, choć na moment przestali myśleć o tragedii. W tym czasie Narcyza poprawiła niesforne włosy Draco.
- O wszystkim słyszałam, moje biedactwo zawsze pojawia się tam gdzie są kłopoty! Zawsze! Jak ty to robisz? Oh,kochanie... - przytuliła go.
- Mamo,nic mi się nie stało. - uspokoił.
- Zachowałeś się jak bohater. - westchnęła smutno.
- Wcale nie! Mamo,naprawdę nie... - zarumienił się.
- Bardzo was męczą? - na moment wróciła dawna, troskliwa mama.
- Trochę. Ale to zrozumiałe. - uspokoił.
- Ashton jak zwykle o niczym mi nie powiedział! - Draco był jej ulubieńcem, a Ash ulubieńcem Lucjusza. Widzieli to przez całe życie.
- Nie przejmuj się mamo,już chyba niedługo dadzą nam spokój, prawda? - pogłaskał ją po włosach
- Mam nadzieję! Po co oni was tak męczą?! Moje biedactwo. - pogładziła go po twarzy. Cała scena była tak urocza, że chwyciłaby za serce nawet Hermionę. Gryfonka jednak nie zwracała na nich uwagi. Zajęta była rozmowami z państwem Weasley.
- Biedna Hermionka! - biadoliła Molly. - Ty, biedactwo, po tylu przejściach, zawsze trafisz nie tam gdzie powinnaś! - rozczulona znowu ją przytuliła. Przez następne kilkanaście minut rozmawiali, nawet czasem zdarzył się jakiś uśmiech. Draco na moment przestał martwić się o mamę, a Hermiona przestała się obwiniać, że Weasleyowie przyjechali. Chwilę później drzwi otworzyły się, a w nich stanął wściekły Ron.
- Co on tu robi? - spytał na widok Malfoya juniora.
- Oh,zamknij się bohaterze, jestem po twojej stronie a właśnie siedzę na kanapie jakieś siedem metrów od twojej dziewczyny. Zadowolony? - Draco przewrócił gniewnie oczami. Miał zdecydowany ton.
- Phi. - prychnął Ron. Natychmiast podszedł do panny Granger. Objął ją ramieniem i przycisnął do siebie. Nie wiedzieć czemu nie poczuła się bezpiecznie. - Hej. Jestem. - powiedział, jakby nie wiedziała. -  Coś okropnego... Ja i Harry jako aurorzy już dawno powinniśmy tu być, ale to szkolenie... Taki jestem zabiegany, kochanie!- zaczął opowiadać o zajęciach z kamuflażu, które przechodzili w parku narodowym, a następnie nagle oznajmił. - Nie jesteś tu bezpieczna. Zabieram cię stąd. - uderzył nawet pięścią w kolano, żeby pokazać siłę oraz autorytet.
- Co?! Oszalałeś?! Nie,nie ma mowy! - podniosła głos, po czym wstała.
- Zaczyna się przedstawienie, mamo. - szepnął Draco do Narcyzy,ale ona skarciła go wzrokiem.
- Hermiono, ktoś na ciebie poluje! - upierał się Ron.
- I dlatego zajął się Pansy a nie mną?! Czy ty jesteś głupi?! Ronaldzie Weasley, nie wracam tam! Tu jest aktualnie moje miejsce! - wskazała palcem na podłogę. Wyprostowała się. Sprawiała mylne wrażenie twardej, pewnej siebie.
- Kocham cię, chcę cię chronić, dać ci bezpieczeństwo, a ty tak mi się odpłacasz?! Wracasz ze mną! - ryknął.
- Nie ma mowy! - wybiegła wzburzona. Rodzice Rona zaczęli na niego krzyczeć i wszyscy rzucili się jej poszukać. Nie wiedzieli, że siedziała w tej pustej klasie, w której  Draco dostał szlaban. Płakała, siedząc na jednej z dużych, wieloosobowych ławek. Dopiero dzięki łzom zeszła z niej cała złość i bezsilność. Płakała długo, solidnie. Nawet nie zauważyła kiedy zamknęły jej się oczy, zakręciło w głowie i zrobiło się słabo. Zwinięta w kulkę położyła się na blacie. Zemdlała. Draco w tym czasie spokojnie rozmawiał z matką, korzystając z nieobecności osób trzecich. Po jakimś czasie Weasleyowie wrócili i usiedli wiercąc się niespokojnie.
- Spokojnie, Ron, ona wróci, naprawdę. Nie może opuszczać zamku, zaraz się zjawi. - doszło to do uszu Dracona. Wtedy i on zaczął się wiercić. Nie lubił jej. Ba, nie cierpiał! Ale ona... a co jeśli kolejna dziewczyna zostanie zgwałcona?! Nie chciał tego przecież! Czy nie wystarczy ,że Granger z nieznanych mu powodów nie miała rodziców i jeszcze była dziewczyną rudej pokraki? Celowo został wtedy przy Pansy, żeby nie było kolejnej ofiary! Przez mroczny znak na jego ręce było już dość ofiar. A teraz... dlaczego nie zagrodził jej drzwi pod jakimś głupim pretekstem?! Niech spada z Hogwartu, ale, do cholery, żywa! Rozejrzał się przerażony, ale Molly oraz Artur siedzieli objęci i próbowali się uspokoić. Byli zdania, że przyszła synowa po prostu się gdzieś chowa. Nie koili niepokoju o nią, a złość na Rona. Ten natomiast wyglądał podobnie do Malfoya juniora, kiedy to siedział wczoraj na szpitalnym łóżku. Czy on w ogóle wiedział co groziło tej głupiej Granger?!
- Synku? - Narcyza przerwała to rozmyślanie. - Kompletnie zapomniałam,że mam dla ciebie małą niespodziankę! - dla dawnej Narcyzy byłoby to nierealne! Zapomnieć prezentu dla dziecka ,tym bardziej dla takiego, które właśnie przeżyło kolejną traumę w swoim życiu! Ale obecna Narcyza była smutna i przygnębiona. Ożywiła się dopiero przy nim, fakt, jednak nawet to nie zmniejszyło jej zdezorientowania. Podała mu zawiniątko a on uśmiechnął się niewinnie, rozwijając. Trzy czekoladowe żaby, jedna paczka cukierków dyniowych, dwie paczuszki słodkich kociołków i jeden wielki baton czekoladowy z posmakiem Ognistej. Mama zawsze wie co dobre! Jednak słodycze nie zagłuszyły myśli o tej potencjalnej ofierze, Granger.
- Mamo,muszę iść do łazienki. - zerwał się z miejsca.
- Dobrze, Draco, poczekam. - uśmiechnęła się słabo, a on wyszedł, patrząc na nią z troską i ruszył na poszukiwania. Obszedł wszystkie łazienki oraz te klasy, w których nie było lekcji. Czuł, że na pewno mu się uda! Mimo to bezsilność połączona ze zrezygnowaniem powoli go dopadały. Musiał gdzieś pozbierać myśli. Tyle tu jeszcze pustych pomieszczeń, klas! Otworzył pierwsze lepsze drzwi, zapominając nawet o tym, że to w pomieszczeniu, które kryło się za nimi, zdarzyła się sytuacja prowadząca do początku całej tej historii. Wszedł zrezygnowany i jak na zawołanie! Leżała na jednej z ławek. Na boku, trochę zwisały jej nogi a włosy przykryły twarz. Zero siniaków, zero obrażeń, nie zniknął ani jeden fragment ubrania. Ale... już drugi raz znajduje jakąś dziewczynę! Jeśli jej też się coś stało to on będzie na celowniku! Świetnie! Ta głupia Granger zawsze go w coś wpakuje!
- Granger... Halo... - zbliżał się powoli.
- Co? Oh... - powoli otworzyła oczy i w żółwim tempie wstała.
- Co tu robisz? - spytał.
- A ty? - odparowała.
- Ucinasz sobie drzemkę na każdej wolnej ławce? - uśmiechnął się złośliwie.
- Dowcipniś. - zakpiła. - Chyba zemdlałam. Nie spałam za dobrze w nocy. - wyjaśniła.
- I odbijasz to sobie tutaj? - dopytywał.
- Przyszedłeś ze mnie kpić? - zirytowała się.
- Przyszedłem, żeby ci oznajmić, że nie możemy się szlajać po zamku. Powinnaś już wstać, wrócić i zjeść grzecznie zupę dyniową, bo zemdlałaś pewnie też dlatego, że nie jesz. - cedził.
- To moje życie, dobra? - nie miała ochoty na dyskusje z Malfoyem.
- Powiedz to swojemu chłopakowi. - prychnął.
- Możesz przestać się czepiać? - podniosła głos. - A najlepiej to możesz spadać? - wycelowała w niego palcem.
- Dobra, Granger, jak sobie chcesz. Zmiatam. - machnął ręką, wykonując gest odpędzenia muchy.
- Malfoy...wiadomo co z Pansy? - szepnęła nagle.
- Nie. Jeśli jeszcze raz ktoś każe mi to opowiadać to oszaleję! - jęknął.
- Ja również. - przytaknęła.
- Super, zgadzamy się. A teraz rusz tyłek, bo podejrzanie długo mnie nie ma. - ponaglił.
- Egoista... - syknęła.
- Dziwaczka. - skierowała się do drzwi. Tym razem Malfoy zrobił coś dziwnego. Sam, nie wiedząc czemu przepuścił ją w drzwiach. Po raz kolejny tego dnia. Szli w ciszy. Do gabinetu dyrektorki weszli ramię w ramię. Hermiona rzuciła się uściskać Rona, Draco cieszyć się słodyczami od matki. W końcu przyszli ludzie z ministerstwa i oznajmili koniec odwiedzin. Gdy poszli, wszyscy zaczęli się żegnać, ale drzwi ponownie otworzyły się i do gabinetu wparował nie kto inny niż Fenixa.
- HERM! - krzyknęła i rzuciła się Gryfonce na szyję. - Nic ci nie jest? Na pewno? Bo jeśli nie to Arina mnie zamorduje, a zwłoki wrzuci do piwnicy na pożarcie szczurom. Albo jeszcze gorzej! Ogoli mnie na łyso, obłoży głowę wątróbką i zawołała swoje koty! Pieprzona kociara. Albo utopi w Merenczance! - wyliczała. Jej postawa rozśmieszyła Gryfonkę. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdy dołączył do nich zdyszany Zabini. Oparł się o framugę drzwi i próbował unormować oddech.
- Fenixa! - wysapał. - Jak ty zapierdzielasz w tych butach! Litwinka spojrzała z niezrozumieniem na swoje szpilki.
- Nie wiem o co ci chodzi. - wzruszyła obojętnie ramionami i odwróciła się do Draco. Ignorując wszystkie spojrzenia, rzuciła mu się na szyje. - O ciebie też się martwiłam, karaluchu. - mruknęła i zwróciła się do Herm. - Moja mama tu jest razem z Ariną.
- Jej mama, jest naprawdę przerażająca. Gdy ja pierwszy raz zobaczyłem... - zaczął Diabeł, ale umilkł dzięki uderzeniu w potylice. Cios który sprzedała mu narzeczona był naprawdę mocy.
- Rada numer jeden: faceci są jak drzwi. Jak nie pieprzniesz, to się nie zamkną. - oznajmiła. Hermiona parsknęła śmiechem.
- Fenixo zachowuj się.- do rozmowy dołączył chłodny, opanowany glos. W progu stały dwie kobiety, podobne do siebie jak dwie krople wody. Arina i Natasza Romanow miały karmelowe włosy, a także identyczne, jak Fen, ciemnobłękitne oczy. Wydawały się zmartwione i niewyspane.
- Wybacz, matko. - spuściła wzrok.
- Dzień dobry, ciociu Nataszo. Hej Arino.- przywitała się Hermiona.
- Witajcie piękne szwagierki. Fenixo, nie pochwaliłaś się, że masz dwie siostry. - odezwał się Blaise. Starsza panna Romanow zarumieniła się jak piwonia.
- Draco, to moja mama, Natasza Romanow z zacnego domu Koburow. A to - wskazała dłonią na młodszą z kobiet. - moja starsza siostra Arina.
- Hermiono, dowiedziałyśmy się o tej tragedii. - Natasza zwróciła się do Gryfonki. - Kochanie, może chcesz na jakiś czas wyjechać ze szkoły? Zatrzymałabyś się w Haven Hall, które jest zawsze dla ciebie otwarte. - mama Fenixy zawsze widziała Granger w roli swojej synowej. Zwłaszcza, że była ważniejszą członkinią Golden Trio. A to cudownie, by wyglądało w ich drzewie genealogicznym!
- Nie, ciociu Natasho. Nie chce robić sobie zaległości. Ale obiecuje że przyjadę na cale święta. - zapewniła gorąco.
- Strasznie jesteśmy z tego powodu rade. - ucieszyła się Arina.
- A właśnie! Pani profesor? - McGonagall stała cały czas w drzwiach, zauważona jedynie przez Fen.
- Tak panno Romanow? - uśmiechnęła się.
- Chodzi o Pansy. Czy na jej ręce było coś wyryte? - spytała nagle.
- Fenixa, przestań dramatyzować! - skarciła Ślizgonkę, starsza siostra. - To na pewno nie Próba.
- Zamknij się. To ja jestem alchemiczką rodziny, a nie ty, więc się nie wtrącaj w sprawy których nie jesteś w stanie pojąć. - warknęła.
-Owszem. - dyrektorka zignorowała kłótnię sióstr. - Wyryto na jej przed ramieniu jedno słowo.- westchnęła Minerwa, ignorując fakt, że te informacje są ściśle tajne i poufne. - Dokładniej to Calcinatio. Fenixa zrobiła się blada jak futro Yeti,w którego swoją droga, wierzyła. Cofnęła się o krok i straciła równowagę. Gdyby nie Blaise upadłaby.
- To nie może być prawda. - wyszeptała.
- Nie, nie, nie! - Arina kręciła wściekle głową.
- Fenny! O co chodzi!?- zmartwiła się Hermiona, podchodząc do koleżanki. Ta spojrzała jej w oczy. Ciemne tęczówki miała zaszklone od łez, a strach jaki w nich widniał był obezwładniający. Fenixa nigdy się nie bała. Sergiej opowiadał Hermionie, że gdy napadli ich Śmierciożercy, ta wskoczyła na stół i walcząc z trzema, krzyknęła: "Patrzcie i podziwiajcie moją zajebistość nędzne pachołki!". Fenixa Katarina Romanow zawsze panowała nad strachem. Była odważniejsza niż niejeden Gryfon. A teraz strach paraliżował ją do szpiku kości. Patrząc Hermonie w oczy wyszeptała pięć słów nim przerażenie odebrało jej przytomność.
- Ktoś próbuje stworzyć Kamień Filozoficzny. - zemdlała.
     Rozdział wstawiony z okazji 1450 wyświetleń. Komentujcie, drodzy czarodzieje, to naprawdę napędza do działania! Mam nadzieję, że  się podobało :)!
Pozdrawiam, Eleonora.

11 komentarzy:

  1. Nasza ognista Litwinka się wystraszyła, ale swoją drogą to się nie dziwię. jak zawsze świetny rozdział. następny dajcie dłuższy.
    p.s skąd wytrzasnęłyście ten przepis na kamień, swoją drogą to trochę się dziwię że dałyście Parkinson do tych 13 dziewic kamienia, bo z tego co wiem to specjalnie dobrej opinii o niej nie było

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy :)! Ten pisałyśmy już na spółę :). Następny znowu przyniesie wiele niespodzianek :).
    Przepis jest pomysłem Vipery ;). Nie było fakt,ale na do rozdziału z gwałtem była dziewicą całującą się z każdym a nie puszczalską ;). Niebawem pojawi się miniaturka!
    Eleonora :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ouuuć... To się porobiło.
    A skąd ten przepis? Ciekawe, ciekawe...

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam w wolnej chwili ccc;;;

    Weny!
    Buziaki, Hariet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przepis zainspitowalo mnie anime full Metal Alchemist (pozdrawiam otaku!!). I Hariet, moja droga nie martw się! Będzie gorzej
      Vipera

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Witajcie :) Zostałyście nominowane do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu -> http://malfoyhermiona.blogspot.com/2015/08/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dziękujemy! To dla nas ogromnie miłe i ważne :).

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziewczyny !!!! Wasz blog jest Mega!!! Nie wiem nawet jakim słowem opisać !!! Cudo !!! Czekam na kolejne !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :)! Nawet nie wiesz jaki mam dzięki Tobie teraz dobry humor, dziękuję Ci jeszcze raz :)! Zapraszam do dalszego czytania naszego bloga :). Jeju, mam motywację do dalszej pracy :)!
      Pozdrawiam, Eleonora.

      Usuń
  7. Fajny rozdział ;)
    Ron to idiota jak on mógł tak się zachować!
    Ale najlepszy jest ten fragment:
    "Zaczęli się żegnać, ale drzwi ponownie rozwarły się i do gabinetu wparował nie kto inny niż Fenixa. -HERM!- krzyknęła i rzuciła się Gryfonce na szyję. -Nic ci nie jest? Na pewno? Bo jeśli nie to Arina mnie zamorduje i zwłoki wrzuci do piwnicy na pożarcie szczurom. Albo jeszcze gorzej! Ogoli mnie na łyso, obłoży głowę wątróbką i zawołała swoje koty! Pieprzona kociara, Albo utopi w Merenczance!- dodała. Jej postawa rozśmieszyła Gryfonkę. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdy dołączył do nich zdyszany Zabini. Oparł się o framugę drzwi i próbował unormować oddech. -Salazarze, Fenixa!- wysapał-jak ty zapierdzielasz w tych butach!"
    Uwielbiam ich :D

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :).
      Tak, trochę kretyn, fakt.:D
      My też ich uwielbiamy, cóż zrobić?:D :)
      Pozdrawiam, Eleonora.

      Usuń